Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2010, 14:39   #105
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację

„Tiger Lillies” … Amanda nie była dobrze przygotowana na popis, który grupa dała w teatrze Vincenta. Obsceniczne dziwactwa z dużą dozą perwersji wzbudzały w niej odrazę i oburzenie. Nie rozumiała takiej „sztuki” i nawet jeśli ktoś miałby ją przez to nazwać ignorantką to nie zamierzała udawać. Zresztą nie ona jedna. Wielu z gości opuszczało teatr wyrażając słowa krytyki.
Amanda stanęła na chwilę z boku, odetchnęła głęboko i wychyliła do dna serwowanego w kieliszkach szampana. Nie przyszła tutaj dla przyjemności. Vincent zadał sobie wiele trudu, żeby zwabić siostry Callahan w to miejsce, a ona musiała sprawdzić jaki związek miały z tym co przydarzyło się Victorowi.
Odszukała więc gospodarza, który akurat zbliżał się do obu sióstr, pogrążonych w obserwacji jednego z rozwieszonych zdjęć i dyskretnie dołączyła do niego.
Vincent zagadnął:

- Są, rzeczy, których nie powinno się pokazywać w towarzystwie. Doprawdy skandal. Prosiłem, by tego nie wieszano, ale mój wpływ na to miejsce zdaje się topnieć z każdym dniem. Teatr żyje własnym życiem i coraz bardziej mnie przeraża. Zdjęcie? Och nie, nie mówię o tym nieszczęsnym duchu. Proszę spojrzeć na drugi plan. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że byłem w panien wieku, a te koszmarne wąsy naprawdę były wtedy modne. Przełom stuleci, wszystkim troszkę odbijało. Och, gdzie moje maniery. Poznały panie Amandę Gordon?
Uwaga obu panien skupiła się na chwilę na kobiecie. Świetny wstęp, pomyślała jeszcze Amanda o wypowiedzi Lafayetta zanim otworzyła usta.

-Wydaje mi się, że miałyśmy kiedyś przyjemność przy okazji jakiegoś bankietu. – powiedziała Amanda po tym jak wymieniły niewielkie skinienia głową.
Vincent porywał właśnie starszą z sióstr do tańca.
- Całkiem możliwe panno Gordon, bywamy w tak wielu miejscach – odparła z uśmiechem ta młodsza.
Głos Otylii był miękki i odpowiednio wymodulowany.
Amanda toczyła tzw. rozmowę podjazdową, taką jaką prowadzi się w salonach, kiedy próbuje się okazać swoje obycie towarzyskie. Otylia była wprawiona w prowadzeniu tego typu konwersacji. Rozmawiało się z nią lekko i przyjemnie. Na tyle, że bardzo szybko w ich otoczeniu znalazło się wielu rozmówców. Głównie płci męskiej.
Dopiero teraz panna Callahan mogła rozwinąć swoje skrzydła.
Po mistrzowsku manipulowała językiem ciała i słowami, zachowując przy tym pozory niewinności i delikatności i sprawiając, że towarzyszący jej mężczyźni rozgrzewali się do czerwoności. Amanda patrzyła zafascynowana na ten specyficzny salonowy taniec godowy wykonywany z wdziękiem i po mistrzowsku. W głębi duszy, po kobiecemu, zazdrościła Otylii takich umiejętności.
Przyjęcie rozkręciło się na dobre. Szampan lał się strumieniami, ludzie tryskali dobrym humorem. A grupa wokół Otylli Callahan powiększała się stopniowo. Amanda powoli sama zaczynała odczuwać wpływ mistycznego uroku, jaki Otylia rozdzielała otoczeniu. I nie tylko mężczyznom.
Czując kwiatowy, kuszący zapach perfum kobiety, skupiła swój wzrok na jej kształtnych, czerwonych ustach i zaczęła zastanawiać się jakby to było skosztować ich smaku. Widziała jak układają się w uśmiechu i czuła niemalże namacalnie ich ciepło, wilgoć i miękkość.
Potrząsnęła lekko głową jakby strącając niepokojące myśli. Ale wtedy jej wzrok powędrował na opiętą wieczorową suknią kibić i patrząc na atłas lejący się aż do samej ziemi pomyślała o aksamicie skóry ukrytej pod materiałem…
Uff…
Otylia Callahan była niebezpieczną kocicą. Amanda wzięła głęboki wdech i przeniosła uwagę na jednego z gości.

Wieczór zakończył się późno. Amanda zasnęła z głową pełną rozbudzonych nagle pragnień, sensualności o której nigdy nawet nie pomyślała.


***


Następnego dnia, mimo intensywnie spędzonego wieczora obudziła się bardzo wcześnie. Może to za sprawą Choppa, który zawitał do nich niespodziewanie, może z powodu dziwacznych snów, które męczyły jej tej nocy, a może po prostu dlatego, że sprawa Victora ciążyła jej bardziej niż mogłoby się wydawać i ciekawa była rezultatu rytuału przywołania ghouli?
Zanim ubrała się i przygotowała do spotkania, wydała pokojówce dyspozycję przygotowania śniadania. Wcześniej niż zazwyczaj.
A po jakichś 15 minutach schodziła już do jadalni, gdzie przy stole czekał na nią Wegner.

Profesorze czy rytuał przywołania udał się? Jak poradziliście sobie? Nic się wam nie stało? - spytała Amanda jak tylko usiedli i pokojówka podała kawę i kanapki na śniadanie.
- Wszystko w porządku. Udało się. Przybyły a my żyjemy.
Amanda wysłuchała przebiegu rytuału, ale każde słowo wywoływało u niej dreszcze.
- Przerażające - powiedziała po chwili milczenia. Walter z profesorem pałaszowali śniadanie, ale Amandzie odjęło właśnie apetyt. Sączyła więc tylko kawę i przysłuchiwała się dialogowi obu mężczyzn. - Kieł był schowany u Victora. Skąd mógł go mieć?
- Nie wiem. Niestety.
Wtrącała się tylko od czasu do czasu. Informacje przekazane przez Wegnera nie chciały zmieścić jej się w głowie. Jak to możliwe, że te kreatury wplatają się w społeczeństwo i koegzystują z ludźmi w jakiś sposób? Dlaczego nikt na to nie reaguje? I co planują te potwory w Bostonie?
- Czy Shumashur to imię? – spytała w czasie kolejnej pauzy
- Tak. Można to określić imieniem.
Łowczynie, szamanki. Do licha, przecież to jak z jakichś koszmarnych lektur dla obłąkanych dzieci…

Amanda zamyśliła się na chwilę. Spytać czy nie? W końcu zdecydowała się jednak i spytała cicho.

- Profesorze mam jeszcze jedno pytanie, choć może ono wyda się panu dziwne bądź nie związane z tematem. Na wczorajszym przedstawieniu doświadczyłam czegoś bardzo dziwnego. Przedstawiono mnie jednej z sióstr Callahan, tej, której zdjęcie przekazał mi Victor i która może mieć powiązania z ghoulami. No więc... nie wiem jak to określić... Ta pani wywiera przedziwny...hmmmm... sensualny wpływ na mężczyzn. - Amanda była trochę zakłopotana - Z jednej strony to zrozumiałe, ponieważ jest piękną kobietą, ale mężczyźni wydawali się być pod urokiem czegoś co zaczęłam wyczuwać i ja. I to do tego stopnia, że wywołało u mnie pragnienie dotknięcia jej skóry, skosztowania jej ust... Wie pan co mam na myśli - dodała szybko - To było bardzo dziwne. Czy spotkał się pan kiedyś z czymś takim? I uprzedzając pytanie, nie nie byłam pijana, ani nigdy nie czułam pociągu do kobiety.

Wegner był zbyt dużym gentlemanem by się uśmiechnąć. Ale na pewno te pytanie wprawiło go w lekka konsternację.

- Panno Gordon. To mogło mieć podłoże magiczne. Zaklęcie uroku miłosnego, lub coś podobnego. Pewien rodzaj istot i wiedźm czerpie swoją moc z ... aktu cielesnego.
- Właśnie dlatego pytam - zaczerwieniła się Amanda - mnie też nie wydało się to naturalne. Czy to możliwe? Wiedźmy? Czy można się temu jakoś oprzeć? Zwalczyć? Wolałabym przy ewtl. kontakcie z tymi pannami nie być ogłupiana....

- Tylko silna wola lub nie myślenie o tym, co się dzieje z umysłem. Ciężko o inną ochronę. Mogę też wykonać amulet, który nieco wzmocni pani naturalne zdolności.
- Hmm... każda forma pomocy będzie dobra profesorze. A czy... ale to pewnie głupie... - zawahała się na chwilę - czy ja również mogłabym się nauczyć od pana takiej magii? W sensie obrony oczywiście przed mocą ghouli. - i po chwili dodała - Całkiem zapomniałam. Victor przekazał mi pewną księgę o Kuturbie. Chętnie ją panu pokażę po śniadaniu.

- Nauczyć tej, tak zwanej magii moze się każdy. Nie każdy jest jednak na tyle szalony, by jej używać. Są … pewne konsekwencje. Niebezpieczne konsekwencje, panno Gordon. Jednak amulety ochronne i tego typu sprawy to inna para butów. Szczególnie teraz, kiedy wasze działania przecięły wasze losy z .. mocami, o których niewielu ludzi wie.

Cóż.. nie miała złudzeń, że ta… magia jest łatwa i przyjemna, ale czy była gotowa na jakieś konsekwencje?

- Zdaję się w tej kwestii całkowicie na pana zdanie, profesorze. I dziękuję jeszcze raz za wszystko co robi pan dla Victora.


Śniadanie dobiegło końca. Chopp planował małą wycieczkę na farmę, na której mógł się pojawić nowy trop, profesor zajął się księgą i przygotowaniami do tworzenia amuletów ochronnych, a Amanda dopiwszy kawę udała się do gabinetu wuja.
Przejrzała jego wizytownik, wyjęła jeden z kartoników i wybrała zapisany na nim numer.

Pokojówka, która właśnie niosła świeże ręczniki do pokoju profesora usłyszała strzępek rozmowy.

- Pan Starsky? Dzień dobry, Amanda Gordon z tej strony – chwila milczenia i ponownie – a tak, dziękuję, u mnie wszystko w porządku. Chciałabym poprosić o małą przysługę…

Amanda zadzwoniła do detektywa, z którego usług poprzednio czasem korzystał jej wuj. Był to człowiek sprawdzony, na którego solidność mogła liczyć.
Zleciła mu sprawdzenie sióstr Callahan. Gdzie bywają, co robią, z kim najczęściej się widują. Może uda się dowiedzieć jak dostać się na tajemnicze wieczorki w ich domu i co tam się dzieje. Po raz kolejny pchała się w kłopoty, ale czy Victor nie zrobiłby tego samego dla niej?

Tymczasem profesorowi na pewno przyda się pomoc…
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline