Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2010, 17:35   #31
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
I było jak dawniej,………. przez dwie przecznice.

Później samochód najpierw zaczął się krztusić, a potem zdechł. Na szczęście Jess nie rozwinęła jeszcze swojej ulubionej prędkości i to ją uratowało. Kontrolowanym ślizgiem zatrzymała się na jezdni.
Sama siebie zaczęła przeklinać w myślach.
Idiotka, kretynka, zachowałaś się jak rasowa blondynka. Co Ty sobie wyobrażałaś. Samochód stał od jesieni, nie masz zimowych opon, akumulator zdechł, woda zamarzła. Mózg Ci zaćmiło.

Chwile siedziała w samochodzie głęboko oddychając dla uspokojenia.
- Dobra, a teraz trzeba sobie radzić – mruknęła sama do siebie wysiadając z samochodu.
Zatrzasnęła drzwiczki, otworzyła maskę i starała się wyglądać na bezradną. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Koło Jess zatrzymał się Doge z którego wysiadło dwóch mężczyzn.
- Może pomóc – podszedł do niej uśmiechnięty blondyn.
- Tak, bardzo proszę, nie wiem co się stało. Zawarczał i zdechł – Jess uśmiechnęła się niewinnie.
Mężczyzna zajrzał pod maskę, wsiadł do samochodu i spróbował go odpalić.
- Oj, musze Panią zmartwić, padł najprawdopodobniej akumulator. Bez pomocy się nie obejdzie. Pomożemy zepchnąć go na pobocze i radze wezwać pomoc drogową, żeby go odholowali.
- Dziękuje bardzo.
Jess zatrzasnęła klapę silnika. Mężczyźni sprawnie zepchnęli samochód na pobocze i się pożegnali.
- Powodzenia – pomachali na pożegnanie.
- Jeszcze raz dzięki – Jess odmachała.

Wyjęła telefon i zadzwoniła do Karla, mechanika do którego zawsze oddawała samochód. Na szczęście jego warsztat nie był daleko.
- Warsztat Dawidson i synowie w czym mogę pomóc – usłyszała w słuchawce miły kobiecy głos.
- Dzień dobry, czy zastałam Karla.
- Dzień dobry, moment gdzieś się tu kręci. Zaraz go zawołam.
Nastała chwila ciszy.
- Tak słucham – usłyszała znajomy głos.
- Cześć Karl, tu Jessica. Potrzebuje pomocy. Samochód mi zdechł na 10, znajdziesz dla mnie czas – głos jej się zmienił automatycznie na przymilny.
- Spoko, to niedaleko. Co się stało, możesz bliżej opisać.
- Padł akumulator, woda zamarzła i mam letnie opony.
- Rany kobieto co Ty sobie wyobrażałaś, że gdzie zajedziesz w takich warunkach – Karl zaczął się śmiać – zaraz podjadę i zaholujemy Twoje maleństwo na warsztat.
Jess poczuła się skarcona jak mała dziewczynka.
- Dobrze, czekam – zdołała wykrztusić. Z jednej strony była nadal zła sama na siebie, a z drugiej chciało jej się śmiać.
Karl zjawił się po 20 minutach. Jess stała przy samochodzie sącząc gorącą kawę z pobliskiego baru.
Z samochodu wysiadł uśmiechnięty Karl.
- Jess gdzieś ty się podziewała, dawno się nie odzywałaś. Już się martwiłem, że zdradziłaś mnie z innym mechanikiem.
- Cześć Karl, no jak bym mogła – roześmiała się na widok starego znajomego.
Podszedł do samochodu i go obejrzał.
- Matko, a gdzieś Ty go trzymała, jak można tak traktować takie cudo. Ja się męczę, chucham, dmucham, śrubki dokręcam. Chwile to zajmie, zanim go doprowadzę do stanu używalności – pokręcił głową z dezaprobatą – dawaj kluczyki i zmykaj do pracy. Zadzwonię jak będzie gotowy.
- Dzięki, życie mi ratujesz – uśmiechnęła się.
Jess oddała mu kluczyki, zabrała rzeczy i ruszyła złapać taksówkę.
Chyba będzie na nie skazana jeszcze przez jakiś czas.

Do komendy dotarła później niż zamierzała. Cohena nie było jeszcze na miejscu, na szczęście zostawił jej wiadomość na biurku, że musi coś załatwić i zjawi się później.
Obok kartki na biurku czekał wielki karton zapakowany w kolorowy papier i przewiązany szeroką kokardą. Na nim włożona kartka podpisana nazwiskami funkcjonariuszy z Wydziału Specjalnego.
Jess rozejrzała się niepewnie, na biurkach Baldricka i Cohena stały identyczne pakunki. Ludzie patrzyli na Jess, kilka spojrzeń zachęciło ja do otwarcia prezentu.
Rozwiązała kokardę i otworzyła karton. W środku znalazła spory zapas kawy, markowy alkohol, lekką kamizelkę kuloodporną i ciepły, zielony sweter oraz profesjonalny zestaw do makijażu. To ostatnie bardzo ją rozbawiło. Poczuła ciepło rozchodzące się po jej ciele, to było bardzo miłe uczucie. Spojrzała z uśmiechem na kolegów z pracy. W wejściu do pokoju Mac Nammary zobaczyła Strepsills’a , który zasalutował posyłając jej rzadko goszczący na jego twarzy uśmiech. Kiedy się się odwróciła do reszty obecni w pokoju ludzie zaczęli klaskać i radośnie wiwatować.

Na początku Jess odczuwała radości i szczęście, jednak po chwili radosne krzyki w jednym z jej uszu zaczęły brzmieć jak wrzaski bólu. Opętańcze i dzikie. Jess zauważyła także martwą dziewczynkę stojącą w miejscu gdzie kiedyś pracował Grand.
Nie była sama ....
Towarzyszyły jej jeszcze trzy na razie niewyraźne postacie. Zapowiedź ludzkich sylwetek.
Jess zaczęło zbierać się na płacz. Starała się robić dobrą minę, ale w jej środku coś krzyczało z bólu.
Na szczęście w tym momencie do wydziału wszedł Cohen, przywitały go krzyki i oklaski. Ludzie skupili się na nim. Jess odetchnęła, mogła się przez chwile uspokoić. Cohen zachęcany przez kolegów odpakował swój prezent. Kiedy wiwaty i część oficjalna się zakończyły podszedł do siedzącej na krześle, bladej Jess.

Podniosła na niego wzrok.

– Widzę już cztery dzieciaki. Trzy są jeszcze niewyraźne – powiedziała szeptem,– Jest jeszcze jedna ofiara. Trzeba znaleźć jej DNA.
Patrick tylko westchnął.

– Nie trzeba będzie daleko szukać. DNA, odciski palców, ulubiony kolor... daj mi godzinę, a będziemy mieli wszystko. W prosektorium czeka Walentow z dwoma nowymi ciałami.

– Idę z tobą – Jess wstała i zabrała swojego laptopa. Chciała się ukryć przed ukradkowymi spojrzeniami kolegów. Byli cudowni, i chcieli jak najlepiej, ale wiedza jaką miała Jess burzyła jej spokój i szczęście. Wolała spędzać czas w odosobnieniu, z Cohenem, który przeżywał najprawdopodobniej te same rozterki co ona.

Jess rozłożyła na wolnym stole laptopa i przenośny skaner do linii papilarnych. Włączyła program porównawczy i czekała.
Cohen i Walentow przystąpili do sekcji dwóch kolejnych ciał znalezionych dzisiejszego dnia.

– To nie jest robota Tarociarza. – usłyszała słowa Walentow – facet tnie z podobną precyzją, ale jest wyższy...

– I ma paskudniejsze metody pracy. Rękę odcięto gdy dzieciak jeszcze żył, a sądząc po tych siniakach był na tyle przytomny, by próbować się bronić... Chryste. – słowa Patricka aż zmroziły Jess, chciało je się wymiotować na samą myśl o tym co przeżyły przed śmiercią te biedne dzieci.
– Nie sposób się w tej pracy nudzić, co? Dobrze was widzieć ponownie w jednym kawałku. Możemy zaczynać? – pani patolog jak zwykle czarująca, pomyślała Jess.

Praca zajęła im sporo czasu. Cohen i Walentow opisywali każdy kawałek ciała ofiar, każde cięcie.

Jess zdjęła odciski palców chłopców i zeskanowała zdjęcia twarzy. Wpisała wszystkie dane do programu i czekała cierpliwie na wyniki.
Po sekcji Cohen poszedł coś załatwić, a Walentow zajęła się inną sprawą, niedawno przywiezionej ofiary strzelaniny.

Jess zebrała rzeczy i wróciła na górę.
Komisariat trochę opustoszał, wszyscy wrócili do swoich codziennych spraw. Jess przez nikogo nie niepokojona wróciła do swojego biurka. Program dalej przeszukiwał bazy danych.
Na rezultaty tym razem nie musiała długo czekać. Obaj chłopcy widnieli w rejestrze zaginionych.

Jeden to Tomas Icen, drugi Jim Talbot. Program nic więcej nie znalazł.

Wyniki otrzymała jedynie na podstawie porównań zdjęć. Wiedziała z doświadczenia, ze to za mało. Potrzebne były próbki DNA pobrane od rodzin zaginionych w celu porównania zgodności. Nie mogli sobie pozwolić tym razem na żaden błąd.

Podniosła słuchawkę i wykręciła numer do techników.
- Bagiński słucham
- Tu det. Jessica Kingston z wydziału specjalnego, potrzebuje pobrać próbki DNA od rodzin zaginionych w celach porównawczych, oraz odciski palców z mieszkań. Czy ktoś może ze mną pojechać?
- Za godzinę, ktoś do Pani podejdzie.
- Dobrze, będę czekała.

Jess spisała adresy.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline