Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2010, 10:30   #19
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Leila nachyliła się nieznacznie by wysłuchać słów George'a i szepnęła.
- Dziękuję waszmościowi za zaufanie i zaoferowaną pomoc - spojrzała przyjaźnie - myślę, że dokończymy naszą rozmowę po spotkaniu bowiem niegrzecznie jest szeptać w towarzystwie.
Ward skinął jej głową, teraz już uważniej wsłuchując się w słowa wypowiadane przez innych przymusowych towarzyszy podróży. Obdarzył Kurta przeciągłym spojrzeniem, ale nie raczył odpowiedzieć na jego zaczepkę, którą postanowił się z nimi podzielić. Zabawne, ciekawe czy właśnie ta bezpośredniość była przyczyną tego, że jego kraj był teraz ruiną. Na prowokację jednej z kobiet prawie się roześmiał, ale musiał przyznać, że był tu przynajmniej jeden godny rywal.
Człowiek, który od razu mu się spodobał, niezależnie od okoliczności. Tak, wyzwania były bardzo dobre. Rozwijały.

***

Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie księżniczka przytrzymała George'a za nadgarstek delikatnie
- Zostańmy tutaj jeszcze przez chwilę. Proszę mi powiedzieć, o jakieś to kłamstwo chodzi? Żebym mogła waszmości bronic, muszę dobrze poznać całą sprawę.
- Och, od razu kłamstwo. To takie mocne słowo, wasza wysokość. Przyrzekam, że nawet nie wiedziałem, o jakiejś nagrodzie, za którą za mnie wyznaczono... najwyraźniej nie spodobałem się kilku osobom.
Uśmiechnął się niewinnie, zatrzymując zgodnie z poleceniem.
- Po prostu... skorzystałem na uczynności wuja mego, Warda, a jako nieślubnym dzieckiem będąc, wielu innym Wardom mój "powrót" do rodzinnego grona okazał się nieszczęśliwy w ostatecznych skutkach.
Zmrużyła oczy podejrzliwie i uśmiechnęła się lekko
- Zaiste waszmość potrafi mówić dużo nie powiedziawszy niczego nowego. - Rozsiadła się wygodniej w fotelu, założyła nogę na nogę i ponownie wlepiła wzrok w rozmówcę - Niech pan się chociaż przyzna, dlaczego w Avalonie jest pan tak niemile widziany?

- Ach, to akurat niezwykle proste. Ród Wardów nieszczególnie chce mnie widzieć w swoim gronie, a nawet nie będąc bardzo istotnym, na pewno szepnął słówko tu i tam no i gończy list się nieszczęśliwie pojawił.
Pokręciła tylko głową i westchnęła
- No dobrze. Nie będę bardziej pana cisnąc. Jeżeli okaże się pan lojalnym współtowarzyszem i stronnikiem, na pewno wstawię się za pańską osobą. - Sięgnęła po butelkę wina i dwa puste kieliszki, po czym napełniła je trunkiem - A co w takim razie waszmość robił w Reilanie? Byłam tak zajęta swoimi - że tak powiem - przygodami, że nie zdążyłam pana zapytać.
Sięgnęła po butelkę wina i napełniła oba kieliszki.
Przyjął kielich z lekkim ukłonem, nie przestając uśmiechać się przyjacielsko. Obecność wysoko postawionej osoby najwyraźniej nie robiła na nim wrażenia.
- Statek, który płynął do Reiland był pierwszym, na który udało mi się dostać, po całym tym... zamieszaniu związanym z moją osobą. Z twojej wyspy, wasza wysokość, chciałem udać się gdzieś dalej, zupełnie nie zdając sobie sprawy z obecności Tiurków. Póki, rzecz jasna, nie zszedłem z okrętu.

Tym razem wzrok spuściła na podłogę. Starała się ukryć smutek upijając łyk wina.
- Rzeczywiście nie najlepszy czas wybrał pan na odwiedziny... - odetchnęła głębiej, po czym spojrzała na swą górną część ubrania - Chyba powinnam jak najszybciej się przebrać.... - spojrzała przelotnie na pierścień na palcu - A miał pan jakieś konkretne plany? Czy tylko tak spontanicznie po prostu zwiał pan podobnie do mnie?
- W przypadku Elizabeth, było to bardziej jak przypadek połączony dodatkowo z okazją, którą był prawie nie pilnowany statek. Jedyna szansa, by nie utknąć tam na długo, a może nawet na zawsze. I... przykro mi, pani. Z powodu Reilandu.
- Staram się przekonać siebie, że jeszcze nie wszystko stracone, choć czasem...kiedy słyszę takich jak ten Eiseńczyk... muszę przyznać, że tracę nadzieję, że się uda. - oparła się o oparcie przymykając na chwilę oczy.

Uśmiechnął się, choć wiedział, że tego nie widzi. Oparł się jednak pokusie wykonania ruchu.
- Jako lojalny sługa, zrobię wszystko, by przysłużyć się twojej sprawie, wasza wysokość. A takich jak ja na pewno będzie więcej, jesteś urodzoną władczynią.
Pozwolił sobie na tę poufałość, odstawiając pusty już kielich
Odwzajemniła uśmiech zastanawiając się, na ile jest to z jego strony rzeczywista wiara w jej możliwości, a na ile to metoda na zdobycie sobie jej przychylności. Z tym zawsze miała problem i nie potrafiła odczytywać właściwie zamiarów wszystkich swoich znajomych i przyjaciół.
Jej matka przodowała w tej materii. Wiedziała, że ze swoim pałaszem i porywczym charakterem jest nikła nadzieja, że kiedykolwiek dorówna swej rodzicielce.
- Cieszę się, że waszmość we mnie wierzy. Oby w Avalonie również uwierzyli. - spojrzała w sufit w zamyśleniu, po czym z powrotem skierowała wzrok na George'a - Liczę, że z biegiem czasu zapracuję sobie na pana zaufanie i dowiem się więcej o pańskim położeniu - zamrugała i uniosła lekko lewy kącik ust - a tymczasem pora zedrzeć z siebie ten obrzydliwy gorset. - podniosła się powoli - Nie będę pana już dłużej zatrzymywać, chyba ze pan chciałby jeszcze o czymś pomówić?

- Nie wasza wysokość. Lepiej spróbuję sprawić, by statek płynął w odpowiednią stronę, mając nadzieję, że wkrótce także i ja zasłużę na zaufanie, pani.
Podniósł się i skłonił, oddalając ku wyjściu, przy którym jeszcze na chwilę się odwrócił, uśmiechając.
- I gdyby Kurt, albo ktoś inny czynił pewne problemy, wiesz gdzie mnie szukać.
Czy kłamał? Tak na prawdę sam tego nie wiedział. Czasem tak było. Najpierw jednak miał zamiar podjąć inne wyzwanie.

***

Ciężko było urazić George'a Warda. Z wielu różnych powodów już wiele prób rozpłynęło się w powietrzu, gdy kawaler z całkowitą premedytacją lekceważył uszczypliwe, lub czysto prowokacyjne zaczepki. Miał swoje powody, by zachowywać się tak a nie inaczej, powody, których ochoty zdradzać nie chciał. Ciekawy za to był, o czym to mówił Felicjan. Niewątpliwie dysponował jakimiś skrawkami wiedzy, które próbował wykorzystać kamuflując je ogładą i dużą ilością wypowiadanych słów. Odpowiedział mu szczery śmiech Warda, który skinął mu głową w pewnym wyrazie uznania.
- Radzisz sobie Pan ze słowami w iście mistrzowski sposób, należy to bez wahania przyznać. Są jednak ludzie, którzy kunsztu i mistrzostwa prawdziwego w swojej ignorancji dostrzec nie są w stanie. Powiedziałbym, że takie skostniałe dwory są ich nawet pełne, może właśnie dlatego są ślepi, prawda? Któż by nie skorzystał. Tylko czasami robi się ten jeden krok za daleko, gdy ktoś przestaje doceniać starania i zabiera się za rzucanie oskarżeń, kończących się paskudnym papierkiem. Życie zaś toczy się dalej, zwłaszcza, że nikomu krzywda się przy tym nie dzieje. O ile ktoś się nie pokusi o tę mityczną, wspomnianą przez Pana Kurta, nagrodę, to masz Pan rację, interesa idą świetnie.
Powiadają, że niektórzy potrafią mówić dużo, nie powiedziawszy nic. Ward był osobą, która najwyraźniej niewiele mówiła wprost. Ale za to mówiła dużo. Ponoć to czyny są wyznacznikiem, nie słowa.
 
Sekal jest offline