- I co? Zamierzacie dać z nim we trójkę nogę? Czy to większa biba będzie? - Seamus trafił w sedno. Zaczęła mnie brać jasna kurwica.
- A spierdalać! Kobiety i dzieci przodem! Dajcie się zeżreć po drodze, jak się wam tak spieszy! Mogliśmy siedzieć na dupach w 120. Przynajmniej byłoby na czym się przekimać i co zeżreć! Ale nieeee, kto by tam Szczoty słuchał! Szacownej rebiacie się zwiedzania zachciało! No to macie: Kenny zdedany, Łysy z Fiszem obici, a Jurgen zara zzombiaczeje! Mało wam?!
Wkurw mnie ogarniał coraz większy, że ledwie pamiętałem łapać oddech.
- I co to, do chuja pana, za różnica kto kogo ugryzł?! Słyszeliście co mówił Czaki? Kennego nikt nie dziabnął, po prostu mu odjebało! Zaczęło mu grzać na beret zanim jeszcze dobrze wybyliśmy z wozowni! Narysować wam to, kurwa, czy zatańczyć, żebyście załapali?!
Nie czekając na reakcje wybywam na przebieralnię, trzaskając za sobą drzwiami. Dyskutuj tu z pistoletem przy czole. Proste jak cep: za dużo luda, za mało kombinezonów, za mało miejscówek w windzie i wożący się paranoik z armatą - cała reszta to ściema i łżerstwo! A niech lezą w pizdu. Cholerne ćmoki, czopki i mondzioły! Nie wierzę, kurwa, nie wierzę, że tu po nas wrócą! I wiecie co? Prosił się nie będę! Okopiemy się jak długo się da, trupy może w końcu odejdą. Potem trza się bedzie tylko jakoś przebić na metro do Beśki i pierwszym promem spierdalać na ziemię.
Albo jakoś tak...
Mniejsza o szczegóły. Damy radę. Jak mazgaje się zmyją, zostaną same najtwardsze skurwle.
Rozejrzałem się po szatni. Czas się dozbroić, bo z tym zasranym zaworem to długo tu nie pociągnę. Po przekopaniu szafek znalazłem solidnego elektro-pastucha z zapasem er czwórek. Pięć kilo tytanu w teleskopie z amperowym dojebaniem. Na zombiaki jak znalazł.
Później zajumałem jeszcze glany sztazi. Wykurwiste, obite żelastwem, cięższe od moich, a do tego nie osrane trupim mózgiem. W jednej z szafek znalazłem zajebistą skórzaną kurtałę, jak raz do zarzucenia na ten pedalski bat-kombinezon, a do tego pas do mocowania pastucha, bateryjek i medpaka. W kieszeń kurtki zzipowałem jeszcze kosę i jakiegoś pieprzowego cyklona B.
I styknie. Nie ma co się obwieszać jak choinka.
Przyjrzałem się sobie w rozbitym lustrze, poprawiłem szczotę na łbie i wróciłem na dyżurkę. Wkurw mi już trochę zszedł. W sumie gdyby nie Niki i Plastuś, już ze trzy razy by nas Ciepłe zeżarły. Wdech-wydech i najspokojniej, jak umiem zaczynam nawijać do Sanderki:
- Skołujcie z dołu więcej kombinezonów. Pewnie się tego wpizdu tam wala, choćby na trupach. A ty Golas - odwracam się do mondzioła z Anakondą - w dupsztala sobie wsadź tą pukawkę. Jak się okaże, że nas tu zostawiliście, to znajdę i zajebię najpierw ciebie, a potem wszystkich z ksywkami na "G"!