Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2010, 10:36   #12
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Mroźne, zimowe powietrze wypełniło płuca Brana chłodem, gdy zaczerpnął tchu by w następnej chwili całą mocą swego gardła krzyknąć:
- Staaaać ! Parol ! Dawać Parol ! – spiął Rozamunda i ruszył odbijać klingi swych podwładnych.
Pomimo szybkiej i ostrej reakcji większość hobgoblińskich kobiet i dzieci padła nieżywa, a Bran zdążył z zamieszania potyczki ocalić jedynie garstkę. Wśród nich by także jeden z wyglądu bardzo stary goblin, który całe zamieszanie przetrwał leżąc bez ruchu pod ciałem współplemieńca.
- Jak Cię zwą? – spytał go Lon Hern.
- Gyrkh pane. – odparł tenże trzęsąc się jak osika i padając na kolana.
- Nie bój się. Nic Ci już nie grozi. Zbierz swoich, niech każdy zabierze tyle dobytku ile zdoła i ruszajcie precz. Jak wrócicie do Kintal zginiecie. Powiedź to innym hobgoblinom. Są tu inne osady w lesie?
- Ne ! –
zaprzeczył gwałtownie Gyrkh – Jeno my.
Bran spojrzał przeciągle na kulącą się u jego stóp postać.
- Niech będzie, a teraz precz.
Tymczasem inni zajęli się wycinaniem języków poległych, a jeden z weteranów pospieszył nieproszony z wyjaśnieniami.
- Nie podoba mi się Twoje nastawienie człowieku. – Bran popatrzył zimno na mężczyznę.
- Uważasz się za lepszego od innych nie mając ku temu żadnych podstaw, ani z urodzenia, ani z zasług, a kląć i udawać twardziela potrafi każdy. Dam Ci okazję byś udowodnił swą wartość. Ruszasz na szpicy.
Bran zakazał palić szałasów i tak odbudować je było łatwo, a dym mógł im zdradzić. Nie ufał prawdomówności Gyrkha. Zostawili ciała poległych hobgoblinów nie mając, ani czasu, ani chęci na ich grzebanie. Cała kawalkada ruszyła na zachód w poszukiwaniu Aomith.
Im dalej zagłębiali się w las tym bardziej stawał się gęsty, tak iż wkrótce podążali konno jeden za drugim rozciągając niebezpiecznie cały oddział. W tym momencie ukryty nawet niewielki oddział łuczników mógł zadać im spore straty. Na szczęście nikomu, prócz Brana nie przyszło do głowy prowadzić walki w środku zimy. Tym razem fortuna, jak to często bywa sprzyjała śmiałym. Co jakiś czas wracali przepatrywacze meldując, iż nie napotkali żadnego śladu goblinów. Korzystając z tego, iż las nieco się przerzedził do jadącego z przodu Brana podjechał rycerz Hergan z Dvelf, u którego kulbaki zwisały odcięte goblinie uszy.
- No i gdzie te zielońce Bran? Ponoć miało się od nich roić w tym lesie, a jedziemy dobry kawałek i nic.
Lon Hern spojrzał na niego z ukosa:
- Szukamy przede wszystkim Ronwyn. Hobgobliny to tak przy okazji Herganie. Pewnie zimują gdzie indziej, a wrócą na wiosnę. Co zrobisz z tymi uszami? Naszyjnik? Całą zimę ich nie pokażesz królowi.
Rycerz parsknął lekceważąco.
- Ususzę i zjem z barszczem.
- Obrzydliwy pomysł. –
skrzywił się Bran na niewybredny żart kompana.
Szczęście dopisywało rycerzom. Jak wieść gminna niosła odnalezienie zagajników druidów nie było, dla niewtajemniczonych sprawą łatwą, a przepatrywaczom Brana udało się to bez większych trudów znaleźć Aomith. Jednakże to co ujrzeli bardzo odbiegało od stereotypu cudnej piękności gaju. Powitał ich widok kikutów spalonych drzew i dym tak gęsty i śmierdzący siarką, że o spenetrowaniu terenu nie mieli nawet co marzyć.
- To na pewno tu? – spytał Lon Hern przysłaniając usta i nos opończą.
- Mniej więcej Panie. Z mapy Kintal to gdzieś tu, a w okolicy nie ma nic innego, jak zwykły las. – odparł przepatrywacz.
- W sumie Ronwyn wyruszyła, bo coś ją zaniepokoiło. Teraz wiemy co. To tu. – orzekł z przekonaniem rycerz. – Znalazłeś jakieś ludzkie tropy? Ktoś tu był?
Mężczyzna tylko pokręcił głową.
Bran spojrzał w zamyśleniu na spalony las. W powietrzu zawirowały płatki śniegu, które zaczęły osiadać na zbrojach rycerzy. Lon Hern spojrzał w stronę jeziora.
- Wracamy na południe. Wypatruj śladów. Musiała tędy iść. I jeszcze jedno. Oznacz drogę, byśmy następnym razem łatwiej tu trafili.
Kawalkada ruszyła z powrotem. Śnieg i wiatr przybrały na sile, a gdy dotarli do brzegu jeziora dawały się już mocno we znaki. Nie znaleźli żadnych śladów Ronwyn. Wtedy Bran podjął ciężką, acz słuszną decyzję, by powrócić do Elandone. Jakby w uznaniu za rozwagę wiatr zelżał, choć śnieg zaczął padać intensywniej. Wszyscy przyjęli rozkaz z wyraźną ulgą, a Velix z Ulmo zaczął pieśń, którą wkrótce podjął cały oddział, a przynajmniej łatwo wpadający w ucho refren.

Kędy szeleszcze
Lipa w kwiecie,
gdzie z miłą swą siedziałem wraz,
Miejsce to jeszcze odnajdziecie,
Bo zmięte kwiaty pomna nas.
Z lasku płynął słodki śpiew
Tandaradei!
Słowik nucił pośród drzew

Tandaradeiii ! –
rozległo się ponownie z dziesiątek gardeł.
Tak oto z pieśnią na ustach powrócili do Elandone akurat na kolację. Przy której Bran zdał relację ze swych dokonań i z tego co widział.
- W Aomith jest coś co może stanowić dla nas zagrożenie. Swąd siarki nie może pochodzić z palonych drzew. Na razie jednak nie da się nic więcej ustalić. – zakończył swą relację.

***

Bran skłonił się dwornie widząc Morgan i Tiarę. Na odświętnej tunice miał wyszyty nowy herb będący połączeniem lwa Lon Hernów i kruka Kintal.
- Lady Morgano, lady Tiaro. Niezmiernie się cieszę, iż ponownie mam zaszczyt widzieć Panie. Słyszałem, że przybyłyście do nas z ostrzeżeniem. Czy zechciałabyś Morgano nieco przybliżyć charakter zagrożenia? Czego i kiedy mamy się spodziewać?
Morgan obrzuciła chłopaka lekko kpiącym spojrzeniem:
- Widzę, że nowy tytuł Ci służy lordzie Kintal - skinęła głową na powitanie - Według słów Deidre to jakieś Otchłanne monstrum, natomiast zapiski opisujące go były raczej mętne. Są opisy czarnej istoty wysokiej jak kilka domów, inne wspominają, że miał dwie głowy i sześć rąk, kolejne, że miał wężowe ciało i rozwiewał się w powietrzu jak dym. - Wzruszyła ramionami - Doprawdy trudno brać dosłownie to co przekazali nam przodkowie. Myślę że sami będziemy musieli zweryfikować rzeczywistość kiedy czas nastanie. Zaś kiedy to nastąpi... podobno w tym roku, ale kiedy dokładnie nie mam pojęcia. Dlatego lepiej być przygotowanym.
- Jednak zaniepokoiło Cię to na tyle, by podjąć wyprawę zimą, za co jestem Ci wdzięczny. Czy owe mętne zapiski mówią gdzie pojawił się ostatnio potwór?

- Powiedzmy że zdążyłam zauważyć, że moja bratowa nie należy raczej do histeryczek. Skoro tak bardzo się przejęła ta sprawą i dodatkowo jako wróżbitka jest wyczulona na sprawy przepowiedni, postanowiłam upewnić się, że wszyscy zainteresowani zostaną powiadomieni tak na wszelki wypadek. Po za tym siedzenie w Wildborrow Hall stało się dość nudne. Co do pojawienia się potwora... podobno wyszedł z lasu. Co zważywszy na otaczające nas bory jest równie mętne jak pozostałe części tej opowieści.
- O tak. U nas dzieje się ostatnio dużo. -
uśmiechnął się Bran - Mam nadzieję, że zechcecie zatrzymać się u nas dłużej, ale wracając do kwestii owego potwora, podobno można go pokonać z pomocą Waszych rodzinnych kryształów? Czy nie byłoby nietaktem, gdybym poprosił o ich użyczenie? - Bran postanowił wykorzystać nadarzającą się sposobność, by zapewnić sobie niezbędną przewagę w boju. Wbrew bowiem opinii niektórych, był rozważnym młodzieńcem, choć może nieco zbyt popędliwym.
- Nie "waszych" tylko "naszych" - Morgan wymówiła słowa wolno i wyraźnie - Potrzebne są wszystkie trzy kryształy: Serce, Głowa i Dłoń Duszy. Dlatego nie zatrzymamy się u was dłużej, bo chcemy jeszcze o tym porozmawiać z Kennethem ap Gruffydd, posiadaczem trzeciego kryształu. Wyjedziemy jutro o świcie.
- Zatem, to o te kryształy chodzi. -
Branowi coś zaczęło świtać, choć do pełnej jasności nieco mu brakowało - Tak to jest jak się dostaje informacje z drugiej ręki. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się o tym wcześniej. Ledwie parę dni temu byliśmy w Gruffyddorze. -
Bran zamilkł na chwilę nad czymś się zastanawiając.
- Czy zezwolicie moje Panie, bym Wam towarzyszył. Nie ukrywam, iż cała sprawa wzbudziła we mnie zainteresowanie i pewien, muszę to przyznać, niepokój.
Morgan uśmiechnęła się ponownie kpiąco:
- Jeśli ma to panie przywrócić Ci poczucie bezpieczeństwa możesz oczywiście nam towarzyszyć. Z nami będziesz całkowicie bezpieczny - Dodała, mrugnęła do Tiary i wybuchnęła wesołym śmiechem. Bran, z tym swoim egzaltowanym tonem, był w sumie bardzo zabawny.
- Nie mam najmniejszych wątpliwości. Zabiorę ze sobą Tima i ... trzech przyjaciół. Reszta jest nieco sfatygowana po ostatniej wyprawie i gdybym kazał im znów wyruszać, ani chybi wszczęliby bunt. Ale cóż ... sława wymaga poświęceń. - stwierdził z udawanie zbolałą miną. - A ... wybacz zdrożną ciekawość Tiaro, ale to coś na Twoim ramieniu... to co to?
- Opatrunek, jak widać -
odparła lakonicznie Tiara. - Odrasta sobie. "I swędzi jak skurwysyn", dodała w myślach. - A zdrożnej ciekawości nie wybaczam - uśmiechnęła się krzywo do rycerza. Niewygody opatrunku i rekonwalescencji sprawiały, że była w permanentnie fatalnym humorze i to było głównym powodem dla którego Morgan wyciągnęła ją ze swojej posiadłości. Póki co jednak niewygody podróży z wielkim kokonem na przedramieniu nie poprawiały kobiecie nastroju. I nie spotkały nawet żadnego paskudztwa do relaksacyjnego ubicia!
Oczy Brana zrobiły się wielkie jak spodki.
- To... magia? - spytał niepewnie. Pierwszy raz widział takie cuda.
- Cholernie droga magia. Mój brat prawie pękł jak zobaczył rachunek - Zamiast Tiary odpowiedziała Morgan. Widziała minę przyjaciółki i obawiała się, że w następnej chwili przysoli ona nowym opatrunkiem w szczękę młokosa. Szkoda byłoby tych pieniędzy gdyby się uszkodził.
- Zatem nie zajęła się tym Twoja bratowa, jak sądzę. Coś rewelacyjnego. Czy mogę dotknąć? - spytał wyciągając rękę.
- NIE! - oburzyła się Tiara. Groźba podwyższenia rachunku Wildborowów zrobiła się nagle bardziej realna. - Ale jak chcesz sobie obejrzeć takie cudo z BARDZO bliska, to mogę zaraz to załatwić - znacząco poklepała wiszący u pasa miecz.
Na wszelki wypadek Morgan stanęła między nimi:
- To magia kapłańska, bardzo wysoka magia kapłańska - wyjaśniła pospiesznie, a potem ciągnąc Tiarę za zdrową rękę ruszyła w kierunku wyjścia - Idziemy się przejść. SAME! - Dodała znacząco widząc ruszającego za nimi młodego rycerza - mamy ochotę na osobistą przechadzkę!
Bran skłonił się lekko powracając za stół. Wciąż czuł zamróz w kościach i ssanie w żołądku. Lecz wizja nowej wyprawy dodawała mu sił. Było tyle do zrobienia, bo jeśli ten potwór Wilborrowów wyłaził właśnie z Aomith, to zapowiadała się ciekawa zima tego roku.
 
Tom Atos jest offline