Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2010, 23:37   #120
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację

Selena Stars i Ray Blackadder

Czerwone światło na korytarzu pulsowało nieregularnie. Wasze cienie skakały po metalowych ścianach, poruszały się niespokojnie budząc odległe skojarzenia z żywymi istotami. Z radiowęzła dochodziły dziwaczne szumy i trzaski, przecinane od czasu do czasu jakimś metalicznym, jękliwym głosem. Wiatr w wentylacji szalał z przeraźliwą siłą. Najpewniej za murami bazy szalała ymirska śnieżyca.

Byliście tylko wy, miliony ton stali i skał nad wami i lodowa pustka na planecie, a później bezkres kosmosu. Ale nie! Były przecież inne bazy. Ymir B i Ymir C. Istniała szansa, że cokolwiek dzieje się w bazie A, nie dotarło do pozostałych kopalni.

Kiedy Selena włączyła zamek otwierający gródź, a odrzwia ruszyły ku górze z metalicznym zgrzytem, Ray czekał by rąbnąć siekierą w nogi bezokiego szaleńca. Jednak korytarz za drzwiami był pusty. Zalany tym samym pulsującym czerwienią blaskiem co reszta bazy.
Ostrożnie, z bronią gotową do użytku, ruszyliście na zewnątrz nasłuchując i wypatrując zagrożenia.

Podjęliście się pierwotnego planu, by udać się do centrum poziomu C. Krok po korku, metr po metrze ruszyliście w drogę. Bezokiego szaleńca nigdzie nie było widać. Za to za kolejnym zakrętem ujrzeliście jakąś kobietę w kombinezonie stojącą plecami do was, przy otwartym wejściu do bocznego korytarza. Byliście od niej o kilkanaście kroków. Jeśli nie chcieliście nadkładać drogi, musieliście ją minąć lub w jakiś inny sposób utorować sobie przejście. Nie jesteście pewni, lecz wydaje się wam, że kilka kroków dalej, gdzieś na granicy percepcji widać jeszcze jakiś bardzo przypominający siedzącego człowieka kształt. Ale awaryjne oświetlenie nie pozwala stwierdzić tego z całą pewnością.

Kiedy tak zastanawialiście się co robić znów Selena usłyszał to pierwsza. Ciężkie, rozchodzące się echem kroki dobiegające za waszymi plecami. Dokładnie takie same, jak wtedy, gdy zaatakował was szaleniec bez oczu. Hałas, jaki czyniły buciory zwrócił uwagę kobiety. Obróciła się szybko w waszą stronę.

Selena doskonale znała tą twarz. Twarz teraz okrwawioną. Twarz, z gęstą linią zakrzepłej krwi, która najwyraźniej jakiś czas temu popłynęła z oczu, ust i uszu kobiety. To była Beth – jej współtowarzyszka z kwatery.
Teraz jednak wydając z siebie bełkotliwe dźwięki ruszyła w waszą stronę.

I wtedy znów zgasło światło pogrążając korytarze w absolutnych ciemnościach. Wyraźnie słyszeliście jednak hałas jaki czyniła zbliżająca się dziewczyna oraz ciężkie kroki dochodzące zza waszych pleców.

Panika ścisnęła wam serca!




Reszta

Po słowach Dhiraja i – o dziwo – Szczoty, „Golas” uspokoił się. W pewnym momencie uśmiech rozjaśnił jego do tej pory ponurą i zaciętą twarz. Uśmiech, który nie skończył się na twarzy, lecz szybko przeniósł wyżej. Golas śmiał się także oczami, a to oznaczało, że ryzyko zastrzelenia kogokolwiek przez niego zmniejszyło się znacznie.

- Dobra – powiedział wesoło. – Młody ma jaja. Nie ma co. A doktorek ma rację. Wszyscy musimy bardziej wyluzować, jeśli chcemy wyjść z tego cało.

- Ty nie powinieneś walić po gębie Chucka – zwrócił się do Seamusa. – To spoko gość. Ja nie powinienem mierzyć do ciebie z tej giwery. Wielkie sorry za to, moja wina.

Opuścił i zabezpieczył pistolet.

- Plan jest taki – powiedział już spokojniej. – Ktoś z Zarządu steruje tym całym szajsem. Przejął kontrolę nad sterowaniem i monitoringiem. W każdej chwili może, dajmy na to, otworzyć te drzwi – spojrzał na wyjście z „Czujki” zza którego nadal słychać było łomotanie oszalałych mieszkańców Ymira. – Zatem musimy stąd szybko wypierniczać. Jest tutaj zamaskowana winda. Mała i ciasna, dwuosobowa. Prowadzi na poziom D. Więc potrzebne będą skafandry, byśmy tam nie zamarzli. Przy wyjściu jest ich tylko sześć, ale na pewno znajdziemy ich tam więcej i poślemy wam na dół.

Patrzyliście na niego z nową nadzieją. W końcu wziął się w garść i podejmował decyzje, które miały szansę powodzenia.

- Jak już będziemy mieli wystarczającą ilość skafandrów zjedziemy na B-tkę i przejmiemy kontrolę nad łącznością. „Gniazdo” jest blisko laboratoriów, o które chodzi twojej żonie. Zobaczymy, co się da zrobić. Ale najważniejsze, że jak odzyskamy kontrolę to będzie można wezwać kogoś z Ymira –B lub C. Mam nadzieję, że u nich się tak nie posrało.

Westchnął licząc coś w myślach.

- Dobra, Sanders. Zmiana planów. Ja jadę najpierw z młodym – wskazał palcem na Szczotę. – Miał jaja by mi dogadać, mimo że miałem Anakondę w garści to i pójdzie poszukać skafandrów na Poziomie D. Potem ześlemy windę po kolejną dwójkę . Powiedzmy Seamus, przyda nam się taki twardziel na górze i ten łysol obok niego. Następna dwójka to doktorstwo. Następna pojedzie, jak już będziemy mieli kolejne skafandry. Skoro ci tak na nich zależało, Niki, to puść tego urzędnika – wskazał Jakowlewa – i Chucka. Na końcu polecisz ty i, jeśli zdecydujesz się go odkuć, ten pogryziony. Zostawię ci mój pistolet elektryczny, ale Anakondę zabieram. To tyle. Bez dyskusji.

Plan wydawał się być dobry i nie było sensu tracić czasu. Ruszyliście go wykonać.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 10-12-2010 o 00:02.
Ravanesh jest offline