Wątek: The Cave
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2010, 11:26   #93
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Czyżby już po niego przyszli?
Serb stanął z boku drzwi tak żeby w razie czego nie mogli go przez nie trafić z browlingiem w dłoni.
- Taaak?
- Panie Radović - Głos za drzwi dukał jego nazwisko. - Jestem Bob, z recepcji, telefon do pana.
- Od kogo do cholery?
Starał się w swoje słowa włożyć jak najwięcej wschodniego zaśpiewu i sugestii, że nie jest zbyt trzeźwy. W rzeczywistości kiełkujący gdzieś tam strach czynił go idealnie skupionym i trzeźwo myślącym.
- Yyyyy - jak by się zastanawiał - On miał takie znane nazwisko... - urwał, zrobił chwilową pauzę i dodał - Mars chyba. Tak, jakoś tak. Powiedzieć, że pana nie ma?
Nikołaj głosu nie poznawał. Chwilę milczał potem rzucił pijackim tonem:
- Powiedzieć, że nie ma. Bo mnie nie ma. Jak jestem dla ludzi to ludzie mają moją komórkę. No!
- Tak, dobrze przekaże.
Radović wyjrzał ostrożnie przez wizjer. Faktycznie, korytarzem oddalał się recepcjonista. Chwilę obserwował korytarz po czym uwalił się na łóżku. Wiadomości brzęczały cicho.
Ciekawe czy recepcjonista przekaże wszystko i Morse oddzwoni na komórkę. Okaże się. Sięgnął jedną ręką po redbulla i otworzył puszkę. Zdążył wypić tylko ze dwa łyki gdy rozległo się ponowne pukanie do drzwi i podirytowany głos.
- Proszę pana, pan Morse powiedział, że to pilne i że dotyczy Benza... tak powiedział.
Radović zaklął pod nosem. Musiał szybko podjąć decyzje.
- Sekunda. Proszę sekundę poczekać...
Ciągle stylizował głos na pijacki.
Jednym łykiem wypił do dna napój, schował odbezpieczonego browlinga z tyłu za pasek spodni. Wstał narzucając na siebie kurtkę i chwycił leżącą nieopodal tetetke. Na koniec odwiązał drut od kaloryfera.
- Jak pan może wejść... Potrzebuję pomocy...
Byle tylko koleś się złapał na pijanego klienta. Złapał się.
Grubawy, zniecierpliwiony recepcjonista wszedł do środka i zamarł. Świat dla niego zmalał, skurczył się do średnicy nie całych dziesięciu centymetrów. Dokładnie dziesięciu centymetrów i sześćdziesięciu dwóch cali.
- Ani kurwa mru, mru. Jasne?
Oczy Boba rozszerzyły się do rozmiarów oczu kota ze Shreka.
- Kto jest na dole?
Ręce recepcjonisty wystrzeliły do góry dosłownie w ułamku sekundy. Debil! Mierzyłby do niego ktoś bardziej narwany to by miał dodatkową dziurę w głowie.
- A a a, kto ma być. Zośka, sprzątaczka.
Głos mu drżał. Jak, z resztą, wszystko.
Radović zaklął. Musiał szybko działać. Opuścił broń.
- Spokojnie. Nie nazywam się Radović ale to nie ważne. Jestem wysłannikiem mego rządu, który ma współpracować z Twoim by dostać jednego z zbrodniarzy z Kotła Bałkańskiego. Raz już mnie znaleźli, myślałem, że to znowu pułapka. Spokojnie...
- Spokojnie... - głos mu ciągle drżał - tak, przecież jestem spokojny.
Ręce ciągle miał sztywno wyciągnięte do góry, Serb na ten widok roześmiał się.
- Opuść je. Nie masz się czego bać. Chyba, że współpracujesz z NIM... Współpracujesz?
- Z kim?! - prawie podskoczył wywołując tym samym uśmiech Nikołaja - z nikim nie współpracuje. To mój motel.
Radović schował broń za pasek, obok drugiego pistoletu.
- I tak trzymać. Dobra, prowadź do telefonu. I pamiętaj moja akcja jest ściśle tajna. Nie mów o tym nikomu. Nikomu, słyszysz? Chyba, że chłopcom z MI, oni są wtajemniczeni.
- Chłopcom z MI tak, a nic nikomu. Zrozumiałem. - wyszczerzył zęby drżącym wzrokiem patrząc na schowaną rękę mechanika. - Nikomu.
- Chyba, że MI. Im możesz powiedzieć wszystko.
Ruszyli, Bob z przodu, Radović podpierając się na kuli z tyłu. Wzrokiem szukał przez okna snajperów, chociaż prawdę mówiąc w tym stanie nie mógłby nic zrobić.
Zeszli do recepcji, bez większych problemów jeżeli nie liczyć schodów. Cholerna rana nogi uprzykrzała życie niewinnemu Serbowi.
Bob usiadł na krześle i wskazał na odłożoną na bok słuchawkę. Co raz zerkał bojaźliwie na swego klienta. Radović chwilę stał. Na wprost recepcji było wielkie okno, na całą ścianę. Aby się ukryć musiał albo stać w przejściu na korytarz albo uklęknąć za kontuarem. Zaklął. Jak będą chcieli go dostać to po prostu poprują serią z kałacha przez kontuar i nic na to nie poradzi.
Pokuśtykał i oparł się o ladę. W końcu uwolnił się od kuli. Podniósł słuchawkę.
- Dawno nie rozmawialiśmy.
- A tak, dawno. Jak tam noga?
- Lepiej niż ręka Przyjaciela. Mówisz po rosyjsku lub serbsku?
- Pa ruski - zgodnie z życzeniem Nikołaja przeszli na rosyjski. - Długo dałeś na siebie czekać.
- Będziemy się teraz miziać przez telefon czy przejdziemy do tematu rozmowy?
- Benz jest bezpieczny. Nie martwcie się. Wyjdzie na wolność jak tylko dostanę to co macie.
- He he. Nie, to nie tak działa. To media nie dostaną tego co mamy jeśli Ben wyjdzie.
Z czerwonej budki na przeciwko wyszedł mężczyzna ubrany w czarne bojówki i czarną kurtkę. W uchu miał słuchawkę. Oparł się o framugę budki i spojrzał w stronę hoteliku.
- Nie za bardzo jesteś na pozycji mogącej dyktować warunki. Michael też nie ma teraz łatwo.
- Pierdoli mnie Michael. W tym sęk, że mogę dyktować a Ty nie możesz mi nic zrobić. Zabijesz mnie a wszystkie informacje jakie mam trafią do największych gazet i stacji telewizyjnych na świecie. Wszystkie. Włącznie z wyznaniem LeBlanca przed śmiercią.
W słuchawce zaległa cisza.
- Tak pogrywasz? Nie ma problemu. Jak do tej pory nie miałem zamiaru zrobić tego po swojemu. Ale powiem Ci tak. Czym ciężej będzie zdobyć, to co chcę, tym radykalniejsze podejmę środki. To może źle się skończyć dla Polaka i dla Benza.
Głos wyraźnie przybrał na szorstkości, Morse próbował go zastraszyć. Miał pecha bo dwaj ostatni członkowie wyprawy nie byli bojaźliwi.
- Morse. Próbuj takich zagrywek z cipami pokroju Michaela czy Mike nie ze mną. Nie Ty decydujesz. Chcesz możemy się ułożyć. Nie to możemy sprawdzić kto jest większym skurwielem i kto komu może bardziej zaszkodzić. Wiem co Ty byś wybrał ale co wybiorą Twoi szefowie? Te wszystkie rządy się lekko mówiąc wkurwią gdy zbyt pochopnym działaniem zniszczysz ich plan. To jak komando foko? Wejdziesz na herbatkę?
Również głos Serba przybrał na szorstkości.
- To tylko kwestia czasu. Puki co nie przeszkadzacie im za bardzo. - W głosie słychać było zdenerwowanie. Nieznaczne. Ale było. - Wszystko sprowadza się ostatecznie, że dadzą mi wolną rękę. Do tej pory możecie się kryć i ukrywać. Możecie spacerować sobie po Tower Bridge. Ale wasz czas się skończy. Wtedy będziesz żałował, że po prostu nie postąpiłeś jak ten mięczak.
Pan Mega Twardy Skurwiel tracił panowanie nad sobą. Dobrze...
- Morse. Brak gestu dobrej woli z Twojej strony będzie miał natychmiastowy skutek. Przeczytasz o tym jutro min. w Times. Więc jak? Masz nie wiele czasu, powiedzmy pięć minut. W sam raz by się skonsultować z szefami i albo mnie kropnąć albo się dogadać. Pasuje? Bo wiem, że jako trep niczego sam nie zrobisz.
- Nie doceniasz mnie Radović. A to nie dobrze.
- Nie Morse. To Ty mnie bagatelizujesz. To jak? Potrzebujesz tych pięciu minut czy teraz podasz mi odpowiedź?
Świadomie jeszcze bardziej drażnił komandosa. Milczenie pod drugiej stronie słuchawki się przeciągało.
- Hmmm... czyli sądzisz, że jeśli chcesz to potrafisz, tak? Dobrze. Skoro taki z Ciebie gringo, to posłuchaj. Benz jest teraz w areszcie. Pod moimi podkomendnymi. Mam uwiązane ręce tylko dlatego, że ma to być załatwione po cichu. Gdy to wydostanie się na światło dzienne, pęta wiążące moje ręce poluźnią się. I to kto wie czy nie całkowicie. Wtedy płyty w twoich oknach Ci nie pomogą. Nie pomoże ci także ten Erwin. Bo i niego się zatroszczymy. Rozumiesz co chcę powiedzieć? Twoje działania są mi na rękę.
- Nie są Ci na rękę. A wiesz czemu? Bo masz wolną rękę tylko gdy jesteś użyteczny. Gdy nie potrafisz uciszyć jakiegoś mechanika, dopuszczasz do przecieku informacji i dopuszczasz się paru strzelanin w centrum Londynu przestajesz być użyteczny. Więc nie wciskaj mi tu kitu.
- Jakich strzelanin? Jakich przecieków? Ja nie miałem zlikwidować przecieku, tylko uciszyć przeciekających. Benza mam. Mam Michaela. I mam Mike. Zostało mi dwóch. Ty i Collins, który aktualnie łazi po mieszkaniu Benza. Myślisz jak szybko moi ludzie mogli by go ściągnąć?
- Myślę, że jakby mogli to zrobić szybko i po cichu to byśmy teraz nie rozmawiali. Powiedzmy sobie wprost. Boicie się przecieku.
- Wszystko w porządku?
Zdanie wypowiedziane po angielsku przez speszonego recepcjonistę rozproszyło na chwilę Nikołaja. Serb szybko jednak zebrał swoje myśli.
- Tak. Rozmawiam z kolegą z MI. O tam stoi.
Bob wyjrzał przez okno.
- Ten w czarnym? A czemu nie przyjdzie i nie pogadacie w pokoju?
Następna osoba musiała zostać uciszona. A czym więcej takich osób tym gorzej dla mocodawców Willsa.
- Zasady bezpieczeństwa. Wasz wymysł.
- Aha.
Grubas z głupią minął usiadł obok. Morse przysłuchiwał się wymianie zdań Nikołaja z Bobem przez telefon. Serb z powrotem przeszedł na rosyjski.
- Zresztą będą pytania jak zginie ktoś klasy Benza, Jareckiego czy Harlowa.
- Nie potrzeba mi go zabijać. Wejdą, skują go i wyprowadzą. Oskarżymy o wtargnięcie i takie tam. Przesiedzi... - zrobił pauzę, myślał. - z 5 lat. Pięć wystarczy. Będzie niegrzeczny to więcej posiedzi.
Ponownie zrobił pauzę. Długą.
- Jak myślisz, Colin będzie zgrywał takiego bohatera jak Ty?
- Och! Jaki świetny młyn na wodę dla pism. Wybuch pod metrem. Wyprawa w głąb metra. Dwóch uczestników ląduje w szpitalu z ranami postrzałowymi. Jeden ginie zamordowany drugi cudem unika tego losu. Potem wszyscy lądują za kratkami. Spieprzyliście sprawę.
- Nie takie rzeczy się tuszuje.
- Eche. Jasne. To zgarnij nas wszystkich jeśli jesteś taki pewny siebie. Zresztą gliny już węszą, nie wszystkich idzie przekupić.
- Zgarnę. To tylko kwestia czasu. A tym czasem zadzwoń do swojego kolegi niech ujawni wiadomości. Wypróbuj mnie.
Morse wyprostował się rozkładając ręce. Weteran z Iraku i Afganistanu. Tajny agent na usługach rządu Brytyjskiego. Jeden z lepszych operatorów bojowych.
Dostał dwie kulki. Serbska tetetka nie należała do najcelniejszych a dystans był spory jak na broń krótką. Dlatego pierwsza kula trafiła go tuż nad lewą nogą a druga w prawą pierś. Obie napotkały opór kamizelki kevlarowej. Takiej jakiej używają gliniarze i która wychwytuje pociski 9 mm bez szkody dla użytkownika. Nabój wyprodukowany w Rosji, jak się ludzie śmiali by sprawdzić ile prochu wejdzie do łuski pistoletowej, nawet jej nie zauważył.
Czarna postać nie upadła od razu. Morse zdawał się nie rozumieć z początku co zaszło. W zwolnionym tempie wyglądałoby to tak:
Patrzył prosto na Nikołaja, wzrok mu się zamglił. Nogi zmiękły, odmówiły posłuszeństwa. Zawsze nogi wyłączały się pierwsze. Osunął się na ziemię i wtedy krzyknął. Ból z przestrzelonej nerki dotarł do niego. Jedna z kul, ta wyżej nie przeszła na wylot i podrażniała ranę. Morse nie zdążył krzyknąć znowu, stracił przytomność a tylko chwilę dzieliły go od utraty życia.

Nikołaj mimo bólu momentalnie znalazł się w przyklęku za kontuarem. Nie musiał czekać. Do budki podjechał czarny jeep i wyskoczyło z niego dwóch ludzi. Pasażer schował się częściowo za drzwiami i wymierzył w hotel. Kierowca wybiegł zgarbiony do umierającego dowódcy. Serb oddał jeszcze dwa strzały w stronę człowieka z bronią. Ten odpowiedział ogniem zmuszając Nikołaja do schowania się za kontuar.
Mechanik zdawał sobie szansę, że na takim dystansie nie ma szansy z dwoma komandosami. Musiał zmniejszyć dystans. A może wezmą Morse i odjadą? Zostało mu pięć kul w tokariewie i trzynaście w browlingu. Zapasowe naboje miał na górze, nie dobrze.
Wolną ręka wyjął komórkę i szybko napisał smsa.

Cytat:
zaraz ciebie zaatakuja uwaga
W tym modelu miał tylko numer Collina. Wysłał na ślepo. Schował komórkę i zamarł z klamką w ręku. Bob obok krzyczał wystraszony. Jak to było? Jak to powiedział wtedy do Rodgera? Jak dobrze znowu mieć szesnaście lat? Teraz powiedziałby co innego: "wybacz".
Rozluźnił mięśnie gotów do walki.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 29-12-2010 o 20:20.
Szarlej jest offline