Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2010, 19:07   #140
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Narwaniec ruszył za innymi końmi. Było to bardziej intuicyjne zachowanie zwierzęcia niż polecenie człowieka. Sevrin nie był zbyt zadowolony. Mgła rozciągająca się dookoła sprawiała, że czuł się bardziej ograniczony niż w mieście. W mieście przynajmniej widział, co znajduje się przed nim. Teraz w terenie mógłby wejść prosto w uścisk niedźwiedzia i zauważyć to dopiero w chwili, w której na ucieczkę byłoby już za późno.
Myśli najemnika jednak nie były temu poświęcone. Skupiły się na wspomnieniu porannego zachowania. Mężczyzna wiedział, że pomimo złożonej obietnicy po następnym śnie będzie zachowywał się podobnie. Nie był w stanie tego przezwyciężyć. Jednak chciał coś na to poradzić. Nie wiedział jednak, co.

Coś się zmieniło. Sevrin nie do końca zdawał sobie sprawę, jaka dokładnie zmiana nastąpiła. Jednak nie wszystko było tak jak przedtem. Młodzieniec nie wiedzieć, czemu zaczął czuć się obserwowanym. Było to dziwne, zważywszy na to, że najemnik jechał na końcu a żaden z towarzyszy nie patrzył się na niego. W tym, co odczuwał Sevrin była jeszcze jedna dziwna rzecz. Mężczyzna czuł się jak zwierzyna łowna, która bacznie obserwowana jest przez drapieżcą. Już wielokrotnie czuł się podobnie. Pamiętał nawet, co się stało, gdy odczuł to pierwszy raz. Wtedy zlekceważył swoje przeczucie. Wtedy też o mało jego młode życie nie dobiegłoby końca. Tym razem przeczucie to było bardzo słabe. Niemal ledwo wyczuwalne.

W postoju uwagę Sevrina przykuło głównie usuwanie z siebie przebrania. Pomimo, że starał się robić to jak najszybciej nie wszystko udało mu się usunąć. Na jego szczęście to, co pozostało znajdowało się raczej w trudnych do dojrzenia przez zwykłego śmiertelnika miejscach.
Podczas całego postoju wzrok młodzieńca obserwował przebyty gościniec. Co prawda nie był przekonany w słuszność swego przeczucia, lecz pewnym w życiu można było być tylko tego, że nie trwało ono wiecznie. Dlatego też wolał, chociaż patrzeć ewentualnemu niebezpieczeństwu w twarz.
Wróg jednak nie zamierzał się pojawić. Zamiast niego pojawił się pomysł na rozwiązanie problemu snów o przeszłości.

Gdy tylko wyruszyli w dalszą drogę Sevrin ponaglił Narwańca by zrównał się z wierzchowcem Emerahl. Mężczyzna opierał się przed użyciem magii, lecz niechęć do zachowania z rana była większa niż niechęć do magii. Przez chwilę szukał odpowiednich słów w głowie. Znalazłszy je przemówił:
- Emerahl, mogłabyś poświęcić mi chwilkę? – nie czekając na odpowiedź kontynuował – Czy byłabyś w stanie swoją magią wpłynąć na sny? Jakoś zablokować… yyy… zablokować ich pojawianie się? A jeśli nie to sprawić by rano nie pozostało po nich śladu w moim umyśle?
- Zablokować sny? - Emerahl zapytała zaskoczona. Dlaczego ilekroć w tej podróży ktoś ją o coś prosi to zawsze jest to coś wykraczające po jej dziedziny - Nie... nie potrafię. To nie moja działka, że tak to ujmę... Myślę, że w tej sprawie to prędzej powinieneś udać się po pomoc do kapłanów Melii. Tylko czemu blokować sny? Coś cię trapi?
- Nie, nic mnie nie trapi. – pokręcił głową starając się przekonać samego siebie, że nie jest to kłamstwem. A jeśli wyżalenie się komuś przyniosłoby mu ulgę? – No dobra i tak nie jestem dobrym kłamcą. Ostatnio zaczęły śnić mi się sny związane z osobami z mojej przeszłości. Problem w tym, że ta przeszłość nie była zbyt szczęśliwa i wolałbym o niej zapomnieć. Sny niestety mi w tym przeszkadzają. Stąd też się pojawiło moje pytanie o możliwość zablokowania snów.
- Mogłabym ci przyrządzić mocne środki nasenne. Wpadłbyś w tak głęboki sen, że zapewne nic by ci się nie śniło. Tyle, że wtedy za nic w świecie byśmy cię nie obudzili w razie nagłej potrzeby... chyba będziesz musiał się z nimi trochę przemęczyć i po pomoc udać się dopiero w najbliższym mieście do świątyni Melii. Przykro mi... sama chciałabym więcej wiedzieć o snach. Ostatnio mnie też prześladują dziwne nocne wizje... ale jak widać taka wola bogini...
- Mógłbym też przestać spać, ale to też nie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sen przynosi mi bardzo miłe wspomnienia mojej mamy. Problem w tym, że te wspomnienia wywołują też nie przyjemne wspomnienia o ojcu… ale nie będę cię nudził moją historią. I tak nie ma w niej niczego ciekawego.
- Nie maciekawego? A co widzisz ciekawszego co mam do roboty w tej chwili? - Emerahl rozejrzała się w koło a wzrok Sevrina pobiegł za jej wzrokiem - Przez tą mgłę to nawet widoków nie ma, także jakkolwiek by ta historia nie była nudna z pewnością jest najciekawszą z możliwych teraz opcji.
- Ostrzegam cię byś nie miała do mnie pretensji, jeśli uśniesz. – Mężczyzna poprawił się w siodle. – Może na to nie wygląda, lecz urodziłem się w bogatej i wpływowej rodzinie czarodziejów. Moim życiowym przekleństwem było to, że nie potrafiłem opanować nawet podstawowych zaklęć. Byłem pozbawiony wszelkiego talentu magicznego. Z tego powodu ojciec mnie nie kochał. Ba… mało powiedziane. Ojciec wręcz mnie nienawidził. Bardziej od własnego syna liczyło się dla niego dobre imię rodziny. Dlatego też, gdy tylko byłem w stanie samodzielnie funkcjonować wyrzucił mnie z domu… - Sevrin się zaciął. Nie przypuszczał, że mówienie komuś o własnej przeszłości może sprawić tyle problemów.
- Uczyłeś się magii w szkole i nic nie wychodziło?
- Nie. Ojciec sam chciał mnie wyuczyć podstaw, bym nie przyniósł wstydu rodzinie. Początkowo starałem się wykonywać wszystkie polecenia ojca, lecz nic mi nie wychodziło. W końcu ojciec stracił cierpliwość i poddał mnie jakiemuś sprawdzianowi, który miał sprawdzić czy drzemie we mnie magia. Nie pamiętam, na czym polegał test. Wiem jedynie, że test nie poszedł po myśli ojca.
- Nie każdy syn maga musi być magiem. A ty chciałeś tego? Chciałeś być magiem czy chciałeś jedynie zadowolić ojca?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wtedy byłem chyba za mały by wiedzieć czy chciałem zostać magiem, czy nie. Zostało mi to narzucone. Byłem synem maga, więc również powinienem zostać magiem. Moje zdanie w tej sprawie nie miało najmniejszego znaczenia.
- A teraz?
- A teraz… hm… Sądzę, że teraz zbyt nienawidzę magii i wszystkiego co z nią związane by chcieć dobrowolnie zostać magiach. Chociaż… Jeśli miałbym jakiś ukryty talent magiczny to może, może bym go rozwiną. Mógłbym udowodnić ojcu, że jednak pomylił się co do mnie. Ale przez ponad dwadzieścia lat nie odkryłem w sobie magii, więc raczej już jej nie odkryję. – Sevrin uśmiechnął się lekko. Rzeczywiście rozmowa z Emerahl przyniosła mu ulgę.
- Nienawidzisz magów i magii? A co oni ci zrobili? To chyba jedynie ojciec zawinił a nie cała magia. Ona potrafi dużo dobrego przynieść. Poza tym jest jedynie narzędziem. To tak jakby nienawidzić młotka albo miecza.
- Poza tym... ja jestem magiem. Mam się czuć nienawidzona? - dodała Emerahl z nutą rozbawienia.- Choć przyznać muszę, że do magów, jakich ty znałeś jest mi dość daleko. Ani nie pochodzę z rodu magów, ani nie szkoliłam się w szkole.
- Widać na swojej drodze musiałem spotykać tylko magów ze szkoły. Wszyscy byli tacy sami. Uważali całą resztę za swe sługi. Myśleli, że skoro władają magią, to cały świat powinien im padać do stóp. Niektórym z nich udowadniałem, że jednak się mylili… - Sevrin znów się zaciął. – W końcu poznałem ciebie. Mój pogląd na świat magii legł w gruzach. Ty nie jesteś taka jak oni. Ty jesteś inna…
- Ja nie wiem, jacy byli oni to nie wiem czy jestem inna. Co do padania do stóp... cóż... każda kobieta lubi jak jej mężczyzna pada do stóp niezależnie czy jest czarownicą czy nie, wiec to chyba nie byłoby takie złe - zachichotała rudowłosa - ... no, ale powiedzmy, że nie jest to konieczne - dodała tym razem już serio.
- Jeśli kiedyś sobie zasłużysz to dobrowolnie upadnę ci do stóp. – Sevrin uśmiechnął się ciepło – Na razie jednak nie masz na co liczyć.
- Wiesz... z magami to jest tak, że edukacja na takiego jest dość droga, dlatego stać na nią jedynie bogatych, a bogaci to wiadomo co sądzą o całej reszcie nawet jeśli nie są magami. Rzadko zdarza się, aby ktoś sam odkrył w sobie talent i go rozwinął na tyle, żeby można było używać. Dlatego właśnie niestety większość magów, których spotykałeś była jedynie nadętymi liczyrzepami, jak mniemam.
- Może rzeczywiście zbyt niesprawiedliwie oceniam magię i magów. Ale jak już wspominałem jesteś pierwszą osobą władającą magią, jaką spotkałem, która nie stara się upokorzyć innych. Co by nie było cieszę, że ojciec wyrzucił mnie z domu. Za nic nie chciałbym być taki jak cała ta parszywa zbieranina. Widać nawet w najgorszych wydarzeniach można znaleźć iskierkę szczęścia.
- Tak jak powiedziałam. Nie masz co nienawidzić magii. Magia jest tym w rękach maga, czym młot w rękach kowala, albo miecz w rękach wojownika. To jedynie narzędzie. To, do czego zostanie wykorzystane zależy już od dzierżącego narzędzie. Nożem możesz albo posmarować chleb albo zabić.Nawet lekami można wyrządzić krzywdę. Dajmy na to te środki nasenne, które ci proponowałam. Można nimi leczyć bezsenność, lecz podane w zbyt dużych ilościach zabiją. To nie znaczy, że są złe. Trzeba je jedynie dobrze stosować.
- I tak będę potrzebował jeszcze sporo czasu by zaakceptować to, że magia nie jest tylko zła. Także nie przejmuj się, jeśli kiedyś, gdy będziesz używać czarów wyczujesz ode mnie nienawiść. Zrozumiałem naukę płynącą z twoich słów i postaram się ją wprowadzić w życie. Kto by pomyślał, że cały mój światopogląd w czasie tej misji nie dość, że runie to jeszcze przewróci się do góry nogami. – Sevrin zaśmiał się. Był to jednak śmiech krótki i wydawać by się mogło, że wymuszony.
- Sam używasz magii. Pamiętam jak próbowałeś namieszać mi w głowie na początku - pogroziła palcem Emerahl jednak mina nijak nie współgrała z pouczającym gestem dłoni.
- Eeee… - mężczyzna nie wiedział, co powiedzieć. Gapił się na kobietę z szeroko otwartymi ustami. – Nie zdawałem sobie sprawy, że to magia. Uznałem, że jeśli test nie wykrył we mnie magii to na pewno jej we mnie nie ma. Widać znowu się myliłem.
- A co innego miałoby to być? Wyglądało na magię. Niezależnie czy twoją własną czy zaklętą w jakimś przedmiocie, ale magię - odparła Em spoglądając po Sevrinie jakby szukając wzrokiem czy to mógł być jakiś magiczny przedmiot.
- Skąd mam wiedzieć, co to miało być? Nie jestem znawcą magii. Dla mnie ważne, że mam tą zdolność. Dzięki niej udało mi się wyrwać z ulicy i trafić do człowieka, który nauczył mnie większości znanych mi teraz rzeczy. Dzięki niej nieraz udało mi się uniknąć śmierci. Czyli jednak jest we mnie trochę magii. Niesamowite…
Dziwne uczucie bycia obserwowanym znów dało o sobie znak. Tym razem jednak silniej niż wcześniej. Sevrin odruchowo popatrzył za siebie. Nikogo jednak nie zauważył.
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Wydaje mi się, że ktoś nas śledzi. Pojadę to sprawdzić. Użyj swej magii i nawiąż ze mną myślowy kontakt. Jeśli ktoś rzeczywiście nas śledzi postaram się sprawić by tego zaniechał. Jeśli nie dałbym rady wtedy dam ci znać a ty ostrzeżesz resztę. Na razie jednak nie wspominaj o tym nikomu. Możliwe, że to fałszywy alarm. Nie ma sensu wzbudzać niepotrzebnych nerwów. Swoją historię dopowiem ci przy najbliższej okazji.
Nie czekając na odpowiedź mężczyzna zatrzymał wierzchowca.
- Ale ja nie potrafię skupić się jednocześnie na mentalnym połączeniu z Tobą i na prowadzeniu konia! Musisz kogoś w swój plan wtajemniczyć. Ktoś musi mi pilnować żeby koń prosto się trzymał.
- To trudno. Poradzę sobie bez twojej magii. Ale jakbym za długo nie wracał to poinformuj resztę by przygotowali się na atak. – Sevrin miał nadzieję, że czarownica pod pojęciem „długo” rozumiała to samo, co on.

Kopytna Narwańca rytmicznie uderzały o trakt. Był to jedyny dźwięk zakłócający wszechobecną ciszę. Pomimo ciągłego nasłuchiwania żadne podejrzane dźwięki nie dotarły do uszu Sevrina. Mgła uniemożliwiała dostrzeżenie czegokolwiek. Obserwacja okolicy nie dawała najmniejszych podstaw by sądzić, że ktoś tam był i go obserwował. Mimo to uczucie bycia zwierzyną łowną nie odpuszczało. Sevrin zaniechał próby doszukania się śladów niebezpieczeństwa w mgle. Skupił się na obserwowaniu traktu. Co prawda był w stanie dostrzec świeże ślady kopyt, lecz ich liczba pokrywała się z liczbą koni drużyny. Inne ślady pozostawione na gościńcu nie sygnalizowały niczego podejrzanego.
Niech to szlag. Nawet, jeśli ktoś tam jest to nie zamierza pozwolić bym go dostrzegł.”
Zrezygnowany dotychczasowym niepowodzenie Sevrin zrezygnował z dalszych poszukiwań.

Nawet pośpieszając Narwańca powrót do drużyny zajął mu trochę czasu. Niemal od razu po dogonieniu reszty Sevrin podjechał do Emerahl.
- Starałem się szukać najlepiej jak potrafię, lecz nic niepokojącego nie zauważyłem. Nikt też mnie nie zaatakował. Wygląda na to, że nie jesteśmy śledzeni.
Emerahl zaoferowała się, że sprawdzi teren przy pomocy jej magii. Sevrin przystał na to bez zastanowienia. Zbyt zależało mu na upewnieniu się w słuszności lub niesłuszności swego przeczucia by marudzić na magię. Z resztą nie widział też innego rozwiązania tej sytuacji.

Karczma przyniosła wytchnienie od uczucia, które towarzyszyło mu niemal całą drogę. Zbyt wielu gości w karczmie uniemożliwiało zmysłom Sevrina poprawne działanie. W końcu przestał czuć się jak zwierzyna łowna. Nie był z tego powodu specjalnie zadowolony, lecz miało to też swoje pozytywne strony. Mógł w spokoju poświęcić się jedzeniu. Zawartość swojego talerza pałaszował z wielką chęcią. Szybkością jedzenie nie dorównywał jednak Emerahl. Z zaczepnym uśmiechem na twarzy mężczyzna patrzył przez chwilę na kobietę. Już miał powiedzieć coś na temat jej dbania o swoją talie, lecz w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie zamierzał kusić losu i sprawdzać, co potrafiłaby zrobić urażona czarownica.

Gdy kolacja pozostała wspomnieniem Sevrin wstał od stołu i wyszedł przed karczmę. Zatrzymał się i uniósł głowę spoglądając w niebo. Wykonał kilka głębokich wdechów. Oczyścił swój umysł ze zbędnych myśli. Położył dłoń na rękojeści miecza. Dotyk zimnej stali dodatkowo go uspokoił. Powoli dobył broń. Ustawił ją płazem do twarzy. Przekręcił dłonie na rękojeści i wykonał cięcie od prawej po ukosie. Krok do tyłu i cięcie z od lewej do prawej.
Trening był mu potrzebny. Pozwalał uporządkować zagmatwane myśli oraz dostarczyć organizmowi potrzebnego zmęczenia. Umożliwiało też utrzymanie formy.
Kolejne cięcie, blok i unik. Ciało wprawione w walce nie stawiało najmniejszych oporów.

Ćwiczył dość długo. W końcu uznał, że wystarczająco się zmęczył. Trening z wyimaginowanym przeciwnikiem nie był może spełnieniem marzeń, lecz w ostateczności wystarczał. Zadowolony mógł udać się na spoczynek. Tak też zrobił. Łóżko przyciągało go z niesamowitą siłą. Zmywszy z siebie trudy treningu i resztki przebrania ułożył się na posłaniu.
„Oby ta noc minęła spokojnie i bez żadnych nieprzyjemnych snów.”
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline