Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2010, 10:00   #86
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Dreszcze, zimny pot, tępy ból w okolicach potylicy. Widzę szybujący sterowiec, pasażerów przechadzających się po tarasie. Moja postać oddala się od niego. Z rozpostartymi rękami i nogami lecę na spotkanie ośnieżonych szczytów. Spadam … nie, nie spadam … unoszę się leciutko jak liść niesiony lekkimi podmuchami wiatru. Rastchell rozmawiający z Voightem oparci o barierkę … Blum okrywający futrem ramiona tej młodej kobiety. Nie widzą mnie, nikt nie patrzy w dół, nikt nie zwraca uwagi. Czuję jakiś delikatny ruch obok. Przekręcam głowę. To Panna Case niesiona podmuchami wiatru podąża za mną. Uśmiechamy się do siebie.

- Widzi Pan profesorze jakie to przyjemne. Już dawno chciałam to zrobić… wtedy na dziobie sterowca …
- Masz rację Irise … to cudowne uczucie … gdyby nie to zimno i narastający ból głowy byłoby wręcz idealnie.
- Ból? Nie powinien pan odczuwać dolegliwości. To znak …
- Znak? Od kogo?
- To znak, że jeszcze nie przyszedł właściwy moment …
- Moment na co?
- To Pan jest profesorem, nie ja …

Mam dziwne uczucie, coś jakby niewidzialna siła nie pozwala nam oderwać się od altiplanu i poszybować z wiatrem. Czuję jak ustępuje towarzyszący nam chłód. Otwieram oczy … widzę otoczony aureolą światła sterowiec, tym razem tylko jedna postać na tarasie … Jerome Lautrec … przekłada nogę za barierkę … przechodzi na drugą stronę … spogląda na nas … rozkłada ręce i rzuca się w otchłań. Gdy przelatuje obok nasze spojrzenia spotykają się. Widzę zdziwienie malujące się w jego oczach. Pewnie myślał, że podobnie jak my będzie latał …

- NIEEEEEEE – dochodzi nas krzyk mężczyzny.

Szybujemy dalej. Jest coraz goręcej, cień rzucany przez sterowiec chroni nas przed słońcem. Czuję dziwny, zupełnie nie zrozumiały spokój. Jak wiele zmieniło się w mym życiu odkąd przekroczyłem mury Xhystos i udałem się w podróż życia do S a m a r i s.
- S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s –powtarzam jak mantre. Czuje, że to z tamtego miejsca bierze się siła utrzymująca nas w powietrzu.

Lecimy teraz równolegle ze sterowcem. Chcę wstać ale niewidzialna siła tłumi każdą próbę poruszenia się. Spoglądam na taras. Pojawiają się na nim kolejne postacie. Pokład przerodził się w teatralną scenę z prawdziwymi aktorami. Półnagie postacie z wymalowanymi twarzami, przystrojone piórami potrząsają trzymanymi w dłoniach dzidami. Na środku sceny aktor unosi do góry dłonie zaciskające się na kamiennym rytualnym sztylecie. Pozostali aktorzy poruszają się jak w transie, ich usta wymawiają jedno słowo … dołączam się do nich …

- S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s, S a m a r i s …
 
Irmfryd jest offline