Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2010, 19:03   #203
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Podenerwowany Jon zapukał do pokoju Ravny. Już wcześniej mogła zauważyć jego dziwne zachowanie. Tylko czy bladość, uciekający wzrok i zmieszanie nie były w obecnej sytuacji naturalne, w obliczu potworności i zagrożenia? Były. Technomag trzymał w dłoni torbę z laptopem. Bladszy, bardziej nerwy. Pocił się.

- Sprawdziłem, mało zrozumiałem... Ale coś wyłuskałem. To jest poplątane jak węzeł gordyjski. Chodź na trybuna, tyczy to innych, to powiem publicznie co wiem. Co wie każdy, powie. Twój przyjaciel idzie z nami Dwie przyczyny, jedna – ja chcę aby był na trybunale. Druga, kiedy przyjdą bullteriery powinien być, a jego wprowadzenie na sale pewnie wywoła protest. Niech siedzi i milczy

Potem informatyk zapukał i przez drzwi wezwał Amy, krzycząc przez drzwi, że już Trybunał lecz widocznie amerykanka musiała zajmować miejsce w sali. Spojrzał na drzwi pokoju Adepta Driscoll. Dziwnie błędnym wzrokiem ogarnął korytarz.
Za Jonem i resztą magów wkroczyli jako ostatni. Sala obrad prezentowała się nader ponuro. Mógłby to stwierdzić każdy śpiący, iż jest ponuro, smutno, nostalgicznie oraz czuć niewysłowione napięcie. Lecz tutaj byli przebudzeni, wzajemnie potęgujący swe wrażenia. Mr owiania po skórze, szepty za plecami, nerwowe rozglądania się, ukradkowe łzy... Szok, kiedy co niektórzy dojrzeli to, co stało się z nogą Amy. W liściach drzewa para białych kruków zdawała się szaleć zniecierpliwiona, gałęzie trzęsły się, owoce-haust padały na ziemię. Ravnie przypadło miejsce obok rozdrażnionego [b]Abrahama/b] który wnet rozłożył laptop obserwując wiele wykresów. Po lewej usiadł jeszcze Adam, a potem kolejno, niczym upiorów rząd ze zwieszonymi głowami. Kowalczyk pełen złych przeczuć malujących się na jego twarzy, Rublewski smętnie bazgrzący ołówkiem po notatkach. Prawą stronę stołu zamykała Wiktoria Gros odrobinę znużona i blada. Lewą stronę, licząc od miejsc rady, przypadło rozpoczynać Isamu mrożącemu po kociemu oczy i popijającemu parująca kawę, Michaił Dołmatow uciekał wzrokiem od stołu, obserwując sufit. Amy oraz Nane przedzielał Czarny nerwowo poszukujący wzrokiem brakującej osoby. Dalej, po tej stronie stołu kilka krzeseł pozostawało wolnych, odsuniętych jakby pamiątka po tych, którzy odeszli.
Colinowi przypadło miejsce na tronie rady, na prawo-od Diakona, od którego rozdziela go rosły Mistrz Rasputin.. Dwa miejsca po lewej pozostały wolne, miejsce Roberta Crossa oraz Jona. Naprzeciwko rada miała na widoku sześć wolnych krzeseł dla wilkołaków.
Cisza, jakże cudne były chwile tej ciszy szmerów. Powolnego uderzania Wirtualnego Adepta w klawisze, siorbania przez kogoś herbaty, kołowa na kartce, ciężkiego oddechu, pocierania zamarzniętych na dworze dłoni.
-Czarny zostawił kudłaczom telefon... Ufam, że go odbiorą i przyjdą wedle wskazówek. Za niedługo będą.
Podczas gdy inni mogli oglądać zmarnowanego Mistrza Rasputina który stracił cześć patosu zawsze mu towarzyszącej oraz jeszcze bardziej wynędzniałego Aureliusza o bladym obliczu, sinych, popękanych do krwi ustach i parru czerwonych, alergicznych rumieniach na gardle, Adept Colin układał w głowie wczorajsze informacje. Tych było wiele. Tak naprawdę wiele nic nie znaczących bzdur. Kogo interesowało, że Mistrz Robert jest doskonałym strzelcem, a Diakon podczas pierwszej wojny światowej, mimo niedowierzania, obok jednej numerującej kreseczki nie chciała pojawi się druga, walczył na froncie. O preferowanych przez nich gałęziach nauk, spora lista publikacji, zgromadzone listy polecające, w szczególności Mistrza Roberta, a poza tym.. Nawet tak banalna informacja jak poprzednie fundacje, mentorzy oraz wykaz pojedynków zostały opatrzone klauzurą dostępu na specjalny wniosek.
Mistrz Aureliusz powstał. Po chwilach siedzenia w sali, magowie poczuli woń pokrzyw płynąca z drzewa, siedliska kruków. Do Nany znowu wrócił niepokój.

-Witam na Trybunale Fundacji Białych Kruków. Mamy czas dla siebie aby uporządkować nasze sprawy, wymienić informacje i dość do wspólnych wniosków. Zapewne dziwi was brak Mistrza Roberta. Podczas ostatniej akcji jego świadomości ciało zostały przytłoczone istotą zwierzęcia – psa. Inny mi słowy, na razie przebywa w formie animalistycznej. Przed właściwą formą Trybunału, muszę przeczytać pewne dokumenty.

Szmer. Szum przetoczył się po sali. Rząd wytrzeszczonych oczu. Hermetyk kontynuował.

– Obowiązkiem każdego przedstawiciela Porządku Hermesa w fundacji wojennej jest prowadzenie notatek aby po jego zaniemożeniu...Diakon przerwał wątek, głos urwał się w połowie sylaby. Hermetyk zawsze utrzymujący żelazną dyscyplinę umysłu, teraz zostawił luzy. Ból, zagrożenie i fizyczna słabość której byli świadkami widząc bladą twarz maga i drżąca prawidło, to wszystko nawarstwiło się. Wraz z przerwaniem wątku, wszyscy biegli w umyśle magowie mogli poczuć strach... I ból. Gniew. Bezsilność. Niektórym układały się nawet słowa. ”Aleksandrze, cóż uczyniłeś?” – dźwięczało zachrypłym głosem na granicy ego. Aureliusz uciekł z niezręcznej sytuacji nikłym, gorzkim uśmiechem. Kontynuował. -Ta notatka jest innej natury. Mistrz Robert przygotował ją jako list do nas.

Zebrał ze stołu arkusz papieru w kartę, równo upięty, zapełniony dbałym, acz brzydkim pismem. Przez chwile jeszcze przyglądał się literom. Jon wlepiał wzrok w wyświetlacz laptop. Niektórzy spuścili głowy, Wiktoria, Grigorij oraz Michaił Dołmatow. Czarny zdawał się błądzić wzrokiem po pustych krzesłach po Annie, Oczmułenkach, Innie, Siergieju, Grzegorzu... Nawet Szamilu który nigdy się nie pojawił. Zamyślony smutek wręcz bił z twarzy przebudzonego. Odgłos przyschniętych, rozklejanych ust zapoczątkował odczytywanie listu.

-Przesłuchanie. Szkic wstępny raportu. Nie składać do Horyzontu.
Nie jestem pewny swych metod, postanowił już nigdy więcej nie czynić w taki sposób. Jednakże byłem zmuszony połączyć wykorzystanie Ars Mentis z torturami. Pułkownik Dołmatow okazał się przebudzonym magiem którego ciało i umysł zmodyfikowano w celach operacyjnych. Zmuszony zostałem do wykorzystania metod szczególnie destruktywnych. Zastosowane: moje stare roty Fundacji Sokołów, szturmy mentalne, narkotyki. Ból wywołany za pomocą igieł wbijanych...
Mistrz Aureliusz przerwał i przeskoczył do następnego akapitu.
-Z całą pewnością mogę stwierdzić, iż w garnizonie moskiewskim bardzo szerokie wpływy posiada Iteracja X. Wnioskując po całej sytuacji, są traktowani jako fundacja uderzeniowa, która stara się uzyskać najwięcej samodzielności. Siedem nieprzebudzonych cyborgów, dwa przebudzone (łącznie z Dołmatowem) oraz jeden HIT – Mark stanowią podstawę uderzeniową. Poza tym, czerpiąc z wiedzy przesłuchiwanego, wiem o trzech technokratach centrali. Jeden z nich jest administratorem i pełni bardzo wysoką funkcje w wojsku. Ponadto, dwudziestu lub trzydziestu żołnierzy ma pewną mętne, zakłamane pojęcie o działaniach konwencji w garnirowanie. Należy traktować ich jako akolitów. Syndykat zdaje się najmniej groźny wedle informacji Dołmatowa. Nowy Światowy Porządek zdaje się równie groźny jak Iteracja. Pozyskałem również informacje o możliwym spotkaniu NŚP i Syndykatu.
Porucznik Wasyl Iwanowicz Dołmatow nie nadaje się do dalszych przesłuchań. Humanitarnie będzie uwolnić jego avatara miast skazywać go na związek z pustym ciałem. Biorę na siebie konsekwencje.

Wyznanie I. W razie omówionych okoliczności, przeczytaj je Aureliuszu wszystkim.
Wraz z moją przyjaciółką Stanisławą
Mistrz Aureliusz przemilczał dalsze doprecyzowanie danych - postanowiliśmy uczynić kroki zaradcze mające chronić przedstawicieli fundacji. Zauważyłem, że działania Technokracji bardzo mocno pokrywają się z czarnymi, wręcz śmiercionośnymi barwami pojawiającymi się w liniach życia, nie podejrzewam aby duchy złamały paty z moim domem i podały mi nieprawdziwe informacje. Czarne linie, jądra ciemności nasilały się w szczególności wobec Adeptki Turi (cała czarna nić) oraz Amaryllis Vivien Seracruz, Rublewskiego i Wiktorii Gros. Przepraszam wszystkich, iż z butami zajrzałem w przeznaczenie przybyłego wsparcia, a potem uległem pokusie i wykupiłem sprawdzenie wszystkiego.
U każdego pojawiała się mniejsza lub większa czerń. Nie jestem specjalistą od Ars Fati, mało mogę powiedzieć o tego typu niuansach. Może mailiśmy do czynienia z przeznaczeniem wyższego rzędu? Może wszystko wygląda jak drabina, każdy szczebel jest coraz silniejszy, trudniejszy do złamania? Podczas odczytania listu proszę o wypowiedź Jona Fire.
Chciałem, z pomocą Stanisławy, przynajmniej wyzerować przeznaczenie wszystkich członków Fundacji, aby nie sprawiało negatywnych konsekwencji. Nie wiem jaki był powód, lecz w tym samym momencie Adeptka Turi podjęła się dzieła na przeznaczeniu. Skutki znamy dwa. Oba działania ruszyły kwestie jezioro co każe przypuszczać, iż zabarwienie nicy wywodziło się od nich. Pierwszy skutek znamy wszyscy doskonale, czyn magy był na tyle potężny i poruszał się w tak negatywnej skali rezonansowej, iż Unia Technokratyczna musiała wziąć to za bardzo silne zagrożenie i zareagować.
My natomiast nie dokonaliśmy dzieła w całości. Wręcz po części nasze działania odbiły się od nas. Coś, ta istota czy siła w reakcja na nas wzmocniła działanie. Mogę przyznać, iż przez to jestem winny śmierci Stanisławy i współwinny umierania wszystkich tych, które przeznaczenie było już ciemne, lecz nie śmiercionośne. Nie będę przepraszał, nikt nie wybaczy. Dla porządku stwierdzę, iż losy pozostałych zostały wyrównane. Nawet Ravny Turii. Podejrzewam, że gdyby nie jej magya, nasz rytuał odbyłby się o wiele skuteczniej. Może zaniedbanie, że nie dopilnowałem czystego pola, moja wina.
Mam nieodparte wrażenie, że Technokracja zmaga się z tym samym problemem co my, tylko odwrotnym. O ile dla nich jest to problem. Dla centrali zapewne.
Stanisława umarła... Kochałem ją. Nie tak jak mężczyzna kocha kobietę. Jak się kocha. Tak po prostu, uniwersalnie. Kocham też Fundacje. Chce abyście to wiedzieli. Jeśli Aureliusz czyta ten list, to albo mnie nie ma już i nie zrealizowałem kolejnego zamiaru, albo zrealizowałem – i też jestem niewładny. Jak mawiał mój mentor – grzech mierzy się w kilotonach rażenia.

Wyznanie II. Jak z pierwszym. W razie problemów, wysłać do Horyzontu.
Nim przejdę do wyjaśnień, pragnę już na początku doprowadzić kilka spraw. Jeśli czyta się teraz ten list, to nie żyję lub mój stan nie polepszy się przez najbliższy rok, a nawet dłużej.
Tobą, mój uczniu zajmie się Mistrz Aureliusz. Dostaniesz jednego z najlepszych nauczycieli jakich znam. Jeśli nie ja, to on doprowadzi nauki do końca. Również masz dostać mój pistolet. Służył mi wiernie przez większość życia. Jego obudzona dusza posiada już szczątkową świadomość. Myślę, że cię polubi.
Przepraszam wszystkich koniunkcje rytuałów i ich straszne skutki. Wybaczcie moje zaniedbania, że tak późno zawiadomiłem Oczmułenków, wybaczcie za niedostrzeżenie szalejącej burzy. Chociaż nikt nie słyszy, przepraszam za Fundacje Słoków i moje losy w trakcje tułaczki. Przepraszam, że przez 87 lat (w przyszłym miesiącu 89) mój płomień przygasł.
Aureliusz zajmie się Bractwem Róży które prowadziłem. Nie mam ani dobrego, ani złego słowa. Nie bójcie się strzelać, czasem to jedyna droga.
Gigorij, jeśli dalej pragniesz wyjechać po wszystkim, mam dom w Jekaterynburgu. Bierz go i żyj. Nie pochwalam, potępiam jako Mistrz Robert. Jako Robert dłużny muszę to Ci dać i potępić samego siebie za ten czyn.
Czas przejść do całej sprawy. Postanowiłem wykorzystać swój stary pakt z pewnymi duchami wojny. Bardzo precyzyjne, wymagają tylko dokładnych namiarów. Niestety mają swoją cenę – zapłatą miała być część mej osobowości. Ów pakt był moją polisą na życie, ostatnią możliwością rachunku. Po co mam dawać życie, jeśli połowa mnie może trwać. Teraz zamierzałem je wykorzystać do uderzenia podczas spotkania Nowego Światowego Porządku i Syndykatu. Zagrożenie zdwajały jeszcze dwie kwestie. Posiadałem pewne ilości rezonansującego wokół mnie paradoksu – jego uwolnienie mogło spowodować spotęgowanie efektów paktu. Ponadto mogłem zginąć. Jeśli żyje, najpewniej przypominam swym stanem przesłuchiwanego oficera lub też zostałem zepchnięty w formę zwierząt w które przed laty się wcielałem. Najbardziej prawdopodobny będzie pies. Możliwy jest również wilk.
Nie konsultowałem z nikim swoich sprawunków. Za dużo emocji aby podjąć się oceny własnego postępowania, jeszcze nie wiem czy to zrobię – wszystko zaważy się na miejscu. Obawiam się, że byście mnie powstrzymywali. Ponadto jestem pewny – musimy mieć podwójnego agenta w fundacji. Mogłem powiedzieć inspektorowi, wciąż rozważam taki bieg wydarzeń. Kiedy spisuję te słowa, płomień który jest we mnie mówi, abym tego nie robił. Obawiam się, że ma racje. Wszak każda istot doskonale czuje co ma czynić. Gdybym mu powiedział, musiałby wybierać na bazie intelektu. Natomiast bez wiedzy, kiedy wprowadzę swe działo albo poczuje co ma robić i w mig pojmie mój zamysł, albo nie uczyni nic niepojęty. Każdy czuje i rozumie dobre postępowanie intuicyjnie. Będzie dla nas niewinny, winny tylko przed swym ogniem.
Jeśli żyję, jeszcze wrócę. Nie wiem ile czasu to zajmie, czy jestem w formie zwierzęcej (jeśli przejawiałem w tej postaci świadomość przez pewien czas to sza kucje maksymalnie dwa lata), czy też siedzę jako katatonik (wtedy zapewne mój umysł został pokaleczony w większej mierze, może dekada, dwie). Nie wiem. Wypatrujcie czy znaki na mnie nie znikają. Aureliusz o mnie zadba. Również dokona rozliczenia wszystkich moich niedokończonych paktów i umów. Jeśli nie wszystkie wykorzystałem i zostały pozytywne skutki, niechaj przyczyną się do polepszenia losów Moskwy.
Ani nam witać, ani żegnać.


Pierwszy szok nie zdążył minąć. Aureliusz przysiadł na tronie przewodniczącego rady. Kowalaczyk bezgłośnie chował twarz w dłoniach, jakby jeszcze do niego nie docierp co uczynił jego mentor. Ravnę i Amy zakuło serce, acz tą drugą potem i noga oraz żebro. Jej ciało wiele się zdało, lecz w głębi duszy czuła swego poufałego. Colin znowu mógł doznać uczucia smrodu i obrzydzenia. Skądś, z któregoś miejsca na sali śmierdziało. Nie normalnie, lecz mistycznie, o wiele wyraźnie. Lecz i to miało się wyjaśnić.

– Tak więc... – zaczął nieumiejętnie Jon -... mam się wypowiedzieć. Stwierdzę, że na poziomie na którym zwykł operować prawdopodobieństwo zostało wyzerowane. Acz w bardzo delikatny sposób, tutaj plątanina wyników się równoważy i ucięcie jednego z nich spowoduje powrót. Po tym, co zobaczyłem... Jeszcze czegoś nie przeczytaliśmy.

Twarz informatyka pozostawała blada jak papier lecz oczy, żywe, nabrały rtęciowego odcieniu, zmrożone i pewne, po gadziemu zimne. Usta zaciśnięte wąsko. Aureliusz spoczął wzrokiem na Michaile. Po chwili wyjęty z kieszeni Wirtualnego Adepta, położony na stole pistolet wycelował się w młodego chłopaka. Niektórzy zrobili wielkie oczy, inni prawie nie krzyknęli. Nana miała wrażenie, iż duch który ongiś jej towarzyszył, znowu jest w pobliżu. Syci się, raduje, podśpiewuje o morderstwie, o sporach, o kaźniach, karze i zemście, rozkoszy nieludzkiej. Redrock doznał olśnienia. Do od tego chłopaka go tak odrzuciło, ostatnim razem, on był źródłem smrodu. W tej chwili dokładnie widział granatowe znaki wypisane w mistycznej percepcji opisującej wszystkie zdrady i winę, lśniące metalicznie, tak znane jak symbol pi, spokojne. Dźwięczały jak janczary. Jon westchnął.

-O tym dowiedziałem się wczoraj i to zupełnie przypadkiem. Michaił, nie krzycz. Nie pierdziel, że potrzebujesz pieniędzy, że rodzinie grozili, że musiałeś... Człowiek robi to co zechce. Robiłeś to dobrze, nikt nie miał podejrzeń, skurwielu.

Sam Michaił Dołmatow, o niefortunnie zbieżnym nazwisku spoglądał wystraszony trochę jak mysz. Ani myślal coś mówić. Ravna dobrze wiedziała, jak nogi mu słabną, stają się z waty, serce przyśpiesza, wiotczeje gardło i łzy zbierają się w oczach.
Richy szeptał do swej pani: ”Dziecię... Bładzące. Dziecię! Głupi, ale młody. Dziecię! Młodzieniec który wybrał źle. Ale czy jest zły? Vzy ból nie uczyni zeń obiektu skupienia złości.

Cisza. Szmer liści w drzewie.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 07-12-2010 o 15:17.
Johan Watherman jest teraz online