Mroźne, zimowe powietrze wypełniło płuca Brana chłodem, gdy zaczerpnął tchu by w następnej chwili całą mocą swego gardła krzyknąć:
- Staaaać ! Parol ! Dawać Parol ! – spiął Rozamunda i ruszył odbijać klingi swych podwładnych.
Pomimo szybkiej i ostrej reakcji większość hobgoblińskich kobiet i dzieci padła nieżywa, a Bran zdążył z zamieszania potyczki ocalić jedynie garstkę. Wśród nich by także jeden z wyglądu bardzo stary goblin, który całe zamieszanie przetrwał leżąc bez ruchu pod ciałem współplemieńca.
- Jak Cię zwą? – spytał go Lon Hern.
- Gyrkh pane. – odparł tenże trzęsąc się jak osika i padając na kolana.
- Nie bój się. Nic Ci już nie grozi. Zbierz swoich, niech każdy zabierze tyle dobytku ile zdoła i ruszajcie precz. Jak wrócicie do Kintal zginiecie. Powiedź to innym hobgoblinom. Są tu inne osady w lesie?
- Ne ! – zaprzeczył gwałtownie Gyrkh
– Jeno my.
Bran spojrzał przeciągle na kulącą się u jego stóp postać.
- Niech będzie, a teraz precz.
Tymczasem inni zajęli się wycinaniem języków poległych, a jeden z weteranów pospieszył nieproszony z wyjaśnieniami.
- Nie podoba mi się Twoje nastawienie człowieku. – Bran popatrzył zimno na mężczyznę.
- Uważasz się za lepszego od innych nie mając ku temu żadnych podstaw, ani z urodzenia, ani z zasług, a kląć i udawać twardziela potrafi każdy. Dam Ci okazję byś udowodnił swą wartość. Ruszasz na szpicy.
Bran zakazał palić szałasów i tak odbudować je było łatwo, a dym mógł im zdradzić. Nie ufał prawdomówności Gyrkha. Zostawili ciała poległych hobgoblinów nie mając, ani czasu, ani chęci na ich grzebanie. Cała kawalkada ruszyła na zachód w poszukiwaniu Aomith.
Im dalej zagłębiali się w las tym bardziej stawał się gęsty, tak iż wkrótce podążali konno jeden za drugim rozciągając niebezpiecznie cały oddział. W tym momencie ukryty nawet niewielki oddział łuczników mógł zadać im spore straty. Na szczęście nikomu, prócz Brana nie przyszło do głowy prowadzić walki w środku zimy. Tym razem fortuna, jak to często bywa sprzyjała śmiałym. Co jakiś czas wracali przepatrywacze meldując, iż nie napotkali żadnego śladu goblinów. Korzystając z tego, iż las nieco się przerzedził do jadącego z przodu Brana podjechał rycerz Hergan z Dvelf, u którego kulbaki zwisały odcięte goblinie uszy.
- No i gdzie te zielońce Bran? Ponoć miało się od nich roić w tym lesie, a jedziemy dobry kawałek i nic.
Lon Hern spojrzał na niego z ukosa:
- Szukamy przede wszystkim Ronwyn. Hobgobliny to tak przy okazji Herganie. Pewnie zimują gdzie indziej, a wrócą na wiosnę. Co zrobisz z tymi uszami? Naszyjnik? Całą zimę ich nie pokażesz królowi.
Rycerz parsknął lekceważąco.
- Ususzę i zjem z barszczem.
- Obrzydliwy pomysł. – skrzywił się Bran na niewybredny żart kompana.
Szczęście dopisywało rycerzom. Jak wieść gminna niosła odnalezienie zagajników druidów nie było, dla niewtajemniczonych sprawą łatwą, a przepatrywaczom Brana udało się to bez większych trudów znaleźć Aomith. Jednakże to co ujrzeli bardzo odbiegało od stereotypu cudnej piękności gaju. Powitał ich widok kikutów spalonych drzew i dym tak gęsty i śmierdzący siarką, że o spenetrowaniu terenu nie mieli nawet co marzyć.
- To na pewno tu? – spytał Lon Hern przysłaniając usta i nos opończą.
- Mniej więcej Panie. Z mapy Kintal to gdzieś tu, a w okolicy nie ma nic innego, jak zwykły las. – odparł przepatrywacz.
- W sumie Ronwyn wyruszyła, bo coś ją zaniepokoiło. Teraz wiemy co. To tu. – orzekł z przekonaniem rycerz.
– Znalazłeś jakieś ludzkie tropy? Ktoś tu był?
Mężczyzna tylko pokręcił głową.
Bran spojrzał w zamyśleniu na spalony las. W powietrzu zawirowały płatki śniegu, które zaczęły osiadać na zbrojach rycerzy. Lon Hern spojrzał w stronę jeziora.
- Wracamy na południe. Wypatruj śladów. Musiała tędy iść. I jeszcze jedno. Oznacz drogę, byśmy następnym razem łatwiej tu trafili.
Kawalkada ruszyła z powrotem. Śnieg i wiatr przybrały na sile, a gdy dotarli do brzegu jeziora dawały się już mocno we znaki. Nie znaleźli żadnych śladów Ronwyn. Wtedy Bran podjął ciężką, acz słuszną decyzję, by powrócić do Elandone. Jakby w uznaniu za rozwagę wiatr zelżał, choć śnieg zaczął padać intensywniej. Wszyscy przyjęli rozkaz z wyraźną ulgą, a Velix z Ulmo zaczął pieśń, którą wkrótce podjął cały oddział, a przynajmniej łatwo wpadający w ucho refren.
Kędy szeleszcze
Lipa w kwiecie,
gdzie z miłą swą siedziałem wraz,
Miejsce to jeszcze odnajdziecie,
Bo zmięte kwiaty pomna nas.
Z lasku płynął słodki śpiew
Tandaradei!
Słowik nucił pośród drzew
Tandaradeiii ! – rozległo się ponownie z dziesiątek gardeł.
Tak oto z pieśnią na ustach powrócili do Elandone akurat na kolację. Przy której Bran zdał relację ze swych dokonań i z tego co widział.
- W Aomith jest coś co może stanowić dla nas zagrożenie. Swąd siarki nie może pochodzić z palonych drzew. Na razie jednak nie da się nic więcej ustalić. – zakończył swą relację.
***
Bran skłonił się dwornie widząc Morgan i Tiarę. Na odświętnej tunice miał wyszyty nowy herb będący połączeniem lwa Lon Hernów i kruka Kintal.
- Lady Morgano, lady Tiaro. Niezmiernie się cieszę, iż ponownie mam zaszczyt widzieć Panie. Słyszałem, że przybyłyście do nas z ostrzeżeniem. Czy zechciałabyś Morgano nieco przybliżyć charakter zagrożenia? Czego i kiedy mamy się spodziewać?
Morgan obrzuciła chłopaka lekko kpiącym spojrzeniem:
- Widzę, że nowy tytuł Ci służy lordzie Kintal - skinęła głową na powitanie
- Według słów Deidre to jakieś Otchłanne monstrum, natomiast zapiski opisujące go były raczej mętne. Są opisy czarnej istoty wysokiej jak kilka domów, inne wspominają, że miał dwie głowy i sześć rąk, kolejne, że miał wężowe ciało i rozwiewał się w powietrzu jak dym. - Wzruszyła ramionami
- Doprawdy trudno brać dosłownie to co przekazali nam przodkowie. Myślę że sami będziemy musieli zweryfikować rzeczywistość kiedy czas nastanie. Zaś kiedy to nastąpi... podobno w tym roku, ale kiedy dokładnie nie mam pojęcia. Dlatego lepiej być przygotowanym.
- Jednak zaniepokoiło Cię to na tyle, by podjąć wyprawę zimą, za co jestem Ci wdzięczny. Czy owe mętne zapiski mówią gdzie pojawił się ostatnio potwór? - Powiedzmy że zdążyłam zauważyć, że moja bratowa nie należy raczej do histeryczek. Skoro tak bardzo się przejęła ta sprawą i dodatkowo jako wróżbitka jest wyczulona na sprawy przepowiedni, postanowiłam upewnić się, że wszyscy zainteresowani zostaną powiadomieni tak na wszelki wypadek. Po za tym siedzenie w Wildborrow Hall stało się dość nudne. Co do pojawienia się potwora... podobno wyszedł z lasu. Co zważywszy na otaczające nas bory jest równie mętne jak pozostałe części tej opowieści.
- O tak. U nas dzieje się ostatnio dużo. - uśmiechnął się Bran
- Mam nadzieję, że zechcecie zatrzymać się u nas dłużej, ale wracając do kwestii owego potwora, podobno można go pokonać z pomocą Waszych rodzinnych kryształów? Czy nie byłoby nietaktem, gdybym poprosił o ich użyczenie? - Bran postanowił wykorzystać nadarzającą się sposobność, by zapewnić sobie niezbędną przewagę w boju. Wbrew bowiem opinii niektórych, był rozważnym młodzieńcem, choć może nieco zbyt popędliwym.
- Nie "waszych" tylko "naszych" - Morgan wymówiła słowa wolno i wyraźnie
- Potrzebne są wszystkie trzy kryształy: Serce, Głowa i Dłoń Duszy. Dlatego nie zatrzymamy się u was dłużej, bo chcemy jeszcze o tym porozmawiać z Kennethem ap Gruffydd, posiadaczem trzeciego kryształu. Wyjedziemy jutro o świcie.
- Zatem, to o te kryształy chodzi. - Branowi coś zaczęło świtać, choć do pełnej jasności nieco mu brakowało
- Tak to jest jak się dostaje informacje z drugiej ręki. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się o tym wcześniej. Ledwie parę dni temu byliśmy w Gruffyddorze. -
Bran zamilkł na chwilę nad czymś się zastanawiając.
- Czy zezwolicie moje Panie, bym Wam towarzyszył. Nie ukrywam, iż cała sprawa wzbudziła we mnie zainteresowanie i pewien, muszę to przyznać, niepokój.
Morgan uśmiechnęła się ponownie kpiąco:
- Jeśli ma to panie przywrócić Ci poczucie bezpieczeństwa możesz oczywiście nam towarzyszyć. Z nami będziesz całkowicie bezpieczny - Dodała, mrugnęła do Tiary i wybuchnęła wesołym śmiechem. Bran, z tym swoim egzaltowanym tonem, był w sumie bardzo zabawny.
- Nie mam najmniejszych wątpliwości. Zabiorę ze sobą Tima i ... trzech przyjaciół. Reszta jest nieco sfatygowana po ostatniej wyprawie i gdybym kazał im znów wyruszać, ani chybi wszczęliby bunt. Ale cóż ... sława wymaga poświęceń. - stwierdził z udawanie zbolałą miną.
- A ... wybacz zdrożną ciekawość Tiaro, ale to coś na Twoim ramieniu... to co to?
- Opatrunek, jak widać - odparła lakonicznie Tiara.
- Odrasta sobie. "I swędzi jak skurwysyn", dodała w myślach. - A zdrożnej ciekawości nie wybaczam - uśmiechnęła się krzywo do rycerza. Niewygody opatrunku i rekonwalescencji sprawiały, że była w permanentnie fatalnym humorze i to było głównym powodem dla którego Morgan wyciągnęła ją ze swojej posiadłości. Póki co jednak niewygody podróży z wielkim kokonem na przedramieniu nie poprawiały kobiecie nastroju. I nie spotkały nawet żadnego paskudztwa do relaksacyjnego ubicia!
Oczy Brana zrobiły się wielkie jak spodki.
- To... magia? - spytał niepewnie. Pierwszy raz widział takie cuda.
- Cholernie droga magia. Mój brat prawie pękł jak zobaczył rachunek - Zamiast Tiary odpowiedziała Morgan. Widziała minę przyjaciółki i obawiała się, że w następnej chwili przysoli ona nowym opatrunkiem w szczękę młokosa. Szkoda byłoby tych pieniędzy gdyby się uszkodził.
- Zatem nie zajęła się tym Twoja bratowa, jak sądzę. Coś rewelacyjnego. Czy mogę dotknąć? - spytał wyciągając rękę.
- NIE! - oburzyła się Tiara. Groźba podwyższenia rachunku Wildborowów zrobiła się nagle bardziej realna.
- Ale jak chcesz sobie obejrzeć takie cudo z BARDZO bliska, to mogę zaraz to załatwić - znacząco poklepała wiszący u pasa miecz.
Na wszelki wypadek Morgan stanęła między nimi:
- To magia kapłańska, bardzo wysoka magia kapłańska - wyjaśniła pospiesznie, a potem ciągnąc Tiarę za zdrową rękę ruszyła w kierunku wyjścia
- Idziemy się przejść. SAME! - Dodała znacząco widząc ruszającego za nimi młodego rycerza
- mamy ochotę na osobistą przechadzkę!
Bran skłonił się lekko powracając za stół. Wciąż czuł zamróz w kościach i ssanie w żołądku. Lecz wizja nowej wyprawy dodawała mu sił. Było tyle do zrobienia, bo jeśli ten potwór Wilborrowów wyłaził właśnie z Aomith, to zapowiadała się ciekawa zima tego roku.