Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2010, 13:36   #206
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Gdy TO się stało Mistrz Daree siedział w swojej komnacie grzejąc płomieniami żywego ognia kościste dłonie. Nagle z przeraźliwym świstem do komnaty wdarł się mroźny wiatr. W jednym momencie, krótszym niż uderzenie serca okno oraz cały wykusz pokryły się szronem. Tak samo framuga potężnych dębowych drzwi z żelaznymi okuciami zaiskrzyła się od skrywającego je lodu. Przez komin niczym nie proszony gość wdarł się silny podmuch wiatru prawie doszczętnie gasząc trzaskające w płomieniach polana. W twarz Arwida uderzył niesiony podmuchem wiatru popiół z paleniska. Staremu Darre zakręciło w nosie, kichnął po trzykroć, potem ni to do siebie ni to na głos wyraził zdziwienie:

– Ki czort … takiego zamrozu jeszczem nie widział. Dali patrzeć jak woda w szczelinach mury zacznie rozsadzać.

Z pomocą laski Mistrz dźwignął się z miękkiego fotela. Ukląkł przed kominkiem, końcem pogrzebacza dźgał polana szukając czerwonych węglików. Przegrzebując palenisko natrafił na ledwo tlące się kawałki czarnych węgli.

– Liściaste – zamruczał do siebie – nie tak łatwo zgasić.

Arwid sięgnął po ułożone w piramidę szczypy smolnego drzewa. Wziął kilka do ręki, w nozdrza uderzył go żywiczny zapach. Przyłożone do ledwie żarzącego się kawałka drewna natychmiast zajęły się ogniem. Stary Daree podsycał ogień kolejnymi drobno porąbanymi kawałkami drewna. W komnacie dało się usłyszeć przyjemne dla ucha trzaskanie ognia w kominku. Gdy płomień buzował już na dobre Arwid dorzucił do ognia kilka grubych polan. Światło bijące od kominka rozjaśniło wnętrze pomieszczenia. Dopiero teraz Arwid zauważył, że szronem pokryte także było wezgłowie łóżka a także rzeźbione słupy podtrzymujące baldachim. Stojąca na toaletce misa zamarzła wraz z zawartością. Arwid dotknął powierzchni. Woda zamarznięta była tylko na wierzchu, lodowa tafla pękła pod naciskiem dłoni.

Z kolejną klepsydrą w komnacie robiło się coraz cieplej, co prawda z każdym oddechem mistrza z jego nozdrzy unosiła się para ale szron pozostawał już tylko w wykuszach okna.
Arwid siedział opatulony skórą w fotelu koło kominka, cały czas mając baczenie na przeskakujące w palenisku jęzory płomieni. Czuł że stało się coś niedobrego, chciał wyjść zasięgnąć języka ale jednocześnie obawiał się ruszyć, odejść choć na kilka kroków od tego jedynego źródła ciepła. Czekał … na to że może Lutfryd wpadnie jak zwykle z doniesieniami co to na zamku nowego się wydarzyło. Może pilnujący komnaty strażnicy zapukają z pytaniem czy niczego mu nie trza.

Mijały kolejne klepsydry, pomieszczenie nabrało znośnej dla ciała temperatury. Arwid odrzucił okrywającą go skórę. Podszedł do stołu, sięgnął po flaszkę … na moment zawahał się gdy jego dłoń powędrowała w kierunku kielicha z rżniętego szkła. Skojarzenie było proste … lód … Dotknął go dopiero wtedy gdy jego barwa zmieniła się pod wpływem brunatnej zawartości. Wyborne wino tym razem nie smakowało, było za zimne. Arwid odstawił kielich, podszedł do drzwi komnaty, omiótł wzrokiem framugę. Po skrzącym się lodzie nie pozostał ślad. Stary Daree uchylił lekko drzwi i odezwał się w ciemność karidora:

- Każcie podać wieczerze.
- ERZE, ERZE … – odpowiedziało echo.

Daree zatrzasnął drzwi. Wiedział, że tej nocy nie zaśnie. Pisać też nie będzie. Teraz liczyło się tylko utrzymanie ognia w palenisku.
 
Irmfryd jest offline