Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2010, 19:37   #26
seto
 
seto's Avatar
 
Reputacja: 1 seto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znany
O spożytym posiłku Kosma nie myślał. Można było go spokojnie skwitować milczeniem. Zresztą czego miał się spodziewać. Z towarów, które dostarczył nie dało się zrobić niczego lepszego. Kucharz był kucharzem, a nie magikiem. Chociaż... to nic pewnego na statku, którego kapitanem jest sam Zły albo przynajmniej jakiś jego bliski współpracownik. Malaparte uśmiechnął się krzywo i ruszył do swojej kajuty. Idąc głowę miał pochyloną, a ręce splecione na piersi. Dbał po pozory i z trudem tłumił śmiech. Kiedy dotarł do kajuty zamknął za sobą drzwi i wręcz padł na łóżko. Musiał zapamiętać, żeby nie robić tego ponownie bo nie należało ono do zbyt solidnych. Ksiądz zamknął oczy. W tym samym momencie przypomniał sobie, że musi załatwić jeszcze sporo rzeczy. Przezwyciężył wszechogarniające uczucie lenistwa i ruszył.

Minęło sporo czasu kiedy w końcu wrócił do kajuty. Nie było jeszcze południa, a jemu już nic się nie chciało. Dzień nie zapowiadał się najlepiej. Myśl o marynarzach pracujących na pokładzie i o tym, że on sam nie musi tego robić była pocieszająca.
Malaparte usiadł na chwiejącym się krześle, położył nogi na łóżku i wyjął z torby biblię. Chciał się czymś zająć, bo jeszcze przypomniałby sobie, że ma coś do zrobienia na statku. Otworzył księgę na przypadkowej stronie. Drugi list do Tesaloniczan. Było mu wszystko jedno od czego zacznie. Spojrzał na pierwszy lepszy werset: Albowiem gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: Kto nie chce pracować, niech też nie je!

Duchowny skrzywił się. Jako się rzekło dzień zapowiadał się źle. Biblia powędrowała z powrotem do torby. Malaparte już sięgał po „Boską komedię” kiedy do drzwi ktoś zapukał. Było to miłą odmianą. Ktoś przynajmniej wiedział, że przed wejściem należy pukać. W głowie księdza od razu pojawiła się jedna myśl: „Kogo diabli niosą?”. To pytanie, biorąc pod uwagę sławę kapitana i legendy o nim, zabrzmiało dwuznacznie. Był to jednak człowiek, a nie jakiś pomniejszy mieszkaniec piekła. Smith nie zadając zbędnych pytań wyładował w skromnych rozmiarów kajucie starty papierzysk i najzwyczajniej w świecie odszedł. Był głuchy na wszelkie argumenty. Kosma był tym umiejącym czytać i znającym języki co wg Smitha od razu czyniło go najlepszą osobą do wykonania zleconego zdania. Początkowo Kosma był nieźle wkurzony, że ma to wszystko robić sam, ale po chwili namysłu kiedy ujrzał wizję jakiegoś młokosa, który przewracał by bezmyślnie karty i co chwila go o coś pytał stwierdził, że sobie poradzi.

Plan był prosty. Wystarczyło ułożyć papiery na biurku i kolejno je przeglądać. Problem był w tym, że papiery się nie mieściły. Kosma postanowił wprowadzić w życie teorię twórczego chaosu. Dokumenty zostawił tam gdzie były i wybrał pierwszą lepszą ich stertę. Została ona przetransportowana na biurko. Nie obyło się bez ofiar. Dwie sąsiednie starty zostały przewrócone i... tak powstał chaos. Nie było w tym nic strasznego. W końcu starożytni Grecy twierdzili że Na początku był chaos...

Pierwsza karta zdziwiła Kosmę. Pismo odręczne, stare. Oczywiście w całości po łacinie. Litery dosyć proste, więc już po kilku reformach. Wyglądało na XIV-XV wiek. Część była powycierana i niezbyt czytelna, a Kosma nie miał zamiaru męczyć wzroku. Odnalazł czytelny fragment:


Był wysokiego rodu,
Nie miał po sobie żadnego płodu,
Więcci jęli Boga prosić,
Aby je tym darował,
Aby jim jedno plemię dał.
Bog tych prośby wysłuchał.
A gdy się mu syn narodził,
Ten się w lepsze przygodził:
Więc mu zdziano Aleksy,
Ten był oćca barzo lepszy.

Legenda o Świętym Aleksym? Ciekawe rzeczy miał ten gubernator. Tzn. Kosma nie wiedział o żadnym gubernatorze, ani tym bardziej o jego papierach, a przynajmniej tego by się trzymał gdyby ktoś go pytał. On był tylko prostym sługą Pana, który postanowił pełnić swą służbę wśród ludzi zagubionych, aby ukazać im krętą drogę do Królestwa Niebieskiego... Lubił opowiadać tą historyjkę. Była całkiem ciekawa mimo że nie było w niej smoków. Była też cholernie pożyteczna.

Kolejne dokumenty nie zawierały niczego pożytecznego. Jakieś zapiski handlowe w trzech językach (Kosma nie mógł pozbyć się wrażenia, że w rachunkach się coś nie zgadzało i jakaś większa sumka skapnęła osobom trzecim), fragmenty strasznie nudnego pamiętnika, dużo rejestrów statków, które wpływały i odpływały z portu... Ogółem nic ciekawego. Na szczęście było tak tylko do pewnego czasu.

Kruk delikatnie ujął stary pergamin pokryty grubą warstwą kurzu. Starannie go oczyścił. Jego oczom ukazała się mapa. Zielone kształty na niebieskim tle. W prawym dolnym rogu róża kierunków. Kosma nie był zbyt dobry z geografii, ale to wyglądało na Indie. Na mapie były zapiski, większość niestety nieczytelna. Jeden element był za to dobrze widoczny przerywana linia biegnąca od najbardziej wysuniętej na południe części Indii, pomiędzy wysepkami na południu i kończąca się na jednej z nich. Obok tej wyspy był mało czytelny napisz metástasis -przerzut. Po hiszpańsku. Ciekawe.

Sprawa wymagała przemyślenia. Punkt przerzutowy w okolicach Indii... Piraci? Przemytnicy? Tak czy inaczej mapa była coś warta. Malaparte zwinął ją i schował do torby. Planował ją sprzedać. Czas był jednak nieodpowiedni. Od razu zostałoby to powiązane z dokumentami przytarganymi przez Smitha, a ten zapewne od razu zażądałby swojej doli. Znając życie miałaby to być lwa część. Tego Kosma nie chciał. Wolał odczekać, dzięki temu miał czas lepiej poznać wartość pisma, a nuż ktoś na statku przypadkiem powie coś na ten temat? Ostatecznie Kruk zaciągnął się na dłuży okres. Czasu miał pod dostatkiem, a w jakimś porcie sprzedaż mapy powinna być łatwiejsza.

Duchowny z lekkim uśmiechem na ustach wrócił do pracy. Kto wiedział co jeszcze uda mu się znaleźć?
 
seto jest offline