Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2010, 22:34   #64
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Mimo zmęczenia Katrina nie mogła zasnąć. Leżała więc na piersi Gaccia i wsłuchiwała się w bicie jego serca. Jej dłoń nieświadomie głaskała pierś mężczyzny. Wsłuchiwała się jednym uchem w bicie jego serca, a drugim w jego oddech i zastanawiała nad tym co zaczęło ich łączyć. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś się nią opiekuje. Jego zapewnienia, że się nią zaopiekuje przyjmowała z przymrużeniem oka. Widziała jak ojciec traktował jej matkę, wiedziała, że mężczyźni bardzo często obiecują dużo a nie zawsze dotrzymują obietnic.
Dłoń Gaspaccia przesunęła się po skórze jej pośladka...delikatnie, jakby sprawdzał, że jest z nim. Głupi gest... dziecinny gest. Ot Gaccio, szlachcic i bawidamek, upewniał się przez sen, że jest obok niego. Rycerz pilnujący swej damy. Ale już nie byli dziećmi. Uśmiechnęła się na ten gest i wtuliła mocnej w Gaccia.


Musnęła ustami jego skórę w delikatnym pocałunku, aby go nie zbudzić.Ułożyła głowę ponownie na jego piersi i już miała zamknąć oczy kiedy jej uwagę zwróciło stuknięcie.Odwróciła głowę w stronę okna skąd dało się je słyszeć i zobaczyła cień. Przesunęła wyżej i wyszeptała w ucho Gacciowi:- Gacciuuu...
-Cooo...- ziewnął mężczyna mocniej tuląc nagą kochankę.-Miaałaś jakiiiś koszmaaar. Jeeestem przyyy tobie. Nie bój się. I zamknął oczy.
- Cały czas mi powtarzasz, że jesteś moim ochroniarzem, a więc... ktoś nam się za oknem szwenda, więc do dzieła ochroniarzu - wyszeptała dziewczyna w jego ucho z ironicznym uśmieszkiem.

Delikatnie Gaspaccio zsunął z siebie ciało nagiej kochanki, cmoknął jej usta czule, rozkoszując się przy tym miękkością jej ust. Usiadł na łóżku, mrucząc.-Przyznaj, chcesz mieć łóżko tylko dla siebie.
Roześmiała się perliście i przeciągając zerknęła na młodego szlachcica oceniając czy zostać na łóżku czy ruszyć mu na odsiecz. Już miała się podnieść z łózka kiedy sobie przypomniała, że jej rzeczy znajdują się w pokoju ale nie tym. Położyła się więc spowrotem wygodnie i czekała obserwując co będzie dalej. Gaspaccio przejechał po jej nagim ciele lewą dłonią, od szyi, przez piersi, pośladki do jedwabistą skórę ud.
Po czym sięgnął prawą po to czego szukał na ziemi. Kunsztownie zdobiony rapier. Wysunął ostrze z pochwy i lekko przykucając zbliżał się do okna. Odwrócił się na moment rzekł nieco głośniej.- Nie wychodź z łóżka, w pobliżu powinien leżeć mój pas, a przy nim puginał.
Przechyliła się przez krawędź łóżka i sięgnęła po puginał. Chwyciwszy go w rękę schowała go pod przykrycie i leżąc wygodnie na boku obserwowała poczynania Gaccia.

Mężczyzna, ostrożnie uchylił okno, wyjrzał przez nie, kucnął dodając cicho.- Jakiś półelf włazi po linie do sąsiedniego pokoju.
- Do Krisnys? - spytała dziewczyna starając sobie przypomnieć kto jest w sąsiednim pokoju.
-Nieeee...raczej, do Hibbo i Drakano. O ile dobrze pamiętam, pokój Krisnys jest naprzeciw mojego co bym mógł zakraść się do niego w noc..- na twarzy Gaspaccia pojawił się głupawy uśmieszek związany z tym, że został przyłapany na głupim pomyśle.
Ooooooooooo chciałeś się do niej zakraść. No... no... no... i tyle by chyba było odnośnie wierności Gacciu co? - podchwyciła dziewczyna wywracając specjalnie kota ogonem i dodała - Może warto zajrzeć do pokoju chłopców? Mogą potrzebować naszej pomocy w powitaniach tego miłego nocnego gościa - uniosła się z łózka i wzrokiem zaczęła poszukiwać swoich ubrań.
Gaspaccio wstał i podszedł do dziewczyny, od tyłu. Chwycił ją w pasie i przycisnął mocno do swego nagiego ciała. Usta szlachcica wędrowały po jej uszku, gdy szeptał.-Ano chciałem... Zapominasz pani, że nie tylko Krisnys tam spać miała. Także i ty... Do twego łóżeczka chciałem wpełznąć, twych ust posmakować, twoją nagością napawać wzrok. Wierzysz mi Katrino? Czy też mam cię tak długo całować, aż wiarę dasz moim słowom?
- Yhmmmmmmmm... wierzę... wierzę, ciekawam co byś wymyślił, jakbyś łoża pomylił. Pewnikiem to ciemności byłaby wina. - zwinnie mu się z ramion wywinęła dziewczyna i zaczęła pospiesznie ubierać nasłuchując odgłosów z sąsiedniego pokoju.
Gaspaccio nadal nagusi stanął przed nią i ujął podbródek jej między palce i szepnął.-Droczysz się ze mną Katrino?
Pocałował jej usta, gdy właśnie naciągała spódnicę na biodra.-Droczysz, więc wierzysz mi?-
Coś go to posądzenie o złamanie umowy i niewierność... choć tylko hipotetyczne, to jednak zabolało.
Dziewczyna spojrzała w jego oczy i to co ujrzała sprawiło, że uniosła dłoń i czułym gestem przesunęła ją po jego twarzy: - Droczę się Gacciu... to nieraz silniejsze ode mnie.
Wystawił do niej język, uśmiechnął się i rzekł.- Póki to tylko droczenie, to mi nie przeszkadza.
I udobruchany tym faktem, też zaczął się ubierać, mówiąc.- Trzymaj się za mną i nie wychylaj, dobrze?
Na końcu języka już miała stwierdzenie, że to ona jest najemnikiem i on powinien się z jej plecami trzymać, ale uśmiechnęła się tylko i skinęła mu głową na zgodę.

Gaspaccio ubrany i uzbrojony pierwszy wychylił głowę zza drzwi. A Katrina tuż za nim zerkała . Drzwi za którymi był pokój gnoma i smokowatego, opuszczał właśnie chudy półelf.


Uzbrojony był on w krótki miecz, a może w długi sztylet? Oraz w lekką kuszę. W mrokach nocy, oboje dostrzegli i inne złowrogie cienie w korytarzu. Około pięciu - sześciu osobników, oraz dwie sylwetki ogłuszonych ochroniarzy Familii leżących w rogach korytarza. Włamywacze, znakami wskazywali sobie kolejne pokoje. Zapewne czegoś lub kogoś szukali.
Katrina ponad ramieniem Gaccia obserwowała co dzieje się na korytarzu. Przylgnęła do pleców młodego szlachcica i wyszeptała najciszej jak tylko mogła: - Jak myślisz czego albo kogo oni szukają? Nas? Romualdo? Czy może to coś związanego z tymi sztywniakami na dole?
-Bogowie to tylko wiedzą... Jak wywleką Romualda, to będziemy wiedzieli.- odparł Gaspaccio i zamarł. Ów półelf z napiętą kuszą kierował się w ich kierunku.
Widząc, że z każdym krokiem półef jest coraz bliżej Katrina zacisnęła dłoń na koszuli Gaccia i dając mu znać zaczęła po cichu się wycofywać w stronę pokoju ciągnąc go delikatnie za sobą.
-Jak wejdzie to... stój za mną. Ja go zaatakuję, a ty będziesz...- Gaspaccio nie mógł się zdecydować czy wykazać się jako ochroniarz, czy wykazać rozsądkiem. Zdecydował na to drugie.- Ukryj się przy drzwiach i zajdź go od tyłu, gdy ja skupię jego uwagę na sobie.
Na koniec mruknął cicho.- Przepraszam.
Yhmmmmm - wymruczała dziewczyna na zgodę, postanawiając, że potem spyta go za co przeprasza. Wycofali się po cichu do pokoju a ona stanęła za drzwiami tak jak kazał jej Gaccio i rozejrzała się wokoło. Ujrzawszy to co chciała uśmiechnęła się i zamieniła trzymaną w dłoniach broń na inną bardziej przydatną w tej sytuacji. Stanęła i czekała na sprzyjający moment do jej użycia.

Półelf wszedł po cichu do pokoju, rozglądając się na boki, Katriny jednak nie zauważył zasłoniętej drzwiami. Ale Gaccio stojącego przodem do okna, zauważył. Szlachcic odwrócił się szybko stając w postawie szermierczej z rapierem w dłoni.
-Taaa...milusio.- odparł półelf wchodząc do pokoju, brzęknęła cięciwa. Bełt wbił się niezbyt głęboko w udo szlachcica. Gaspaccio spojrzał na nogę z wbitym bełtem, uśmiechnął się głupawo. I osunął na ziemię, jak marionetka z uciętymi sznurkami.
Katrina widząc tył głowy wchodzącego do środka mężczyzny wzięła zamach i z całej siły przyłożyła my w łeb trzymaną w dłoniach miską. Chwilę po Gacciu na podłodze znalazł się i drugi mężczyzna. Przeskoczyła nad nim i dopadła do leżącego szlachcica, chcąc sprawdzić jak poważnie został ranny. Wszak jak nic padł jak kłoda. “Zabił go! Jak nic go zabił!”, panikowała w myślach dziewczyna. Ujęła jego głowę w dłonie i odetchnęła widząc, że oddycha. Z kącika ust spływała mu strużka, na szczęście śliny a nie krwi. Zaczęła przesuwać po nim wzrokiem w poszukiwaniu gdzie utknął w nim bełt z kuszy. Ujrzawszy go tkwiącego płytko w udzie Gaccia otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Puściła głowę młodzieńca,która z hukiem walnęła o podłogę i ujęła wystający grot w dłonie. Nie namyślając się wiele pociągnęła za niego wyjmując z rany. Spanikowała gdy zobaczyła, że jest pokryty jakąś mazią. “Trucizna!”, przeleciało jej przez głowę.

Tymczasem pomruki dochodzące od półelfiego agresora świadczyły, że terapia “miską w głowę” nie odniosła permanentnego efektu. Na wpół ogłuszony starał się stanąć na nogi. Póki co doszedł do etapu stania na czworaka.
Widząc poczynania półelfa dziewczyna ponownie ujęła leżącą obok niej miskę i podnosząc się ponownie huknęła go w głowę wkładając w to całą swoją złość na niego.
Tym razem, osunął się z jękiem, całkowicie już nieprzytomny. Podeszła ponownie do Gaccia i uklęknąwszy koło niego wzięła jego głowę na kolana. - Gacciu masz w swoich bagażach... coś... coś... na... - nie mogła wydusić słowa “truciznę”.
-auo uui iioe eoo oooi iiee aaee uuaaa- “wypowiedział” otwartymi ustami Gaspaccio nie mogąc chyba zrobić nic więcej, poza bezładnym leżeniem.
Katrina zerknęła na jego udo, po którym spływała krew. Zaczęła się zastanawiać czy ją opatrzyć, ale doszła do wniosku, że z wypływającą z rany krwią wypływa również z mężczyzny i trucizna. “Niech sobie jeszcze pokrwawi, niech się jej pozbędzie.”pomyślała i przesunęła grzbietem dłoni po policzku Gaccia zastanawiając się co robić dalej.

Pierwsze co przyszło jej do głowy to drzwi...były otwarte. A kolesie tego zbira, który zranił i otruł Gaspaccia wszak szwendali się po korytarzu. Drugą sprawą był nieprzytomny półelf z dwoma guzami, ale... nadal groźny. Nadal wszak był uzbrojony i niezwiązany. Położyła głowę Gaccia na podłodze tym razem delikatnie, wstała, podeszła i zamknęła drzwi. Odwracając się w stronę pokoju zatrzymała wzrok na nieprzytomnym pólelfie. Namyślała się chwilę oceniając jego posturę. Doszła do wniosku, ze może jej się uda i ujęła go za ubranie zaczęła ciągnąć w kierunku okna. Oddychając z trudem dowlokła nieprzytomnego półefa do farmugi okiennej po czym zbierajac całe swoje siły wypchnęła go przez okno. Wyjrzała jeszcze i zobaczyła jak ląduje na pięknych różach rosnących pod oknem ich pokoju. “Jeden kłopot z głowy”, pomyślała odwracając się ponownie w stronę Gaccia.
- Słodka Sune, jak ja ja cierpię!!- z róż odezwał się cichy wrzask półelfa.
A Katrina została sama, z otrutym Gacciem i z wrogimi zbirami na korytarzu. Nie wiedziała co się działo z innymi. Ale zapewne szybko rozprawili się z Hibbo i Vincentem, skoro z ich pokoju nie dobiegły żadne odgłosy. Podeszła do bagażu Gaccio i zaczęła w nim grzebać w poszukiwaniu czegoś czym mogla by napoić Gaccia.

Były tam likiery, były i eliksiry leczenia lekkich, były też nalewki “na potencję”, były i ziółka blokujące płodność. Były spore sakiewki i listy...głównie korespondencja z różnymi ludźmi z całego Srebrnobrzegu. Ale nic co mogłoby posłużyć jako odtrutka. Westchnęła zrezygnowana i zaczęła zdejmować spódnicę zerkając raz po raz w stronę Gaccia. Wzrok Gaccia wędrował po jej kształtach, oddech przyspieszył, a i inna reakcja stała się aż nadto wyraźna. Uśmiechnęła się do niego pocieszająco i wyciągnęła jego spodnie z bagażu. Po chwili już wsuwała jedną po drugiej nodze w nogawki. Poszukała jeszcze chwilę i znalazłszy pas owinęła się nim w pasie podtrzymując na nim spodnie. Ujęła puginał w dłonie, podeszła do łóżka i przy jego pomocy odkroiła spory kawal prześcieradła. Uklękła przy Gacciu i owinęła mu nim ranę na udzie tamując upływ krwi. Pochyliła się nad nim i pocałowała go czule w kącik ust szepcząc: - Muszę cię na razie opuścić. Nie ruszaj się stąd kochanie... niedługo wrócę - po czym, wsunęła broń za pasek spodni, podeszła do framugi okna i wychyliła głowę aby ocenić jak daleko znajduje się okno do pokoju do którego parę minut wcześniej wkradł się półelf.

Plan który obmyśliła, był ryzykowny, ale mógł się udać...Natomiast w przypadku porażki, cóż... Porażka leżała na dole, wbita w krzaki róż i mdlejąca z bólu. Zerkając w dół westchnęła zrezygnowana. Odwróciła się w stronę pokoju zerkając w stronę Gaccia i nie ociągając się już wysunęła stopy za framugę okna. Po chwili znajdowała się już na zewnątrz pokoju. Zaciskając zęby powoli brnęła do pokoju obok. Uczepiła się framugi i stęknąwszy z wysiłku wlazła do pokoju Vncenta i Hibbo. Rozejrzała się i odetchnęła z ulgą nie widząc nigdzie ciał jego mieszkańców. Podeszła do ich bagażu i zaczęła w nim grzebać w poszukiwaniu czegoś co mogłoby pomóc Gacciowi. Był tu tylko bagaż młodego zaklinacza, a przeszukując go znajdowała różne dziwne rzeczy, w tym i gitarę, oraz eliksiry, ale również “leczenia ran”.Westchnęła ponownie zrezygnowana i podeszła do okna. Wyjrzała na zewnątrz oceniając sytuację i ujęła zwisającą za oknem linę w dłonie. Po chwili już była za oknem zsuwając się po niej w dół. Postawiła stopy na ziemi i puściła linę. Rozejrzała się z uwagą w koło i podeszła do rozpłaszczonego półelfa. Pochyliła się nad nim i zaczęła go obmacywać w poszukiwaniu jakiejś odtrutki, którą mogłaby podać Gacciowi. Palce dziewczyny natrafiły na fiolkę z ciemnozieloną, pachnącą cynamonem cieczą, zapewne odtrutką. Schowała ją bezpiecznie za pazuchą koszuli i ujęła linę w dłonie.Spojrzała do góry i stęknęła żałośnie.”Mogłam go obmacać jak był tam w pokoju. Ech... pośpiech nie raz na nic się nie przydaje. Ciekawam czy Gaccio doceni moje poświęcenie?” Nie zwlekając już ani chwili zaczęła się wspinać tym razem ku górze. Dotarłszy do ich pokoju uklękła przy młodym szlachcicu i wyjmując zza pazuchy fiolkę wlała mu jej zawartość w usta.

Przez kilka minut nic się nie działo, po czym ...ręka mężczyzny uniosła się lekko i drżącą dłonią pogłaskał ją po kolanie. Uśmiechnął się i powoli spytał.- A więc mnie kochasz... Katrino?
Podniosła się z kolan nie mówiąc nic na ten temat. - Dasz radę wstać? Musimy zobaczyć co z resztą tego szmeranego towarzystwa. Chłopaków w ich pokoju nie było. Pewnie są na dole. - informowała Gaccia patrząc na niego.
-Mała pomoc, by się przydała.-szepnął cicho i spoglądając na nią dodał.-Ładnie ci w spodniach, masz śliczne nogi.
- Pozwolisz, że jeszcze chwilę z nich pokorzystam? - spytała uśmiechając się i wyciągając w jego kierunku dłoń aby pomóc mu się podnieść.Skorzystał z jej dłoni, a potem z ramienia by się oprzeć i szepnąć jej do ucha żartobliwym tonem.-Noś, jak długo chcesz... ale i tak je kiedyś z ciebie ściągnę, razem z bielizną.

Roześmiała się na te słowa i odszepnęła: - Lepiej pokombinuj, mój ty ochroniarzu co dalej zrobić. Tylko tym razem nie daj się znów zwalić na podłogę. - Zaczęła iść w kierunku drzwi.
-Czekać na odsiecz?- spytał retorycznie i rzekł opierając się na jej ramieniu.- Tyle chyba możemy, dopóki nie ruszy pomoc z parteru. Ja się jeszcze nie nadaję do walki, a ty... nie dam.- zacisnął dłoń na jej ramieniu, delikatnie dając jej do zrozumienia, że nie puści jej.- Nie pozwalam ci walczyć samej. Proszę, nie rób czegoś takiego.
Słysząc słowa “nie pozwalam” Katrina spięła się cała w sobie. Już się odwracała w jego stronę, aby mu powiedzieć co może sobie zrobić z nimi kiedy padły dalsze. Jego “proszę”sprawiło, że pominęła poprzednie milczeniem. Wzięła głębszy oddech i odparła: - No dobrze nie idziemy. Usiądź na łóżku i nabieraj sił. Masz jeszcze jakąś broń oprócz tej?
Usiadł spoglądając na nią i mówiąc.-Kuszę samopowtarzalną i hmmm... coś jeszcze ...co to było. A tak... fiolkę z ogniem alchemicznym. I tyle...
Spoglądał na nią dodając.-Chyba nad tym ochranianiem muszę jeszcze popracować.
Poklepała go po ramieniu - Dobrze ci idzie... poćwiczysz i wprawy nabierzesz - po czym podeszła do jego bagażu aby wyciągnąć broń o której wspomniał. Zabrała wszystko o czym mówił i wróciła do niego. Usiadła obok i położyła to w zasięgu ręki. - No to czekamy Gacciu, albo na gości, albo na odsiecz.
Oparł się o nią. Głowę położył na jej ramieniu mówiąc.- Dobrze kochanie.
A dziewczyna nie mogła wyczuć, czy mówi serio, czy żartuje.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline