Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-11-2010, 22:28   #91
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
W ciemności Michael nie miał możliwości rozejrzeć się po okolicy, gdy kilku funkcjonariuszy wyniosło go z furgonetki. Nie miał najmniejszej możliwości ocenienia gdzie się znajduje, nie wiedział nawet ile czasu siedział w tym przeklętym dostawczaku, gdyż policjanci zabrali jego komórkę, a zegarka po prostu nie używał. Jedno co wiedział na pewno to fakt, że są gdzieś poza miastem.

Długi korytarz nie napawał go otuchą. Było w nim coś mrocznego, obdrapane ściany niemalowane chyba od półwiecza i te przeraźliwe zimno. Nie wiedzieć czemu Jareckiemu przypomniało się słynne sowieckie więzienie w podziemiach Łubianki. Najgorsza była jednak znajomość sposobu traktowania tamtejszych więźniów.

Po prawej stronie znajdował się rząd cel. Historyk spojrzał na nie w pewnym momencie szybko oceniając, że temperatura musi tam być podobna do tej na korytarzu. Były to jednak pojedyncze cele, co Michaela, nie wiedzieć dlaczego, ucieszyło.

Wreszcie wpakowali go do jednej i zamknęli. Odchodząc jeden z klawiszy zaczął ryczeć ze śmiechu na całe gardło. Jarecki zaklął w myślach. Zrezygnowany opadł na pryczę, nawet się nie rozglądał po pomieszczeniu. Przewidywał, że będzie miał na to jeszcze mnóstwo czasu.

Chłopak zagłębiał się właśnie w mrocznych myślach, gdy coś kazało mu przerwać moment zadumy. Ktoś syknął.

- Psst, Michael... Michael, to Ty?

- Rodger?
 
Col Frost jest offline  
Stary 07-12-2010, 22:25   #92
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Michael Jarecki

- Rodger?
Michael usłyszysz prychnięcie, raczej ze zdziwienia niż ze złości, po czym nastała chwila ciszy.
- Nie. To ja Mike. - słychać było szept zza ściany. Po ciągnącym się w nieskończoność odgłosie szurania, jakby ktoś się przesuwał po podłodze, głos rozległ się ponownie. Dzwięczał jakby bliżej, tuż za ścianą. - Nie dali mi sukinsyny wyjechać z Londynu.

- Mike? - Michael nie rozpoznał głosu towarzysza z jaskini, stał się bardziej ochrypnięty. - Długo tu siedzisz? Jak się czujesz?

Kaszel.
- Nom, od wczoraj, chyba. Nie wiem w sumie. Nawrzucałem jednemu i mnie trochę poturbowali. Co Ty tutaj robisz, Michael, co?
- Ktoś mnie wrobił w morderstwo LeBlanca, albo tylko użył go jako pretekstu do zgarnięcia mnie w miejscu publicznym. Tak czy inaczej zamiast na komendzie znalazłem się tutaj. Domyślam się, że nie wiesz gdzie jest to "tutaj"?

Mike chwilę nic nie mówił. Oddychał całkiem dobrze, może oprócz tego rzężenia w płucach. Odkaszlnął i splunął.
- Tak domyślam. Jesteśmy w jakimś kompleksie nieopodal Abergavenny. - Mike zdawał się mówił coraz gorzej. Zrobił pauzę, kaszlnął i podjął dalej. - Strażnik jakiś się chwalił, że brata ma tam w policji i że z nim piwo pił wczoraj wieczorem.
- A na mapie... - Polak ciągnął wolno ale wyraźnie - która wisi w pokoju przesłuchań, była Walia. Nieźle, nie?
Zapadła cisza przerywana tylko kaszlem.
- Uratują nas, prawda? - przemówił po chwili Mike, oddychając dość ciężko. - Benz i reszta, prawda?

- Nie wiem. Nic już nie wiem. Ta cała historia mnie przerasta -
odrzekł smutno Michael. - Jeszcze parę dni temu żyłem sobie spokojnie i śniłem o jakiejś odmianie, a teraz dałbym wszystko by dalej siedzieć w biurze.
"Uspokój się człowieku!" Jarecki zganił się w myślach. Milczał długą chwilę, aż wreszcie odezwał się ponownie, gdy zmusił swój mózg do pracy.
- Abergavenny... Rudolf Hess był tu przetrzymywany w trakcie wojny - powiedział sam do siebie zastanawiając się czy nie jest to zbyt wielki zbieg okoliczności. - Mówiłeś o pokoju przesłuchań. O co cię pytali?

- A cholera ich wie. - Wyraźnie zbulwersował się Mike. - Najpierw o was wszystkich. Niewinnie zaczęli. Że skąd się znamy, że jak długo. No ja im to wszystko bez problemu powiedziałem. Kawa na ławę. Ale oni później zaczęli mnie o rodzaje podłożonych bomb pytać.
Mike westchnął głośno. Głos zdawał się być znużony, znużony i jakby cierpki, niczym owoc niedojrzały.
- Wypytywali o jakieś głupoty. Na początku z powagą do tego podszedłem. Mówiłem, że pomyłka to jakaś. Niestety nie pomogło. Wtedy właśnie dostałem od tego strażnika z bródką w twarz. Sukinsyn. - zaklął i mówił dalej - Dostałem później i drugi bo zacząłem się śmiać. Śmiać, później wyśmiewać, nie rozumiejąc powagi sytuacji chyba. Bo teraz siedząc tutaj rozumiem ją aż nadto.

Mike kaszlnął. Przesunął się chyba, bo było ponownie słychać szuranie. Gdy podjął rozmowę, mówił ciszej.
- Oni mnie oskarżyli o atak terrorystyczny na londyńskie metro. Mnie i was.

Michael zaczął powoli zbierać myśli. Wszystko się jakby układało. Czyżby Oni chcieli umyć od tego ręce?
Nie dokończył rozważań, bo do korytarza weszli strażnicy i w zgiełku piszącego kółka w wózku, podawali po kolei zupę z kawałkiem bułki. Wszystkim, ale nie Michaelowi i nie Mikowi. Strażnik, który podszedł do was był starszym facetem, ale uśmiechał się z czegoś, a uśmiech odejmował mu lat. Dychę przynajmniej.
- Wy zjecie później. Sierżant chce was pierw przesłuchać. - Spojrzał na celę obok Michaela. Z pewnością na Mika. - A z tobą, to i ja porozmawiam. Wcześniej. Rad będę jak mi przypomnisz, co to moja mama robiła i z kim. Naprawdę będę rad.
Ostatnie zdanie powiedziane było przez zęby. Widać było, Mike był na pieńku z panem w czarnym uniformie.

Do starszego strażnika dołączył młodszy kolega po fachu. Przyniósł klucze. Otworzyli celę Mika, i Michaela oczom ukazał się dziennikarz. Polak szedł lekko utykając. Miał obity policzek, nieznacznie, ale jednak, i rozczochrane włosy. Spojrzał na Jareckiego, uśmiechnął się i puścił oczko.
- Nie waż się im tylko mówić o Mietku. - Szepnął tak by Michael słyszał, ale i tak, by oni słyszeli.

Starszy funkcjonariusz założył Polakowi kajdanki, po czym pchnął go w stronę drzwi na przeciwko. Minęło parę sekund i cała trójka zniknęła za nimi.

Nikołaj Radović.
Zamontowałeś się w motelu. Wszystko poszło tak jak chciałeś. Pokój miał tylko dwa okna. Duże, ale płyta wystarczyła. Żaluzje zasłaniały oba okna, to też z zewnątrz nie było widać co i jak. Łazienka choć mała i przestronna to mieściła wannę. Wannę żeliwną. Kolejna dobra rzecz. Usiadłeś, założyłeś tłumik, włączyłeś bezgłośnie TV i zabrałeś się za jedzenie. Kiedy Ty ostatnio jadłeś?
W telewizji leciały wiadomości. Twarze polityków przelatywały co róż na wizji. Jakieś trzęsienie ziemi. Jakieś zniszczenia. Nie to nie trzęsienie ziemi. To powódź. Twoim oczom ukazał się obraz płynącej wody. Coś gdzieś w wschodniej europie. Chyba w Polsce.

Jadłeś i przyglądałeś się co wyświetlają w BBC, gdy nagle do Twoich drzwi ktoś zastukał.


Colin Harlow
- Elo, skoro nie odbieram to siedzę w papierach. Zostaw wiadomość o sygnale, a postaram się oddzwonić. - [Pibbbb]
- Mike musimy pogadać, odezwij się... Aaa, tu Colin.

Odłożyłeś słuchawkę i po krótkiej chwili, podczas której zastanawiałeś się co począć, wsiadłeś do auta. Rzuciłeś wsteczny, wykręciłeś i ruszyłeś na przedmieście. Do domu Benza. Nie starałeś się zbytnio kluczyć. Miałeś pewność, że jak będą chcieli to i tak Cie wyśledzą. Bardziej zależało Ci na czasie. Dojechałeś w 37 minut. Całkiem nieźle. Ale nie było w końcu tak daleko.

Domek dr Benza mieścił się na jednym z tych podmiejskich osiedli. Nic dziwnego było go stać. Parterowa chawira pośrodku zadbanej działki otoczonej murkiem i żywopłotem. Podczas gdy murek był malutki, sięgał w końcu kolan, żywopłot był ogromny. Stojąc na wjeździe nie widać było co za nim się znajduje. Ot ta wielkomiejska gościnność.

Wszedłeś na werandę, zapukałeś. Odpowiedziała Ci głucha cisza. Nie jesteś jednak jednym z tych co łatwo dają za wygrane i obszedłeś dom. Przez okna nie było widać nic szczególnego. Ot zarysy mebli i inne okna. Ani śladu domownika. Zainspirowany filmami z zachodniej strony USA, podnosiłeś wszystko co się dało, by sprawdzić czy nie schowany jest tam kluczyk. I był. Z tym, że nie pod czymś tylko na czymś. A dokładnie na połączeniu dwóch rynien. Klucz pasował do tylnego wejścia.

Rozejrzałeś się dyskretnie i wszedłeś. Przywitał Cię korytarzyk. Zajrzałeś w prawe drzwi korytarzyka - garaż. Pusty, nie licząc szpargałów i kilkoro narzędzi. Za lewymi drzwiami był natomiast przedpokój prowadzący od głównego wejścia do kuchnio-jadalni. Jadalnia przechodziła w salon, a z salony był dwoje drzwi. Jedno prawdopodobnie do łazienki drugie, także prawdopodobnie, do sypialni. Ciebie jednak zainteresował laptop leżący na stoliku. Otworzyłeś i uruchomiłeś. Bez hasła. Widać dzisiaj masz dobry dzień.

Przeglądarka była włączona. A w niej strona Royala, strona Wikipedii, strona konta bankowego i mailowa.
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 07-12-2010 o 22:30.
Fabiano jest offline  
Stary 11-12-2010, 11:26   #93
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Czyżby już po niego przyszli?
Serb stanął z boku drzwi tak żeby w razie czego nie mogli go przez nie trafić z browlingiem w dłoni.
- Taaak?
- Panie Radović - Głos za drzwi dukał jego nazwisko. - Jestem Bob, z recepcji, telefon do pana.
- Od kogo do cholery?
Starał się w swoje słowa włożyć jak najwięcej wschodniego zaśpiewu i sugestii, że nie jest zbyt trzeźwy. W rzeczywistości kiełkujący gdzieś tam strach czynił go idealnie skupionym i trzeźwo myślącym.
- Yyyyy - jak by się zastanawiał - On miał takie znane nazwisko... - urwał, zrobił chwilową pauzę i dodał - Mars chyba. Tak, jakoś tak. Powiedzieć, że pana nie ma?
Nikołaj głosu nie poznawał. Chwilę milczał potem rzucił pijackim tonem:
- Powiedzieć, że nie ma. Bo mnie nie ma. Jak jestem dla ludzi to ludzie mają moją komórkę. No!
- Tak, dobrze przekaże.
Radović wyjrzał ostrożnie przez wizjer. Faktycznie, korytarzem oddalał się recepcjonista. Chwilę obserwował korytarz po czym uwalił się na łóżku. Wiadomości brzęczały cicho.
Ciekawe czy recepcjonista przekaże wszystko i Morse oddzwoni na komórkę. Okaże się. Sięgnął jedną ręką po redbulla i otworzył puszkę. Zdążył wypić tylko ze dwa łyki gdy rozległo się ponowne pukanie do drzwi i podirytowany głos.
- Proszę pana, pan Morse powiedział, że to pilne i że dotyczy Benza... tak powiedział.
Radović zaklął pod nosem. Musiał szybko podjąć decyzje.
- Sekunda. Proszę sekundę poczekać...
Ciągle stylizował głos na pijacki.
Jednym łykiem wypił do dna napój, schował odbezpieczonego browlinga z tyłu za pasek spodni. Wstał narzucając na siebie kurtkę i chwycił leżącą nieopodal tetetke. Na koniec odwiązał drut od kaloryfera.
- Jak pan może wejść... Potrzebuję pomocy...
Byle tylko koleś się złapał na pijanego klienta. Złapał się.
Grubawy, zniecierpliwiony recepcjonista wszedł do środka i zamarł. Świat dla niego zmalał, skurczył się do średnicy nie całych dziesięciu centymetrów. Dokładnie dziesięciu centymetrów i sześćdziesięciu dwóch cali.
- Ani kurwa mru, mru. Jasne?
Oczy Boba rozszerzyły się do rozmiarów oczu kota ze Shreka.
- Kto jest na dole?
Ręce recepcjonisty wystrzeliły do góry dosłownie w ułamku sekundy. Debil! Mierzyłby do niego ktoś bardziej narwany to by miał dodatkową dziurę w głowie.
- A a a, kto ma być. Zośka, sprzątaczka.
Głos mu drżał. Jak, z resztą, wszystko.
Radović zaklął. Musiał szybko działać. Opuścił broń.
- Spokojnie. Nie nazywam się Radović ale to nie ważne. Jestem wysłannikiem mego rządu, który ma współpracować z Twoim by dostać jednego z zbrodniarzy z Kotła Bałkańskiego. Raz już mnie znaleźli, myślałem, że to znowu pułapka. Spokojnie...
- Spokojnie... - głos mu ciągle drżał - tak, przecież jestem spokojny.
Ręce ciągle miał sztywno wyciągnięte do góry, Serb na ten widok roześmiał się.
- Opuść je. Nie masz się czego bać. Chyba, że współpracujesz z NIM... Współpracujesz?
- Z kim?! - prawie podskoczył wywołując tym samym uśmiech Nikołaja - z nikim nie współpracuje. To mój motel.
Radović schował broń za pasek, obok drugiego pistoletu.
- I tak trzymać. Dobra, prowadź do telefonu. I pamiętaj moja akcja jest ściśle tajna. Nie mów o tym nikomu. Nikomu, słyszysz? Chyba, że chłopcom z MI, oni są wtajemniczeni.
- Chłopcom z MI tak, a nic nikomu. Zrozumiałem. - wyszczerzył zęby drżącym wzrokiem patrząc na schowaną rękę mechanika. - Nikomu.
- Chyba, że MI. Im możesz powiedzieć wszystko.
Ruszyli, Bob z przodu, Radović podpierając się na kuli z tyłu. Wzrokiem szukał przez okna snajperów, chociaż prawdę mówiąc w tym stanie nie mógłby nic zrobić.
Zeszli do recepcji, bez większych problemów jeżeli nie liczyć schodów. Cholerna rana nogi uprzykrzała życie niewinnemu Serbowi.
Bob usiadł na krześle i wskazał na odłożoną na bok słuchawkę. Co raz zerkał bojaźliwie na swego klienta. Radović chwilę stał. Na wprost recepcji było wielkie okno, na całą ścianę. Aby się ukryć musiał albo stać w przejściu na korytarz albo uklęknąć za kontuarem. Zaklął. Jak będą chcieli go dostać to po prostu poprują serią z kałacha przez kontuar i nic na to nie poradzi.
Pokuśtykał i oparł się o ladę. W końcu uwolnił się od kuli. Podniósł słuchawkę.
- Dawno nie rozmawialiśmy.
- A tak, dawno. Jak tam noga?
- Lepiej niż ręka Przyjaciela. Mówisz po rosyjsku lub serbsku?
- Pa ruski - zgodnie z życzeniem Nikołaja przeszli na rosyjski. - Długo dałeś na siebie czekać.
- Będziemy się teraz miziać przez telefon czy przejdziemy do tematu rozmowy?
- Benz jest bezpieczny. Nie martwcie się. Wyjdzie na wolność jak tylko dostanę to co macie.
- He he. Nie, to nie tak działa. To media nie dostaną tego co mamy jeśli Ben wyjdzie.
Z czerwonej budki na przeciwko wyszedł mężczyzna ubrany w czarne bojówki i czarną kurtkę. W uchu miał słuchawkę. Oparł się o framugę budki i spojrzał w stronę hoteliku.
- Nie za bardzo jesteś na pozycji mogącej dyktować warunki. Michael też nie ma teraz łatwo.
- Pierdoli mnie Michael. W tym sęk, że mogę dyktować a Ty nie możesz mi nic zrobić. Zabijesz mnie a wszystkie informacje jakie mam trafią do największych gazet i stacji telewizyjnych na świecie. Wszystkie. Włącznie z wyznaniem LeBlanca przed śmiercią.
W słuchawce zaległa cisza.
- Tak pogrywasz? Nie ma problemu. Jak do tej pory nie miałem zamiaru zrobić tego po swojemu. Ale powiem Ci tak. Czym ciężej będzie zdobyć, to co chcę, tym radykalniejsze podejmę środki. To może źle się skończyć dla Polaka i dla Benza.
Głos wyraźnie przybrał na szorstkości, Morse próbował go zastraszyć. Miał pecha bo dwaj ostatni członkowie wyprawy nie byli bojaźliwi.
- Morse. Próbuj takich zagrywek z cipami pokroju Michaela czy Mike nie ze mną. Nie Ty decydujesz. Chcesz możemy się ułożyć. Nie to możemy sprawdzić kto jest większym skurwielem i kto komu może bardziej zaszkodzić. Wiem co Ty byś wybrał ale co wybiorą Twoi szefowie? Te wszystkie rządy się lekko mówiąc wkurwią gdy zbyt pochopnym działaniem zniszczysz ich plan. To jak komando foko? Wejdziesz na herbatkę?
Również głos Serba przybrał na szorstkości.
- To tylko kwestia czasu. Puki co nie przeszkadzacie im za bardzo. - W głosie słychać było zdenerwowanie. Nieznaczne. Ale było. - Wszystko sprowadza się ostatecznie, że dadzą mi wolną rękę. Do tej pory możecie się kryć i ukrywać. Możecie spacerować sobie po Tower Bridge. Ale wasz czas się skończy. Wtedy będziesz żałował, że po prostu nie postąpiłeś jak ten mięczak.
Pan Mega Twardy Skurwiel tracił panowanie nad sobą. Dobrze...
- Morse. Brak gestu dobrej woli z Twojej strony będzie miał natychmiastowy skutek. Przeczytasz o tym jutro min. w Times. Więc jak? Masz nie wiele czasu, powiedzmy pięć minut. W sam raz by się skonsultować z szefami i albo mnie kropnąć albo się dogadać. Pasuje? Bo wiem, że jako trep niczego sam nie zrobisz.
- Nie doceniasz mnie Radović. A to nie dobrze.
- Nie Morse. To Ty mnie bagatelizujesz. To jak? Potrzebujesz tych pięciu minut czy teraz podasz mi odpowiedź?
Świadomie jeszcze bardziej drażnił komandosa. Milczenie pod drugiej stronie słuchawki się przeciągało.
- Hmmm... czyli sądzisz, że jeśli chcesz to potrafisz, tak? Dobrze. Skoro taki z Ciebie gringo, to posłuchaj. Benz jest teraz w areszcie. Pod moimi podkomendnymi. Mam uwiązane ręce tylko dlatego, że ma to być załatwione po cichu. Gdy to wydostanie się na światło dzienne, pęta wiążące moje ręce poluźnią się. I to kto wie czy nie całkowicie. Wtedy płyty w twoich oknach Ci nie pomogą. Nie pomoże ci także ten Erwin. Bo i niego się zatroszczymy. Rozumiesz co chcę powiedzieć? Twoje działania są mi na rękę.
- Nie są Ci na rękę. A wiesz czemu? Bo masz wolną rękę tylko gdy jesteś użyteczny. Gdy nie potrafisz uciszyć jakiegoś mechanika, dopuszczasz do przecieku informacji i dopuszczasz się paru strzelanin w centrum Londynu przestajesz być użyteczny. Więc nie wciskaj mi tu kitu.
- Jakich strzelanin? Jakich przecieków? Ja nie miałem zlikwidować przecieku, tylko uciszyć przeciekających. Benza mam. Mam Michaela. I mam Mike. Zostało mi dwóch. Ty i Collins, który aktualnie łazi po mieszkaniu Benza. Myślisz jak szybko moi ludzie mogli by go ściągnąć?
- Myślę, że jakby mogli to zrobić szybko i po cichu to byśmy teraz nie rozmawiali. Powiedzmy sobie wprost. Boicie się przecieku.
- Wszystko w porządku?
Zdanie wypowiedziane po angielsku przez speszonego recepcjonistę rozproszyło na chwilę Nikołaja. Serb szybko jednak zebrał swoje myśli.
- Tak. Rozmawiam z kolegą z MI. O tam stoi.
Bob wyjrzał przez okno.
- Ten w czarnym? A czemu nie przyjdzie i nie pogadacie w pokoju?
Następna osoba musiała zostać uciszona. A czym więcej takich osób tym gorzej dla mocodawców Willsa.
- Zasady bezpieczeństwa. Wasz wymysł.
- Aha.
Grubas z głupią minął usiadł obok. Morse przysłuchiwał się wymianie zdań Nikołaja z Bobem przez telefon. Serb z powrotem przeszedł na rosyjski.
- Zresztą będą pytania jak zginie ktoś klasy Benza, Jareckiego czy Harlowa.
- Nie potrzeba mi go zabijać. Wejdą, skują go i wyprowadzą. Oskarżymy o wtargnięcie i takie tam. Przesiedzi... - zrobił pauzę, myślał. - z 5 lat. Pięć wystarczy. Będzie niegrzeczny to więcej posiedzi.
Ponownie zrobił pauzę. Długą.
- Jak myślisz, Colin będzie zgrywał takiego bohatera jak Ty?
- Och! Jaki świetny młyn na wodę dla pism. Wybuch pod metrem. Wyprawa w głąb metra. Dwóch uczestników ląduje w szpitalu z ranami postrzałowymi. Jeden ginie zamordowany drugi cudem unika tego losu. Potem wszyscy lądują za kratkami. Spieprzyliście sprawę.
- Nie takie rzeczy się tuszuje.
- Eche. Jasne. To zgarnij nas wszystkich jeśli jesteś taki pewny siebie. Zresztą gliny już węszą, nie wszystkich idzie przekupić.
- Zgarnę. To tylko kwestia czasu. A tym czasem zadzwoń do swojego kolegi niech ujawni wiadomości. Wypróbuj mnie.
Morse wyprostował się rozkładając ręce. Weteran z Iraku i Afganistanu. Tajny agent na usługach rządu Brytyjskiego. Jeden z lepszych operatorów bojowych.
Dostał dwie kulki. Serbska tetetka nie należała do najcelniejszych a dystans był spory jak na broń krótką. Dlatego pierwsza kula trafiła go tuż nad lewą nogą a druga w prawą pierś. Obie napotkały opór kamizelki kevlarowej. Takiej jakiej używają gliniarze i która wychwytuje pociski 9 mm bez szkody dla użytkownika. Nabój wyprodukowany w Rosji, jak się ludzie śmiali by sprawdzić ile prochu wejdzie do łuski pistoletowej, nawet jej nie zauważył.
Czarna postać nie upadła od razu. Morse zdawał się nie rozumieć z początku co zaszło. W zwolnionym tempie wyglądałoby to tak:
Patrzył prosto na Nikołaja, wzrok mu się zamglił. Nogi zmiękły, odmówiły posłuszeństwa. Zawsze nogi wyłączały się pierwsze. Osunął się na ziemię i wtedy krzyknął. Ból z przestrzelonej nerki dotarł do niego. Jedna z kul, ta wyżej nie przeszła na wylot i podrażniała ranę. Morse nie zdążył krzyknąć znowu, stracił przytomność a tylko chwilę dzieliły go od utraty życia.

Nikołaj mimo bólu momentalnie znalazł się w przyklęku za kontuarem. Nie musiał czekać. Do budki podjechał czarny jeep i wyskoczyło z niego dwóch ludzi. Pasażer schował się częściowo za drzwiami i wymierzył w hotel. Kierowca wybiegł zgarbiony do umierającego dowódcy. Serb oddał jeszcze dwa strzały w stronę człowieka z bronią. Ten odpowiedział ogniem zmuszając Nikołaja do schowania się za kontuar.
Mechanik zdawał sobie szansę, że na takim dystansie nie ma szansy z dwoma komandosami. Musiał zmniejszyć dystans. A może wezmą Morse i odjadą? Zostało mu pięć kul w tokariewie i trzynaście w browlingu. Zapasowe naboje miał na górze, nie dobrze.
Wolną ręka wyjął komórkę i szybko napisał smsa.

Cytat:
zaraz ciebie zaatakuja uwaga
W tym modelu miał tylko numer Collina. Wysłał na ślepo. Schował komórkę i zamarł z klamką w ręku. Bob obok krzyczał wystraszony. Jak to było? Jak to powiedział wtedy do Rodgera? Jak dobrze znowu mieć szesnaście lat? Teraz powiedziałby co innego: "wybacz".
Rozluźnił mięśnie gotów do walki.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 29-12-2010 o 20:20.
Szarlej jest offline  
Stary 20-12-2010, 02:10   #94
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
To co zrobił nie było zgodne z prawem, lecz był przekonany, iż Benz nie miałby mu tego za złe, poza tym nie był zbyt ostrożny pozostawiając klucz w takim miejscu. Miał nadzieję, iż grzebanie przy prywatnym laptopie również obejdzie się bez żadnych uwag w przyszłości. Dzisiaj musiał być jego szczęśliwy dzień, bowiem komputer nie był zabezpieczony żadnym hasłem, a od razu po jego uruchomieniu ukazały się ostatnio otwarte przez Rodgera strony, pierwsza poświęcona była Royal Society z uwzględnieniem kilku adresów, druga - wikipedia z informacjami o uranie. Kolejne dwie już wygasły, lecz Harlow przynajmniej dowiedział się, że jedna z nich należała do banku, a z następnej wynotował się sobie adres osoby, która przysłała ostatni mail do Benza matthewsims@olena.com.

Pogrzebałby przy laptopie jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, iż otrzymał wiadomość od Nikolaia. Nie znał szczegółów, ale nie szykowało się nic dobrego, szczególnie, że już w chwilę później usłyszał jakieś ujadanie psa, a kiedy spojrzał w okno ujrzał niewyraźny kształt, który przemknął w kierunku drzwi. Colin wiedział już, że musi działaś szybko, miał przewagę nad napastnikami, wiedział, że tu są, że będą chcieli dopaść go w cichy sposób. Inaczej już wpadliby do mieszkania.

Harlow rozejrzał się po pokoju, dom pewnie był już obstawiony, więc wyjście przez te okna nie wchodziło w rachubę. Inaczej sprawa się jednak miała z garażem, kiedy na początku tam zajrzał zobaczył okienko, które idealnie pasowało do jego planu. Na początek musiał jednak odwrócić uwagę tych ludzi, znów przyjrzał się swemu otoczeniu, trzeba było przyznać, iż Benz dysponował całkiem niezłym sprzętem grającym, stojąca w rogu wieża z subwooferem oraz kompletem idealnie ułożonych głośników robiła wrażenie i musiała mieć niezłe brzmienie. Czegoś takiego właśnie potrzebował.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LedUjMuTR7Q&feature=related[/MEDIA]

Chwilę później w domu rozległa się klasyka angielskiej muzyki, nie dość głośno by wzbudzić podejrzenia i nie dość cicho by usłyszeli jak krząta się po mieszkaniu. Colin już zmierzał w kierunku garażu, prawie się w nim znalazł, kiedy zobaczył, iż ktoś właśnie majstruje przy tylnych drzwiach. Nie wiele się zastanawiając przepchnął stojącą w pobliżu pralkę prosto pod drzwi, oczywiście mogło ich to zatrzymać jedynie na moment, jednak dla niego każda sekunda była na wagę złota. Chwilę później wpadł do garażu, okienko rzeczywiście było w sam raz by się przez nie przecisnąć, jednak znajdywało się na pewnej wysokości i jeżeli chciał się do niego dobrać to musiał jakoś sobie pomóc. Na szczęście pomieszczenie nie było puste i szybko znalazł jakąś pustą beczkę i dzięki niej dosięgnął celu, okno było zakratowane, ale otwarcie go z wewnątrz nie było żadnym problemem. Harlow wyjrzał przez nie i upewniwszy się, iż nikogo tam nie ma, czym prędzej zaczął wcielać w życie plan ucieczki.

Otwór był co prawda dość szeroki by mógł się przez niego przecisnąć, jednak o jakichkolwiek większych manewrach nie było mowy, więc kiedy usłyszał, iż ktoś właśnie wpada do garażu, wiedział, że pomimo trudności musi się pospieszyć. Mężczyzna coś krzyknął, lecz Harlow usłyszał jedynie - ... zatrzymać! i chwilę później był już na zewnątrz. Nie padł żaden strzał, ale były wojskowy od razu wyciągnął swoją broń i wycelował w okienko. Czekał tak chwilę po czym postanowił nie marnować czasu, ze wszystkich stron był teraz otoczony, po jednej stronie miał furtkę prowadzącą na podwórko, na przeciwko była podobna przed dom, zaś tuż za jego plecami był mur, który odgradzał go od kolejnej posesji. Wyjście przez któreś z przejść nie wchodziło w grę, można było przypuszczać, że mógł tam się na kogoś natknąć. Pozostawał więc mu jedynie murek o który oparta była krata złożona z niezbyt solidnie wyglądających listewkach oplecionych przez rosnące róże. Kiedy tylko Harlow usłyszał jak muzyka w domu cichnie zaczął się wspinać, nie było to łatwe szczególnie, że kilka pierwszych szczebelków niemal od razu zarwało się pod jego ciężarem, a wszechobecne kolce również nie ułatwiały zadania. Parł powoli ku górze parę razy niebezpiecznie się odchylając, mimo to w końcu znalazł się na szczycie, tak, że widział już dokładnie posiadłość sąsiadów Benza oraz stojący na ich podwórku wóz. Przeskoczył na drugą stronę i chwilę później usłyszał stukot i dźwięk towarzyszący przesuwaniu czegoś ciężkiego.

- Pusto! - rozległy się czyjeś słowa poprzedzone odgłosem tłuczonego szkła.

Harlow czym prędzej znalazł się przy aucie sąsiadów, kluczyków nie było w stacyjce, a sam samochód wyglądał na nowiutki model, więc i odpalanie za pomocą kabelków nie wchodziło w grę. Musiał zrobić coś czego nie powinien.

Schował pistolet i zjawił się u drzwi sąsiada, po czym nacisnął na dzwonek. Minęło kilka minut i tuż przed nim zjawił się jakiś mężczyzna w średnim wieku niezbyt intensywnie szorując głowę ręcznikiem.

- Tak, słucham?
- spytał lekko przymykając prawe oko, do którego właśnie spadła odrobina wody z włosów.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy listonosz przez pomyłkę nie przyniósł może poczty pana Benza tutaj?
- zaczął Harlow uprzejmym tonem, gdzieś z boku usłyszał jak ktoś zaczął w coś stukać, przesuwać, a także odgłosy rozmowy.

- Benza? Nie, a zresztą oddał bym osobiście. A pan kto? - rzekł mężczyzna marszcząc brwi i posyłając alpiniście podejrzliwe spojrzenie.

Harlow nie miał czasu na zbędne rozmowy, błyskawicznie przyciągnął do siebie sąsiada Benza, a drugą ręką sięgnął po pistolet dając mu do zrozumienia, że żarty się skończyły, wepchnął go do środka. Mężczyzna starał się chyba krzyczeć, lecz strach nie pozwolił mu wydać z siebie choćby pojedynczego dźwięku.

- Kluczyki, szybko - rzekł stanowczo Colin - Gdzie są?

Mężczyzna wytrzeszczył oczy i szybko wskazał na pobliski stolik, Harlow zgarnął kluczyki do Hondy i wybiegł z domu. Wskoczył do auta ustawionego tyłem do wyjazdu, nim sięgnął do stacyjki w lusterku zobaczył jak przez żywopłot przeskakuje trzech mężczyzn. W dodatku w pobliżu rozległo się wycie policyjnych syren. Harlow odpalił auto i nacisnął wsteczny, wyjazd był tuż za samochodem, wystarczyło jedynie odwrócić auto na drodze i jak najszybciej odjechać. Nagle seria pocisków uderzyła w auto, Colin instynktownie schylił głowę i kiedy tylko zorientował się, że wyjechał na krawężnik, prawie na ślepo zaczął odwracać wóz. Napastnicy nie oddali już więcej strzałów, nawet oni musieli zdawać sobie sprawę z tego, iż tutaj było to zbyt ryzykowne. Kątem oka dostrzegł jak jeden z nich celuje prosto w niego, ale ich akcja narobiła zbyt dużo hałasu, ludzie stojący nie daleko zaczęli uciekać trzymając się za głowy, panika rozprzestrzeniała się coraz szybciej. Honda zahaczyła o coś tyłem, rozległ się dźwięk alarmu samochodowego, a Colin zmienił bieg i dodał gazu. Kilka sekund później zostawił napastników za sobą, a w lusterku zobaczył błyskające światła nadjeżdżającej policji, chwilę później kilka wozów zatrzymało się przy domu Benza. To jednak nie było ważniejsze od dwóch czarnych samochodów, które teraz siedziały mu na ogonie.

Wyjechał na przedmieścia i jeszcze mocniej nacisnął na pedał gazu, a następnie od razu skręcił w jedną z bocznych uliczek, tuż za nim wciąż znajdowały się dwa auta, które z każdą chwilą zmniejszały dystans. W końcu jeden z nich znalazł się niemal obok jego Hondy, jedna z przyciemnianych szyb zaczęła się opuszczać, widział już prawie jak wysuwa się z niego lufa pistoletu kiedy nagle zwolnił, odbił autem w prawo by po paru sekundach błyskawicznie powrócić na poprzedni tor i z dużą siłą uderzyć w bok czarnego samochodu. Karabin wystrzelił kulę gdzieś w przestrzeń, a kierowca nie opanował wozu i uderzył w stojące na krawężniku kosze na śmieci.

Na trochę miał go z głowy, jednak wciąż został mu jeszcze jeden, który dość rozważnie utrzymywał w tej chwili dystans. Harlow z piskiem opon wyjechał na główną ulicę ledwie zdążając przed ciężarówką, która powoli turlała się w kierunku pobliskich świateł. Śledzący go samochód jednak również miał szczęście i zdołał wyjechać z uliczki chwilę po nim nie tracąc go z pola widzenia. Zawieszenie zatrzeszczało dziko, gdy po raz kolejny auto ciężko opadło na ulicę. Slalom między dwoma sedanami wyszedł mu nad wyraz, a zdezorientowani kierowcy zahamowali ostro na moment blokując drogę śledzącym. Chwila była jednak zbyt krótka i po chwili ciemne auto z rozmachem uderzyło w jego zderzak, Honda zachwiała się, lecz Colin zdołał opanować samochód i już w następnej chwili zawrócił nagle i znów wjechał w jakąś ciasną boczną uliczkę. Spojrzał w lusterko, nigdzie nie widział ciemnych aut, więc czym prędzej jeszcze dwukrotnie zmieniał uliczki, aż wreszcie zatrzymał się na moment. Minęło kilka minut i nikt się nie zjawił, więc pomyślał, iż wreszcie zgubił pościg.

Ruszył powoli i wtedy zobaczył jak w oddali całą drogę zajmuje stojący w poprzek ciemny wóz, uliczka znajdywała się między jakimiś magazynami, nie mógł liczyć na jakąkolwiek pomoc, a tymczasem w lusterku błysnęło mu kolejne auto, którego kierowca również zamierzał zrobić podobny manewr co jego kolega. Nie zdążył jednak, pędzący na wstecznym Colin wyrżnął w jego tył, a oba wozy obróciły się.

Z twarzy Harlow spływała krew, uderzył głową o kierownicę i miał szczęście, iż była to jedynie powierzchowna rana. Nieco oszołomiony ruszył, a za nim dwa czarne auta, jeden z nich był już mocno poobijany, lecz najwyraźniej zdolny był wytrzymać o wiele więcej. Przed sobą Colin zobaczył światła, właśnie zmieniały się na czerwone i cały jego pas był zablokowany, a auta z naprzeciwka już zaczynały ruszać. Nie wiele myśląc postanowił wjechał pod prąd, za wszelką cenę musiał zgubić pogoń, był dosłownie kilka ulic od jednego z tych wielkich hipermarketów i tam miał zamiar się udać. Miejsce, gdzie praktycznie zawsze było pełno ludzi, gdzie przy odrobinie szczęścia mógł wtopić się w tłum i spróbować dostać się do metra. Dodał gazu i zjechał na przeciwległy pas.

Zdecydowanie to nie był jego szczęśliwy dzień.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 20-12-2010, 12:56   #95
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Michael znowu poczuł na swoich nadgarstkach ucisk metalowych obręczy. Najwyraźniej miejscowi strażnicy lubili przestrzegać regulaminu, lub obawiali się nieprzewidzianych działań więźnia. A może Mike zalazł im za skórę już podczas drogi na przesłuchanie? Kajdanki nie poprawiały samopoczucia historyka, choć ten już się nie bał. Strach panował nad nim w jaskini, po jej opuszczeniu i w szpitalu, ale odkąd został sam odczuwał dziwny spokój. Czyżby wreszcie nad nim zapanował? Groziło mu przecież ciężkie pobicie, co spotkało Mike'a, a nie wykluczone, że również śmierć. A może po prostu przestało mu zależeć? Może pogodził się ze swoim losem i teraz po prostu brnął w to co szykowała mu przyszłość?

Jeden ze strażników pchnął Jareckiego tak, że ten o mało nie upadł na zimną posadzkę. Z trudem zachował równowagę, wyprostował się i ruszył wzdłuż korytarza. Po przejściu przez jakieś drzwi nadal znajdował się w korytarzu. Dojrzał kolejne pary drzwi, dwie były po lewej stronie, jedne na wprost i dwie po prawej. Wprowadzono go w jedne z tych ostatnich.

Pomieszczenie nie było zbyt wielkie, rozmiarami przypominało średni pokój. Na środku stało krzesło, którego nogi stały w kałuży wody. Przed nim znajdował się stolik do którego przystawiono jeszcze dwa fotele, na oko dość wygodne. Michael został posadzony na drewnianym krześle, o którym nie można było powiedzieć tego samego. Siedzenie zaskrzypiało złowieszczo, gdy historyk padł na nie pchnięty przez strażnika.

- No to witamy pana w naszych skromnych progach – drugi strażnik rozłożył ręce i rozejrzał się po pomieszczeniu. - Wygody pierwsza klasa. Są gorsze, uwierz. - W tym miejscu zrobił pauzę na kilka sekund jakby czekał na odpowiedź. Chyba Mike lubiał wtrącać swoje trzy grosze w wypowiedzi przesłuchujących, tak to do niego pasowało. - Widzisz, nie byle jakie masz pan tutaj towarzystwo. To jest Stiv – strażnik wskazał na swojego kolegę.

- A to Stan – kolega odwdzięczył mu się tym samym.

- My troszczymy się o was to i wy się troszczcie o nas. A my, jesteśmy rozliczani za jakość roboty. Dlatego też powiedz, czy rozpoznajesz te twarze?

No i zaczęło się. Jarecki mógł tylko podejrzewać do kogo trafi raport zawierający jego odpowiedzi, ale musiał przypuszczać, że do osoby, która wie już sporo. Idąc tym tropem na wiele z zadanych mu pytań strażnicy będą znali odpowiedzi by sprawdzić czy historyk mówi prawdę. Problemem było zorientowanie się o które z nich chodzi i nie zdradzenie przy tym zbyt wielu informacji. Pierwsze z zadanych pytań było w oczywisty sposób sprawdzającym.

- To jest Colin Harlow - Michael wskazał pierwsze zdjęcie. Starał się mówić pewnie i spokojnie. - To Rodger Benz, dalej Nikołaj Radović i Mike Turzyński - kajdanki nie ułatwiały mu sięgania po kolejne fotografie.

- Oooo. A pan Turzyński pana nie rozpoznał. To dziwne, nie uważasz Stiv? - historyk nie przejął się tym. Był pewny swego i tą uwagę potraktował jak zwykłą gadaninę przesłuchującego. - Widać, że da się z panem rozmawiać spokojnie. Nie to co z pana kolegą. Skąd pan ich zna? - kolejne sprawdzające pytanie?

- Z wyprawy. Tylko Benza znam dłużej, nie pamiętam gdzie się poznaliśmy - Jarecki patrzył prosto na oficera zadającego pytanie. Starał się wyglądać na człowieka, który nie ma nic do ukrycia.

- A reszty pan nie zna dobrze? Bo my chcieliśmy się dowiedzieć co robiliście razem w metrze po Londynem i w jaskini, którą odkryto? - głos Stana przestał być miły i delikatnie kpiący. Wyglądało na to, że przeszli do właściwej części przesłuchania.

- Znam ich na tyle na ile można poznać ludzi przez jeden dzień.

- Czyli nie znaliście się wcześniej? Zatem co robiliście w, że tak to nazwę, podziemiach Londynu? - spojrzał wymownie na swojego kolegę, który opierał się o ścianę.

- Rozglądaliśmy się. Nie mieliśmy ustalonego odgórnego celu, po prostu badaliśmy jaskinię, która została odkryta w metrze - Michael podejrzewał, że strażnicy nie dostają odpowiedzi na jakie liczyli. Trochę go to zmartwiło, ale postanowił brnąć dalej w swoją grę.

- I co się bada w takiej jaskini? - Stan usiadł wygodnie w swoim fotelu patrząc badawczo na swojego więźnia.

- Nie jestem geologiem, nie znam się na jaskiniach. Zostałem zabrany na wypadek odkryć historycznych.

- I jakieś były? Te odkrycia, jakieś były? - ton głosu strażnika nie zmieniał się, ale Jarecki w jakiś sposób odczuwał, że jego cierpliwość powoli się kończy. A może chciał zagonić historyka w kozi róg tak by ten zaprzeczył zeznaniom własnym lub Turzyńskiego?

- Znaleźliśmy ślady obecności człowieka, ale ciężko powiedzieć o nich coś więcej bez dokładniejszych badań - coraz ciężej było odpowiadać na zadawane pytania. Michael nie wiedział jak wiele o jaskini wiedzą przesłuchujący bądź ich przełożeni do których trafi raport. Musiał powiedzieć o torach kolejowych czy skrzyniach z częściami, bo przecież wyciągnięto ich z tej części jaskini, a zatem inni też ją znają. Nie musiał jednak mówić o znalezionych zdjęciach czy trupach w niemieckich mundurach.

- Znaleźliście ślady obecności człowiek. Jakież to ślady? Coś, mało rozmowny się stałeś. Odpowiedz wyczerpująco, byśmy ze Stivem nie musieli dociekać. - Jarecki odczytał to jako ostrzeżenie. Rzeczywiście mówił mało jak gdyby nie był w jaskini, a tylko słyszał o skutkach wyprawy. To musiało nasuwać myśl, że coś ukrywa.

- Nie przyglądaliśmy się, nie starczyło na to czasu. Znaleźliśmy sporo korytarzy, w których położono szyny, trochę skrzynek z jakimiś częściami, to wszystko, nic konkretnego i jak już wspomniałem bez szczegółowych badań ciężko powiedzieć coś więcej. Nie chciałbym panów wprowadzać w błąd.

- A czemu nie pan uczestniczy w tych szczegółowych badaniach? Może swoje pan już ujrzał i zbadał? Stiv, jak myślisz ile taki kolekcjoner zapłacił by za jakąś szynkę spod Londynu? Z nie wiadomo jakiej epoki, może Wiktoriańskiej? - Czyżby wysłano drugą ekipę? Może tym razem bardziej oddaną Willsowi? Michael został jednak zmuszony do odłożenia tych rozważań i skupienia się na chwili obecnej, na stoliku wylądowało kolejne zdjęcie - Rozpoznajesz? - Fotografia przedstawiała jakieś urządzenie z mnóstwem kabli.

- Nie znam się na elektronice.

- Nie? To ja podpowiem. To znaleziono w mieszkaniu doktora Rodgera Benza. A to... - Stan rzucił kolejną fotografię. - To jest zdjęcie elektroniki zamontowanej ekstra w jednym z autobusów i w wagonie metra, które wybuchły pamiętnego lipcowego dnia. - Urządzenia rzeczywiście były do siebie podobne, ale Jareckiego to nie wzruszało. Nie wierzył w słowa strażników, że jedno z nich pochodzi z mieszkania jego przyjaciela, a nawet jeśli to pewnie ktoś je tam podrzucił. Bardziej martwił go ton Stana, który zmienił się na nerwowy i ostry. - Co było celem zamachu, Polaczku?!

- Słucham? Nie miałem nic wspólnego z tymi zamachami - "Polaczek" szczerze odpowiedział.

- Nic wspólnego? Ja już Ci mówię co miałeś wspólnego. Po pierwsze znasz dobrze Benza, sam to przyznałeś, znasz też resztę podejrzanych, w tym naszego niesfornego Polaka z celi obok. Po drugie byłeś wraz z nimi na wyprawie. A wyprawa odbyła się do odkrytej przez wasze bomby jaskini. To dwa. Trzy. Zginął, w dziwnych warunkach, wysłany przez wojskowych na wyprawę członek wyprawy. Inny nie został nigdy odnaleziony - mężczyzna przestawał nad sobą panować. Albo świetnie grał chcąc wydobyć z Jareckiego jakieś ciekawe zeznania, albo na prawdę wierzył w jego winę i udział w zamachach. Jeżeli gra to dlaczego brnie w stronę zamachów?

- Wszystkich prócz Benza poznałem na tej wyprawie, nigdy wcześniej ich nie widziałem. Wyprawę organizował niejaki Wills, Rodger miał ją tylko poprowadzić i wówczas zaproponował mnie na jej członka. Stało się to już po atakach terrorystycznych. Jaskinie odkryli ludzie Willsa. A nawet jeżeli Benz miał coś wspólnego z zamachami, w co wątpię, to nie sądzę by znajomość z nim była podstawą do oskarżania kogokolwiek.

- Och, o podstawach oskarżeń to ty mnie nie ucz. Nie próbuj też zmyślać i wymyślać dziwnych historyjek. Zatrzymano Cię w szpitalu, w którym zginął kapral LeBlanc. Twierdziłeś, że przyszedłeś do niejakiego Nikołaja Radovicia. Od kiedy nowo poznani koledzy się odwiedzają? Powtarzam jeszcze raz. Jaki był prawdziwy cel wyprawy do jaskiń?!

- Radović ocalił mi życie w jaskini. Nie widzę niczego dziwnego w tym, że chciałem go odwiedzić - Michaelowi przemknęło przez myśl wspomnienie o tamtym wydarzenie, gdy LeBlanc wziął go na zakładnika, a Serb go uratował. Przez długi czas historyk miał pretensję o sposób w jaki to zrobił, ale musiał przyznać, że gdyby nie Nikołaj prawdopodobnie skończyłby jak Brown.

- A to, że mamy podstawy przypuszczać, że Radović postrzelił kaprala, a w szpitalu dokończył dzieła? Jaki był prawdziwy cel wyprawy?! - I znów wracamy do kwestii wyprawy. To utwierdziło historyka w przekonaniu, że jednak nie zamachy są tu główną kwestią.

- Nawet jeśli Radović zabił, ja tego nie widziałem. O celu wyprawy już mówiłem.

- Badanie żelastwa, tak mówiłeś - Stan zaśmiał się w dziwny sposób. - Takie głupoty to możesz opowiadać swoim dzieciom. Ja to widzę tak, rozwaliliście kilka autobusów, kolejkę metra i czekaliście na efekt. Albo efekt był nieplanowany i z niego skorzystaliście. Benz został zatrzymany gdy chciał się dostać do Royal Society i jest tak samo uparty jak ty, Polaczku. Wiesz ile możesz posiedzieć przez ten zamach? - Więc Rodger żyje. Wreszcie jakaś dobra wiadomość.

- Powtarzam jeszcze raz, ja niczego nie zrobiłem - Michael wciąż odpowiadał spokojnym i pewnym siebie tonem. Wolał nie dawać strażnikom pretekstu do użycia pięści.

- Kim jest Mietek i jaką odegrał rolę w zamachu przez was przygotowanym? Zlecił wam go? Mów! - Jaki znowu Mietek? Jarecki nie zrozumiał.

- Nie znam żadnego Mietka i nie miałem nic wspólnego z zamachami - Michael uparcie powtarzał to samo.

- Mike też podobno nie wie kim jest Mietek, ale przecież szepnął do Ciebie to imię. Nie jesteśmy tacy naiwni, na jakich wyglądamy. Te mury są szerokie, a kraty twarde. Na zewnątrz jest co prawda ładny widok, wzgórza i takie tam. Nie chce nam się użerać z takimi pieprzonymi terrorystami jak wy. Współpracuj to może nasi pozwolą Ci zobaczyć się z twoją żoną. Kochasz ją w ogóle? Czy to tylko przykrywka? Co?! - wspomnienie Jean nie pomogło Jareckiemu. Czuł jednak, że jest ona bezpieczna, a może chciał mieć taką pewność. Jednocześnie historyk zrozumiał o jakiego Mietka chodzi.

- Przykrywka do czego? Chcecie mi wmówić, że planowałem to już na studiach? Nie mam nic wspólnego z tymi zamachami, a jeśli chodzi o naiwność to nie podejrzewam pana o tę wadę, chociaż wziął pan żart Mike'a za prawdziwy fakt.

Nagle Michael poczuł silne uderzenie w lewy policzek. Ułamek sekundy przed atakiem zorientował się co się święci, ale nie mógł zareagować, nawet gdyby miał więcej czasu. Cios był silny, w ustach Jarecki poczuł smak krwi.

- Nie pieprz takich głupot - prawie krzyknął Stan. - Jedynym żartem jest w ogóle trzymanie Ciebie tutaj. W celach powinni gnić tacy zafajdańcy jak Ty! - Jarecki splunął na ziemię, byle tylko pozbyć się krwi napływającej mu do ust. - Kto was sponsorował? Kto dostarczył materiały? Benz? Ilu was jeszcze jest? - strażnik nie ustępował.

- Nie mam z tym nic wspólnego.

Kolejny cios miał spaść na twarz historyka, ale chrząknięcie, opierającego się o ścianę strażnika, zatrzymało go. Stan spojrzał na swojego kolegę, po czym powiedział:

- Sam mu daj żreć, ja idę do stróżówki! - po czym wyszedł. Michael poczuł lekką sympatię do Stiva, choć nie mógł zapomnieć, że i on nie jest po jego stronie. Gdy wstał z krzesła odezwał się jeszcze:

- Nie zrobiłem tego - sam nie wiedział dlaczego to zrobił. Gdyby ten facet miał mu uwierzyć zrobiłby to podczas przesłuchania, jednak jego gest powstrzymania Stana od zrobienia z Michaela worka treningowego, musiała podziałać na podświadomość historyka. Może uwierzył, że ten mężczyzna jest jego jedyną szansą? Może oni rzeczywiście są tylko zwykłymi policjantami badającymi sprawę zamachów, którym ktoś podrzucił fałszywy trop?

- Każdy tak mówi - skwitował sucho Stiv.

- Ja mówię prawdę.

- Tak też każdy mówi - strażnik wskazał Jareckiemu celę, gdy do nie dotarli. Michael zdobył się na jeszcze jedno ciche "Nie zrobiłem tego" i wszedł do środka.
 
Col Frost jest offline  
Stary 29-12-2010, 18:11   #96
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Michael Jarecki


Stał. Ściany celi zdawały się teraz jeszcze bliżej siebie. Mała żaróweczka oświetlała pomieszczenie. O oknach nie ma co mówić. To wszystko złożone w jedną całość stworzyło obraz tak przygnębiający, że może odwróćmy na chwilę swoją uwagę...

Stan stał chwilę oparty głową o szybę stróżówki. Pięści powoli puszczały. Gdyby nie Stiv, znowu wpadł by w furię i poturbował kolejnego więźnia. Jefferson nie będzie zadowolony, pomyślał. Oj nie będzie, fakt. Stan zatem wpadł na pomysł, by trochę udobruchać więźniów. Gdyż udobruchani więźniowie trochę łagodniej pieprzą głupoty. A Jefferson lubi słuchać głupoty więźniów. Lubi też drzeć się na swoich podwładnych.

- Zgłupiałeś? Jefferson przyjedzie, dowie się o tym, że przyłożyłeś tym dwóm i będziesz miał kłopoty.
Stan spojrzał na właśnie wchodzącego Stiva.
- Nie potrafię być spokojny kiedy wygadują takie rzeczy.
- A może nie wygadują?
- Może nie, może tak. My mieliśmy przeprowadzić wstępne przesłuchania, Stiv. A oni byli prowokacyjni, nie?
- Jeff w to nie wierzy, dobrze wiesz.
- Ale coś musimy powiedzieć.


Stiv pokręcił głową. Jeff, nie lubił gdy więźniowie nie znają swoich praw. Gdy traktuje się ich niegodnie - jak sam mówi. Mówił, że ma wtedy problemy prawne. A gdy on ma problemy prawne, strażnicy mają problemy z nim. Cały Jeff.

- Daj mu zadzwonić. Prawa znasz, a jak dasz mu zadzwonić to może nie powie Jeffowi o tym co zaszło. Może. Ale na pewno spełnisz jego jedno z praw.

Stan zacisnął pięści.
- Cholera by to. - rzucił szybko, po czym ruszył w stronę drzwi. - Ale po zmianie idziemy na piwo? Rod mówił, że jakiś koncert ma dzisiaj być.
Wyszedł...

Michael stał jeszcze gdy usłyszał za sobą otwierane i zamykane drzwi. Kroki. Gdy Polak się odwrócił zobaczył Stana z jego niewyparzoną i jakże niezadowoloną miną.
- Chcesz zadzwonić? Jeden telefon. - powiedział i zaczął otwierać cele.

Colin Harlow
- Proszę państwa, lecimy właśnie nad południową West Wickham. Od strony południowej pędzi ze zwiększoną prędkością srebrna Honda. Wydawało by się, że jest ścigane przez dwa czarne auta terenowe. Mamy niepotwierdzone informacje, że są to auta rządowe. A Hondą jedzie osoba być może odpowiedzialna za atak terrorystyczny na metro pamiętnego siódmego lipca. Do pościgu dołącza się miejscowa policja. Proszę Państwa, Honda kieruje się na północ Westerham Road. Co dziwne, jedzie pod prąd. Zapraszamy do kontaktu z naszą redakcją ludzi będących bezpośrednio świadkami wydarzenia. A tym czasem oddaje głos do studia. Mariusz Max Kolonko, BBC NEW.
- Dziękujemy Mariuszu. Tym czasem do szpitala Świętej Heleny w....


Colin przyciszył radio. Cholera by to. Jeszcze tej policji brakowało. Na szczęście przed sobą miałeś jeszcze jedną przecznicę i wielgaśny parking pięciopiętrowy. Za nim stał centrum handlowe, koło niego metro. Wspaniale zostało tylko wjechać. A to uniemożliwiała rogatka z porządnego materiału, a to wszystko zwieńczone kolcami wystającymi z jezdni. Na szczęście dzięki kilku zabiegom, Harlow miał kilka sekund przewagi. Starczyło opuszczenie szyby, zatrzymanie się, wciśnięcie przycisku, i ruszenie z piskiem opon. Co zabawniejsze, jeden z czarnych aut terenowych zamiast zrobić to samo staranował rogatkę. Udało mu się, bez przeszkód, rozwalić pałąk, lecz przebite wszystkie opony spowodowały nieliche opóźnienie wobec byłego SASowca, który, nie widząc tego wszystkiego, był już na drugiem piętrze parkingu.

Nikołaj Radović
Pisk opon świadczył o jednym. Z Morse'm było źle. I to na tyle, że koledzy SASowca, nie czekali na karetkę. Gdy Nikołaj wstał zostały tylko czarne i czerwone ślady po drugiej stronie ulicy. Czarne po oponach, czerwone...

Bob płakał z przerażenia. Ubyło mu chyba z 50 kilo. Radović podszedł do skulonej postaci w rogu ściany, pomachał mu klamką przed twarz i powiedział:
- Jak przyjdą gliny masz im wszystko powiedzieć. Każde pieprzone słówko! Pajmajet?! - Recepcjonista zdążył pomachać bardzo nerwowo głową gdy padły kolejne słowa Serba - Gdzie masz zapasowe wyjście?! Gadaj bo odstrzelę!

Radović nie czekał na reakcję, gdyż ta mogła nie nadejść. Ruszył. Gdzieś w mieście słychać było sygnały radiowozów. Niby nic dziwnego, w takim mieście jak Londyn non stop gdzieś ktoś jedzie na sygnale, ale mimo wszystko zawsze myśli się, że akurat ten nas dotyczy. Radović mógł być całkiem pewien. To nie Serbia, to prawie prawe miasto. Tu kilka choćby strzałów nie rozejdą się bez echa. Pozostało więc jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.

****************************************
Telefon zadzwonił tylko raz. Nigdy nie dawał czekać ludziom, którzy dzwonili do Marc'a Ston'a. Ci ludzie przeważnie byli wartościowi. Podniósł słuchawkę i nie zdążył nawet wypowiedzieć "słucham".

- Tutaj Radović. Przerwie mi pan to się rozłączę. Okłamałem pana. Podczas wyprawy do metra znaleźliśmy ślady pobytu pod Londynem Niemców. Nazistowskich Niemców w czasie drugiej wojny światowej. Gdy tylko się na nie natknęliśmy LeBlanc wziął nas na muszkę i kazał się wycofać. Doszło między nami do strzelaniny stąd rany postrzałowe. Poszliśmy dalej poszukać Benza, który się oddzielił. Znaleźliśmy więcej śladów, dowodów i trupa jednego z naszych. Sir jakiś tam, odłączył się wcześniej i napotkał jakiegoś napastnika. Wyciągnął klamkę i ktoś go zastrzelił z dziewiątki. Poszliśmy dalej. Dostaliśmy flashbankami i obudziliśmy się już po za jaskiniami. Ja w szpitalu reszta u siebie. W nocy napadł na mnie niejaki Alex Edward Morse, członek SAS i cyngiel Royal. Pielęgniarka go przepłoszyła. Chciał pewnie też uciszyć LeBlanca. Ukryłem się w hotelu &#-124;Julia&#-108; znalazł mnie Morse. Doszło do rozmowy, powiedział, że ma wszystkich członków wyprawy po za mną i Harlowem a zgarnięcie nas to tylko kwestia chwili. Groziłem ujawnieniem wszystkiego do mediów on mi torturami na innych członkach wyprawy i zabójstwami. Postrzeliłem go, może zabiłem. Podam teraz panu miejscowości powiązane z tą sprawą. Suwałki i Góry Sowie. Polska. Całość jest chyba jakoś powiązana z energią atomową. Chyba. Właśnie wdepnął pan w wielkie gówno, które zabija ludzi.
Radović się zaśmiał.
- Pewnie mnie też zabije. Powodzenia. Proszę nie dzwonić, nie odbiorę a telefon zaraz wyrzucę.

Marc siedział jeszcze dobre pięć minut ze słuchawką w ręku.


****************************************


- ... Londynie został właśnie dowieziony poszkodowany ze strzelaniny jaka wybuchła dzisiaj przy Hoteliku Julia w Wandsworth w Londynie. Świadkowie twierdzą, że to były jakieś osobiste porachunki. Natomiast z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że to jakaś akcja rządowa. Na miejsce zostało skierowane sześć jednostek policji, oraz posiłki w formie jednej jednostki grupy antyterrorystycznej. Wszystko wskazuje...

Na ekranie czterdziestocalowego telewizora ukazały się zdjęcia z miejsc opisanych przez dziennikarza. Czerwony napis "Mute" pulsował złowrogo gdy Jozef Wills sięgnął ze swojego wygodnego fotelu po telefon.

- Tak?
- Morse nie żyje. Ty będziesz następny. A potem twoja żona, dzieci, pies i kto mi się nawinie. Chyba, że za minutę Benz i reszta będzie wolna. Jak nie zacznij się żegnać z najbliższymi.

W ciągu następnych dwóch, może trzech sekund w pokoju Willsa rozlegało się tylko pipczenie zakończonej rozmowy.

- Pieprzony Morse!

****************************************


Whisky już zdążyła rozpuścić lód w szklance gdyż Ermin przysypiał na fotelu. Gdzieś leciała muzyka, gdzieś ktoś prowadził rozmowę. Obudziła go wibracja telefonu w kieszeni. Złoty łańcuszek na ręku zabrzęczał gdy Serb sięgnął po komórkę.

Cytat:
Wysyłaj. Wybacz za wciągnięcie. Znikam.
Pozostał tylko Wills
Serb pociągnął porządnego ciepłej szkockiej i wstał.

________________________
See more:
kraty
BBC
Szklanka


 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 29-12-2010 o 18:20.
Fabiano jest offline  
Stary 30-12-2010, 15:07   #97
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Karta sim pękła między palcami, plastik upadł na chodnik. Telefon z wyjęta baterią poleciał do kosza. W tle wyły syreny. Londyn stanowczo był scenerią w której Radović nie zwykł pracować.
Noga bolała, ból ćmił się gdzieś na granicy. Nie był istotny. Istotne było co innego. Musiał działać. Wciągnął głęboko powietrze do płuc i się roześmiał. W słowach, które wypowiedział w jaskini do Benza kryła się prawda. Znów czuł się młody! Lata stagnacji spędzone na pracy, piwku ze znajomymi i okazjonalnych meczach odeszły w nie pamięć. Przekreślone jednym strzałem. Znowu zabijał i znowu chcieli go zabić. Znowu liczył się spryt i doświadczenie. Jego i ścigających. Liczyło się kto był większym skurwielem. Jeden strzał. Tyle zmienił w jego życiu. Uszczęśliwił go.
Mijali go ludzie, tacy inni, tacy nieświadomi, tacy sami. Przykładni obywatele. Klony bez życia. Życie trzeba złapać za rogi i strzelić mu w łeb. Wtedy się żyje. On to wiedział, Morse to wiedział, Collin nie chciał tego przyjąć do wiadomości ale i ucieczka nie będzie mu dana. Możesz się ukrywać, mówić, że żyjesz teraz inaczej, normalnie ale to Ciebie i tak dorwie. Trafi diamentową kulą prosto między oczy.
Chciało mu się śmiać, skakać, rzucić wyzwanie całemu światu. W zasadzie to zrobił. Sypiąc Willsa wsypał i siebie. "Cywilizowani" ludzie nie puszczą mu płazem zabójstwa LeBlanca i Morse. Nie zignorują gróźb pod adresem Willsa. Ale to nic. To nic, że był teraz najbardziej poszukiwaną osobą w Londynie. Ba! Może na całych wyspach. Żył! I tylko to się liczyło.
Zdawał sobie sprawę, że musi jak najszybciej załatwić bieżące problemy a potem uciec. Afryka, Legia, Ameryka Północna czy Bałkany tam ciągle najemnicy byli potrzebni. Ale najpierw bieżące sprawy.
Jeżeli dobrze ocenił gliniarza jako nieprzekupnego Royal będzie miał problemy. Do tego Wills na bank dał się zastraszyć. Nie był człowiekiem wojny jak on czy Morse. Skupi się na bezpieczeństwie swoim i rodziny. Oddeleguje część ludzi do tego. Mniej będą mieli z Collinem na głowie.
Przy odrobinie szczęścia puści Benza i da mu ogon. Nikołaj nie miał zamiaru spotykać się z doktorem jeśli go wypuszczą ani nastawać na rodzinę Willsa. W takim wypadku nie informował by go o tym. Ale skąd tamten mógł o tym wiedzieć?
Wyeliminował na długi czas (a może i na zawsze) dowódcę operacyjnego Royal. Pozbawił ich zimno kalkulującej głowy skazując na Willsa. Może i geniusza ale polityka nie żołnierza.
Teraz musiał w pierwszej kolejności uciec. Dlatego kluczył między blokami, tak by uniemożliwić ostrzał snajperom. Szedł do metra. Przewidzą to ale czy na czas? Czy będą pierwsi? Okaże się, już niedługo. Kto jest lepszy?

Metro przywitało go bez niespodzianek. To dobrze. Kupił za drobne w automacie bilet dobowy i przeszedł przez bramki.
Tłum ludzi, masa języków. Chiński, polski, jakiś pakistański... Jakby rzucić tu kamieniem prędzej by się trafiło w obcokrajowca niż anglika.
Serb nie skierował się od razu do stacji metra, poszedł przejściem łączącym tę stacje z inną. Pokuśtykał schodami na dół, z rozmysłem wolno. Gruba nastolatków go prześcignęła. Szedł kawałek za nimi.



W metrze było od groma kamer. Topornych, starych ale działających. Rejestrowały każdy ruch. Royal na pewno je sprawdzi wiedząc do której stacji się udał. Najpierw te z najbliższego peronu a potem te łączące przejścia. Stanął za młodzieżą przy schodach ruchomych. Następne kamery. Stacja była z tych pomniejszych, straszyła betonowymi ścianami w przeciwieństwie do tych wyłożonych płytkami w centrum. Dotarł na stacje i poczekał na metro jadące właśnie do centrum. Wsiadł i zajął pierwsze wolne miejsce. Myślał.
Musiał się gdzieś ukryć. Mieszkanie i Ermin odpadają. Hotele? Morse udowodnił mu, że łatwo je śledzić... Drugim problemem był brak amunicji. Pozostało mu pięć kul w tetece i trzynaście w browlingu. Zapasowe naboje zostawił w pokoju. Cholera. Niby w myśl zasady jeden strzał jeden trup mógł zabić osiemnastu ludzi Royala. Prawdziwa strzelanina nie egzekucja jednak wyglądał inaczej, mógł wystrzelać cały zapas i nikogo nie zabić. Trzecim problemem do rozwiązania było dowiedzenie się jak zareagował Wills i co z Collinem. Z tym pierwszym będzie problem, znowu nie miał pomysłu jak to rozwiązać. Harlow pewnie do niego zadzwoni jak będzie bezpieczny lub jak go schwytają i każą mu to zrobić.
Wysiadł w centrum. Stacja była z tych lepszych z przezroczystymi panelami chroniącymi przed wpadnięciem pod pociąg. Lub samobójstwem bo Londyńczy upodobali sobie ten sposób tracenia życia.
Kamera była odwrócona w inną stronę. Szybko przeszedł tak by znajdować się w martwym punkcie i oparł się o panele. Pozostało czekać na pociąg w drugą stronę. Wsiąść w największym tłoku i pojechać parę stacji od metra w którym wsiadł. A potem jeszcze pojeździ z godzinkę dwie, czekając na znak od Collina i planując.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 30-12-2010 o 15:15.
Szarlej jest offline  
Stary 06-01-2011, 22:28   #98
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Harlow przetarł czoło jakąś znalezioną w wozie chusteczką, na szczęście było to jedynie drobne skaleczenie. Przeklął cicho, gdy przypomniał sobie o usłyszanej w radiu wiadomości. Teraz miał już na głowie nie tylko wojskowych, ale również policję, jedynym pozytywnym aspektem w tej chwili było to, że udało mu się zgubić na moment pościg. Centrum handlowe było spore, parking miał pięć pięter, a on sam znajdował się teraz na drugim. Zaparkował Hondę, mało już przypominała nowiutkie autko, które musiał pożyczyć, nie czuł się z tym zresztą dobrze. Kradzież i brawurowa jazda były jednak złem koniecznym, gdyby tego nie zrobił, teraz byłby na łasce wojskowych.

Mechanizm ruchomych drzwi zaskoczył od razu, kiedy stanął przy nich Harlow, w środku kręciło się kilkanaście osób, jednak on najpierw zwrócił uwagę głównie na umieszczone przy suficie kamery. Zobaczył również dwóch strażników, nie przejął się jednak, póki jego twarz nie widniała na listach gończych ani telebimach, oni nie mieli powodu by go zaczepiać. Zresztą nie wykazywali zbytnio zainteresowania otoczeniem, pierwszy z nich przeglądał informację o przyjazdach i odjazdach metra popijając Coca Colę, drugi zaś, młodzik ze śmiesznych wąsikiem zerkajął ukradkiem na dwie nastolatki siedzące niedaleko.

Colin był tu już parę razy i wiedział, że na tym piętrze oprócz marketu znajduje się również kilka sklepików i butików. Rozumiał, że musi działać rozważnie, ale i szybko, wojskowi nie mogli tutaj wejść z bronią, ale na pewno kwestią minut było obstawienie przez nich wszystkich wyjść. Postanowił na początek zmienić swój wygląd, miał do wyboru takie marki jak Adidas, Puma, Nike czy H&M, ale zdecydował się na tańsze Penneys. Szary polar zamienił na czarną koszulę, na którą zarzucił kurtkę z kapturem w barwie ciemnej zieleni, jako dodatek wybrał sobie czapkę z daszkiem oraz okulary przeciwsłoneczne. Przebrał się i od razu zapłacił, następnie szybko skierował się w kierunku windy. Po drodze kupił sobie też męską torbę, mogła mu się przydać.

- Hej człowieku! - Zaczepił go jakiś młody mężczyzna ubrany w podniszczone ciuchy, typowy naciągać, którego jeszcze nie wychwyciła ochrona - Masz jakieś drobne?

Colin wcisnął mu w rękę torbę z swoim polarem i wskoczył do windy, z mapki dowiedział się, gdzie znajduje się wejście prowadzące prosto do metra oraz postoju taksówek. Dostał się tam w kilka chwil, zresztą cała zabawa z centrum handlowym zajęła mu mniej niż 15 minut, choć i tak zapewne tylko kilka chwil dzieliło go od natknięcia się na wojskowych. Dlatego od razu po wyjściu sprawdził czy nikt go nie obserwuje i mając do wyboru metro i taksówkę, wskoczył do najbliżej stojącego auta.

Rudy kierowca spojrzał na niego z uśmiechem, ale również zainteresowaniem, z głośnika dobywała się jedna z piosenek Beatlesów.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UrhmktQkxpI[/MEDIA]

- Gdzie trzeba? - spytał.

- Jedź pan w kierunku stadionu Arsenalu, dawno go nie widziałem - odparł Colin.

- Fan Arsenalu? Super - ucieszył się widocznie, następnie ruszył spokojnie, ale stanowczo, nad głową mężczyzny wisiał szalik Kanonierów, na który właśnie szczerząc się wskazywał - Co pan sądzi o Walcottcie?

- Za mało mu dają szans.

- Prawda? Chłopak ma talent, technika, uderzenie, a jak zapierdala po tym boisku. Najgorzej z obroną strasznie się sypie...


***

Na miejscu Colin pożegnał się z kierowcą dodając na koniec, że rzeczywiście nie spodziewał się, iż Nasri dobrze się spisze w klubie. Następnie wyciągnął telefon i wybrał numer Nikołaja, czekał krótką chwilę aż usłyszał głoś Serba.

- Tak?

- Dzięki za ostrzeżenie, było blisko
- powiedział Colin.

- Z mego powodu. Spiąłem się z foką - rzekł Nikołaj, najwyraźniej u niego też było ciekawie.

- Musimy coś wymyślić nim znowu dobiorą nam się do tyłka. - Colin rozejrzał się, nie wyglądało na to, że ktokolwiek go obserwuje.

- Ile masz czasu? - zapytał Serb.

- Nie wydaje mi się żeby już mnie śledzili, ale to kwestia czasu, więc nie powiem, że wiele.

- Dobra. Po rosyjsku mówisz? Bo o serbski nie posądzam
- powiedział, rzeczywiście tego akurat Colin nie znał, ale trochę obijał się po świecie i liznął parę języków, nie można było powiedzieć, że mówi w nich biegle, ale opanował prostą komunikację.

- Trochę, parę razy byłem w tamtych stronach.

- Ciekawe w jakim charakterze -
rzekł już po rosyjsku Nikołaj, Anglik zignorował jego uwagę - Jakbyś czegoś nie rozumiał przejdziemy na angielski. Jestem w metrze i rozmowa o strzelaninach może zwrócić uwagę.

- Rozumiem. -
Krótko, czuł, że ten akurat język nie jest jego najmocniejszą stroną - Jakie ty masz plany?

- Czekaj. Spotkałem Morse. Doszło do strzelaniny. Poważnie oberwał, zabrali go. Podałem nasze informacje do telewizji i dla gliniarza. Wydaje się dobry. Royal ma naszych, wszystkich. Na razie ich nie torturują, ale Morse chciał to zmienić.


- Jesteś ranny? - wydukał niezbyt pewnie, męczył się z tym niemiłosiernie.

- Nie, ale mam mało naboi. Wystrzelałem parę, resztę zostawiłem w hotelu. Jak wygląda sprawa u Ciebie?

- Marnie, zapas mam w mieszkaniu, ale tam lepiej nie zaglądają.
- Przy sobie zresztą również nie miał zbyt wiele.

- Co robimy? Właśnie wysiadam. Za parę minut będę na ulicy niedaleko Big Bena. Będę mógł przejść na angielski.

- Musimy dobrać się do ciała Wilsa, jeśli przesłuchamy jego może uratujemy pozostałych.


- Ciała? Nie żyje? - spytał zaskoczony Serb - Mogą być problemy. Zadzwoniłem do niego ze starego telefonu i obiecałem śmierć. Dla niego i jego rodziny.

- No ciała, jak to będzie po rosyjsku...
- Zastanawiał się przez moment - Skóry? A tak. On ma najwięcej informacji

- Kazałem mu też wypuścić naszych. Może podziała? Wtedy zgarnąłbym wszystkich i zwiał gdzieś. Do Afryki na przykład.


- Wills musi mieć jakichś przełożonych, co jeśli decyzja nie należy do niego?

Colin rozejrzał się po raz kolejny, kilku przechodniów dziwnie mu się przyglądało i już miał zamiar gdzieś odejść, ale w końcu ruszyli w swoją stronę mówiąc tylko - Jakiś pieprzony Rusek przyjechał, co tylko go uspokoiło.

- To w jego głowie... Jego problem by ich przekonać. Spanikuje. Straci panowanie nad sobą. Zginęła jego prawa... Zginął jego doradca to spraw siłowych - zaczął znowu Nikołaj.

- Co w takim razie? Czekamy na reakcje?

- Nie mam innego pomysły. Trzeba gdzieś się ukryć.

- Nie rozumiem tylko komu możemy teraz zaufać -
znowu zaczął dukać, nie przepadał za językami ze wschodu, łamały język i ciężko było wypowiedzieć niektóre zwroty, choć od rosyjskiego podobno trudniejszy był polski, w każdym razie wolał włoski lub hiszpański.

- Sobie. Nawet nie Benzowi. Nawet jak go wypuszczą będzie miał... Będą za nim szli.

- Gdzie w takim razie skryjemy?

- Nie wiem. Poczekaj chwilę... -
powiedział i po chwili już po angielsku dodał - Gdzie jesteś?

- Przy stadionie Arsenalu -
odrzekł z ulgą w swym języku.

- To kawałek. Złapie takse. Pomyśl nad czymś innym. Czego oni chcą. Dorwiemy to pierwsi i przystąpimy do pertraktacji.

- Kiedy sprawdzałem laptopa Benza natknąłem się na jakiś e-mail, wygasł, ale chyba warto byłoby dowiedzieć się kto to. Szczególnie, że inną opcją jest jedynie czekanie.


- Jak chcesz to sprawdzić?

- Może znów poruszę dawne znajomości, nie jestem pewien czy to się uda co prawda.

- Przednio udało się nieźle.

- Oby było tak i teraz. Postaram się czegoś dowiedzieć zanim przyjedziesz.


-Kuśtykam właśnie do taksy. Powodzenia.

- Przyda się. Do zobaczenia
- rzekł na koniec Colin i rozłączył się.

Chwilę później Harlow wybrał numer swojego przyjaciela, miał zamiar umówić się z nim znowu przy magazynach, było tam również sporo pustych kontenerów, można się było między nimi ukryć i jednocześnie mieć widok na drogę, planował zabrać ze sobą na wszelki wypadek Nikołaja, dlatego też ważne by było tam miejsce, w którym Serb mógłby się na początek zaczaić. Jeśli jego znajomy z SAS nie będzie mógł im pomóc ani w zdobyciu informacji o osobie, która wysłała maila, może przyda się w inny sposób.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 23-01-2011, 23:49   #99
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny


Zachrzęściło pobite szkło. Marc Ston kucną i podniósł wlepkę przyklejoną na kawałek szyby. Wlepka Chelsea Londyn. Przyjrzał się jej z obojętnością. Pochodził z Walii, poza tym nie interesował się rozgrywkami piłkarskimi. Wlepka wylądowała na ziemi w śród rozbitego szkła. Szkła było pełno. Najwięcej leżało, co prawda, na chodniku ale, jak widać, ulica też była obsypana. Wielkie okno recepcji, które zieje teraz pustką, wyglądało paskudnie.

Marc spojrzał w górę. Hotelik był niewielkim, stojącym samotnie w śród innych swoich większych braci budyneczkiem. To co mogło tu przyciągać klientów to cena. Ani dzielnica, ani okolica nie była wielce wykwintna. Po obu stronach drogi stały radiowozy. Światło migało złowrogo. Gapiów było co niemiara. Żółtodzioby - ci, którzy nie mają jeszcze roku służby - odganiają tych bardziej natrętnych. Grubasek Bob siedział w karetce z kroplówką i okładem na głowie. Miał zamknięte oczy. Zemdlał gdy przybyła policja. Dziwne, że zawsze dają kroplówkę. Czy się zemdlało, dostało w głowę, czy nawet tylko poczuło się zmęczonym.

- Dzień dobry. Czy można będzie panu zabrać trochę czasu?
- Wolałabym nie - powiedziała paniusia w czerwonym kubraczku. - Pan Beercorn jest w szoku. Jest wycieńczony i najlepiej byłoby gdyby odpoczął.
- Gdzie jedziecie?
- Do świętej Heleny.
- Do widzenia zatem panie Beercorn.

Bob nawet nie spojrzał. Żeby nie unosząca się klatka piersiowa, można by pomyśleć, że nie żyje. Marc westchnął. Coraz dziwniejszy obrót przybiera ta sprawa. Miał w pamięci słowa Nikołaja. Miał je też na taśmie. Słuchał ich już z dziesięć razy. Zanim przyjechał i przejął sprawę, musiał wykonać kilka telefonów. Między innymi do głównego komendanta. Najważniejsze teraz będzie przesłuchanie Morse'a. Nie wiedział jak to zrobić. Nie miał nawet najmniejszego pomysłu. Morse, jak się dowiedział, podległa pod Radę Obrony. I ta, pewnie zechce przejąć śledztwo. I wtedy się zacznie, pomyślał.

...Suwałki
Góry Sowie
Polska
...

Co to ma wszystko wspólnego z Morse'm i SAS'em nie wiedział. Ale nie znał każdego ich ruchu. Nie wiedział, też co ma z tym wszystkim wspólnego Radović, Colin i Benz. Nie wiedział, co ma z tym wspólnego energia jądrowa. Nie wiedział też, jak ma się za to wszystko zabrać. Poprosić Townstona, o krycie w razie gdyby ci od SAS zaczęliby węszyć? Już kazał Julii pokserować całość papierów. Kazał też udawać głupią gdyby się ktoś pytał. Jeśli to co mówił Radović jest chociaż po części prawdą, to mógł się wplątać w niezłe gówno.

Aby potwierdzić rozważania Marc'a. Na obrzeżach strefy zamkniętej zaparkowały trzy czarne Land Rovery. Wyszło dwóch garniaków, wylegitymowali się i ruszyli w stronę Marc'a. No i zaczęło się, pomyślał.

*
Tony Harewood patrzył z niedowierzaniem na komórkę, która przygasała właśnie. Siedział w biurze. Miał dzisiaj dzień wolny ale przyszedł mimo wszystko. Zresztą, jego praca nie wymaga żeby był przez cały czas dysponowany. Dzisiaj go jednak ściągnięto w trybie natychmiastowy. Dawno temu pogodził się z tym, że już nie wyruszy na akcję. Mimo to sentyment pozostał. Mówiły o tym choćby zawieszone nad biurkiem zdjęcia ze spokojniejszych (i mniej tajnych) akcji. Wisiało też zdjęcie, na którym dwóch facetów ryczących ze śmiechy i obściskujących się stoi na tle gór porośniętych gęstą dżunglą. Drugie, zrobione na pace ciężarówki, było mniej wesołe. Dwóch facetów siedziało zamyślonych i wpatrzonych w ciemność. To było zrobione przeddzień feralnej akcji w Iraku. W roku 2005. Od tamtego lata, Cyngiel, miał mieć przydomek Kuśtyk. Nieoficjalnie rzecz jasna.

Twarz Tonego w niebieskawym świetle monitora zdawała się być wyrzeźbiona w marmurze. Ciężko było by wyczytać z niej to co się działo aktualnie w jego głowie. A był zmieszany. Nie wiedział co teraz powinien zrobić. Dostał służbową notkę z dziesięć minut przed tym jak zadzwonił do niego Colin Harlow - a notka dotyczyła właśnie Colina. Wedle niej, Tony, miał odnaleźć wszystkie akta dotyczące spraw, w które zamieszany był były SASowiec. Tony oglądał telewizję. Zresztą sprawa postrzału Morsa szybko została rozdmuchana w śród zainteresowanych. Notka nie spodobało się Harewoodowie. Jednakże bardziej nie spodobała mu się prośba przyjaciela, który chciał dowiedzieć się wszystko (naprawdę wszystko) o Morsie. Do tego chciał by nikt (naprawdę nikt!) nie dowiedział się o tym. Tony nie wiedział jak ma postąpić. Nie było wątpliwości, że nie sprzeda Colina w razie czego. Ale czy grzebanie w aktach Morsa jest bezpieczne. Czy zważywszy na ich wcześniejszą przyjaźń mogą domniemywać, że Colin zadzwoni, albo, że będzie chciał informacji?

Rozległo się pukanie. Do pokoju weszła blondyneczka. Kisha. Litwinka.
- Jest pan proszony do pana Fanning.
- Co ten Fanning może chcieć? - rzucił do siebie Tony. Przeczuwał najgorsze. Wie, że Colin do mnie dzwonił, albo, że będzie, pomyślał. W co on się wpakował? Wstał i poszedł za Litwinką.

*
Kilkadziesiąt minut wcześniej.


- Szpital Świętej Heleny w czym możemy służyć?
- Mamy postrzelonego. Bardzo krwawi. Postrzał pod obojczykiem. Będziemy za dwie minuty. - Męski głos w słuchawce mówił szybko. Bardzo szybko.
- Proszę próbować zatamować... - Początkowo ospały głos pani ratownik odbierającej telefon, ożył, jak mrówki po wetknięciu patyka w mrowisko.
- Wiemy co robić - uciął mężczyzna. - Proszę zawiadomić lekarzy.

Kinga odłożyła słuchawkę i pobiegła do gabinetu lekarzy dyżurnych. Dwie minuty, z hakiem, później w holu rozegrała się istne filmowa scena. Na podjazd dla karetek wjechał Land Rover - czarny jak smoła - wysiadło z niego dwóch mężczyzn i podczas gdy trzeci klął na powoli zbliżających się lekarzy (właśnie dlatego, że powoli) i ratowników, złapał za łóżko, które pchali i szybko i zwinnie położyli na nim czwartego gościa. Krew była wszędzie. Cały wóz był zachlapany. Jedni przez drugich zaczęli wykrzykiwać. Lekarze wołali do pielęgniarek. Mężczyźni do lekarzy. Zaraz z drugiego samochodu wysiadła kolejna partia mężczyzn i poszła na górę, do ordynatora.

Max Perton odkładał właśnie słuchawkę telefonu na miejsce gdy do gabinetu weszło dwóch ubranych na czarno facetów.
- Tak, wiem, wiem. Poinformowano mnie właśnie. Już się przebieram i będę na sali operacyjnej za trzydzieści sekund.
- Piętnaście - powiedział złowrogo ten wyższy i wyszli.
Max stanął, na chwilę ze spuszczoną głową, poklepał się po policzkach i też wyszedł. Przez najbliższe osiem godzin miał nie wychodzić z sali operacyjnej na ostrym dyżurze w szpitalu Św. Heleny.

*
Colin Harlow, Nikołaj Radović



Spotkaliście się po kilkudziesięciu minutach. Stadion Arsenalu jak na godzinę szesnastą był dość oblegany przez turystów. Oczywiście to nie Big Ben, Tower Bridge czy centrum, ale łazili tu różni i robili zdjęcia. Co jakiś czas jakaś grupka zatrzymywała się, oglądała, ktoś gadał, po czym wchodzili do środka. Udaliście się na ławeczki w małym parczku nieopodal budowli. Nikołaja jak zwykle zaniepokoił wieżowiec stojący nieopodal. Świetne miejsce dla snajperów. Ba! Całej ich armii.

Mieliście plan. Mieliście pytania bez odpowiedzi. Niestety na wszystko trzeba czasu. Colin zadzwonił do kupla i rozesłał wici. Radović, hmm, można by rzec, że też. W końcu kto byłby lepszym teraz sojusznikiem niż praworządny i ciekawski policjant. Zwłaszcza taki na wyższym stanowisku. Masz przeczucie, że to dobry pomysł. A z innych dobrych pomysłów to, kiedy jedliście, piliście czy choćby spaliście? Tego już nie jesteście w stanie powiedzieć dokładnie. Teraz gdy adrenalina zeszła, gdy ciągle oglądacie się, gdy usłyszycie klakson czy pisk opon, możecie z całą pewnością powiedzieć, że jesteście zmęczeni. Czas jaki mieliście na przemyślenia i na planowanie, wykorzystaliście dobrze.

_________________________________________
grafika znaleziona na:
szkło
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 04-02-2011, 18:57   #100
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Zbyt wiele ostatnio działo się w ich życiu, jedna wyprawa rozpoznawcza, która miała sprawić by ich nazwiska pojawiły się na pierwszych stronach gazet i w wieczornych wiadomościach, miała całkowicie odmienny rezultat. Colin pamiętał dokładnie moment, gdy zaproponowano mu współpracę, nie był pierwszym człowiekiem na ich liście, ale polecił go jeden z kolegów po fachu, jako alpinista i były członek SAS zdawał się być wyborem idealnym. Perspektywa lepiej niż świetnego wynagrodzenia oraz odkrycia tego, do czego jedynie nieliczni mieli dostęp zrobiła swoje. Wtedy był szczęśliwy, teraz stał na przeciwko człowieka, który również w tym siedział, Nikołaja Radovicia, osoby, której dla której zabijanie było jedynie działaniem mającym zbliżyć go do jego celu. Nie czuł się dobrze w tym towarzystwie.

- Dobra Colin, co teraz? - przerwał ciszę Serb.

- Na początek zadzwonię do Tonyego, musimy sprawdzić, czy wszystko gra - odparł Harlow nie patrząc na mężczyznę.

- A potem? Na dobrą sprawę i tak im niczego nie udowodnimy. - Miał rację, właściwie to znajdowali się na teoretycznie straconej pozycji, teoretycznie, bo wciąż wiele od nich zależało i póki żyli mogli jeszcze sporo namieszać.

- Problem tkwi w tym, że kończą się nam pomysły. Musimy liczyć na to, że rozwój wypadków nam pomoże i coś się wyjaśni. Wiem, że czekanie to słaby plan, ale wyjść mamy nie wiele.

- Dobra, przedzwoń do tego Twego kumpla. Może namierzy IP kolesia od maila, a jak nie, pozostaje przycisnąć Willsa
- stwierdził po czym dodał jeszcze - Ewentualnie złożyć mu propozycje nie do odrzucenia.

- Może Willsa na razie odpuścić?
- spytał Harlow podnosząc wzrok - Przynajmniej do czasu, gdy skombinujemy sprzęt i dowiemy się jakie informacje możemy dostać.

- To alternatywa. Auto trzeba nam skołować. Masz jakiś pomysł?


- Nie jestem z tego zadowolony, ale auto to ważna rzecz, musimy coś ukraść. Tylko coś nie rzucającego się w oczy - powiedział tonem, który świadczył, że nie popiera tego do czego są zmuszeni.

- Czegoś rzucającego się w oczy nie ukradniesz w godzinę.
- Nikołaj sprawiał wrażenie prawdziwego eksperta w tej dziedzinie, na prawdę trudno uwierzyć, że ktoś taki znalazł się na wyprawie. - Znaczy ukradniesz, ale nie bez przygotowania.

- Nie ważne, po prostu chce wiedzieć, że nikt przy tym nie ucierpi.


- Czyli odpada zamówienie taksówki, wyjechanie poza miasto i kropnięcie kierowcy? Żartuje, spokojnie.

- Nie czas na żarty.
- Colin zmierzył go poważnym spojrzeniem.

- Mogę zamiast nich przestrzelić komuś kolano. Chociaż w pewnym gronie jest to uznawane za formę lekkiego żartu... - kontynuował Radović w ogóle nie zrażony reakcją Anglika, najwyraźniej ta forma prowokowania była dla niego niezłą zabawą.

- Powinieneś kiedyś nakręcić jakiś odcinek Monty Pythona z twoim poczuciem humoru, wróćmy do poważnych spraw, które nie wymagają mordowania Bogu ducha winnych Brytyjczyków.

- A jakby wymagało mordowania dajmy na to Polaków? - znów zaczepnie spytał Nikołaj.

- To śmiało do dzieła - odparł sarkastycznie.

- Hmm... Jedyny jakiego znam jest przetrzymywany przez złych Brytyjczyków, ale obiecuje, że tylko kolana im przestrzelę.
- Trzeba przyznać, że miał Serb wspaniałomyślne podejście.

- Nikołaj lubisz takie rzeczy, nie? - powiedział już mniej poważnie, nawet z uśmiechem klepnął go w ramię - Myślałeś kiedyś o polowaniach?

- Jelenie jakoś nie mogły opanować odpowiadania ogniem. Mają coś wspólnego z fokami.

- To zależy, wydaje mi się, że foki czasem potrafią zaskoczyć
- podjął grę Colin.

- Zbytnio się do tego przywiązały, ale fakt, nie można ich lekceważyć.


Harlow roześmiał się, w obliczu ostatnich wydarzeń taka luźna rozmowa była zbawieniem, pozwalała chociaż na moment oderwać się od rzeczywistości. Co by nie mówić musiał przyznać, że dobrze było mieć przy sobie Radovicia, zdolny odstrzelić praktycznie każdego i to bez wyrzutów sumienia, ale i tacy ludzie są potrzebni. Przynajmniej w sytuacji, gdy banda wojskowych zaczyna polowanie.

- A z tematów mniej zoologicznych, chyba dobrze będzie jeśli ja będę jedynie trochę przyczajony, ty właściwie możesz chować się gdzie chcesz - rozpoczął ponownie Harlow - Masz pole do popisu.

- Pójdziemy na miejsce to popatrzę za kryjówką. Muszę mieć tylko czas
- rzekł Serb.

- Ten akurat mamy, tak jak powiedziałem pogadam z Tonym, dowiem się co i jak, a ty zaczniesz w tym czasie już kombinować.

- Nie ma co kombinować. Pochodzimy po Londynie i poszukamy odpowiedniego samochodu. Trzeba tylko skołować kominiarki, bo to całe cholerne miasto jest monitorowane.

- W porządku, to nie powinien być problem
- stwierdził były żołnierz.

- No to do dzieła. Bo jak ktoś z moim akcentem wejdzie i kupi dwie kominiarki...

- Dobra, zajmę się tym -
powiedział z uśmiechem, nie mógł nie przyznać w tej sprawie racji Serbowi - Coś jeszcze?

- Rkm jakiś by się przydał.

- Dostaniesz na gwiazdkę
- rzucił - Wydaje mi się, że to wszystko. Załatwię kominiarki, ty skupisz się na wozie, potem pojedziemy na miejsce.-

- Do dzieła.


Harlow kiwnął głową i od razy zabrał się za wykonanie zadania, zakupienie dwóch kominiarek to w gruncie rzeczy żadna filozofia. Co innego jeśli transakcji chce dokonać człowiek ścigany aktualnie przez zawziętych wojskowych i nie mniej zdeterminowanych policjantów. Dlatego właśnie zdecydował się na bezpieczną formę i zakupu dokonał w dwóch innych sklepach wybierając kominiarki jakby mimochodem wcześniej wypytując ekspedientki o rozmiar tej koszuli w kratę i czy mógłby w niej dobrze wyglądać. Zapewne obie zapamiętają go bardziej jako irytującego klienta, który pytał o wszystko włącznie z sposobem prania, wytrzymałością i materiałem ubrania, niż gościa, który zakupił kominiarkę.

Następnie zabrali się za załatwienie wozu, a właściwie to Serb się zabrał, bowiem rola Colina ograniczała się jedynie do stania na czatach, co zresztą bardzo mu odpowiadało. Jadąc na miejsce odbyli kolejną rozmowę, Nikołaj chciał się upewnić co do kilku spraw, zaś Harlow miał jedynie nadzieję, że czarny scenariusz kreowany przez Radovicia nie spełni się, a przynajmniej nie w 100 %, prawda była jednak taka, że musieli być przygotowani na każdą okoliczność. Zatrzymali się obok jednej z budek telefonicznych by Colin mógł zadzwonić do kumpla.

- Słuchaj Tony... - zaczął od razu, gdy ten podniósł słuchawkę.

- Cześć Mike - przerwał mu błyskawicznie - Nie musisz co chwilę wydzwaniać.

- W porządku
- odparł Harlow zdając sobie sprawę, że jego przyjaciel nie jest zadowolony z tego, iż musi rozmawiać - Chciałem tylko spytać czy nie spóźnisz się na kolację.

- Spokojnie, będę punktualnie, nie musisz się martwić Mike
- odparł - Wezmę te browary tak jak chcieliście.

- Będziesz sam czy wpadasz z kimś? Nie wiem czy przygotowywać dodatkowe miejsce przy stole, a Nick ma bzika na ten temat
- powiedział Harlow spoglądając w kierunku stojącego obok auta.

- Nie
- niepewnie odrzekł Harewood - Zresztą nie jestem pewien, kuzynka Fanny chyba słyszała jakieś plotki i może wpaść, gadała ostatnio ze mną i bardzo marudziła. Niby nie mówiła o żadnej wizycie, ale może tylko czeka aż wyjdę z domu.

- W porządku, dobrze wiedzieć.


- Byłem też spytać o twoje wyniki w szpitalu, to nie jest rozmowa na telefon, ale nie są ciekawe, powinieneś porozmawiać o tym ze swoim partnerem Nickiem, on też może być chory, a rodzinka o wszystko wypytuje, nawet mnie męczyli. Jak się z nimi spotkasz to może być nieciekawie.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła
- stwierdził ponuro Harlow - Dzięki, powiem Nickowi. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia.


Wrócił do auta i przekazał radosne wieści Nikołajowi.

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uSD4vsh1zDA[/MEDIA]

Kolejna rozmowa odbyła się już na miejscu, Serb przedstawił Anglikowi swój plan, a ten cicho przystał na jego propozycję. Była po prostu rozsądna, ale wciąż brzmiała niebezpiecznie. Nikołaj miał ukrywać się na dachach i przynajmniej raz zmienić swoją pozycję, Harlow w zdobytym samochodzie miał być najbardziej odkryty, w razie problemów musiał liczyć na solidne wsparcie towarzysza. Broń cały czas miał w pogotowiu, w razie, gdyby na prawdę szybko był zmuszony ją dobyć. Na pewno będzie ciekawie.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172