Wątek: [D&D +18] Limbo
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2010, 17:32   #33
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Graffen Valder:

W oknie przywitał Cię ponury widok szarych pustkowi. Niedaleko wieży ujrzałeś młodego skrybę - Sephira i Muńka, który groźnie się prężył i powarkiwał na młodego człowieka. Póki co, młodzieniec nie zrobił niczego, co by mogło skrzywdzić twego przyjaciela, ale było w nim coś, co powodowało agresję zwierząt. Nie tylko Muniek zachowywał się wobec niego dziwnie - pamiętasz także dziwne zachowanie wilka należącego do centaura. Sephir siedział na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, prawdopodobnie nad czymś medytując.

Usłyszałeś za sobą cichy stukot, a po nim klekot. Odwróciłeś się, aby zidentyfikować źródło dźwięku. Zdumiało cię to, co ujrzałeś.


To bez wątpienia była jedna z lalek. Była rozmiarów dziecka i wyglądała tak samo. Porcelanowa, biała twarz, puste, czarne oczodoły, jasne, proste włosy, przekrzywiona korona na głowie oraz ozdobna sukienka nadawały lalce straszliwy widok, który potęgowała trzymana w porcelanowych dłoniach duża igła. Lalka stała nieruchomo i z klekotem przekrzywiła głowę na bok. W jej plecach tkwiły podobne do dzierżonej w ręku igły, od których odchodziły cienkie, szkarłatne linki, zanikające wysoko nad lalką. Zaraz za jej plecami poruszał się cały oddział podobnych tworów, mniejszych bądź większych, ale równie groteskowych. Cicha, porcelanowa armia stanęła za plecami lalki-dziewczynki, a kiedy ta ruszyła do przodu, armia z klekotaniem ruszyła jej śladami. Wszystkie oczodoły wypełniły się szkarłatnym blaskiem. Lalki wyjęły z ukrycia swoje zabójcze bronie - noże, sztylety, szpady, topory. Poruszały się wolno i niezdarnie, stukając o podłogę komnaty swoimi twardymi stopami.

Gabriel, Profesor:


Rankiem obudziły was złociste promienie wschodzącego słońca, które nachalnie przenikały przez zasłony. Zapowiadał się ciepły i sympatyczny dzień, a przez uchylone okiennice do pokoju wpadało rześkie powietrze, wypełnione aromatem świeżo upieczonego chleba. Śniadanie przyniosły wam dwie urodziwe karczmarki, stąpające nieśmiało i wstydliwie. Dziewczęta później przyniosły ze sobą wiadra z ciepłą wodą i przygotowały dla was poranną kąpiel. W karczmie panowała cisza, słychać było gwizdanie szynkarza i jego rozmowy z kucharką i jej pomocnicami.

Kiedy wyszliście na ulice, sytuacja diametralnie się zmieniła. Gdzieś rozbrzmiał wysoki krzyk przerażonej damy, a po nim głuche trzaski łamanego drewna. Straż natychmiast pobiegła ku źródłowi dźwięku, ale kiedy wbiegli w alejkę, skąd pochodził krzyk, potężna siła odrzuciła ich do tyłu. Mężczyźni uderzyli o kamienną ścianę domostwa, po czym wstali i uciekli wraz z tłumem, który z krzykiem wybiegł z owej alei. Potem dobiegł was gniewny ryk, a po nim kilka podobnych z innych części miasta.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline