Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-12-2010, 21:40   #21
 
Isengrim Faoiltiarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Isengrim Faoiltiarna nie jest za bardzo znany
Ruszył w stronę płonących w obozie ognisk, od czasu do czasu dołączając się do kręgów przy nich siedzących. Zamieniał kilka słów z ludźmi i raczył się bimbrem z puszczanych w obieg metalowych kubków. Zaraz jednak ruszał dalej, szukając ludzi, którzy oddawali się zgubnemu nałogowi hazardu. Sam czuł, jak coraz bardziej brakuje mu emocji związanych z grą, adrenaliny płynącej z blefowania, i euforii, jaką dawała wygrana. Wysokość stawki była nieistotna, chociaż jej brak odbierał grze część uroku - pamiętał jeszcze małą fortunkę, której dorobił się na kartach prawie dziesięć lat temu, kiedy był jeszcze gówniarzem. I którą przegrał kilka tygodni później. Pamiętał, że nie czuł żalu z powodu utraty pieniędzy, nie czuł nic - tylko zawód z powodu przegranej. To właśnie od tego momentu wiedział, że żyje właśnie dla emocji płynących z gry, że bez nich nie byłby w stanie funkcjonować.
Po jakimś czasie zauważył trzech najemników siedzących przy zaimprowizowanym stoliku. Rannalt, otrzymawszy zaproszenie, przysiadł się z wytrenowaną, pewną siebie miną. Odpowiadała mu nawet gra nie na pieniądze, przynajmniej do pierwszego żołdu – kiedy przyjdzie czas pierwszej wypłaty, planował zabrać się za zarabianie w zwykły sobie sposób, a nie machając mieczem. Kiedy najstarszy z najemników tasował karty, Rannalt szybkim ruchem wydobył zza pazuchy zwędzoną przy jednym z ognisk butelkę bimbru. Wziął z niej łyk, odkaszlnął, po czym puścił naczynie w obieg dookoła stolika.
- Zdrowie imperatora – wypowiedział tradycyjny toast, od którego zwykle zaczynało się picie w Imperium. Podniósł rozdane mu karty. Już na pierwszy rzut oka widać było, że stary wykorzystał chwilę jego nieuwagi i rozdał tak, że Rannalt nie miał szans na wygraną. „Cóż, tak długo, jak gramy o przekonanie, nie ma sensu kombinować” - pomyślał, po czym udał, że nie zauważył szwindlu. Zaczął z rozmysłem przegrywać – kiedy zaczną grać na pieniądze, lepiej pomoże mu opinia uczciwego, a przy tym słabego gracza. Po opróżnieniu butelki oraz kilku kolejnych partiach dość chwiejnie wstał od stołu i skinął głową pozostałym graczom.
- Cóż, widzę, że panowie to nie moja liga. - skłonił się i odszedł w stronę namiotu, który o dziwo był rozbity. Czując miły szum alkoholu w głowie, walnął się na swoją pryczę i zasnął.
 
__________________
"BEG FOR MERCY! Not that it will help you..."
Hoist the banner high! For Commoragh!!!
Isengrim Faoiltiarna jest offline  
Stary 10-12-2010, 23:04   #22
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Noc powoli szykowała się by ustąpić miejsca dla nadchodzącego świtu. Było już całkiem zimno, kiedy niedogasłe ogniska oświetliły odchodząca do lasu postać. Powoli powłóczyła nogami, szurając niemi po ziemi. Jakby w transie. Szła w kierunku pięknej kobiety. Wiatr rozwiał jej mlecznobiałe włosy. Uśmiechnęła się, a potem oboje zniknęli w leśnej gęstwinie.

Budzenie przez topór Czuba nie należy do najprzyjemniejszych, nawet jeżeli używany jest tylko tępy koniec trzonka. Było wcześnie, ale perspektywa przegapienia śniadania, a potem całodniowego marszu zachęcała do szybkiej pobudki. Na trawie zebrała się rosa, ostatni prezent opadającej właśnie mgły. Była przyjemnie chłodna, orzeźwiająca. Kolejka tym razem dopiero się formowała, a i zapach był przyjemniejszy. Prosty gulasz zawierał w sobie coś, co syciło. Czub przysiadł się do ogniska, obok was. Kilka razy machnął swoją drewnianą łyżką potem, trochę cicho, rzekł:
-Po śniadaniu macie sie stawić w namiocie Kapitana. Poczekacie na mnie przed wejściem. O namiot się nie martwcie, wyślę kilku gamoni co to nie umieją sie ograniczyć przy piciu.
Potem szybko dokończył swój gulasz, połknął resztę z pajdy chleba i poszedł pokrzykiwać gdzieś na innych w obozie. Z daleka można było usłyszeć coś o stadzie baranów, i o tym że wódka jest dla mądrych ludzi.
*
Namiot kapitana nie różnił się zbytnio od namiotów reszty kompani. Tej samej wielkości, taki sam materiał. Tylko symbol słońca na bocznej płachcie zdradzał, że ma się do czynienia z namiotem dowództwa. Czub zjawił się po krótkiej chwili, niosąc w rękach małą ozdobną skrzynkę. To było trochę dziwne, bo skrzyneczka była niesiona z jakby nabożną czcią. Krasnolud odchylił płachtę i wszedł do środka, dając znak, żebyście zrobili to co on. Namiot rozświetlało kilka świec stojących na polowym biurku. Za nim siedział sam kapitan i przyglądał się mapie. Edith i Shimko odczytali z łatwością duży napis: Ostermark. Mapa prowincji zniknęła po chwili w tubie i została odłożona na bok. Kapitan przyjrzał się wam wszystkim a wy jemu. Czarne, długie do uszu włosy przetykała tu i ówdzie siwizna. Dokładnie przystrzyżona bródka i wąsy okalały wąskie usta. Ciemna cera wyglądała dziwnie dla kogoś nieprzyzwyczajonego. Z twarzy można było wyczytać coś w rodzaju godności. Porządna koszula wystawała spod oficerskiego płaszcza. Odchrząknął, ale chyba bardziej dla polepszenia stanu gardła, niż zwrócenia na siebie uwagi.

- Spocznij. Wczoraj miał miejsce pewien incydent - zaczął, przyglądając się wam z powagą. - O ile dobrze mi się wydaje, to wasza grupka spotkała mutantów czyhających często w lasach, prawda? Zdarza się. Nasz kapelan pochował zmarłego. Myśleliśmy, że po prostu pójdziemy dalej. I taka wersja zdarzeń was obowiązuje, jeśli któryś z najemników was o to zapyta.
Kapitan zamyślił się i przez chwilę spoglądał na was zza biurka.
- Jednak dla was nie będzie tak kolorowo. To, co tam wczoraj zaszło to mały element sprawy wielkiej wagi. I wy w tym siedzicie po uszy. A oto, dlaczego - Kapitan wyjął coś zza biurka.
Niewielki, poplamiony worek o wątpliwie przyjemnej zawartości. Ciemna, jeszcze wilgotna plama, do której przywarło troszkę ziemi, wyglądała dość złowrogo, do złudzenia przypominała wam krew i zdecydowanie nie zachęcała do zaglądania do środka. Kapitan rozłożył na biurku szmatę, a potem wyłożył na nią dwie głowy wyjęte z worka. Pierwsza należała do mutantki z wieczornej potyczki. Druga, o zgrozo, do Rudigera. Dopiero w tej chwili zdaliście sobie sprawę, że od rana go nie widzieliście. Przelotnie się nad tym zastanawialiście, ale dochodziliście do wniosku, że musiał wstać wcześniej. Teraz wszelkie wątpliwości ustępowały nieprzyjemnej świadomości, że oto leży przed wami głowa towarzysza, kiedy oczy Rudiego, pozbawione życia, patrzyły na was z poranionego, poparzonego czerepu.

- Jak sami widzicie, sprawa jest bardzo skomplikowana.
 
Jendker jest offline  
Stary 11-12-2010, 21:27   #23
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
Obudziła się natychmiast, kiedy tylko trzonek podporucznikowego topora musnął jej ramię. Jeszcze nawet nie świtało, po co więc ich obudzono? Tej nocy planowała się wyspać możliwie jak najdłużej, skoro z samego rana mieli ruszać w dalszą podróż, toteż nie była zachwycona, kiedy obudzono ją nie podając powodu. Zwlokła się z pryczy półprzytomna. Reszta już wstała, Rudiger zdążył już opuścić namiot. Miała złe przeczucia. Przeszedł ją dreszcz, kiedy patrzyła na jego pustą pryczę. Sama nie wiedziała czemu... Prawdopodobnie to nic takiego, a drżała z powodu odczuwalnego zimna. Tego ranka było dość paskudnie. Opadająca powoli mgła pozostawiła na trawie zimne krople rosy, które osiadały na jej butach, co wzmogło kolejne fale dreszczy. Okryła się płaszczem i wyjrzała na zewnątrz. W powietrzu unosił się zapach śniadania. “Zapach”, bo tego dnia smrodem nie można było tego nazwać. Był całkiem przyjemny. Podreptała przez mokrą trawę i ustawiła się w nadzwyczaj krótkiej kolejce. Zgarnąwszy swoją porcję gulaszu usiadła na tym samym pieńku, co poprzedniego wieczora, przy dogasającym powoli ognisku. Gulasz był całkiem dobry w porównaniu do poprzednich posiłków. Po paru łyżkach czuła się najedzona. Po chwili pojawili się przy niej również kompani z “piątki”. Również wyglądali na zaspanych. Torik natomiast, który dołączył do nich po paru minutach, wyglądał, jakby tej nocy nie zmrużył oka. Pochłonąwszy trochę swojej porcji rozkazał im, niemal szeptem, by udali się po posiłku pod namiot Kapitana. Pewnie dowództwo chciało się dowiedzieć czegoś więcej na temat ataku mutantów. Przypomniała sobie o paczuszce, ale zanim zdążyła zapytać o nią Czuba ten gdzieś zniknął. Usłyszała tylko jego wrzaski gdzieś po drugiej stronie obozu.

*

Stali chwilkę pod namiotem, zanim dołączył do nich Czub. W rękach trzymał niewielką, ozdobnioną krasnoludzkimi wzorami skrzyneczkę. Musiała mieć dość ważną zawartość, bo sposób w jaki się z nią obchodził był nadzwyczaj delikatny. Wszedł do środka i kiwnął głową, żeby i oni weszli.
Coś się musiało stać” - pomyślała, no bo po co niby wzywano by ich przed oblicze dowództwa? Chyba, że chodziło o wieczorną potyczkę. Może kapitan chciał usłyszeć wszystko z pierwszej ręki?
Na rozstawionym w namiocie biurku paliło się parę świec, oświetlając wnętrze i leżącą na biurku mapę lichym światłem. Kiedy weszli, lekki powiew wiatru wywołał poruszenie się cieni na rozłożonym płótnie. “Ostermark” - odczytała, zanim mapa została zwinięta i odłożona na bok. Siedzący za biurkiem kapitan przyjrzał się im kolejno badawczym wzrokiem.
Jak na dowódcę oddziału najemników sprawiał wrażenie osoby nad wyraz honorowej, spoglądał na nich z godnością odpowiedzialnego przywódcy. Siwe pasma wśród długich do uszu włosów świadczyć mogły o wielu trudnych decyzjach, które musiał podjąć. Jasna, porządna koszula kontrastowała z jego ciemną cerą, jaką Edith rzadko spotykała.
Zapatrzona w nieruchomą postać drgnęła, kiedy odchrząknął nagle.
- Spocznij - usłyszała. Tylko... czy ona stała na baczność? - Wczoraj miał miejsce pewien incydent - zaczął z powagą. Nie spuszczał z nich wzroku, na jego czole pojawiły się dwie zmarszczki. - O ile dobrze mi się wydaje, to wasza grupka spotkała mutantów czyhających często w lasach, prawda? Zdarza się.
“Kapłana pochowano, ruszamy dalej” - tak mieli odpowiadać, gdyby kto pytał.
Kapitan zamyślił się i przez chwilę spoglądał na nich zza biurka. Wyraźnie do powiedzenia miał jeszcze coś ważnego.
- Jednak dla was nie będzie tak kolorowo. To, co tam wczoraj zaszło to mały element sprawy wielkiej wagi. I wy w tym siedzicie po uszy. A oto, dlaczego.
Wyjął zza biurka nieduży, poplamiony worek. Plamy musiały być jeszcze świeże i wilgotne, bo poprzywierał do nich piach. Kolorem przypominały plamy krwi na jej koszuli i wydawało jej się, że wciąż z nich kapie. Zmarszczyła brwi, chyba nie ciekawiła ją jego zawartość...
Kapitan rozłożył na biurku szmatę. Położył na niej głowę wyciągniętą z worka za fioletowe włosy. Bezsprzecznie należała do mutantki, którą widziała wczoraj. Skrzywiła się i spojrzała na kapitana. Wyciągnął drugą głowę, którą ułożył obok pierwszej. Zasłoniła usta dłonią. Należała do Rudigera. Jego martwe oczy, choć gapiły się ślepo w przestrzeń, zdawały się widzieć ich, stojących przed nim. Odcięta od reszty głowa była poraniona i poparzona i błyskawicznie wywołała u niej wizję walczącego o życie Rudiego. Z pewnością reszta jego ciała była w podobnym stanie... albo jeszcze gorszym...
- Uh - jęknęła. Nie znała go, ale świadomość, że jeszcze wczoraj widziała go żywego, a teraz leży gdzieś posiatkowany przyprawiała ją o ból brzucha. Zrobiło jej się słabo, musiała chwilę pooddychać. Zasłaniając usta wyszła z namiotu.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"

Ostatnio edytowane przez Raeynah : 14-12-2010 o 23:04.
Raeynah jest offline  
Stary 14-12-2010, 17:51   #24
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Spieprzaj - mruknął i starał odwrócić się drugi bok, gdy krasnolud stuknął go trzonkiem topora. Kolejne uderzenie było silniejsze. Aż zwinął się z bólu, gdy drzewce wbiło mu się w żołądek. Otworzył oczy i dopiero teraz zorientował się, że chyba czas wstawać. Zwlókł się z pryczy, zupełnie ignorując podenerwowanego krasnoluda. Rozglądnął się w poszukiwaniu swoich butów. Jednego znalazł pod posłaniem, drugiego szukał nieco dłużej. W końcu wyciągnął go spomiędzy pakunków należących do Rudigera. Miał ochotę skląć go za przywłaszczenie sobie jego własności, ale niestety mężczyzny nie było w namiocie.

- Srał cię pies - mruknął tylko i chwycił menażkę. Wywlókł się z namiotu i stanął w formującej się kolejce po żarcie. Nie liczył na nic smacznego, chciał tylko napełnić żołądek i zapewnić ciału energię na długie godziny marszu, jakie z pewnością na nich czekały. Zdziwił się gdy dostał porcję pachnącego gulaszu. Zjadł go ze smakiem, zagryzając nieco czerstwym ale równie smacznym chlebem. Czyżby kucharz nagle przypomniał sobie jak się gotuje? A może mamy nowego kucharza, pomyślał. A to gulasz ze starego. Parsknął śmiechem, opluwając wszystko dookoła. Zupełnie się tym nie przejął i jadł dalej.

Do ich ogniska przysiadł się krasnolud. Shimko spojrzał na niego spode łba. Nie żywił do niego sympatii, szczególnie po porannym budzeniu. Oznajmił im, że kapitan życzy sobie ich widzieć. Ciekawe po co? Pewnie ma to związek z wczorajszą awanturą. Wzruszył ramionami i obojętnie patrzył jak Czub poszukuje ochotników, którzy mieli złożyć namiot „piątki”.

Zgodnie z rozkazem poszedł wraz z innymi do namiotu dowódcy. Chwilę oczekiwania na audiencję spędził gapiąc się na nogi i tyłek towarzyszącej im dziewczyny. Doszedł do wniosku, że całkiem niezła z niej sztuka. Musi spróbować zaciągnąć ją łóżka, jeśli tak można nazwać to na czym spali. Ciekawe czy innym w namiocie będzie to przeszkadzać? W sumie miał to gdzieś, jak zareagują. Jak im się nie spodoba to mogą się przejść albo udawać, że nie słyszą i nie widzą. Uśmiechnął się szeroko do Edith, a uśmiech ten co najmniej wyrażał sympatię.

Nim weszli do środka, dołączył do nich krasnolud, zaopatrzony w jakąś skrzynkę, która musiała być dosyć cenna, gdyż obchodził się z nią jak z kurą znoszącą złote jajka. Shimko wpadł na pomysł aby podłożyć krasnoludowi nogę i zobaczyć co się stanie gdy skrzynka upadnie na ziemię, ale uznał, że mogłoby to zostać poczytane za niesubordynację. Mruknął tylko coś niezrozumiale pod adresem Czuba i wszedł do środka.

Kapitan przeglądał jakieś mapy i papiery, które odłożył w momencie wejścia najemników. Shimko odczytał tylko, że mapa przedstawia obszar prowincji Ostermarku. Stanął na baczność, jak mu sie wydawało stosownym do sytuacji. Potem, po zezwoleniu dowódcy rozluźnił się. Przyglądnął mu się. Ten człowiek nie pasował tutaj. Wyglądał godnie i władczo. Bardziej pasowałby do pałacowej straży niż bandy najemników. Ale w sumie to nie była Shimka sprawa, co ten typ robi ze swoim życiem. Słuchał co kapitan ma do powiedzenia.

A miał niewiele. Ot, mają siedzieć cicho i jakby co to życie ma płynąć swoim torem. A potem wyciągnął jakiś zaplamiony i ubabrany piachem worek. W namiocie rozszedł się zapach krwi. Edith zbielała na twarzy, a Shimko zadał sobie pytanie, czy dziewczyna upadnie zemdlona czy nie. Nie upadła. Nawet wtedy, gdy kapitan wyjął z worka dwie głowy. Jedna z nich należała do mutantki, tej z bandy, z którą wczoraj walczyli. Druga głowa była też znajoma... Nosił ją Rudiger Hein. Do czasu, aż ktoś mu ją uciął.

Trzeba było nie tykać moich butów. Masz za swoje, pomyślał. Skóra na głowie była poobcierana i poparzona. Najwidoczniej nim mu tą głowę ucięto, musiało najemnika spotkać coś nieprzyjemnego. Edith zasłaniając usta dłonią, wybiegła z namiotu, blednąc jeszcze bardziej. Shimko popatrzył na kapitana i Czuba.
- Ktoś go zdekapitował - stwierdził krótko. - I co z tego wynika?
 
xeper jest offline  
Stary 14-12-2010, 23:11   #25
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Spał wyjątkowo dobrze biorąc pod uwagę wydarzenia poprzedniego dnia. Przyśniło mu się, że wrócił do domu. Stanął przed swoim ojcem w swojej dziurawej kurtce a ten popatrzył na dziurę a potem na niego. W jego spojrzenie wyrażało tak bezgraniczny zawód, że Gottri padł na kolana i zaczął błagać o wybaczenie. Obudził się wtedy na krótko mamrocząc płaczliwie po khazalidzku prośby o wybaczenie. Zorientowawszy się jednak, gdzie jest natychmiast się opanował. Zmacał tylko ręką dziurę w kurtce leżącej u wezgłowia łóżka i z groźnym mruknięciem obrócił się na drugi bok.
Rano obudził się przed wszystkimi. Dzięki zdyscyplinowaniu, jeden z cech właściwych krasnoludom, posiadł zdolność budzenia się o ściśle określonej godzinie nawet nie mając zegarka. O szarym brzasku po prostu otwarł oczy po czym podniósł się z łóżka automatycznie i bez wahania niczym jakaś krasnoludzka machina.
Pozostali smacznie spali co go specjalnie nie zdziwiło. Ubrał się i wyszedł z namiotu kierując się ku kuchni polowej. Zapach strawy roznoszący się po okolicy nie pozwalał zabłądzić. Tam też był jednym z pierwszych i musiał trochę poczekać aż kucharz będzie gotowy do wydawania jedzenia. Zabrawszy swoją porcję wrócił do wygasłego teraz ogniska przed namiotem i zaczął jeść. Trafił akurat na moment przeprowadzania budzenia przez ich dziwnego dowódcę - "Zabójca który bawił się w oficera." - z niesmakiem zauważył Gottri. Może by i to było zabawne gdyby ludzie z którymi mieszkał obchodzili go w najmniejszym stopniu. Byli jednak dla niego tylko współlokatorami z namiotu i całą procedurę przyjął ze stoickim spokojem.

Gdy już wszyscy z pełnymi menażkami zgromadzili się przy namiocie znowu pojawił się zabójca.
-Po śniadaniu macie sie stawić w namiocie Kapitana. Poczekacie na mnie przed wejściem. O namiot się nie martwcie, wyślę kilku gamoni co to nie umieją sie ograniczyć przy piciu.
Krasnolud skwitował to skinieniem głowy.
Nie za bardzo wiedział gdzie iść, więc zastosował swoją stara, wypróbowaną taktykę czekania aż inni ruszą i pójścia ich śladem.
Tak znalazł się przed namiotem. Czekanie wykorzystał do ogólnych ćwiczeń rozciągających pomachał trochę rękami, powyłamywał palce wykonał kilka skłonów głośno strzelając kościami w stawach. Brakowało mu codziennych zajęć w cyrku i na arenie. Widząc Czuba ze skrzynką pokręcił tylko głową.
- Sami dziwacy tutaj, jakbym w ogóle nie opuszczał cyrku. - wymamrotał pod nosem rozglądając się po zebranych. Chuderlawy chłopczyna wykazujący skłonność do pyskowania i szczerzący w tej chwili zęby do młodej wiedźmy wzbudzał najmniejsze zaufanie. Nie licząc oczywiście samej wiedźmy - "Wszak czary są elfia sprawka i na kilometr czuć to chaosem."

W końcu weszli do środka. Stanął w równym rządku wraz z innymi. Rozległo się spocznij co trochę Gottriego zaskoczyło bo nie stanął na baczność, po czym osobnik określany jako dowódca dokonał dziwnej prezentacji. Wiedźma pobiegła cholera wie gdzie, zaś gladiator był zakłopotany jak nigdy. "Skomplikowana? Co tu u diabła jest skomplikowane?" Uniósł swe krzaczaste brwi patrząc w niemym zdumieniu to na człeka to na głowy.

Z zadaniem pytania uprzedził go tak źle wcześniej oceniony obwieś.
- Ktoś go zdekapitował. I co z tego wynika?

Sam chciał powiedzieć co prawda - Ale o so chodzi? - jednak słowa użyte przez obwiesia, chociaż trochę bardziej skomplikowane i nie do końca zrozumiałe uznał za wystarczające. Ograniczył się wobec tego do chrząknięcia i splótł dłonie na brzuchu oczekując wyjaśnień.
 
Ulli jest offline  
Stary 17-12-2010, 00:26   #26
 
Isengrim Faoiltiarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Isengrim Faoiltiarna nie jest za bardzo znany
Obudził się z jękiem, przecierając dłońmi twarz. Na każdy usłyszany dźwięk w głowie Rannalta odzywał się tępy, pulsujący ból, pragnienie okrutnie go dręczyło, a jemu samemu zdawało się, że jego język jest porośnięty futrem. A przecież nie wypił wcale tak dużo, jak na swoje standardowe możliwości... "Tak, a kiedy ostatnio jadłeś naprawdę ciepłą strawę, która nie smakowała jak rzygowiny?" - odezwał mu się w głowie cichy, natrętny głos. Niemrawym głosem rzucił coś w rodzaju powitania do kompanów, po czym ruszył za nimi, aby dostać coś do jedzenia, chociaż na myśl o ostatnim posiłku, jaki podał im kucharz, Rannalt miał ochotę puścić pawia. Okazało się jednak, że czeka go miłe zaskoczenie - zamiast pomyj dostali smakowicie pachnący gulasz, który pomógł złagodzić skutki picia. Pełny brzuch i brak symptomów efektu odstawienia poprawiły mu humor, więc nie przejął się zbytnio wezwaniem do namiotu kapitana.

Stał razem z innymi, czekając na audiencję, po czym w milczeniu wysłuchał tego, co dowódca ma do powiedzenia. Nie bardzo wiedział, dlaczego ktokolwiek miałby się interesować tak błahym wydarzeniem, jak atak kilku mutantów. W końcu w miejscach oddalonych od większych miast takie wydarzenia były na porządku dziennym. Również widok uciętych głów nie zrobił na nim wrażenia - w Marienburgu publiczne egzekucje były dla niego jedną z form rozrywki, a nierzadko na szafot trafiali tam odmieńcy.
Wynika z tego, że Rudiger był pojmany i najprawdopodobniej torturowany - uprzedzając kapitana odpowiedział na pytanie wysokiego blondyna, którego zachowanie oraz arogancja coraz bardziej działały Rannaltowi na nerwy. - Khazad był chyba jedynym rannym w tej walce. Rudiger stał niedaleko mnie i Edith, więc gdyby coś tam pluło ogniem, to trafiłoby i nas. Pytanie tylko, jeśli oczywiście mam rację, ile im powiedział, zanim został zabity. Spojrzał jeszcze raz na głowę towarzysza. Poczuł ukłucie żalu - Rudiger, nie dość że był, jak sam to określił, "kolegą po fachu" Rannalta, sprawiał wrażenie sympatycznego i dającego się lubić. Po jego śmierci chłopak miał wrażenie, że jedyną osobą, na której może w oddziale polegać, jest Edith. Jeśli chodzi o pozostałych, to nie znał nawet ich imion...
 
__________________
"BEG FOR MERCY! Not that it will help you..."
Hoist the banner high! For Commoragh!!!
Isengrim Faoiltiarna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172