Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2010, 17:33   #98
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Szajel upadł na ziemie roztrącając błoto na różne strony. W pierwszej chwili nie wiedział co się stało, chciał poruszyć skrzydłami ale niesamowity ból nie pozwolił mu na to. Uniósł spojrzenie swoich zielonych oczu na różowe pierze i ujrzał jak czerwona krew rozlewa się po jego piórach. Rana którą sztylet stworzył na jego skrzydle bolała niezwykle, łzy pociekły z oczu tancerza. Arlekin podparł się na dłoniach i z grymasem bólu na twarzy wstał na nogi. Jednak w jego spojrzeniu poza bólem i łzami było coś jeszcze, wściekłość, gniew, nienawiść…
- Moje skrzydło…- Szajel szepnął cicho patrząc na uszkodzoną kończynę. Część ciała którą tak uwielbiał, to co dawało mu wolność w przestworzach było zniszczone. Ponownie spróbował poruszyć skrzydłem jednak to odmówiło współpracy racząc tancerza kolejną dawka bólu.
Szajel spojrzał na wężoludzi z oczami pełnymi pierwotnej nienawiści, jeszcze na chwile zerknął na swoje skrzydło i…. zaczął się głośno śmiać. Nie był to jednak wesoło miły dla ucha dźwięk. Był to śmiech dziki i nieokiełznany, śmiech odzwierciedlający ból jaki teraz zagościł w duszy chłopaka. Odgłos ten był przerażający i nie zwiastował niczego dobrego. Tancerz wplótł swe smukłe palce w włosy ozdobione licznymi wisiorkami i zacisnął na nich swój uchwyt. Twarz zwrócił ku niebu i lekko ciągnąc swe włosy śmiał się dalej, dłonie zataczały lekki koła na jego głowie jak gdyby Szajel masował swoją czaszkę. W tej sytuacji było coś dziwnego i złowieszczego, coś co zwiastowało kłopoty. Tancerz przesunął dłonie na oczy jak gdyby płakał, a jego śmiech cichł z każda sekundą. Nawet wężoludz zatrzymali się na chwile obserwując tą niecodzienną sytuacje.
Szajel poderwał się nagle na nogi, teraz w jego oczach był już tylko gniew, ręce powędrowały do jego broni która leżała na ziemi obok niego.
- Zapłacicie mi za to… – syknął w stronę węży.
Gdy zacisnął dłonie na rękojeści broni szybkim ruchem wyciągnął ją przed siebie. Nabrał powietrza w płuca i głośno zaczął mówić.
- Na…. – broń zaczęła świecić różowym mocnym blaskiem który stopniowo ją obejmował. Logicznym było, że Szajel chce uwolnić swoją broń. Jednak tancerz po wypowiedzeniu pierwszej sylaby imienia swego oręża zamilkł. Wspomnienia wypłynęły na powierzchnię jego umysłu.

~*~

Siedział wraz z Harlem kilka minut po swoim egzaminie, sprawdzianie w czasie którego pierwszy raz odpieczętował swoją broń. Szajel spuścił głowę patrząc na swoje sztylety, które przed kilkoma chwilami wyglądały zupełnie inaczej niż teraz.
- Ja nie chciałem…- powiedział cicho różowowłosy do swego mentora.
- Wiem Szaleju, taki wypadki się zdarzają.- odpowiedział mu Harl, jednak w głosie zamaskowanego było coś dziwnego. Zazwyczaj pełen ciepła i ojcowskiej wyrozumiałości ton teraz krył w sobie coś jeszcze. Niepewność? A może trochę strachu?
- Ja naprawdę nie chciałem…- powtórzył jeszcze raz Szajel.
- Wiem to.- po raz kolejny potwierdził Harl.
Szajel zamachał nogami nad ziemią wpatrując się w ostrza swoich sztyletów.
- Czemu ja muszę być inny? Czemu moja broń nie może być taka jak innych? – zapytał młody chłopak smutnym tonem swego głosu.
Harl westchnął i podszedł do swojego ucznia, przyklęknął przy krześle na którym siedział różowo włosy i położył mu dłoń na kolanie.
- Szajelu nie jesteś inny, jesteś po prostu sobą. Gdybyśmy byli tacy sami ten świat nie miałby sensu. Każdy z nas jest taki jakim być chce, tylko od nas zależy kim tak naprawdę będziemy. – zaczął tłumaczyć Harl[/i]
- Ale oni ze mnie zawsze się śmiali, wszyscy… – powiedział cicho chłopak.
- A myślisz, że ze mnie się nie śmiali? Bawiła ich moja maska, bawił ich mój taniec, ale jak widzisz jestem sobą. A czy dla Ciebie Szajelu jestem inny? Jestem śmieszny?
Szajel pokiwał przecząco głową i słuchał mentora dalej.
- Ariel nigdy się z Ciebie nie śmiała, ja też nie. Inni po postu nie potrafią Cię zrozumieć. Pamiętaj mój uczniu, że lepiej mieć koło siebie kilka osób które są wobec nas szczere niż otoczyć się grupą zakłamanych i obłudnych Nieskończonych.
Szajel przytaknął ale wciąż był smutny.
- Ale moja broń… Ona też jest inna. Twoja i Ariel są normalne, nie są takie…- młody tancerz znowu opuścił głowę. Jednak Harl przytulił go do siebie i powiedział ciepłym acz poważnym głosem.
- To prawda twoja broń jest inna, jest potężna i muszę przyznać, że sam jej nie rozumiem po tym co zobaczyłem. Jednak pamiętaj, że duchowa broń to cząstka nas, odzwierciedla kawałek naszej duszy. A to świadcz tylko o tym, że twoja dusza jest silna. Otrzymałeś Szajelu niezwykłą moc, siłę niezwykle potężną. Pamiętaj jednak, że broń to nie zabawka, zwłaszcza tak potężna. Wielka siła wiąże się z wielką odpowiedzialnością. Jednak wiem że sobie poradzisz. Celem broni nie jest zabijanie dla własnej uciechy, broń ma być tarczą dla nas i naszych bliskich. Nie pozwól by kiedykolwiek gniew czy chęć zemsty kierowała twoim orężem. Bądź jego panem, tak jak jesteś panem swego życia. – zakończył Harl i puścił chłopaka z objęć. Szajel wstał z krzesła i uśmiechnął się.
- Obiecuje, że będę o tym pamiętał. Mogę być silny też bez swojej broni! – powiedział radośnie, a Harl poklepał go po głowie.
- Dobrze Szajelu, ufam Ci. A teraz idź do swojego pokoju, Ariel na pewno się niecierpliwi.
Szajel wybiegł za drzwi i ruszył w stronę swego pokoju uspokojony i uradowany, Harl zaś zamknął za nim drzwi i nawet się nie odwracając powiedział głośno.
- Długo tu byłeś „Zmiennobarwny” Kocie?
Po tych słowach kolorowe freski na ścianie zaczęły wić się i zmieniać, a po chwili oderwały się od ściany i uformowały się w postać niskiego Nieskończonego o płomiennych włosach i skrzydłach zielonego koloru. Ubrany był w kolorowy strój do tańca i buty na lekkim obcasie, w lewym uchu miał srebrny kolczyk. W dłoni przez chwilę trzymał duży pędzel, który jednak w błysku białego światła zmienił się w pierścień.
- Haha i po co mi moja broń skoro ty zawsze wiesz gdzie się ukrywam?- powiedział śmiejącym się głosem do Harla.
- Sam malowałem te sale, wiem jakie freski są na tych ścianach. – odparł Harl i podszedł do okna z którego był widok na sale treningową. Pomieszczenie gdzie nie dawno Szajel odbył swój pierwszy egzamin. Kot podszedł do niego i spojrzał w dół.
- Niezwykłego masz ucznia, pierwszy raz jak żyję widziałem coś takiego. Nie sądzisz, że on może być… niebezpieczny? – Zmiennobarwny cmoknął ustami obserwując salę dokładnie.
- Ufam mu. Szajel ma w sobie niezwykłą siłę. Wiem że sobie poradzi. W życiu i tak już wiele przeżył. – Odparł Harl spokojnym tonem patrząc jak kilka osób wchodzi do Sali na dole z trumną i ścierami,
- A właśnie, znalazłeś coś? Jakieś informacje o ojcu Szajela?- Kot ponownie zacmokał ustami.
- Nic a nic, zniknął jak kamfora. – tym razem w głosie Harla była nutka gniewu.
- Miej młodego na oku przez najbliższe dni, ja postaram się dowiedzieć czegoś o jego krewnych. – Powiedziawszy to Nieskończony powiedział cicho „Inspiracja” a pierścień ponownie zmienił się w pędzel. Kot zmienił się w istny wir kolorów i wlał się między płyty w kamiennej podłodze.
Harl stał jeszcze chwile w oknie obserwując sale. Centrum pomieszczenia było całe we krwi. Grupa Nieskończonych na dole zbierała to co zostało z instruktora Szajela i wkładała kawałki do trumny. Nieszczęśnik nie miał szans na przeżycie. Harl zaś nadal rozmyślał nad tym co tak naprawdę stało się na dole…

~*~

Szajel odetchnął i zamilkł. Przerwał aktywacje swej broni a jego wzrok uspokoił się. Obiecał wszak że gniew nie będzie nigdy kierował jego poczynaniami.
- Rozi podaj mi Maskę…- powiedział swym melodyjnym głosem w stronę swego tobołka. Kwiatek szybko wyskoczył z worka trzymając maskę Nieskończonego. Roślinka była przerażona i gdy tylko arlekin odebrał od niej przedmiot Rozi ponownie wskoczyła do tobołka.
Szajel założył na twarz maskę i od razu poczuł lekkość i grację jaką ta mu zapewniała. Chwycił za rękojeść jednego ze sztyletów i zaczął szybko kręcić się w kółko, ból w skrzydle wciąż dawał się we znaki ale tancerz w swym życiu doznał już wiele cierpienia więc umiał walczyć z tym uczuciem. Drugie ostrze rysowało krąg dokoła niego sprawiając, że podejście do arlekina było utrudnione, a on przyspieszał z każdą sekundą. Po chwili dookoła jego głowy pojawiły się malutkie świecące kuleczki, które następnie pojawiały się dookoła całego jego ciała. W ułamku sekundy wszystkie światełka wybuchły zalewając okolice niesamowitym blaskiem. „Lśnienie” miało oślepić wężoludzi. Szajel jednak nie tracił czasu, przestał się kręcić i wystawiwszy dłonie przed siebie wykonał nimi kilka gestów jak gdyby zgarniał powietrze z otaczającej go przestrzeni. Były to ruchy pełne gracji i taktu, które wyglądały niczym taniec. Arlekin nagle wyrzucił dłonie do przodu sprawiając iż niezwykle silny podmuch tnącego wiatru zaczął kierować się w najbliższego mu wężoczłeka. Tancerz miał teraz zamiar ruszyć w stronę przeciwnika który oparł się mocy oślepienia, lub jeżeli wszyscy nie mogli go zobaczyć miał zamiar zaatakować najbliższego. Ponadto był gotowy by użyć płaszcza wiatru ażeby ochronić się przed wrogimi ciosami.
 
Ajas jest offline