Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2010, 23:04   #22
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Noc powoli szykowała się by ustąpić miejsca dla nadchodzącego świtu. Było już całkiem zimno, kiedy niedogasłe ogniska oświetliły odchodząca do lasu postać. Powoli powłóczyła nogami, szurając niemi po ziemi. Jakby w transie. Szła w kierunku pięknej kobiety. Wiatr rozwiał jej mlecznobiałe włosy. Uśmiechnęła się, a potem oboje zniknęli w leśnej gęstwinie.

Budzenie przez topór Czuba nie należy do najprzyjemniejszych, nawet jeżeli używany jest tylko tępy koniec trzonka. Było wcześnie, ale perspektywa przegapienia śniadania, a potem całodniowego marszu zachęcała do szybkiej pobudki. Na trawie zebrała się rosa, ostatni prezent opadającej właśnie mgły. Była przyjemnie chłodna, orzeźwiająca. Kolejka tym razem dopiero się formowała, a i zapach był przyjemniejszy. Prosty gulasz zawierał w sobie coś, co syciło. Czub przysiadł się do ogniska, obok was. Kilka razy machnął swoją drewnianą łyżką potem, trochę cicho, rzekł:
-Po śniadaniu macie sie stawić w namiocie Kapitana. Poczekacie na mnie przed wejściem. O namiot się nie martwcie, wyślę kilku gamoni co to nie umieją sie ograniczyć przy piciu.
Potem szybko dokończył swój gulasz, połknął resztę z pajdy chleba i poszedł pokrzykiwać gdzieś na innych w obozie. Z daleka można było usłyszeć coś o stadzie baranów, i o tym że wódka jest dla mądrych ludzi.
*
Namiot kapitana nie różnił się zbytnio od namiotów reszty kompani. Tej samej wielkości, taki sam materiał. Tylko symbol słońca na bocznej płachcie zdradzał, że ma się do czynienia z namiotem dowództwa. Czub zjawił się po krótkiej chwili, niosąc w rękach małą ozdobną skrzynkę. To było trochę dziwne, bo skrzyneczka była niesiona z jakby nabożną czcią. Krasnolud odchylił płachtę i wszedł do środka, dając znak, żebyście zrobili to co on. Namiot rozświetlało kilka świec stojących na polowym biurku. Za nim siedział sam kapitan i przyglądał się mapie. Edith i Shimko odczytali z łatwością duży napis: Ostermark. Mapa prowincji zniknęła po chwili w tubie i została odłożona na bok. Kapitan przyjrzał się wam wszystkim a wy jemu. Czarne, długie do uszu włosy przetykała tu i ówdzie siwizna. Dokładnie przystrzyżona bródka i wąsy okalały wąskie usta. Ciemna cera wyglądała dziwnie dla kogoś nieprzyzwyczajonego. Z twarzy można było wyczytać coś w rodzaju godności. Porządna koszula wystawała spod oficerskiego płaszcza. Odchrząknął, ale chyba bardziej dla polepszenia stanu gardła, niż zwrócenia na siebie uwagi.

- Spocznij. Wczoraj miał miejsce pewien incydent - zaczął, przyglądając się wam z powagą. - O ile dobrze mi się wydaje, to wasza grupka spotkała mutantów czyhających często w lasach, prawda? Zdarza się. Nasz kapelan pochował zmarłego. Myśleliśmy, że po prostu pójdziemy dalej. I taka wersja zdarzeń was obowiązuje, jeśli któryś z najemników was o to zapyta.
Kapitan zamyślił się i przez chwilę spoglądał na was zza biurka.
- Jednak dla was nie będzie tak kolorowo. To, co tam wczoraj zaszło to mały element sprawy wielkiej wagi. I wy w tym siedzicie po uszy. A oto, dlaczego - Kapitan wyjął coś zza biurka.
Niewielki, poplamiony worek o wątpliwie przyjemnej zawartości. Ciemna, jeszcze wilgotna plama, do której przywarło troszkę ziemi, wyglądała dość złowrogo, do złudzenia przypominała wam krew i zdecydowanie nie zachęcała do zaglądania do środka. Kapitan rozłożył na biurku szmatę, a potem wyłożył na nią dwie głowy wyjęte z worka. Pierwsza należała do mutantki z wieczornej potyczki. Druga, o zgrozo, do Rudigera. Dopiero w tej chwili zdaliście sobie sprawę, że od rana go nie widzieliście. Przelotnie się nad tym zastanawialiście, ale dochodziliście do wniosku, że musiał wstać wcześniej. Teraz wszelkie wątpliwości ustępowały nieprzyjemnej świadomości, że oto leży przed wami głowa towarzysza, kiedy oczy Rudiego, pozbawione życia, patrzyły na was z poranionego, poparzonego czerepu.

- Jak sami widzicie, sprawa jest bardzo skomplikowana.
 
Jendker jest offline