Carlota wyszła z mesy niedługo po Beatriz zaciągając cygarem od Felicjana i kierując wprost do stajni.
Już po zejściu pod pokład słychać było jakieś odgłosy rozmowy. Właściwie monologu, bo tylko jedna osoba mówiła. I głos dobiegał od strony stajni.
- Mówię ci, to musi być jakaś krewna. Ale przecież nie zapytam wprost, czy ma przypadkiem w rodzinie panicza o szarych oczach. To może być nawet jej brat. Z drugiej strony na pewno wiedziałaby, gdzie się ten łajdak podziewa. Ale to typ osoby przebiegłej i złośliwej, nie widziałaś jak podsumowała tę naszą sąsiadkę. Z taką niebezpiecznie grać w cokolwiek.
Stanęła w progu stajni spoglądając na Beatriz. Chłopka ,dobre sobie.
- Cristina Cervantez de Alvajo?- wypaliła upewniając się, że są same.
W boksie zaszurało coś prędko i po chwili wyjrzała zeń czarna głowa z dwoma warkoczami. Badawczy wzrok czujnie mierzył kobietę przez kilka sekund, po czym dziewczyna zerknęła w prawo i lewo, zapewne by upewnić się w tej samej kwestii co gość.
- Carlota Rivera..., to jednak nie wyszłaś za mąż? - oparła się o drewnianą ścianę ramieniem, zaplatając ręce pod biustem - Nikt mnie nie nazywa tak, jak wspomniałaś. Tamtej osoby już nie ma.
- Wybacz.- Lota uśmiechnęła się nieznacznie. - Wiem jak czas i niespodziewane wydarzenia potrafią zmienić wszystko.
Kobieta zbliżyła się ostrożnie, spoglądając na zaciekawioną klacz i nachyliła do Beatriz.
- Zastanawiam się dlaczego miałabym wychodzić za kogoś kto najechał mój dom. - Wykrzywiła usta nawet nie starając się pohamować ostrego tonu. - Niestety nie poszczęściło mi się na tyle by włożyć sukinsynowi nóż pod żebra. - Uniosła nieśpiesznie dłoń do chusty zaplecionej na włosach Beatriz. Rozplotła wiązanie nie czekając na przyzwolenie czy stanowczy protest. Zacisnęła palce na materiale opuszczając dłoń.
- Opuściłam miasto niespełna pięć lat temu . Zdaje się, że ty również i zapewne masz wiele do opowiedzenia. Coś zmalowała, że wyznaczono za ciebie nagrodę? Chyba zaczynam się cieszyć, że nie zginęłaś podczas ataku...- Wyszczerzyła zęby w wilczym uśmiechu spoglądając wyczekująco.
- A tam, nagroda. - zbagatelizowała mruknięciem i wyciągnęła chustkę z rąk rozmówczyni - To moje - wyjaśniła - Jak dobrze pamiętam, sąsiadko, to wszystko mi podbierałaś: najlepsze konie na jarmarku, wzory sukienek, najładniejszych mężczyzn - tu młódka wyszczerzyła zęby w uśmiechu - Chociaż to ostatnie to z wzajemnością. Ale co ty robiłaś na statku pirackim? Porwali cię dla monteńskiego okupu od stroskanego niedoszłego męża?
Carlota parsknęła szczerym śmiechem.
- Liczyłam, że pokusisz się o odrobinę szczerości. Ja byłabym gotowa ci zaufać.
Beatriz zawiązała chustkę na nowo na włosach.
- Nie mów, że nie słyszałaś. Monteńczycy wyrzucili nas z domu. Musiałam jechać do rodziny w La Pasiega. A u nich się niestety nie przelewa. Twoja kolej. Mam przeczucie, że masz mi do opowiedzenia coś o wiele ciekawszego, niż ja.
- To nie jest coś za co ląduje się z wyrysowaną facjatą na drzewie.- zmarszczyła nos rozczarowana. Panna Alvarez przekrzywiła głowę zaciekawiona, skubiąc palcami jeden z warkoczy.
- Poważnie wyznaczyli nagrodę? Dużo? - dociekała trochę z niedowierzaniem, jakby wmawiano jej iż wygrała główną gonitwę przełajową na kucyku - Chyba trochę uprzykrzyłam im życie... A co piszą na listach gończych? Za co jestem ścigana?
Nawigatorka pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia za co ani ile. Wiem tyle co wspomniał ten zapuszkowany Eisenczyk. Beatriz do cholery... Uciekłam z miasta zostawiając majątek, kupiłam statek, najęłam ludzi i prowadzę od pięciu lat skomplikowane transakcje handlowe...- skinęła krótko starając się nadać słowom odpowiednią dozę prawdziwości, licząc że kobieta w cudowny sposób domyśli się wszystkiego. Na dodatek, mogłaby również okazać się osobą nie małostkową i nie przywiązywać zbyt wielkiej uwagi do tego, że rozmówczyni na czele bandy obdartusów zdecydowała się zakończyć życie pasażerów Piranii.
Beatriz siadła na beli siana pod boksem i pogładziła opuszkami palców końskie chrapy, buszujące w jej włosach i usiłujące pozbawić przepaski.
- I mam rozumieć, że te “skomplikowane transakcje” ściągnęły ci na głowę piracki statek? Dlaczego mam wrażenie że to śmierdzi czymś nielegalnym na milę? Zresztą... - podetknęła klaczy pod nos kawałek suchego chleba, by odczepiła się od jej głowy - Zawsze byłaś dzikusem. Nie zdziwiłabym się nawet wtedy, gdybyś wylądowała jako właścicielka domu użyteczności publicznej - zerknęła na sąsiadkę ciemnym okiem oceniająco - Przynajmniej jesteś odpasiona.
Lota otworzyła szeroko oczy, rozchylając lekko usta w wyrazie absolutnego zaskoczenia.
- Ty bezczelna suko! -kobieta sięgnęła dłońmi w okolice pasa gwałtownie, jakby spodziewała się tam zastać dwa pistolety w kaburach. Zamiast tego wetknęła kciuki za pas i zaczęła śmiać. Łapanie oddechu przychodziło z trudem, wpatrywała się w Beatriz z otwartą sympatią.
- Dobrze.... - spoważniała i wyprostowała się cofając do wyjścia. - Daj mi znać jak będziesz miała ochotę się komuś pozwierzać. - mrugnęła do niej i obróciła na pięcie znikając za framugą i machając przez ramię.
- Ale jak mnie najdzie, to przygotuj minimum trzy litry wina - usłyszała za sobą - Albo lepiej cztery! I załóż w końcu jakieś majty...
Panna Rivera postanowiła skorzystać z rady, aczkolwiek nie przed planowanym spacerem po pokładach. Była niezwykle ciekawa co można odnaleźć w ładowni. Liczyła na broń... |