Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2010, 22:49   #36
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Sukces. Jeden, możliwe że będący tylko ułudą, ale jednak sukces. Robin była chwilowo bezpieczna, bezpośrednie zagrożenie zostało zlikwidowane. Super. Ale co dalej?
Nadal byli uwięzieni we wraku autobusu, nadal ktoś był na zewnątrz i wiedział dokładnie o ich położeniu. Byli też bez wątpienia wrogo nastawieni do Harmianki i jej "bohatera z żelastwem w dłoni".
Mężczyzna, nie mając wielkiego wyboru, zszedł na dół, z powrotem pod ziemię. Nie zdążył wysiąść z autobusu, gdy usłyszał muzykę. Najpierw ledwie przebijała się przez jego świszczący oddech oraz pomrukiwania dziewczynki, potem jednak nabrała siły i wyrazistości układając się w... utwór Ryszarda Wagnera. Piotr niemalże od razu uznał, że ma halucynacje, a odgłos silnika starego typu, dziwnie znajomy, tylko pogłębił to uczucie. Nie dane mu było jednak zastanawiać się and źródłem dźwięków, czy też raczej halucynacji, ponieważ autobus nagle zaczął się unosić. Spanikowany Brodacz chwycił się najbliższej barierki i przywarł do niej, nie zapominając o dziecku, które przez swoje kalectwo było w obecnej sytuacji zdane wyłącznie na niego. A przynajmniej tak mu się zdawało, w przypływie adrenaliny zapomniał o mocy, którą Robin zademonstrowała w restauracji i traktował ją jak zwykłą, biedną dziewczynkę.

Jednak to właśnie ona rozbiła szybę i to ona umożliwiła im ucieczkę z unoszącego się pojazdu. Piotr wykorzystał okazję i wyskoczył pierwszy. Lądowanie nie było przyjemne, obeszło się jednak bez urazów, czego właściwie mógł się spodziewać po tym, co dzieje się ostatnio z jego ciałem. Wyczekiwał, aż dziewczynka również wyskoczy, nic takiego się jednak nie stało. Czekał chwilę, wpatrując się wyczekująco w autobus, przeklinając się w duszy, że nie skoczył razem z nią.

Wyczekiwanie przerwała seria nieprzewidywalnych wydarzeń. Najpierw wstrząs, o niewiadomym źródle, potem okrzyk, prawdopodobnie jednego z mężczyzn, którzy chcieli pochwycić zajączka, a na koniec huk licznych wystrzałów, który "strącił autobus". Pojazd wpadł do zbiornika wodnego, Robin jednak w nim nie było, spadłą chwilę później, i co najgorsze, nieprzytomna.

Jak mógł do tego dopuścić? Nie upilnował jej, to jego wina... To nie powinno było się zdarzyć. Przecież to dziecko, trzeba na nie uważać... Szczególnie w takich warunkach.
Te i wiele innych myśli przeszło przez głowę Sowińskiego nim dociągnął dziewczynkę do brzegu. Chwilowo nie wiedział, co ma zrobić. Powinien ją ratować, jasne, ale... Jak? Nie był lekarzem, a kurs pierwszej pomocy to już zamierzchła przeszłość... Do tego zdenerwowanie i był wręcz idealną ofiarą losu, nie próbującą nawet nic zrobić. Zobaczył jakieś koperty, chwilowo jednak się nimi nie zajmował. Dopiero gdy przypomniał sobie o "pozycji bezpiecznej" i ułożył dziewczynkę na boku, postanowił przyjrzeć się kopertom.

Nie były zaadresowane, nie miały znaczków i nie były zalepione. Mężczyzna spojrzał niepewnie an nieprzytomnego króliczka i wyjął zawartości kopert. Trzy koperty, trzy kartki, a na każdej z nich niezrozumiała sentencja, zupełnie jak listy, które znaleźli w kokpitach po przebudzeniu. Ich treść również nie była jasna, a przeznaczenie nieokreślone. Teraz znał treść sześciu wiadomości, jednak nie potrafił ich nijak połączyć.

„Uroboros – koniec jest początkiem.”
„Wszystko płynie, jedynie …. są stałe.”
„Gdzie rodzą się Bogowie?”
„Bóg kieruje światem przez prawa przyrody.”
„Tabula Rasa – ważniejsze jest jak żyjemy? Czy jak umieramy?”
„Możliwe jest, że kawałek węgla położony na ogień nie będzie się palił…”

Pierwsze trzy potrafił zacytować z pamięci, może dzięki ich oryginalności i niejasności właśnie. Spróbował zastanowić się nad nowymi wiadomościami osobno, nie próbując szukać wspólnych skojarzeń.
„Bóg kieruje światem przez prawa przyrody.” Jasne. Czy właśnie nie takie zdanie wypowiadaliby księża w obecnych czasach? Szarlatani, chodziliby po ulicach i próbowali wmówić ludziom, że Bóg każe grzeszników nasyłając na nich plujące kwasem kwiaty i "ludziożerny" mech... Brodacz był zdania, że takiego zniszczenia mogliby dokonać wyłącznie ludzie... Zastanawiał się chwilę nad tym hasłem i jego możliwymi interpretacjami, gdy nagle zauważył coś w głębi korytarza. Muzyka ciągle rozbrzmiewała w głowie Piotra, możliwe że to mech ma halucynogenne właściwości. Ale jeśli tak, to czy ten błysk, który widział był prawdziwy, czy również był tylko wytworem jego wyobraźni? A może jednak faktycznie maszyna, którą widział zaczęła wygrywać "Walkirie"? Na powierzchni nadal rozbrzmiewały odgłosy walki, przez co muzyka wydała się nieco przytłumiona, czy gdyby to były halucynacje, nie słyszałby ich z tą samą siłą niezależnie od realnych odgłosów? Spojrzał w zamyśleniu w górę. Co z pozostałymi? Byli tam, na górze, kiedy to się zaczęło. Henry stał ostatnio przy dziurze. Czy nic mu nie jest? Przeniósł wzrok na Robin. Nieprzytomna, kaleka dziewczynka... To nie powinno było się stać...

Następnie przeniósł wzrok na oczy, które ponownie pojawiły się gdzieś w głębi, ale nieco bliżej niż poprzednio. Tak, teraz był pewien, że to są oczy. Jakkolwiek niecodzienna była ta sytuacja, poczuł, że jest realna. Coś się zbliżało, zupełnie jakby mięli za mało kłopotów. Prawą ręką wymacał klucz francuski, który jakimś cudem znajdował się cały czas przy nim i ścisnął go mocno. Jeszcze raz spojrzał na Robin, licząc, że obudzi się i będą mogli spróbować uciec, jednak dziewczynka leżała tak samo nieruchomo, jak przed momentem. Przełknął ślinę i wstał, wpatrując się w mroczny korytarz.
Wzdrygnął się, słysząc huk z głębi korytarza, nie cofnął się jednak. Nawet, gdyby miał gdzie uciec, nie mógłby tego zrobić. Nie może zawieść i porzucić tej dziewczynki. Musi stanąć na wysokości zadania i ochronić ją, za wszelką cenę.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline