Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-12-2010, 21:54   #31
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
***

Umysł dyplomaty pracował na najwyższych obrotach. Nauczono go koncentrować się na zadaniu i to właśnie w tej chwili robił, jego celem był burmistrz i wszystkie informacje jakie mógł im przekazać bez zdradzania czegokolwiek ze swojej strony. Miał już gotową historie na prawie każde pytanie jakie mógł im zadać ten młodzieniec. Jego umysł szukał teraz dobrej drogi do wyciągnięcia z nieświadomej ofiary cennych sekretów. Kompletnie stracił zainteresowanie otaczającym ich miastem i gdy w końcu dotarli do ratusza nie krył zaskoczenia. O budynku mógł powiedzieć wszystko ale nie to że tu było centrum miast i siedziba wszystkich urzędów. Wnętrze tego domostwa tylko utwierdziło go w swoich przekonaniach. Szaleństwo, tylko to słowo przychodziło mu na myśl. Szybko jednak zasiedli do posiłku, wszystko wyglądało niezwykle smakowicie i apetycznie a przede wszystkim dość egzotycznie. Gabriel lekko skubał czy to owoc czy faszerowanego prosiaka... Sen dziecka pomyślał. Zwariowany sen dziecka. Nie czuł głodu ale nie wypadało odmówić gospodarzowi gościny więc starał się choć odrobinę pokazać że posiłek mu smakuje.
- Wybacz Dolcelu nie jestem najwyraźniej tak głody jak się spodziewałem. Możesz mi powiedzieć skąd ten zadziwiający budynek ratusza a przede wszystkim skąd ten przecudny owoc pochodzi.? - Gabriel nie mógł się doczekać szermierki słownej z tym jegomościem, już miał gotowych kilka ripost w wypadku gdyby burmistrz zaatakował profesora i uczony nie mógł sobie poradzić. Uśmiechnął się do siebie ponownie, zapowiadało się urocze popołudnie. Dolcel podrzucił owoc do góry i złapał go zwinnie w rękę po czym uśmiechając się promiennie i odpowiedział dyplomacie.
- Owoc? Nigdy się tym nie interesowałem po prostu przywożą je do miasta, a ponieważ bardzo mi smakują to często je jadam!- burmistrz pogłaskał pluszowego królika po puchatej głowie i podrapał się po policzku.- Co do budynku, to on tu jest od kiedy pamiętam. Nigdy nie interesowałem się tym kto go wybudował. - powiedziawszy to Dolcel wgryzł się w wcześniej podrzucony do góry owoc.
- Musi być bardzo stary i wiekowy w takim razie... niesamowita konstrukcja jak na ratusz miejski muszę przyznać. Wybacz że spytam ale czy dziś wszyscy mają wolne bo nie widziałem nikogo poza nami w tym budynku... - Gabriel zaczął bawić się kawałkiem owocu odrywając drobne kawałki skórki by powoli dostać się do środka.
- Tylko ja tu pracuje. Nie licząc kucharzy! Ale oni raczej nie wychodzą z kuchni. - odpowiedział wesoło człowiek w cylindrze. O dziwno swego nakrycia głowy nie pozbył się nawet na chwilę. - W sumie dobrze sobie radzę, a ten budynek jest bardzo ciekawy! Czasem się w nim jeszcze gubię, a wtedy najczęściej odkrywam nowe pokoje. Musze przyznać że to wspaniała zabawa.
- Wybacz ale chyba nie miałem okazji spytać jak w ogóle nazywa się ta miejscowość, całe to zamieszanie z teleportacją jest troszkę krępujące. - Dyplomata w końcu dobrał się do środka i z ciekawością rozkroił owoc na dwie połówki, pozwalając sokom rozlać się po talerzu, wnętrze owocu odsłoniło pełno małych czarnych pesteczek, wydawały się być jednak jadalne gdyż Dolcel pochłaniał te egzotyczne specjały w całości. Gdy burmistrz oderwał się w końcu od soczystej rośliny odpowiedział Gabrielowi .
- Nasze miasteczko nazywa się Sunrize, to niezbyt znana mieścina więc nie dziwie Ci się że o niej nie słyszałeś.- Dolcel uśmiechnął się i po raz kolejny ugryzł owoc.
- hmmm - Gabriel zmarszczył czoło jak by ta wiadomość nie dość że go zaskoczyła to jeszcze zmartwiła. - Znam tą nazwę Dolcelu. - Mężczyzna wiedział że każde kłamstwo można przejrzeć i złapać oszusta w kozi róg ale tego czego się nie dało się to odkryć prawdy. Prawdy której i tak potrzebowali. - Powiedz mi proszę który mamy rok według kalendarza Cesarstwa?
- Widzę że teleportacja nabawiła wam strachu o stratę kilku cennych dni, a może lat? Słyszałem że tak bywa, iż źle wykonane zaklęcie teleportacji potrafi trwać kilka lat a dla teleportujących się to jedynie sekundy.- Dolcel pokiwał głową powtarzając ten stary zabobon. Profesor mógł jedynie przewrócić oczyma gdyż każdy szanujący się mag wiedział że to nie możliwe, a źle wykonana teleportacja kończy się śmiercią lub rozczłonkowaniem.
- Mamy rok 1220 w rachubie kalendarza Cesarstwa Gabrielu. - odpowiedział burmistrz który już zjadł swój owoc i zabierał się za kolejny. Dyplomata zatrzymał nóż skierowany do następnego cięcia. Używając języka który można było usłyszeć na targowiskach byli w dupie. Dwieście dwanaście lat.. Sześćdziesiąt dwa lata przed powrotem Arona do rodzinnego miasta... Czego niby mieli tu dokonać by móc wrócić do swych czasów bo zostawać w tej chwili nie miał już zupełnie zamiaru. Upił łyk napoju który im zaserwowano.
- Widzę że masz sporą wiedzę o magi przyjacielu, interesujesz się nią? - Gabriel patrzył raczej na Profesora i próbował wyczytać z jego twarzy o czym ten uczony może teraz myśleć.
- Interesować trochę się interesuje ale nigdy się nią nie zajmowałem. Jedynie trochę poczytałem w książkach lub zasłyszałem tu i tam. Musze jednak przyznać, że to bardzo ciekawa dziedzina. - Dolcel poprawił cylinder, podrapał się koło swojego tatuażu po czym wrócił do głaskania pluszowego królika, który spoczywał na jego kolanach. - A ty paniczu tez jak twój uczony znajomek parasz się magią?
- Ha ha ha - Gabriel roześmiał się serdecznie. - Ja i magia niech bogowie uchowają. Magię zostawiam tym którzy się na niej znają, czyli na przykład Sephirowi. Chłopak może nie wygląda na takiego ale jest bardzo uzdolniony. - Dyplomata wytarł usta w chusteczkę. - Powiedz mi jeszcze są tutaj może jakieś ciekawe miejsca do odwiedzenia, przyznam że szkoda było by zmarnować te przypadkową okazję jaka się nam przytrafiła i nie poznać lokalnych ciekawostek.
Dolcel chwile się zastanawiał zanim odpowiedział.
- Po za tym budynkiem nie ma tu chyba nic ciekawego do zobaczenia. Jesteśmy nie za dużą mieściną i jakiś bardzo ciekawych czy niezwykłych miejsc tu nie ma. Domy, karczmy, sklepy to co w każdym mieście. - stwierdził burmistrz i oblizał lepkie od soku palce.
- A słyszałeś może o czymś interesującym w odległości jednego dnia konno od Sunrize? - Gabriel przyglądał się młodemu burmistrzowi z ciekawością. Tamten zachowywał się jak dziecko któremu przypadkiem spełniono życzenie...
- Nie, nie słyszałem. Jak by się dłużej zastanowić to przyjezdni mało mówią. Ostatnio w sumie jakoś nie za wielu ich tu było. - stwierdził Dolcel zamyślony. - Pewnie jakieś święto w pobliskich miasteczkach i dla tego nie przyjeżdżają! - zakończył stukając pięścią w otwarta dłoń z radosnym uśmiechem na twarzy. Dyplomata uśmiechnął się serdecznie do swego rozmówcy, był rozczarowany poziomem rozmowy a w szczególności swym rozmówcą. Daleki był od lekceważenia go ale aktualnie tak jak z Sephirem aktualnie czuł się bezpieczny. Kończmy tą farsę pomyślał Gabriel.
- No cóż w takim razie pewnie nie zatrzymamy się na długo i jak tylko nasi magowie odzyskają siły spróbujemy jeszcze raz dostać się we właściwe miejsce. Wybacz nam za jakie kolwiek zamieszanie którego mogliśmy być przyczyną. Gdybyś nas potrzebował znajdziesz nas zapewne w karczmie którą nam poleciłeś. - Gabriel uprzejmie wstał od stołu i ukłonił się gospodarzowi. - Zechcesz tylko nas odprowadzić bo obawiam się że zgubili byśmy się bez Ciebie w tym labiryncie pokoi.
- Nie ma problemu. - powiedział wesoły burmistrz, który wstał od stołu i odłożył królika na miejsce.
- Tak więc proszę za mną! - powiedział otwierając klapę ukryta w podłodze.

Gdy tylko opuścili przedziwny ratusz jedyna myśl która zaprzątała Gabriela był smród, wszechobecny smród magi. Nie miał pojęcia czy ma rację ale chciał poczekać na możliwość rozmowy z Profesorem by dowiedzieć się czegoś więcej, jeśli ten w ogóle zechce z nim rozmawiać. Nie lubił magi gdyż ta według niego łamała wszystkie zasady i nie stosowała się do żadnych również, zawsze miał kogoś przy sobie kto zapewniał mu ochronę przed jej wpływem lub zwyczajnie tłumaczył mu jej naturę. Ponownie spojrzał na uczonego który maszerował obok niego. Żaden z nich nie odezwał się przez całą drogę do karczmy. A gdy tylko dostali pokoje dyplomata od razu zamówił gorącą kąpiel i poprosił by była gotowa za jakieś dwie godziny, uprzedził tez karczmarza że zechce zjeść zaraz po tym jak będzie już czysty. Gdy tylko dotarł do swego pokoju, dokładnie zamknął drzwi i na oścież otworzył okna, po chwili przyniesiono mu czystej wody i miskę normalnych owoców o które poprosił. On płacił i wymagał by o niego dbano a potrafił być wymagający. Nawet nie spojrzał na służkę która wyraźnie kręciła się przy nim by zyskać kilka dodatkowych monet. Nagi położył się do krótkiej drzemki, potrzebował odświeżyć umysł i ciało zanim zapadnie zmrok, tej nocy czekało go jeszcze sporo pracy.

Gabriel czuł się wspaniale, jak by ta zwykła kąpiel rozwiązała przynajmniej połowę jego dotychczasowych problemów, na pewno jednym z nich był smród po kilku dniowej podróży w trakcie której nie miał okazji poddać się takim zabiegom jak tutaj. Miał ochotę skorzystać z dobrobytu tego miasteczka nawet jeśli to było tylko złudzenie, wolał to od opuszczonych ruin. Jedzenie było gotowe i czekało na przygotowanej wcześniej dla niego stole. Karczmarz zdziwił się że gość nie zamówił nic konkretnego do jedzenia tylko mnóstwo przekąsek a na dodatek nie chciał jadać w alkierzu tylko uparł się na wspólną izbę, no ale on z monetami nie będzie dyskutować.


Gabriel zasiadł do stołu razem z Profesorem ten jednak był kiepskim kompanem gdyż jedyne na czym się skupiał to swój notes, od czasu do czasu tylko wymawiał głośniej słowa bez znaczenia dla swego współbiesiadnika. Dyplomata nie nawykł do zabawy z której on sam jedynie czerpał przyjemność, nie krępował się więc zaczepiając wszystkich którzy tylko przemykali w pobliżu ich stołu i zagadując do każdego częstując ich napojami i jadłem, w szczególności upodobał sobie płeć żeńską dla której nie okazywał litości oraz nie szczędził uśmiechów i po jakiejś godzinie mógł wymienić imiona wszystkich kobiet obecnych na sali, włączając w to informację czy są to panny na wydaniu czy już zamężne niewiasty. Ich stół w niedługim czasie stał się centrum zabawy a Gabriel jej biernym choć jednym z głównych uczestników. Niedługo trzeba było czekać gdy znalazł się i grajek który chcąc zarobić kilka monet zaczął grać żywą melodię której to w żaden sposób uroczy jegomość tak hojnie wszystkich częstujący jadłem i napojami nie mógł się oprzeć. Może dyplomata nie był najlepszym z tancerzy jakie ta karczma miała okazję oglądać ale na pewno nadrabiał śmiałością biorąc w obroty wszystkie niewiasty które tylko przez moment nieroztropnie zawiesiły na nim oko. Mężowie i kawalerowie łypali na niego spode łba ale wszystko odbywało się w takiej atmosferze że nawet najwięksi zazdrośnicy nie mogli powiedzieć nie gdy prosił ich wybranki do następnego tańca. Wszyscy którzy mieli jeszcze siłę w nogach przyłączyli się do wspólnej zabawy, pary kręciły się w tańcu wznosząc kurz, co chwilę każdy zmieniał partnera szukając tego którego sobie upodobał zanim jeszcze rozbrzmiały pierwsze dźwięki magicznego instrumentu. Dyplomata nie wytrwał w tańcu z żadną z partnerek zbyt długo, większość z tych kobiet zwyczajnie go nudziła i była pretensjonalna. Zamknął na chwilę oczy by wsłuchać się w muzykę nie rozpraszany żadnymi widokami. Gabriel był w swoim żywiole, w pewnym momencie zdał sobie sprawę że był jedynym tancerzem na środku sali otoczony przez uczestników biesiady wyklaskujących mu rytm piosenki. Nie przejęty wcale oddał się muzyce która wiodła jego stopu po drewnianych deskach podłogi. Następny piruet i uchwycił spojrzenie jednej z kobiet które go otaczały. Przy następnym obrocie jego dłoń niczym wąż pomknęła w jej stronę chwytając ja i pociągając w swoją stronę, dziewczyna nie opierała się wcale, roześmiana przyłączyła się tylko do jego tańca. A okazała się wcale dobrą partnerką, jej uśmiech spodobał się Gabrielowi był taki... niewinny. Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust do własnych myśli i tego jak mógłby spędzić tę noc ale za chwilę śmiał się już głośno razem ze swoją partnerką. A gdy muzyka ucichła podziękował jej za taniec i spytał tylko czy jutro zaszczyci go swą obecnością przy wspólnym posiłku. Tak jak to powiedział na początku zabawy Profesorowi jest czas na rozrywkę jest czas na pracę i właśnie zapewniał sobie rozrywkę na następny dzień.

Gabriel wymknął się niezauważony do swojego pokoju informując tylko uczonego że chciałby z nim porozmawiać za jakieś pół godziny. Do tej rozmowy musiał się odrobinę przygotować i przemyśleć dokładnie jak ją rozegrać. Potrzebował pomocy swych kompanów ale nie posiadał tak naprawdę nic żeby im zaoferować jako zapłatę za ich usługi. Zapalił tylko jedną świecę by ta oświetlała jego pokój, po czym z pucharem pełnym zimnej wody podszedł do oka i usiadł na parapecie. Jego wspomnienia przez chwilę zawładnęły jego umysłem zabierając go ponownie do stolicy Cesarstwa.
- Ale to już koniec - wyszeptał cicho. - Przed nami wszystko przyjacielu - podniósł puchar w górę w geście toastu a z ciemnego rogu odpowiedział mu przeciągły szmer. Gabriel odpowiedział swemu towarzyszowi wydając mu kilka poleceń po czym udał się na spotkanie ze swym pierwszym rekrutem.

Rozmowa przebiegła dokładnie tak jak ją sobie Gabriel zaplanował. Leżał teraz na łóżku ubrany jedynie w swoje najlepsze spodnie. Czekała go długa noc a on wiedział że sen znów nie będzie mu dany. Chciał czymś zająć umysł, powinien planować następne posunięcia, rozmowę z krasnoludem czy centaurem bo tych spodziewał się najszybciej spotkać ale zwyczajnie nie potrafił się skupić. Musiał przyznać że był lekko pijany ale nie na tyle nie mogło go to usprawiedliwić w jego własnych oczach. Pomyślał o drowach i znów gdzie Xun wydawał się mimo całej swej egzotyki nudny to elfka odstawała od kanonów i fascynowała, następna z tajemnic które obiecał sobie rozwiązać. Przygryzł wargę, cały czas zapominał że ona mimo wszystko była drowem. Ponownie usiadł w oknie z tą tylko różnicą że tym razem w kielichu znajdowało się krwisto czerwone wino. Spojrzał na dachy budynków by po chwili spojrzeć w rozgwieżdżone niebo. Uśmiechnął się szeroko bo jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze przygotowany na to co niosła mu przyszłość.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day

Ostatnio edytowane przez Uzuu : 03-12-2010 o 18:19.
Uzuu jest offline  
Stary 04-12-2010, 14:36   #32
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Graffen spojrzał zdziwiony na okolicę. Nic, a nic mu się to nie podobało. I choć las, w którym jeszcze niedawno przemierzał mając jedynie Muńka za towarzysza, nie wyglądał na całkiem normalny, choć cisza w nim panująca przyprawiała o dreszcze, i choć pustka go wypełniająca zastąpiła żywe organizmy, to jednak był to las. Czuł się tam jak w domu. Ta pustynia go przerażała. Kojarzyła mu się ze śmiercią i przemijaniem.
- To raczej ni je drzewo. Jaka wieżyca czy cu wyrastająca z ziemi. Jakby jaki mój kumotr się bawił darami wyższego rzędu. Trza ja zbadać dokłądniej. - rzekł krasnolud po czym skulił się w sobie, jakby skurcz jaki poważny go złapał. Dźwięk łamanych kości i dartej skóry dobiegał z trzymetrowego niedźwiedzia. Lekkie stęknięcie bólu doszło do uszu Sephira. Na grzbiecie olbrzyma nie było już khazada, ni humanoida. Za to, niedostrzegalny dla innych, siedział tam drobniutki pająk, wielkości niewielkiej myszy.
Skryba na widok przemiany zdumiał się wielce i wyjął jakiś notes ze swojej torby, a zapisawszy w nim kilka słów, odłożył go na miejsce.
- Interesujący to dar, przyjacielu! - zawołał radośnie do pajęczego towarzysza.
Stawonóg szybko dreptając po grzbiecie swego towarzysza, podbiegł do wierzy i począł się po niej wspinać.
Metoda którą wybrałeś okazała się wielce skuteczna, bez problemu poruszałeś się po gładkiej pionowej ścianie. W mgnieniu oka znalazłeś się przy najniżej usytuowany malutkim okienku, za małym nawet na to by przecisnął się przez nie niziołek. Lecz ty byłeś teraz mikrym pająkiem dla którego ten otwór był wystarczający. Stanąłeś na parapecie wpatrując się w najniżej położony w wieży pokój. Prawie całe pomieszczenie były wypełnione półkami, krzesłami i kanapami między którymi były tylko cieniutkie przejścia, meble zaś były zasypane zabawkami i lalkami najróżniejszej maści. Misie, króliki, szmaciane pacynki i pajacyki występowały tu w ilości która mogłaby wystarczyć całemu miastu! Jedynie centrum pomieszczenia było wolne od mebli, stanowiło swoisty plac na którym nawet Muniek mógłby się wygodnie rozłożyć. Co dziwne pomieszczenie wyglądało na większe niż szerokość całej wieży, zapewne miała w tym udział swego rodzaju magia.
To co ujrzał zdziwiło by krasnoludo-pająka gdyby nie “skóra” owego budynku. W sumie to nawet kolejny występ zespołu szkieletów nie zaskoczył by go bardzo. Wszedł tam rozglądając się ciekawy. Jego nowa forma umożliwiała mu sprawne poruszanie się i co prawdopodobne - ciche poruszanie się, po zagraconym pomieszczeniu. A ktoś nie chciał wierzyć w jego możliwości zwiadowcze. Przeszedł miedzy zabawkami na plac, by mu się dokładniej przyjrzeć.
Gdy tylko twoja pajęcza noga dotknęła placu cichy jak dotąd pokój przeszył cichy szmer. Brzmiało to jak otwieranie jakiejś klapy lub przesuwania kamienia po kamieniu. Rozejrzałeś się ale dookoła nie dojrzałeś niczego, dopiero spojrzenie w górę przyniosło rozwiązanie zagadki. Na suficie nad placem ktoś wyjął jedną z kamiennych płyt i odsunął ja na bok, to że wbrew logice nie spadała ona, a trwała przylepiona do sufitu obok dziury było druga sprawą. Z otworu wypadła lina po której zaczęli zjeżdżać na dół.... znani ci kościani muzycy! Na plecach mieli przywiązane swoje instrumenty oraz taborety. Wylewali się z otworu jeden za drugim rozstawiając się na pustej przestrzeni jedynego nie zagraconego tu miejsca. Ostatni po linie zjechał ich drygent w swym cylindrze, a gdy jego stopy dotknęły ziemi lina szybko została wciągnięta przez kogoś do tunelu, a kamienna płyta na powrót zasłoniła tajne przejście.
Szkielet rozejrzał się po swym zespole i popukał kościstym palcem w swój podbródek jak gdyby zastanawiał się nad czymś. Po chwili pstryknął palcami i wskazał spory kawałek placu który pozostał jeszcze pusty. Kamienne płyty jak na życzenie uniosły się a z pod nich wyłonił się olbrzymi fortepian. Już po chwili stał on koło reszty muzyków, a płytki wróciły na swoje miejsca. Zadowolony drygent machnął batutą i muzycy po raz kolejny dali popis swoich umiejętności.

YouTube - Alexander Rybak - "Europe's Skies" (Official Music Video)

Pająk jednak zdziwił się na widok wyłaniających się szkieletów. Te jak gdyby nic znów pokazały mu mały pokaz swych umiejętności. Ten ich wysłuchał w milczeniu, lecz wcześniej wspiął się na ścianę, potem sufit, i na cienkiej nici zawisł kilka centymetrów nad ich głowami.
Gdy orkiestra zagrała ostatnie nuty utworu pogratulowali sobie po czym trzymając instrumenty w dłoniach ustawili się w rządku. Co najdziwniejsze szklielet który grał na fortepianie trzymał go teraz na plecach, uginając się lekko pod jego ciężarem. Drygent spojrzał na niego i pstrykając palcami sprawił, iż wielki instrument klawiszowy rozpłynął się w mgłę. Szkielet w cylindrze zaklaskał i pochylił się podnosząc jedną płytę w podłodze odsłaniając tym samym kolejny czarny tunel. Grajkowi po kolei podchodzili i skakali do środka znikając w ciemności.
Pajączek zaś będąc głęboko w sobie krasnoludem, osunął się na swej nici wprost na cylinder dyrygenta. Tam też przywarł mocno do kapelusza i czekając na rozwój wydarzeń, pojechał darmową kolejką.’
Wraz ze szkieletem zniknąłeś w ciemności i po chwili wypadłeś wraz z nim w dziwne miejsce. Nie widziałeś dokładnie gdyż wszystko było jakieś zamazane, z rozmytymi konturami, wyglądało to niczym olbrzymia paleta kolorów. Jednak nim zdążyłeś zrobić chociaż krok otoczyła Cię mgła, tak sama która towarzyszła Ci w drodze przez las i wessała z powrotem do tunelu. Nim się obejrzałeś znowu byłeś w komnacie z lalkami, a wszystkie kamienne płyty były na swoich miejscach.
Zdziwienie - ostatnio zbyt bardzo znane uczucie krasnoludowi. Wpierw nienaturalny las, potem ta mgła, teleportacje, szkielety grające na instrumentach muzycznych, wieże z drzewa i cegły i znowu znajoma orkiestra. Co też dziwnego żywioły i bogowie przygotowali nietypowemu druidowi. Valder wzruszył ramionami. O ile można powiedzieć, że pająk wzrusza swymi ośmioma, i poszedł szukać jakiegoś wyjścia z tej komnaty innego, niźli okno przez które wszedł.
W sali były schody do których dostałeś się bez problemu, wspinając się po krętych stopniach doszedłeś w końcu do dużych żelaznych drzwi, te były jednak jakieś dziwne bowiem nie było w nich szpary czy też zamka (mimo iz klamka wystawała z odpowiedniego dla niej miejsca) przez które mógłbyś się przecisnąć.
Krasnolud będąc w postaci stawonoga skulił się w sobie i krzyknął boleśnie. Co prawda dla zwykłego człowieka był to tylko cichutki pisk, nie słyszalny bez specjalnej uwagi, jednak ból rozrywanych mięśni nie jest przyjemny. Chitynowy pancerz zaczął pękać w wielu miejscach,a odnóża przerastać swa formę. Już po chwili na miejscu pająka klęczał dwarf w swej pełnej płytowej zbroi. Nacisnął klamkę lecz ta nawet nie ruszyła. Zrezygnowany podszedł do okna.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 08-12-2010, 17:32   #33
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Graffen Valder:

W oknie przywitał Cię ponury widok szarych pustkowi. Niedaleko wieży ujrzałeś młodego skrybę - Sephira i Muńka, który groźnie się prężył i powarkiwał na młodego człowieka. Póki co, młodzieniec nie zrobił niczego, co by mogło skrzywdzić twego przyjaciela, ale było w nim coś, co powodowało agresję zwierząt. Nie tylko Muniek zachowywał się wobec niego dziwnie - pamiętasz także dziwne zachowanie wilka należącego do centaura. Sephir siedział na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, prawdopodobnie nad czymś medytując.

Usłyszałeś za sobą cichy stukot, a po nim klekot. Odwróciłeś się, aby zidentyfikować źródło dźwięku. Zdumiało cię to, co ujrzałeś.


To bez wątpienia była jedna z lalek. Była rozmiarów dziecka i wyglądała tak samo. Porcelanowa, biała twarz, puste, czarne oczodoły, jasne, proste włosy, przekrzywiona korona na głowie oraz ozdobna sukienka nadawały lalce straszliwy widok, który potęgowała trzymana w porcelanowych dłoniach duża igła. Lalka stała nieruchomo i z klekotem przekrzywiła głowę na bok. W jej plecach tkwiły podobne do dzierżonej w ręku igły, od których odchodziły cienkie, szkarłatne linki, zanikające wysoko nad lalką. Zaraz za jej plecami poruszał się cały oddział podobnych tworów, mniejszych bądź większych, ale równie groteskowych. Cicha, porcelanowa armia stanęła za plecami lalki-dziewczynki, a kiedy ta ruszyła do przodu, armia z klekotaniem ruszyła jej śladami. Wszystkie oczodoły wypełniły się szkarłatnym blaskiem. Lalki wyjęły z ukrycia swoje zabójcze bronie - noże, sztylety, szpady, topory. Poruszały się wolno i niezdarnie, stukając o podłogę komnaty swoimi twardymi stopami.

Gabriel, Profesor:


Rankiem obudziły was złociste promienie wschodzącego słońca, które nachalnie przenikały przez zasłony. Zapowiadał się ciepły i sympatyczny dzień, a przez uchylone okiennice do pokoju wpadało rześkie powietrze, wypełnione aromatem świeżo upieczonego chleba. Śniadanie przyniosły wam dwie urodziwe karczmarki, stąpające nieśmiało i wstydliwie. Dziewczęta później przyniosły ze sobą wiadra z ciepłą wodą i przygotowały dla was poranną kąpiel. W karczmie panowała cisza, słychać było gwizdanie szynkarza i jego rozmowy z kucharką i jej pomocnicami.

Kiedy wyszliście na ulice, sytuacja diametralnie się zmieniła. Gdzieś rozbrzmiał wysoki krzyk przerażonej damy, a po nim głuche trzaski łamanego drewna. Straż natychmiast pobiegła ku źródłowi dźwięku, ale kiedy wbiegli w alejkę, skąd pochodził krzyk, potężna siła odrzuciła ich do tyłu. Mężczyźni uderzyli o kamienną ścianę domostwa, po czym wstali i uciekli wraz z tłumem, który z krzykiem wybiegł z owej alei. Potem dobiegł was gniewny ryk, a po nim kilka podobnych z innych części miasta.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 15-12-2010, 12:09   #34
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Być może przystanie na propozycję burmistrza nie było najrozsądniejszym wyjściem. Jeśli miejsce w którym się znajdowali faktycznie było fałdą podprzestrzenną w której występowała anomalia czasowa to każda ingerencja jaką podejmowali w tym miejscu ryzykowała rozerwanie bąbla czasoprzestrzennego, a co za tym idzie - niemożliwe do przewidzenia skutki. Również sama osoba burmistrza budziła pewne zastrzeżenia - nie był to człowiek, któremu powinni ufać. Mimo tego, że zdrowy rozsądek protestował przeciwko podejmowaniu takiej decyzji to jednak ciekawość cechująca Profesora jak zwykle okazała się silniejsza. Poza tym być może kluczem do rozwiązania zagadki tego miejsca była gra zgodnie z regułami, jakimi się ta sytuacja rządziła? W każdym razie pomimo pewnego ryzyka jakie niósł za sobą dalszy kontakt z tajemniczym burmistrzem Profesor zdecydowanie nie byłby w stanie odmówić.

Na widok budynku ratusza Profesor skrzywił się niezauważalnie. Ratusz, jako siedziba władz miasta nie powinien mieć tak... swobodnego wyglądu. Od instytucji publicznych wymagało się przede wszystkim solidności i budzenia zaufania, a to miejsce wyglądało bardziej jak dom ekscentrycznego bogacza, który na dodatek niewielkie ma pojęcie o dobrym smaku. Profesor zawsze był zwolennikiem prostoty i użyteczności, dlatego nie mógł pojąć kto marnuje fundusze na stawianie takiej budowli zamiast przeznaczyć je na coś pożyteczniejszego. Oczywiście, ani jednym słowem nie zdradził swoich myśli burmistrzowi, nie chcąc sprawiać mu przykrości. W końcu zamiast kazać ich aresztować i przesłuchać co znając życie skończyć się mogło bijatyką zaprosił ich na ciepły posiłek. Nie wypadało zatem być nieuprzejmym

Posiłek prezentował się wspaniale, trzeba było to Dolcelowi przyznać. Co prawda Profesor nie miał potrzeby spożywania jakichkolwiek posiłków, doskonale obywał się bez wody i jedzenia jednak nie chcąc okazywać braku szacunku postarał się przynajmniej skosztować części potraw. Tym, co mogło się niektórym rzucić w oczy był fakt, że Profesor nie tknął jakiegokolwiek mięsa, zadowalając się przede wszystkim owocami. Gabriel zabawiał Dolcela rozmową, a Profesor przysłuchiwał się temu z umiarkowanym zainteresowaniem - i choć wyglądał na zadowolonego to jednak jego uśmiech nie obejmował oczu, tak że ktoś lepiej znający się na rozpoznawaniu emocji nie dałby się zwieść uśmiechowi naukowca. Zamiast brać udział w rozmowie Profesor rozglądał się dyskretnie po pomieszczeniu i z trudem powstrzymywał się od wykorzystania kilku zaklęć badawczych, jednak czarowanie w trakcie posiłku mogło zostać źle odebrane przez Dolcela

Po posiłku Dolcel polecił im karczmę, w której mogli się zatrzymać. Razem z Gabrielem usiedli przy jednym stoliku, a uczony wyjął ze swojego bagażu notatnik badawczy oraz pióro i zaczął notować, bowiem od czasu gdy tu się znaleźli nie miał nawet chwili by zapisać swoje spostrzeżenia. Miał zwyczaj wszystko zapisywać, gdyż wtedy dużo łatwiej było mu usystematyzować swoją wiedzę

... Gdy zbliżyliśmy się do celu okazało się, że świetlista kula unosi się nad nekropolią, a konkretniej nad jedną z kryp. Gdy tylko weszliśmy do krypty nastąpiło coś dziwnego - znaleźliśmy się bowiem w miejscu do złudzenia przypominającym Sunrize, tyle że dwieście dwanaście lat wcześniej niż wyruszyła nasza ekspedycja. Jako że cofanie się w czasie jest praktycznie niemożliwe (badania nad mnichami z zakonu kroczących wśród chwil wciąż trwają), a co dopiero na taką skalę i o tak duży okres czasu wysnułem kilka wniosków, co może być odpowiedzialne za ten stan

1) Pętla czasowa. W swoich studiach nad naturą planów natknąłem się na to zjawisko, choć nie doświadczyłem go osobiście. Nie jest znany mechanizm powstawania takich pętli i prawdopodobnie nieprędko zostanie on zbadany - jest to bowiem wyjątkowo rzadkie zjawisko. Według zebranych przeze mnie informacji pętla taka być może może powstaje gdy zostaje wyzwolona zbyt duża ilość energii, czy to magicznej czy dowolnego innego nośnika mocy, zwłaszcza gdy dzieje się to w sposób dziki, nieuporządkowany. Jeśli faktycznie znajdujemy się w pętli czasowej to jest to jednocześnie dobra jak i zła wiadomość. Dobra, bowiem wreszcie po tak długich poszukiwaniach będę miał okazję zbadać dokładniej naturę tego zjawiska. Kto wie, być może właśnie istnienie takich miejsc jest kluczem do władania czasem? Jak dotąd czarodzieje byli tylko w stanie nieznacznie spowalniać jego upływ, ale jeśli faktycznie udałoby mi się zgłębić naturę zjawiska pętli czasowych to istniała szansa, że byłbym w stanie opracować zaklęcie pozwalające cofać czas. A jeśli tak... to być może mógłbym naprawić ten jeden, jedyny błąd który w życiu popełniłem i dokończyć swoje ostateczne dzieło otwierając nowy, złoty wiek nauki?

W tej chwili jednak bardziej palącym problemem jest znalezienie punktu kluczowego pętli. Nie wiadomo jak dużo czasu mamy zanim nastąpi cofnięcie do początku pętli. Teoretycznie wspomnienia osób świadomych tego, że znalazły się w anomalii czasowej nie powinny zostać utracone, jednak na wszelki wypadek lepiej będzie zostawiać w dzienniku informacje o tym czego się dowiedziałem, by w przypadku cofnięcia do początku i utraty wspomnień móc odnaleźć ślad, konieczny do przerwania pętli.

Jeśli ta teoria jest prawidłowa to pozostaje jedno pytanie: jak to się stało, że w pierwszej sferze materialnej powstała anomalia planarna? Co mogło wyzwolić tak ogromną ilość energii wystarczającą do rozdarcia continuum czasoprzestrzennego?

2) Jeśli odrzucić planarną koncepcję wyjaśnienia tych wydarzeń to drugą, dość prawdopodobną teorią jest oddziaływanie silnej magii. Jednak skoro tak rozwinięta magia oddziałująca na czas nie jest możliwa pozostaje prostsze wyjaśnienie - silne zaklęcie ze szkoły iluzji lub zaklinania, oddziałujące bezpośrednio na umysł. Powstawało jednak pytanie - czy działało zgodnie na umysły wszystkich członków drużyny dając nam złudne poczucie tego, że jesteśmy razem, czy może tak naprawdę jedynym uwięzionym w tym miejscu jestem ja? A jeśli to jakieś dużo bardziej zaawansowane zaklęcie labiryntu lub, co gorsza, uwięzienia? Przed tym drugim podjąłem doskonałą obronę nie zdradzając nikomu prawdziwego imienia. Zdaje sobie sprawę, że moi wrogowie wykorzystaliby je gdyby tylko mogli przeciwko mnie, więc nie mogłem stracić czujności nawet na chwilę.

Wracając jednak to teorii silnego zaklęcia należało rozważyć kilka możliwości

2a) Zaklęcie ze szkoły iluzji, działające na tak ogromny obszar, wpływające na wszystkie zmysły i nie pozwalające się rozwiać tak łatwo. To była najmniej prawdopodobna teoria, jednak nie należy jej pomijać. Iluzja musiałaby zostać aktywowana w momencie w którym weszliśmy do krypty, ale to nie tłumaczyłoby ich znalezienia się na rynku miejskim. Dlatego zostawiam tę możliwość do przeanalizowania później, pod warunkiem że zajdą dodatkowe okoliczności przemawiające na jej korzyść

2b) Zaklęcie ze szkoły zaklinania, działające bezpośrednio na mój umysł lub umysły całej ekspedycji. Ta możliwość jest dość prawdopodobna, jednak oznacza to dość istotny problem - bardzo ciężko uchronić się przed oddziałującym na umysł zaklęciem znajdując się już pod jego wpływem. Jego własna magia mogła mu w tym wypadku nie pomóc, gdyż pomimo tego że wydawałoby mu się że rzuca czar w rzeczywistości mógł bez ruchu leżeć w tajemniczej mgle. Jednak świadomość tego, że znajduje się pod wpływem takiego zaklęcia dawała mu jakieś szanse - większość osób znajdująca się pod wpływem czarów ze szkoły zaklinania nie zdawała sobie z tego sprawy

2c) Psionika? Działania jak w punkcie wyżej

2d) Zmodyfikowane zaklęcie labiryntu. W takim wypadku ważne było jak najszybsze odnalezienie wyjścia, jednak z drugiej strony zdaję sobie sprawę że działanie w pośpiechu często prowadzi do przeoczenia istotnych szczegółów.

Niezależnie od tego która z teorii jest prawdziwa, w każdym wypadku konieczne jest zebranie większej ilości informacji. W tym celu...


Profesor przerwał pisanie nagle, gdy ktoś prawie wpadł na niego. Podniósł wzrok i ku swojemu zdziwieniu spostrzegł, że w tak spokojnej niedawno karczmie trwa zabawa, najwyraźniej koncentrująca się wokół ich stolika. To prawda, zamyślił się nieco w trakcie pisania, jednak nie podejrzewał że do tego stopnia. Gabriel najwyraźniej świetnie się bawił, nic sobie nie robiąc z nieco zdegustowanego spojrzenia Profesora. Nie podejrzewał, że jego towarzysz lubi tak niskie i prymitywne rozrywki, jednak to nie była jego sprawa... Niepotrzebnie odrywał się od pisania, gdy na moment stracił koncentrację gwar panujący w izbie uniemożliwił mu ponowne zebranie myśli. Schował księgę z powrotem do plecaka i wstał z zamiarem udania się do swojej izby gdy poczuł, jak jego żołądek się buntuje. W ostatniej chwili zdążył dotrzeć do wychodka zanim chwyciły go torsje. Niepotrzebnie zgodził się zjeść u burmistrza, powinien był się tylko czegoś napić... Ignorując złe samopoczucie ruszył z powrotem do karczmy, chcąc w spokoju dokończyć swoje notatki. Gdy przechodził przez wspólną izbę Gabriel powiedział, że planuje go odwiedzić

W swoim pokoju Profesor dokończył pisanie notatki, a następnie korzystając z kuglarstwa oczyścił swoje ubranie. Ktoś domyślny zostawił w jego pokoju miskę z wodą, Profesor z wdzięcznością umył w niej twarz odświeżając się po niezbyt przyjemnych konsekwencjach przyjęcia stałego pokarmu. Mając jeszcze sporo czasu do wizyty Gabriela wyjął z plecaka księgę czarów zastanawiając się, które zaklęcia mogą mu się przydać w najbliższym czasie...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 15-12-2010, 12:12   #35
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Nawet nie zauważył jak szybko minął czas - zdawało się że dopiero rozpoczął swoją pracę, a już rozległo się pukanie do drzwi. Profesor otwarł je wpuszczając Gabriela do środka. Dyplomata przyniósł wino i dwa kielichy, rozlał trunek i podał jeden z nich naukowcowi. Profesor zwrócił uwagę że Gabriel wygląda nieco inaczej - najwyraźniej jego dobry nastrój z wieczoru gdzieś prysnął. Teraz wydawał mu się nieco zgorzkniały, a wrażenie to pogłębił ton jego głosu, gdy tylko się odezwał

- Pewnie nie nawykłeś do takich wizyt od nieznajomych ale wydajesz się być jedną z niewielu osób z którą można rozsądnie porozmawiać. Co sądzisz o naszej sytuacji obecnej? - pociągnął spory łyk

Profesor zastanowił się przez chwilę nim odpowiedział. Jakoś nie wierzył, by dyplomata przyszedł na całkowicie towarzyską pogawędkę. Jeśli faktycznie potrzebowałby towarzystwa to w głównej izbie karczmy było zapewne wystarczająco dam chętnych by mu towarzystwa dotrzymać. Nie pytał jednak o nic podejrzanego, więc Profesor uznał że póki co może mówić szczerze


- Prawdę mówiąc w ogóle nie nawykłem do wizyt, powiedzmy, czysto towarzyskich. Osoby które mnie odwiedzały nieodmiennie przychodziły w jakimś konkretnym interesie. No, może poza Graffenem, ale ten krasnolud to całkiem inna historia. Pytasz, co sądzę o naszej sytuacji... Jak dla mnie jest ona wręcz fascynująca. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim i choć podejrzewam co jest zapewne przyczyną tego zjawiska, to jednak pewności mieć nie mogę. Dlatego tak bardzo jestem z tego zadowolony, bowiem traktuję to jako wyzwanie i być może okazję do powiększenia swojej wiedzy

- Witaj w grupie chłopie. Wyzwanie, dobrze to określiłeś. Ja osobiście uważam że zostaliśmy oszukani wszyscy i ktoś cały czas nami manipuluje. Chcę się stąd wydostać i po to właściwie przyszedłem. Chciałem porozmawiać o nas, o tych którzy zostali i stanowią tak zwaną grupę. Może lepiej powiem od razu o co chodzi, bo stare nawyki każą mi oszukać cię i wyciągnąć jak najwięcej się da bez ofiarowywania niczego w zamian. Potrzebuję zaufanych ludzi żeby się stąd wydostać, takich do których będę mógł odwrócić się plecami i nie poczuć po chwili noża pod żebrem. Dlatego żałuję że nie ma tu krasnoluda z nami... z czym że nie chcę kończyć współpracy na tym zadaniu tylko. Chcę zbudować silną grupę w której każda z osób będzie uzupełniać słabe strony pozostałych. która będzie wspólnymi siłami zrealizować każde postawione przed nią zadanie, czy będzie to zwyczajne zlecenie czy przysługa dla jednego z współtowarzyszy.

Gabriel plótł i gdyby Profesor nie widział osobiście ile wypił alkoholu to mógłby stwierdzić, że dyplomata był pijany. Nie znał się zbyt dobrze na ludzkich emocjach, nie do tego stopnia by stwierdzić co się dzieje z jego rozmówcą. Poza tym ta jego propozycja... Naukowiec nie był pewien, co powinien o niej myśleć. Postukał chwilę palcami w blat stołu, wyraźnie zastanawiając się nad słowami Gabriela, po czym w końcu podniósł wzrok na swojego rozmówcę i odparł

- Mam więc rozumieć, że planujesz zorganizować hmm... drużynę, oddział, nie wiem jak to nazwać... która wspólnymi siłami będzie realizować swoje cele. Cel rozsądny, jednak ja jestem naukowcem, nie wojownikiem. Nie dla mnie życie awanturnika, owszem, wyprawy w celach badawczych odbywałem często ale nie wiem, czy to co proponujesz aby na pewno byłoby dla mnie. Nie jestem w końcu najemnikiem... Chcę zyskać sławę naukową a potem przyjąć ciepłą posadkę na jakiejś uczelni i wrócić do tego, co sprawia mi największą przyjemność

- Więc co tu robisz z dala od swojej uczelni i ciepłej posadki Profesorze? - Gabriel uśmiechał się złośliwie - Zastanów się lepiej, ja nie jestem wojownikiem pod żadnym pozorem i aby wykazać się dobrą wolą powiem ci coś o sobie. Pochodzę ze stolicy i tam też dorastałem, w dzieciństwie zostało mi nadane to imię którego do tej pory używam. Przeszedłem przeszkolenie pod względem fachu złodziejskiego, moje zdolności skupiają się na zwiadzie i manipulacji ludźmi. Nie potrafię walczyć ale wiem jak znaleźć słabe strony innych i wykorzystać je przeciwko nim by osiągnąć zamierzony cel. Jeszcze kilka lat temu pracowałem w grupie, nigdy nie nazywaliśmy siebie drużyną, w której tylko jeden z nas potrafił walczyć i to tylko i wyłącznie na wszelki wypadek. Wszystko byliśmy w stanie osiągnąć tylko dzięki własnemu sprytowi i pomysłowości. Mówisz o uniwersytecie? Co powiesz o własnym instytucie? Powiedz mi o ile łatwiej jest osiągnąć spokój i cele jeśli masz tych którzy w razie problemów będą cię wspierać i pomogą pokonać wszelkie przeszkody

Profesor uśmiechnął się. Własny instytut... Widać rozmówca tak naprawdę niewiele o nim wiedział, choć celował swoimi podejrzeniami nie tak znowu daleko. To prawda, Profesor był tutaj nie tylko po to, by prowadzić zwyczajne badania naukowe, jednak prawdziwej natury jego zadania domyśleć się zwyczajnie nie dało. Jednak takie postawienie sprawy mogło okazać się... użyteczne

- Widać myliłem się nieco myśląc o naturze tej grupy, którą pragniesz utworzyć. Co do moich prywatnych celów to na razie wolę opuścić na nie kurtynę milczenia, dla dobra nie tylko naszej współpracy ale i naszego bezpieczeństwa. Wielu jest zawistnych którzy zrobią wszystko by mnie powstrzymać... Jesteś pewien, że chcesz narażać na to swoją grupę? Jeśli zostanę rozpoznany to może to nam wszystkim stworzyć nowych wrogów. Jednak zanim udzielę jakiejkolwiek odpowiedzi powiedz mi coś więcej na temat tej grupy oraz celów, które miałaby realizować. Jeśli będzie szansa na to, że posiadamy wspólne interesy, to mogę się okazać zainteresowany

- Myślałem że już nie spytasz... widzisz ja zostałem wysłany tutaj by już nie wrócić. Jeden mały błąd i okazuje się że jest się wielce niepożądaną osobą. Jakąś godzinę temu to sobie uświadomiłem i to że w tej chwili nie mam żadnych celów oprócz chęci wydostania się w końcu stąd. Twoi wrogowie interesują mnie tylko o tyle ile spróbują nas powstrzymać. Jeśli zdecyduję się na zemstę obiecuję że będziesz pierwszym który się o tym dowie. Póki co chce dotrzeć do centrum tutejszych wydarzeń i dowiedzieć się jakie są zasady gry i który z bogów przeklął to miejsce. Poza tym to nie będzie moja grupa ani ja nie bedę jej przywódcą. Cele w zależności kogo uda się jeszcze przekonać do tego pomysłu.

- Bogów? - Profesor zdziwił się wyraźnie - nie sądzę, by była to boska klątwa, nie wierzę w takie zabobony. Bogowie to nic innego jak potężne istoty rezydujące na innych planach, czego przykładem może być Vecna, który niegdyś był człowiekiem. Ja wyodrębniłem dwie, praktycznie pewne teorie, jednak działanie w obydwu przypadkach powinno być takie samo - musimy podjąć reguły tej gry, nawet jeśli ich do końca nie znamy. Co do moich wrogów, to raczej nie staną oni zbrojnie przeciw nam, ale wykorzystują inne środki. Rozpuszczają plotki, szerzą dezinformacje, przekupują i szantażują. To jeszcze groźniejsze, gdyż nie wiadomo nigdy skąd nadejdzie atak. Wracając jednak do twojej sytuacji... Czy ma to związek z twoim dość nietypowym nieumarłym kompanem? Czyżby tobie podobnym nie podobały się twoje działania?

- Byłbym doskonałą przeciwwagą dla twych przeciwników... - Gabriel uśmiechnął się po czym wstał i odwrócił się na chwilę plecami, gdy ponownie spojrzał na Profesora trzymany puchar był jedyną rzeczą która się zgadzała z poprzednim wizerunkiem. Oto przed uczonym stała jego wierna kopia uwzględniając ubiór. Po kilku chwilach osoba która wzięła następny łyk ponownie była mężczyzną który od samego początku podawał się za dyplomatę. - Moje sprawy... Rok temu jak już wspomniałem wybuchła podziemna wojna i aby chronić sekrety których byłem posiadaczem za przyzwoleniem mego przełożonego i tylko przy jego wiedzy udałem się na dobrowolną banicję. Niecałe dwa tygodnie temu dostałem osobiste polecenie by przyłaczyć się tutaj i służyć pomocą po czym by zdać raport kiedy wrócę. Prosty sposób by nie brudzić sobie rąk i pozbyć się zagrożenia, w końcu dotarliśmy do miejsca z którego nikt jeszcze nie wrócił. Nie zdziwiło cię że nie natkneliśmy się na żadne ślady innych grup? I faktycznie masz rację ten nieumarły jest moim kompanem i chyba jedyną rzeczą która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach w czasie banicji.

Profesor nie okazał wielkiego zdziwienia na widok natury swojego rozmówcy. Owszem, zaskoczony uniósł brwi jednak zbyt często stykał się z podobnymi zjawiskami by mogły go one zaskoczyć. Cóż za ironia... Zapewne gdyby Gabriel znał całą prawdę to razem z Profesorem mogliby wybuchnąć śmiechem z ironii tej sytuacji. Zamiast tego Profesor odpowiedział

- Mam rozumieć, że chcesz wydostać się stąd żywym, jednocześnie pozwalając swojemu mentorowi myśleć że zginąłeś? W teorii nie byłoby to trudne do zrealizowania, wystarczyłoby byś przybrał wygląd któregoś z poległych kompanów. Istotniejszą sprawą jest ukrycie cię przed magią, zwłaszcza wieszczącą... I rozumiem, że tutaj do akcji wkraczam ja? Jeśli tak, to nie mogłeś chyba trafić lepiej, w czasie studiów bowiem specjalizowałem się w wieszczeniach

- Dobrze więc, szczegóły możemy ustalić już po wszystkim póki co skoncentrujmy się na reszcie grupy. Co z Graffenem?

Kąciki ust Profesora zadrgały lekko, jakby tłumił śmiech, jednak gdy odezwał się jego głos był poważny

- Podróżuję z nim już jakiś czas. To dobry kompan, zwłaszcza gdy przychodzi do walki to naprawdę niewiele jest istot które są mu w stanie dotrzymać pola. Nie mówiąc już o tym co się dzieje, gdy do zabawy wkroczy Muniek.

- Doskonale, myślisz że byłby zainteresowany tym pomysłem?

- Trudno powiedzieć... Nie sprawuję nad nim pełnej kontroli, więc o coś takiego będziesz musiał sam zapytać. Jednak są duże szanse, że się zgodzi

- Zgoda chciałbym jednak byś mi towarzyszył w trakcie rozmowy. Co myślisz o centaurze? Wydaje się trochę nieobecny i szczerze mówiąc niezbyt przydatny...

- Cóż... Centaur również może okazać się przydatny, w ten czy inny sposób. Powiedzmy, że na razie poczekajmy i być może jego sprawa rozwiąże się sama... Zastanawiałem się również nad inną kwestią... Czyją tożsamość mógłbyś przybrać. Dobrze by było, gdyby pozostali wiedzieli że ta osoba zdołała się wydostać z mgły. Czyli najlepiej, gdyby to był ktoś spośród pozostałych przy życiu. Dlatego mam pytanie... Czy potrafisz przyjąć formę centaura? Nie wiem na ile sięga twoja zmiennokształtność

- Wybacz moja zmiennokształtość to tylko sztuczki mamiące oczy... wybacz jeśli cię rozczarowałem. Nie myślę póki co o zmianie wizerunku. Ale masz rację będę musiał zwyczajnie przypomnieć sobie kto tam jeszcze z nami był, zostawię to na później. Co z Sephirem i drowami?

- Drowy wydają mi się ciekawe, ale tylko z naukowego punktu widzenia. Nie zaufałbym żadnemu z nich na tyle, by wtajemniczać go w cokolwiek. Sephir jest młodym, żądnym wiedzy i ciekawym świata czarodziejem... przynajmniej z pozoru. Jest w nim jednak coś, co każde mi być ostrożnym i w najbliższym czasie planuję przeskanować go za pomocą magii by dowiedzieć się czegoś więcej o jego naturze

- Tak z Sephirem jest zdecydowanie coś nie tak, nie pamiętam go szczerze mówiąc z naszej grupy ale mógł mi zwyczajnie umknąć... Co do drowów to Xuna nie przekonamy raczej na pewno, jego bym tylko obserwował. Co do drowki to wydaje się być inna niż to co słyszałem z opowieści.

- Nie wiem czy zwróciłeś uwagę na podobieństwo naszej dwójki i drowki. Każdy z nas ukrywa swoją naturę... Ty dzięki zmianie kształtu, ja korzystam z pseudonimu a drowka wykorzystuje niewidzialność

- No cóż w jej wypadku jest to całkowicie zrozumiałe. Gdyby nie to pewnie już dawno pożegnała by się z życiem. Cholera nie było by to prosto, nie znam drowów kompletnie. Moge delikatnie spróbować wyniuchać co w trawie piszczy, choć już mam pewne podejrzenia. Ostatecznie mogę ją przycisnąć troszkę... musiał bym tylko unieszkodliwić jej niewidzialność.

- Mogę to zrobić, ale tylko na pewnym obszarze. Zwykłe pozbawienie niewidzialności nie odniesie pożądanego efektu, bo drowka zapewne korzysta z jakiegoś przedmiotu który jej tę niewidzialność zapewnia

- Najpierw jednak spróbuję pokojową drogą choć nie wiem czy na drowy to może zadziałać w ogóle. Póki co skupmy się na Graffenie. W między czasie elfka.. drowka znaczy, ty zajmij się Sephirem w miarę możliwości i dyskretnie. Poza tym zobaczymy co przyniesie dzień, jeśli masz jakieś pomysłu lub pytania to proszę podziel się nimi ze mną.

- Teraz to najbardziej przydałby mi się odpoczynek z księgą zaklęć na podorędziu. Będę się musiał nieco dostosować do nowej sytuacji... Powiedz mi jednak, jak sądzisz - czy twój mentor obserwował cię cały czas? W sensie czy będę miał czas by obłożyć cię zaklęciami po opuszczeniu lasu, jeśli się stąd wydostaniemy? I jak sądzisz, będę je musiał utrzymywać na tobie cały czas?

- Wątpię by mnie obserwował, dopóki w królestiwe nie rozejdzie się pogłoska że komuś udało się wydostać i zdjąć czar lub coś podobnego będzie mnie uważał za martwego. Byłem jego lojalnym poddanym i nigdy do tej pory nie miałem powodu by w niego zwątpić, nawet teraz myślałem że to tylko test czy nadal jestem mu wierny i zgodzę się wykonać to zadanie... Potem może zwyczajnie uda się zdobyć przedmiot który zaoszczędzi całego problemu. Hehe pułąpka na głupców takie miasto nie uważasz? Podróż w jedną stronę dla niektórych.

- Zobaczymy... Ja zamierzam wycisnąć z tego miejsca ile zdołam, dopiero mogę myśleć o wydostaniu się stąd. Moim celem jest odzyskanie naukowej sławy i udowodnienie wszystkim tym, którzy doprowadzili do mojego upadku, że się mylili. Wtedy zamierzam dokończyć swoje badania, tak brutalnie przerwane... A jeśli mi się uda to być może nie będziesz już dłużej musiał się ukrywać

- Widzę że zapowiada się nam początek wspaniałej współpracy Profesorze.

- Również tak sądzę Gabrielu. Oby jak najbardziej owocnej współpracy


Dwie osoby z których każda zastanawiała się jak wykorzystać drugą podały sobie ręce, pieczętując ten dziwny i niespodziewany układ. W tej chwili nikt nie mógł się jednak spodziewać co tak naprawdę wyniknie ze współpracy dwóch tak niecodziennych osobowości...

Po wyjściu Gabriela Profesor jeszcze długo zastanawiał się, co z tego wszystkiego wyniknie. Poprzednim razem działał sam, podczas gdy jego wrogowie byli liczni i dobrze zorganizowani. Być może jeśli tym razem będzie miał u boku grupę ludzi gotowych użyczyć mu swoich zdolności uda mu się doprowadzić swój plan do końca. Dokończył pracę nad księgą zaklęć i położył się spać, wiedząc że jutro najpewniej czekać go będzie pracowity dzień.

Już niedługo... jego przyjaciele odzyskają wolność...

***

Jak zwykle obudził się równo ze świtem. Przewidujące karczmarki zadbały o śniadanie oraz wodę, przez co nawet zawsze poważny Profesor obdarzył je uśmiechem. Ogólnie rzecz biorąc naukowiec po raz pierwszy od początku wyprawy zdawał się mieć naprawdę dobry humor, nawet jeśli na śniadanie nie zjadł nic konkretnego, za to wypił dość sporo mleka. Zapowiadał się naprawdę piękny dzień...

Jednak wrażenie to zepsuło się chwilę po wyjściu z karczmy. Krzyki i hałasy świadczyły o tym, że w mieście pojawiło się jakieś niebezpieczeństwo. Profesor miał tylko nadzieję, że to nie Muniek wkurzył się na kogoś i postanowił zdemolować miasto, nie miał ochoty ponownie powstrzymywać wściekłego niedźwiedzia przed przebijaniem się przez mury miejskie. Rozsądek nakazywał oddalić się od źródła zamieszania, jednak tym razem ciekawość Profesora zwyciężyła. Nie chcąc przedzierać się przez tłum ludzi postanowił wykorzystać nieco swojej magii. Rzucił więc na siebie zaklęcie lotu, wzbił się w powietrze na wysokość 20 metrów i skierował się w stronę z której dochodziły hałasy, chcąc zbadać co się tam dzieje
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 15-12-2010, 14:34   #36
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Armia bezdusznych marionetek pod przywództwem ich królowej z igłami ruszyła cicho w stronę niechcianego intruza. Ten jednak poddać nie chciał się od razu, a przynajmniej nie dać się zaszyć nitkami bez walki.

Graffen prychnął gniewnie i splunął pod nogi. Nie przepadał za czymś co nie zrodziło się z łona matki, a przywłaszczało sobie prawo do życia. I prawo do jego odbierania. To jedynie natura posiadała.
Owe marionetki były czystą kpiną z praw i dogmatów jakie krasnolud przestrzegał. Były hańbą na jego honorze. Musiał zmyć tą plamę.
Kości znów zaskrzypiały. Skóra znów drzeć się poczęła. Ciało na nowo przybierało formę. Jedynie uśmiech pełen agresji i złowieszczości pozostał ten sam.
Nie trwało to dłużej niż trzy uderzenia serca. Miast krasnoluda w drewnianej zbroi stał iście piekielny demon. Diabeł mierzył blisko dziewięć stóp wysokości i swą budową potrafił zawstydzić niejednego dwarfa. Muskularne, owłosione białą szczeciną nogi, podtrzymywały szeroki korpus. Z niego wyrastały dwie pary śnieżno białych rąk, pokrytych gdzieniegdzie czerwoną łuską. Górne z nich przywdziane w rękawice dodawały złowrogiego wyglądu. Z pleców zaś sterczały skrzydła, o nietoperzym pochodzeniu. Nie jednak to było najdziwniejsze. Głowa. A raczej trzy łepetyny wyrastające z jednego karku. Wpierw z prawa czarny łeb kozi. Świecące czerwone oczy zdawały by się ogniem buchać, a sucha skóra makabrycznie napinała się na czaszce rogacza. Po środku głowa goryla, z ostrymi jak sztylety kłami i przekrwionymi ślepiami. Zaś z lewa smoczy czerep, czerwoną łuską pokryty i łypiący srogo na zbliżający się batalion.
- Beeeedziecie...
- ...Grrrałować megrrro...
- ...Rozwśśśśścieczenia! - zaryczały trzy głowy po czym istota wzbiła się w powietrze.

Pięć porcelanowych włóczni wzbiło się w ślad za piekliszczem. Jedna całkowicie chybiła, dwie odbiły się od twardej skory potwora. Jednak dwie pozostałe utkwiły w jego ciele powodując lekkie krwawiące rany. Bestia zaryczała gromko i dobyła w jednej chwili olbrzymi miecz, o zakrzywionym ostrzu wydający się być przerośnięta wersją sejmitara o poszerzonej klindze. Broń, cała zielona, kapała zatrutym jadem i kwasem. Uwolniona forma krasnoluda zamachnęła sie potężnie owym orężem oburącz ściskanym i cięła linki podtrzymujące jedną z marionetek. Jakże wielkie zdziwienie jego było gdy zerwana nić zaraz zespoliła się ze zwisającym sznurkiem. Sznurki zaś miast z płytkowego sufitu zwisały z ciemności. Nieprzenikniona dla wzroku nie stanowiła jednak problemu dla takiego czarta jakim był Graffen. A tam czaiły się inne lalki. ten widząc bezradność swych działań zapikował by znaleźć się przy oknie. Tam też stojąc plecami do ściany ujął silniej broń i zaryczal wściekle.
- Ta wiesssssza...
- ...Beeeedzie...
- ...Wagrrrrym grrrrobem!
Chmara nieżywych konstruktów rzuciła się na intruza. Jednak nie były wstanie przedostać się przez śmiercionośną sferę zasięgu jego broni. Jedna pod drugiej ginęły pod naciskiem miecza. Dwie starały się chwycić go w sieci, jednak maszkara w porę rzuciła jedną schwytaną marionetką w ich stronę udaremniając ten zamiar. W końcu stwór doszedł do wniosku, ze koniec tej zabawy. Napiął swe mięśnie i skoczył w wir walki. Jego miecz przecinał napotykany, porcelanowy opór. Wolna para rąk rozszarpywała szmaciane zabawki. Smocza głowa wgryzła się w ceramiczne ciało innej nieistoty, zaś barani łeb roztrzaskał swymi rogami innego przeciwnika. Nawet goryle zęby zatopiły się w bezkrwistym ciele adwersarza.
Jedna lalka próbowała szczęścia i z chytrym planem zeskoczyła z ciemności chcąc wylądować na grzbiecie stwora. Miast rąk miała ostre jak igły rapiery. Niestety dla niej, Graffen nie dał się tak łatwo zaskoczyć i lalka spotkała się ze swym przeznaczeniem w postaci ostrza zielonego miecza.
Jeden zbłąkany oszczep trafił w pierś owego demona walki przyprawiając go o ból. Potężny ryk zabrzmiał w powietrzu. Konstrukty chcąc wykorzystać ową okazję starały się związać mu nogi za pomocą nici. Jednak ta czynność została szybko przerwana. Siłą mięśni potwora była zbyt duża by zdołały go unieruchomić. Jednak jeszcze bardziej go rozwścieczyły.
Kolejne szmery pod sufitem i narastający tłok przeciwników spowodował jednak obranie innej strategii. Diabeł zaczynał się rozmywać, a ciało jego wirować w punkcie. Kolory zlewały się w jedno, a kończyny rozpływały. Po chwili została tylko niewielka kulka błękitnego ognia, która to i też znikła.

Mały błędny ognik poszybował w dół by znów rozmyć się w eterze i stać się na powrót widzialnym krasnalem.

- Ech, cholerne strachy na wróbele - rzekł krasnolud oglądając swe dopiero co zasklepione rany. Nie czuł się jeszcze w pełni sił. Stracił trochę krwi i przydał by się niewielki odpoczynek.
Sephir otworzył oczy i spojrzał na krasnoluda, unosząc swoje czarne brwi.
- Oh, widzę, że zjawiłeś się na niezłej imprezie, przyjacielu. - powiedział uniesionym głosem, spojrzeniem lustrując ślady po ranach.
- Chyba ni proszony. Cosik ni uraczły mnie ni strawą ni wodą tylko takimi dziwnymi włóczniami i iglamy wielkości miecza. Cholerne konstrukty - przeklął znów i podszedł do leżącej niedaleko porcelanowej broni - O! Takie dziwne materiały. Roboto magunów, a niech ich. Na pewno ichna wina.
Człowiek powędrował spojrzeniem na broń wskazaną przez krasnoluda. Młodzieniec wstał i podszedł do niej.
- Mogę to obejrzeć? - zapytał palcem wskazując na ową igłę.
Krasnolud cofnął się krok do tyłu robiąc miejsce skrybie. Nie jego działka, nie jemu mieszać się to piekielnych tajników czarodziei. -A no możecie, powiedzcie ino cóż to takiego, bo tłukło to sie niczym cienka kra na wodzie.
Człowiek z głosnych westchnieniem schylił się i podniósł igłę. Była zimna w dotyku, a jej srebrna powierzchnia bardzo gładka.
- Więc to tak... - powiedział cicho. Cóż, masz szczęście przyjacielu. Gdyby ta igła utkwiła na stałe w twoim ciele, auaktywniłoby to czar. Omijając szczegóły - byłbyś pokorny wobec cudzej woli. - wytłumaczył krótko i zwięźle.
- Wiedziałem, że chrapka na me ciało im się pojawiła. Przeklete szmacianki. Lepiej wracajmy do miasta, że tyż nastał dzień, że bedem chcioł do waszych siedzib udać się z własnej woli, bo tu życzliwości ni zastaniem. Co by nam się udało tylko. - rzekł wdrapując się na miśka i skierował się w stronę bram. Jedynie co chwile przez ramię zerkał czy czasem, żadna z laleczek nie zechce podążać ich śladem - Ech, gdyby tylko Munio dał rade tam się wdrapać, dalibyśmy bobu owym szmaciakom. - westchnął jedynie głośno, sugerując coś czarodziejowi.
Sephir uśmiechnął się uprzejmie.
- To z pewnością byłoby wielce pomocne. Ten zwierz wydaje się być niezwykle walecznym towarzyszem. - powiedział wesoło.
- Ano, nie wim tylko czemu tak ni przepada za tobą. Cały czas ino sie jeży. Nu ale trudno, wracajmy.
Skryba zachichotał.
- Nie można się mu dziwić... - powiedział cicho do siebie i ruszył za krasnoludem w stronę miasta.
Pomimo szeptu krasnolud bez trudu usłyszał owe słowa - odwrócił się powoli i marszcząc brwi zapytał.
- Co spowdowało, ześ się podkusił na to wyprawe?
Sephir stanął. Jego rozbawione oczy wpatrywały się w ziemię, a uśmiech na jego twarzy nie znikał.
- To ciekawa historia. Chcesz ją poznać, szlachetny Khazadzie? - powiedział innym już tonem, w którym nie kryła się nuta fałszywej uprzejmości, ale zachęta i wyzwanie jednocześnie.
- A czemu by ni? Toż to opowieści najlepszą rozrywką się zdawać by mogły. A i wiedzieć co nie co o dość ciekawym towarzyszu zawsze jest milej niżli tylko udawać przyjaźń, a w głębi pozostać obcymi. - dodał poprawiając swój plecak.
- Masz rację towarzyszu. - odparł.
Czarnowłosy skryba uniósł spojrzenie na twarz druida, wyciągając w jego kierunku lewą rękę. Sephir podwinął rękaw szaty za łokieć, ukazując dwarfowi skórę o bardzo jasnej, nieskazitelnej cerze.
- Dotknij mnie. - powiedział spokojnie.
Druid nie pewny intencji czarodzieja zbliżył się ostrożnie do niego, po czym z małym wahaniem dotknął jego skóry.
W jednej chwili ciało krasnoluda przeszył niewyobrażalny ból. Ręka krasnoluda mimowolnie zacisnęła się na przegubie dłoni maga, który obserwował cierpienie towarzysza z ogromnym smutkiem w swoich błękitnych oczach. Krasnolud słyszał w głowie setki wrzasków przerażenia i krzyki, jakie często wydobywają się z gardeł torturowanych istot. Pod Valderem ugięły się kolana i wtedy Sephir wyszarpnął się z jego uścisku. Napływający ból minął, a jego resztki powaliły wijącego się krasnoluda na ziemię.
- Jak każdy uczeń, miałem mistrza, mentora, którego obdarzyłem bezgranicznym zaufaniem. Ten jednak wykorzystał moją naiwność do swoich okrutnych celów. Byłem jego żywym królikiem doświadczalnym... Ale mimo to kochałem swojego Mistrza. Był moim przewodnikiem po świecie mistycznych nauk. Jednak pewnego dnia nadeszła chwila, kiedy przestałem być mu potrzebny. Wtedy rzucił na mnie zabójczy czar. Ten jeden raz, Mistrz nie raczył upewnić się, czy odniósł sukces. Tylko dzięki temu przeżyłem. Widzisz, przyjacielu... Próbowałem wtedy zniwelować jego czar, w efekcie czego przeistoczył się w klątwę. To, co teraz poczułeś, ja czuję w każdej chwili mojego życia... - opowiadał głosem pełnym bólu, nostalgii i głęboko skrywanego żalu. Mój Mistrz zniknął bez śladu, a ja poświęciłem się szukaniu czegoś, co uwolniłoby mnie spod wpływów tej klątwy. Ze starych ksiąg wyczytałem o artefakcie ukrytym w Zakazanej Puszczy... To skłoniło mnie do wzięcia udziału w tej wyprawie.
Krasnolud otrząsnął się z bólu i wstał, z ziemi. Nim usłyszał słowa maga miał instynktowny odruch odwdzięczenia się bólem za ból. Jednak nim pozbierał się do kupy, usłyszał wyjaśnienia czarodzieja i szczerze mu współczuł.
- Dubra. Siedząc tu ni znajdzimy księgi. Wracajmy.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 16-12-2010 o 14:03.
andramil jest offline  
Stary 17-12-2010, 19:28   #37
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Greffen

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=agFKs0MbXoY[/MEDIA]

Wraz z Muńkiem i Spehirem kroczyłeś przez zimne piaszczyste pustkowie w stronę bramy miejskiej. Mimo że nie oddalałeś się od niej za bardzo, zauważałeś że jest ona zdecydowanie dalej niż być powinna. Zupełnie jak gdyby sama się od Ciebie oddalała i to szybkim tempem. Pocieszające jednak było to, że rosła ona w twych oczach, więc każdy krok przybliżał Cię do tego przejścia pośrodku niczego. Zerkając do tyłu na wieżę by upewnić się, że lalki nie wysłały za tobą swych porcelanowych zwiadowców doznałeś wrażenia jak gdybyś w ogóle się od wieży nie oddalił. Wciąż była w tej samej odległości od twojej osoby mimo, że nie przerywałeś marszu. Było to dziwne, ciekawe jak i przerażające zarazem. Droga nie należała do łatwych bowiem co rusza zapadałeś się w piasek, a delikatny wietrzyk sypał ziarnkami w twoje oczy. Droga która winna zająć Ci nie cały kwadrans wydłużyła się do dwugodzinnego, męczącego marszu. Jednak w końcu stanąłeś przed bramą, wyglądała tak jak wcześniej. Wycięta z murów miejskich i postawiona samotnie pośród piasków pustyni.
- Może spróbujmy ją otworzyć? – rzucił do Ciebie młody mag z którym podróżowałeś.
Był to pomysł lepszy niż ślęczenie na piaszczystym polu nicości, a więc wraz z magiem naparliście na ciężkie odrzwia. Lekko drgnęły jednak nie mieliście tyle siły w ramionach by im sprostać. Tutaj jednak przydał się Muniek, bestia stanęła na tylnych łapach i uderzając przednimi o bramą naparła całą swoją masa i destruktywną siłą na przejście. Nawet tak potężne drzwi nie mogły równać się z niszczycielską siłą niedźwiedzia. Skrzypiąc głośno otworzyły się ukazując twym oczom kamienny bruk, a do uszu dotarł gwar miasta. W momencie gdy wrota się uchyliły piaszczyste pustkowie znikło, zastąpione na powrót pięknymi polami. Ciemne niebo znowu stało się jasne, a słońce ogrzało twe zmarznięte policzki. Czy była to iluzja? Tego nie wiedziałeś jednak jedno było jasne, ktoś lub coś sprytnie to zaprojektowało, bowiem opuszczając miasto nie można było zobaczyć piaskowego pustkowia. Jednak stojąc w bramie i rozmyślając nad tym nic byś nie zdziała toteż wkroczyłeś na powrót do ciepłego i względnie bezpiecznego miasta. Wrota trzasnęły za tobą, a ty zwróciłeś uwagę na kolejny szczegół. Opuszczałeś miasto późnym porankiem, licząc twój pobyt w wieży i drogę powrotną teraz powinna być godzina popołudniowa. Natomiast słońce dopiero leniwie wychylało się zza chmur, a ludzie otwierali okna swych domów budząc się ze snu. Czyżby minął cały dzień!? Nie miałeś czasu jednak się nad tym zastanowić gdyż usłyszałeś huk a potem głośny ryk. Powieliło się to kilka razy, za każdym razem ryk był inny i dochodził z innej części miasta. Pierwsze co przeszło Ci przez głowę to potrzeba odnalezienie Profesora. Te ryki bowiem wcale nie brzmiały przyjaźnie...

Profesor

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MFXqUWTFCJw&feature=player_embedded[/MEDIA]

Czar lotu umożliwił Ci wzniesienie się ponad dachy drewnianych budynków. Leciałeś w górę by obejrzeć sytuację która wywołała tak wielkie poruszenie w mieście, oraz by zaspokoić własną ciekawość. Gdy zawisnąłeś w powietrzu i rozejrzałeś się twój wzrok od razu przykuła dziwna istota, która znajdowała się kilka ulic od twej karczmy. To zapewne ona przestraszyła strażników i nie było się można dziwić czemu. Była wysoka na trzy i pół metra długa zaś na ponad dziesięć metrów, jej ciało zbudowane było z nie to z dymu, a ni to z jakiejś mazi. Kształtem przypominała ślimaka bez skorupy, a jedynie pysk odróżniał ją od tego powolnego stworzenia. Z łba sterczały temu stworzenia liczny rurki które wydzielały obłoczki fioletowawego dymu. Czerwona ślepia łypały groźnie na okolice szukając kolejnego miejsca do zniszczenia. Dwie długie macki wyrastały z boków łba potwora, a ich końce świeciły słabym fioletowym blaskiem.



Stwór nie widział Cię i zajmował się niszczeniem jakiegoś domu mieszkalnego. Wsunął macki przez okno wyrywając z domku łóżko, wraz z kawałkiem ściany, którym po chwili cisnął na ziemię.
Od oglądania dziwacznego monstrum odciągnęło ci jednak inne równie, a może nawet bardziej, dziwne stworzenie. Spośród budynków niedaleko Ciebie uniosła się w powietrza niezwykle pokraczna istota. Wyglądała niczym pomarańczowa część ludzkiej czaszki z długim jęzorem którym stworzenie poruszało, oraz wybitnie długimi kłami. Z całej powierzchni czaszki wyrastały ni to macki, ni to cienkie żyłki do których końców przyczepione były gałki oczne. Na myśl przywodziło to jakąś dziwną odmianę Beholdera, bowiem to on słynął ze swych oczu. Czaszka miała około metra średnicy, a po szybkim przeliczeniu ustaliłeś, że wije się wokoło niej dziesiątka oczu.



Czaszka zawisła na tej samej wysokości co ty i obróciła się w twoją stronę. Macki z gałkami ocznymi obracały się w różnych kierunkach jak gdyby stworzenie cały czas obserwowało okolicę. Jedno z oczu zwróciło się w twoją stronę obserwując Cię. Po chwili zaświeciło na czerwono i wystrzeliło szeroki stożek rubinowego światła którym przejechała od twoich nóg aż po samą twarz. Wyglądało to jak gdyby stworzenie dokładnie Cię skanowało...

Gabriel

Nie należałeś do osób które szukają zwady dla zabawy. Gdy Profesor wzniósł się w powietrze by dokonać obserwacji ty zostałeś na ziemi nie myśląc nawet by ruszać w stronę ryków. Bacznie obserwując okolice, czekałeś na powrót maga. Jednak kilka chwil po tym jak twój towarzyszy wzbił się w powietrze coś mlasnęło na końcu uliczki w której stałeś. Obróciłeś głowę w tamtą stronę by sprawdzić czy to aby nie jakieś zagrożenie. Twym oczom ukazał się bardzo dziwny widok. Z kamiennego bruku wyłaniała się powoli zielona łysa głowa. Twój cień poruszał się w podobny sposób często wyłaniając się z niektórych przedmiotów, jednak ta istota nie była do niego w żadnym stopniu podobna. Powoli wynurzając się odsłaniała się przed twym wzrokiem. Spiczaste uszy, duże żółte oczy bez źrenic oraz tors porośnięty zielonym futrem. Łapy stwora zakończone były pazurami a w niektórych miejscach biegły na nich grube żyły. Łuskowaty ogon trzepnął o ziemię gdy stworzenie całkowicie wysunęło się z posadzki i stanęło na swych dwu-palczastych odnóżach. Przechylając lekko głowę spojrzało na Ciebie i obserwowało w milczeniu. Coś w oczach tego stwora niezwykle cię przerażało.


 
Ajas jest offline  
Stary 20-12-2010, 01:37   #38
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
***

Spoglądał najpierw w gwiazdy na lekko zachmurzonym niebie, do jego uszu dobiegał tylko szum jego przyjaciela który wirował gdzieś niedaleko niego. Zapomniał o wszystkim co działo się dookoła, każdy mógł teraz zaskoczyć go bez problemów lub okraść z jego dobytku prawie w całości zgromadzonego w pokoju. Chłodne powietrze nocy owiało jego ciało, otulił się płaszczem nico szczelniej. Spojrzał dla odmiany na panoramę miasta. Ciche, bez tych dźwięków które towarzyszyły mu gdy on dorastał. Położył się na dachu pod dłońmi wyczuwając drewniane dachówki. Chciał się przebiec po szczytach dachów jak kiedyś gdy ścigali się z innymi tylko dla głupoty i brawury, by niepotrzebnie udowodnić paniom który jest najlepszy, często się zdarzało że to pani ucierała nosa im. Uśmiechnął się do tych wspomnień. Zapatrzył się ponownie w niebo, może spokój to czego potrzebował tak naprawdę zapytał sam siebie. Może nie było by tak źle osiąść tutaj i zacząć całkiem od nowa i być kimś całkiem innym... Cichy szept wyrwał go z zamyślenia, to jego towarzysz pytał się czy wszystko w porządku. Gabriel od syknął krótko. Nie, nigdy nie potrafił by oszukać swojej natury, przyzwyczajenia w końcu wróciły by ze zdwojoną siłą, znudził by się zwyczajnie spokojem i beztroską. Słońce powoli zaczynało wschodzić nad miastem, najpierw wąziutka linia nieba zaczęła szarzeć a gwiazdy w tym miejscu zaczęły blaknąć, obserwował cały proces przeistaczania się nocy w dzień z tym samym wyrazem zachwytu jak zawsze, przyznawał sam przed sobą że była to jedna z jego niewielu słabości którym nigdy nie potrafił się oprzeć. Przypomniał sobie jak kiedyś o mało co nie zawalił przez to misji bo zamiast tak jak wszyscy wystartować równo o wschodzie słońca zbyt długo go podziwiał. Na szczęście wszystko się udało a on znów nie był wtedy aż tak ważny by zaważyć o sukcesie. Podszedł cichutko do krawędzi dachu i zatrzymał się, czasem nachodziła go ochota by skoczyć, zwyczajnie przechylić się na tyle by nic już nie mogło go zatrzymać przed upadkiem. Dziś tylko stał nad krawędzią i myślał gdy wszyscy inni smacznie spali. Przyzwyczaił się do tego już dawno temu, brak snu był jego przekleństwem i błogosławieństwem z którym starał sobie radzić najlepiej jak umiał tylko. Tym razem jednak cieszył się z podarowanego mu czasu. Wrócił wzrokiem do piękna które emanowało z widoku jaki miał przed sobą. Działo się coś co nawet najpotężniejsi nie mogli powstrzymać, coś co zawsze było nieuniknione i pewne, wschód Słońca...

Złocista tarcza była już wysoko nad horyzontem gdy dyplomata zdecydował się schować do swego pokoju, nie chciał niepokoić nikogo widokiem swojej osoby na szczycie budynku. Przemył się i ubrał powoli. Tam mógł sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia i odpoczynku, wraz z pierwszym krokiem postawionym znów w tym pomieszczeniu wracał ponownie do roli która odgrywał w tym przedstawieniu. Gdy jego towarzysz pozostał w pokoju by nie potrzebnie nie rzucać się w oczy Gabriel w towarzystwie Profesora ruszył zwiedzać miasto. Nie dane im jednak było długo cieszyć się spokojem. Nagłe ryki i okrzyki przerażenia poczęły do nich dobiegać z różnych stron. Dyplomata nie zdziwił się że Profesor wyruszył zaraz by poznać ich źródło. Gabriel jednak nie miał zamiaru narażać się niepotrzebnie, już miał zamiar się odwrócić by jak najszybciej udać się do karczmy gdy z ziemi powoli poczęła wyłaniać przedziwna kreatura. Budziła lęk i grozę swoim wyglądem. Dyplomata nie miał zamiaru walczyć i jeśli stwór nie zaatakuje może da się go jakoś ominąć...
- Nie jestem dla nikogo zagrożeniem, nie mam ochoty na walkę. Powiedz mi czego potrzebujesz a może uda mi się ci pomóc. - Mężczyzna jednak cofnął się o krok gotów w każdym momencie rzucić się do ucieczki w stronę karczmy.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
Stary 28-12-2010, 09:56   #39
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Groźne ryki zdawały się bardzo wpływać na maga. Sephir sięgnął po kostur, spoczywający na jego plecach i ścisnął go oburącz. Młodzian obracał się dookoła, próbując wychwycić najgłośniejszy ryk, tym samym lokalizując najbliższe zagrożenie. W końcu zatrzymał się i wskazał palcem małą alejkę odbiegającą z prawej strony placu przed bramą.
- Trzeba coś z tym zrobić. - powiedział odwracając głowę do krasnoludzkiego druida. Ktoś może być w niebezpieczeństwie...
Magik nie czekał na druida i sam ruszył alejką. Była kręta i ciasno otoczona zabudowaniami. Sephir biegł, pragnąc jak najszybciej ją przebyć. Kiedy z niej wybiegł, stanął naprzeciw zagrożenia. Na jego twarzy pojawił się wyraz powagi i chłodnej determinacji, tak nie pasujący do jego wątłego ciała, a tym bardziej specyficznej osobowości.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 30-12-2010, 23:49   #40
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Dzięki magii Profesor zdołał wznieść się w powietrze, by zbadać źródło zamieszania. Zdawał sobie sprawę, że sporo w ten sposób ryzykował, zwłaszcza że Jakie było jego zdziwienie, gdy ujrzał dwa monstra o których nigdy wcześniej nie słyszał. Przeanalizował dogłębnie swoją wiedzę, jednak jedynym co przychodziło mu na myśl było dość oczywiste pokrewieństwo latającej czaszki z beholderami. Jako oddany nauce, choć zdawał sobie sprawę, że w ich sytuacji korzystniejsze byłoby niesienie pomocy mieszkańcom, by po zdobyciu ich wdzięczności móc wykorzystać ich jako potencjalne źródła informacji nie mógł zmarnować takiej okazji. Za każdym razem gdy wydawało mu się że wie naprawdę sporo świat potrafił go zaskoczyć, a odkąd wyruszył na tą ekspedycję co krok zaskakiwało go coś nowego. Teoretycznie było to nie do pomyślenia, by tak niezwykłe zdarzenia następowały jedno po drugim, jednak jako rozsądny badacz zgłębienie tej kwestii zostawił na później - teraz, korzystając z okazji planował przeprowadzić obserwacje na żywo. Wylądował więc na dachu pobliskiego domu, przygotował swoją księgę i rozpoczął rysowanie potworów...

Czaszka, najwyraźniej zaniepokojona jego pojawieniem się wystrzeliła w jego stronę niebieskim promieniem, który zamknął go pod lodową kopułą. Nie był to jednak problem dla doświadczonego maga z tak szerokim jak on wachlarzem zaklęć - jedno zaklęcie i ograniczająca go kopuła zniknęła. Chwilę później oko, najpewniej zdziwione zniknięciem efektu jego zdolności zbliżyło się do Profesora na odległość ledwie kilku centymetrów, przyglądając mu się badawczo. Pozwoliło to naukowcowi na uzupełnienie rysunku o kilka dodatkowych szczegółów i lepsze wyskalowanie. Najpewniej zniecierpliwiony zachowaniem człowieka potwór wyleciał poza obręb jego czaru i przywołał trzy strzały, które wystrzeliły w stronę naukowca, jednak rozwiały się one w momencie kontaktu z ochronnym czarem. Potwór oddalił się a w tym momencie Profesor zauważył następną zbliżającą się w jego stronę kreaturę, w której jednak rozpoznał przybieraną już przez swojego przyjaciela formę. Pomachał mu na powitanie, jednak widząc że ten zmierza wprost na niego zakrzyknął

- Nie podlatuj zbyt blisko! Trzymaj dysntans to najmniej 3 metrów ode mnie!

Nie wiedział, czy jego towarzysz nie usłyszał go, czy też zwyczajnie zlekceważył jego okrzyk. Profesor przymknął oczy widząc zbliżającego się do siebie krasnoluda, wiedząc jaki będzie finał. Jego domysły potwierdziło głuche łupnięcie z jakim krasnolud zakończył swój lot. Mruknął pod nosem ,,ostrzegałem” po czym wrócił do swoich notatek. Nie na długo jednak, gdyż przerwał mu okrzyk Sephira

- Hej-ho! - zawezwał młody skryba, który ujrzawszy Profesora stojącego na dachu, zatrzymał się, ciężko oddychając - Czy wszystko w porządku? - zapytał głośno mężczyznę na dachu.
- Oczywiście, że w porządku. Zajmuję się właśnie opisywaniem tych arcyciekawych stworzeń, nigdy wcześniej bowiem nie zetknąłem się z czymś takim
- Wyglądają conajmniej groteskowo, ale nie można ich lekceważyć. Powiedzmy, że wiem to z autopsji. - akcentując ostatnie słowo, mrugnął jednym okiem i uśmiechnął się wesoło, co było widoczne nawet z odległości, jaka dzieliła dwójkę.
- Wiadomo, stąd pewne środki ostrożności jakie przedsięwziąłem, by móc bezpiecznie prowadzić obserwację. Prawdę mówiąc - dodał, zamykajac swój notatnik - właśnie skończyłem. Czas nieco się przejść, zapewne wiele jeszcze będzie tutaj do zobaczenia

Po czym zsunął się z dachu na balkon i ruszył przez czyjeś mieszkanie na dół. Przerażony właściciel nawet się nie odezwał gdy nagle na jego balkonie pojawił się mężczyzna w typowo uzdrowicielskim kitlu, jak gdyby nigdy nic mruknął ,,przepraszam za najście” po czym zszedł schodami w dół i wyszedł na ulicę.

- Arogancja, czy krótkowzroczność...? - po odejściu Profesora Sephir zdumiał się, unosząc palec do ust, które przybrały po chwili wyraz przebiegłego uśmiechu. Wyczuwszy, że ochronna moc przemieszcza się wraz z magiem, skryba przeniósł się na to samo miejsce, w którym stał przed chwilą jego starszy kompan. Lustrując okolicę, mag wychwycił postać walczącą z dziwnym ślimakiem.

Natomiast Profesor, energicznym krokiem zbliżał się w stronę Graffena walczącego ze ślimakiem, po drodze zdejmując kuszę i ładując już bełt. Jego zdolności były ograniczone, ale przynajmniej w ten sposób zamierzał pomóc krasnoludowi
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172