Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2010, 01:02   #72
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
O nie, nie. Nie da się tak łatwo zrobić Lechnerowi. Jeśli myśli, że kilka głosów i rąk wychodzących ze ściany wystarczy, to się głęboko myli. Ciosy zadawane przez ręce zostawiały za sobą bolesne ślady. Ból na plecach, gdzie skórę rozryły mu długie kobiece pazury, był rzeczywisty. Ale bardziej bolało go, że Lechner karmi go czymś takim. Teraz, kiedy ten cholerny doktor zyskał jego szacunek i Torg go polubił za to, że ten pokazał mu, jak czerpać radość z zabijania, Lechner chce się na nim wyżywać. Powinien mu dać, kurwa, święty spokój i pozwolić delektować się Jill. A tak, nie dość, że wrzuca go w środek jego własnych majaków, to jeszcze rozdziela go od Jill.

Ból był rzeczywisty i Torg nie potrafił zapanować nad emocjami. Droga ucieczki była tylko jedna i Torg nie umiał się powstrzymać przed skorzystaniem z niej.

Dopadł drzwi i bez zastanawiania się, przekroczył próg pokoju, który był za nimi. Pokój zupełnie nie pasował do tego, co do tej pory spotkał na swojej drodze w przybytku Lechnera. to był ewidentnie pokój hotelowy... czyli, kurwa, dalej halucynacje. Z jednej zwidy w drugą i tak w kółko. Gdzie jest koniec tego wszystkiego? Przecież to Jill wypiła napój z butelki, to ona powinna schizować... A może to są właśnie halucynacje Briggs? A Chris jest ich częścią?

Myślenie chyba nie ma przyszłości w tym momencie, bo w niczym nie pomoże Chrisowi. Może, gdyby ewentualnie stracił przytomność... może w ten sposób dałby radę uciec od przywidzeń. Albo ignorować.

Szybko rozejrzał się po pokoju... Butelka wina... dwa kieliszki... duże łóżko... charakterystyczne tapety w rozgrzane słońca... równie charakterystyczna pościel... śmiali się z niej oboje, bo była w bakłażany. Niewiele wspólnego z romantyzmem, a przecież wynajęli ten pokój, żeby uczcić ich znajomość. Właśnie tak romantycznie, to tej nocy, po krótkiej znajomości, Simone miała mu się wreszcie oddać.

Gdy przypominał sobie szczegóły, usłyszał, że w łazience jest włączony prysznic. Tak... zaraz powinna wyjść z łazienki... w białym szlafroku i mokrych włosach... uśmiechnięta... szczęśliwa... Boże, jaka ona była wtedy szczęśliwa, wprost emanowała radością, promieniowała, była jak jedno z tych rozpalonych słońc, które były porozrzucane po ścianie pokoju. A jaka była napalona...

Było wtedy lato. Chris czekał na nią w lnianych, kremowych spodniach i luźnej, bawełnianej koszuli. Było gorąco, miał podwinięte rękawy. Gdy wyszła spod prysznica, czekał już na nią, wyciągając w jej stronę lampkę wina. -Jesteś piękna – powiedział jej. Nie odrywając od siebie oczu, zakosztowali półwytrawnej goryczki. Christopher przy Simone pierwszy i ostatni raz w życiu miał wątpliwości: zrobić to, czy nie zrobić. To dlatego, że naprawdę była tak piękna, że większość mężczyzn stawała się po prostu bezrozumna na jej widok. Christopher był jednym z niewielu, którzy podjęli wyzwanie uwiedzenia jej. Co okazało się zresztą jedną z najprostszych rzeczy, jakie w życiu robił. Znudzona swoim mężem i dostatnim życiem, błyskawicznie wpadła w sidła przystojnego mężczyzny, którego wzrok oznaczał dla niej namiętność, pasję i przygodę. Jego słowa obiecywały jej szczęście i spełnienie. Szła za nim jak w ogień. Nie myślała o konsekwencjach. Najważniejsze, że stała teraz wykąpana i pachnąca, piła wino i wpatrywała mu się głęboko w oczy. Czuła dreszcz na samą myśl o tym, co za chwilę się stanie pomiędzy nimi.

Torgiem na tyle szarpały wątpliwości, że przez pierwsze pół godziny powstrzymał swoje żądze na wodzy i kochali się, jak gdyby rzeczywiście odnaleźli w sobie nawzajem pogubione wcześniej elementy układanki.

Nie trwało to długo. Przed Torgiem bardzo jasno stanął teraz obraz tego samego łóżka, na którym leży nago i pije wino. Obok niego nago wije się Simone i głaska go dłonią po całym ciele. Szepcze coś do niego, śmieje się, jest nienasycona, a Chris cały czas walczy ze sobą i żałuje, że rozpoczął z nią tą całą historię. Nie może chyba w przyszłości angażować w to tak nieskazitelne piękności.

Stał teraz znowu w tym pokoju i obserwował, jak dawno temu, puściły mu bariery i zabrał się do roboty. Zaczął ją namiętnie całować i dotykać, powoli, kolejna tej nocy, gra wstępna, zaczynała się przemieniać w pełen pożądania akt miłości. Dyskretnie sięgnął po kajdanki i delikatnie przypiął ją do łóżka. Spodobało się jej to. Wątpliwości zaczęła mieć w momencie, gdy jej usta wypełniły jej własne majtki, a już zupełnie spanikowała, gdy zalepił je mocną taśmą. Zobaczył przerażenie w jej oczach. Wreszcie stała się normalna, a nie tak cholernie piękna, aż do wyrzygania.

Nigdy wcześniej nie robił tego poza swoją piwnicą, gdzie miał przygotowane miejsce tortur. Tam nigdy nie musiał ich kneblować. Uwielbiał, gdy krzyczały. I tak nie było nigdy szans na to, że ktokolwiek je usłyszy. W hotelu było jednak inaczej. Musiał niestety zadbać o bhp stanowiska pracy. I to go bardziej wkurwiało. Był wściekły, że musiał ją kneblować. Tym bardziej się na niej wyżył. On i jego nóż zostawili na niej wieczne ślady – pamiątki nie do zniszczenia. Blizny na całym ciele. Krwawe tatuaże. odcięte sutki, które kolekcjonował. Pocięta wagina. Jego krwawe podpisy na żywym efekcie pracy. Twarz zawsze zostawiał w spokoju. Nikt się później nie domyślał. Zostawił ją tak, jak wszystkie: z kompletem zdjęć, stanowiącym pełną dokumentację ich namiętnego związku. Wspólne randki w parku, trzymanie się za rękę w kawiarniach, namiętne pocałunki na ulicy i w sklepie. Wolały nie zdradzać swoim cholernie wpływowym mężom ran, niż ryzykować, że ktoś dowie się o ich romansie. Pierdolone hypokrytki. Prędzej, czy później i tak przecież wszystkie rany musiały wyjść na jaw. Wtedy uciekały. Wolały po prostu znikać, ale ustawione finansowo, niż ryzykować utratę wszystkiego, poprzez udokumentowany romans. Próżne, znudzone suki. Kurwa, jak on ich nie cierpiał. Nie potrafiły nawet docenić, jak wielką przysługę im wyświadczał.

Szmaty. Kurwa. Nie zasługiwały na niego. Gdyby wcześniej trafił do tego popierdolonego miejsca, już dawniej zacząłby je po prostu mordować. Najpierw by używał na nich ile wlezie, a później gwałciłby je nożem. Kurwa, aż do gardła.

Nagle uświadomił sobie, że odgłos prysznica to nie jest omam. Naprawdę ktoś jest w łazience. Czyżby rzeczywiście za chwilę miała z niego wyjść Simone?

Woda ucichła. Przez chwilę nic się nie działo. Chris czekał w napięciu. Patrzył na drzwi łazienki, aż zaczynały go boleć oczy. Słyszał, że ktoś jest w środku. Nagle drzwi zaczęły się uchylać i do pokoju weszła... Stella. Kurwa, gdyby to była Stella, to Christopher byłby szczęśliwy. Stelli była tylko twarz. Reszta... reszta to była jakaś pierdolona plątanina. Niby wszystko było na swoim miejscu: dwie ręce, dwie nogi, dwa cycki, ale... wszystko to było, kurwa, takie jakieś popierdolone, jakby pozlepiane z różnych, kurwa, ciał. Każdy centymetr tej pierdolonej hybrydy był jakiś nieprzystający do siebie.

-Żałujesz swoich zbrodni? Jeśli nie, to sprawimy, że zaczniesz... - wydobyło się z gardła tego czegoś. I brzmiało jak jakiś pierdolony wielogłos. Było to obrzydliwe do skraju wytrzymałości. Chrisa powoli zaczynało zbierać na wymioty. Przyglądał się nieugięcie każdemu fragmentowi ciała tego czegoś, tej nowej Stelli i zaczynał się modlić, żeby przestał tu być.

„Kurwa Chris, to są pierdolone haluny, nic więcej! Tego tu, kurwa, nie ma! Przestań się niańczyć – przetrwaj to! To tylko jebany prezent od Lechnera!”, mówił do siebie. W jego ręku znowu pojawił się nóż i odezwał się, nabierając pewności siebie: -Nie wierzę w nic, co teraz widzę. Ty nie istniejesz i gówno mi możesz zrobić.

-Może nie istnieję, ale czy to jednocześnie oznacza, że nic ci nie mogę zrobić? – potwór uśmiechnął się paskudnie obnażając zakrwawione zęby. – Jestem tworem twojego umysłu, a ból pochodzi właśnie stąd. – dotknięta końcówką tasaka swojego czoła.

-Chcesz, żebym żałował tego, co robiłem? To, kurwa, wy same chciałyście, żeby was pieprzyć i wyżywać się na was. Wiecznie niezaspokojone i niezadowolone ze swojego dostatniego życia. Znudzone mężami, szukałyście podniet, to im wam dostarczyłem. Dziękujcie mi za to. Pindy jedne. Jak chcesz, możemy jeszcze raz się zabawić. Tutaj, w tym samym hotelu, gdzie rypałem Simone. Proszę bardzo. Zrobię to ci jeszcze raz dla uczczenia wszystkich pozostałych rypań. Proszę - tu jest łóżko. Może najpierw wina? Przecież tak, kurwa, lubicie te wszystkie ceregiele? - Chris chwycił za butelkę i zaczął nalewać czerwony płyn do kieliszków. Trzęsły mu się ręce, część alkoholu spłynęła prosto na obrus.

-Obawiam się, że nie rozumiesz. Nie rozumiesz co to ból, co to upokorzenie. – stwór zrobił krok w jego kierunku. Wyglądał jakby poważnie zastanawiał się nad tym co zamierzał teraz zrobić. – Najlepsze lekcje, to te okupione krwią. Poczujesz dokładnie to samo co my i mam nadzieję, że będziesz błagał o litość tak jak my błagałyśmy. Liczę, ze nas nie rozczarujesz... - z ust Stelli wydobył się nienaturalnie długi język. Najwyraźniej się oblizywała.

"Spokojnie, to jest tylko w twojej głowie", mówił do siebie. -Chyba jednak cię nie zerżnę, bo jesteś obrzydliwa. Ale z chęcią się napiję. - wychylił jednym haustem kieliszek i błyskawicznie oblał postać zawartością drugiego. W tej samej chwili chwycił butelkę i zamierzył się nią prosto na głowę stwora. Szkło rozleciało się na kawałeczki, orając głęboko głowę kobiety, która nie zareagowała na cios. Czerwone wino i czarna krew wąskimi strugami zaczęły zalewać ciało monstrum. Stella uśmiechnęła się jedynie i wyjęła z głowy sterczący kawałek butelki. - Lubisz ostro pogrywać, niczego innego się po tobie zresztą nie spodziewałyśmy. Grzechów nie da się tak łatwo wymazać, szczególnie siłą.

Chris powoli zaczynał panikować. Jeśli to coś nie odczuwa bólu, to był w czarnej dupie: -Przecież to, kurwa bez sensu! Nawet, jakbyś mnie tu zamordowała, to i tak będę żył, bo ty nie istniejesz, to tylko schiza doktora.

-Nie zamierzamy cię zabijać, nie po to tu się znalazłeś. - oślizgła ręka stwora złapała Chrisa za ramię.

-Nie dotykaj mnie! To obrzydliwe! - Torg się wzdrygnął z obrzydzeniem i odruchowo zamierzył nożem, który przebił rękę na wylot. I znowu nic. Tak, jakby wiaterek zawiał, a nie ostrze przeszło na wylot. Żadnej reakcji. Nie da się z tym walczyć.

-Obrzydliwe? Jesteśmy twoim tworem, wynikiem twojego dotychczasowego życia. Chyba rzeczywiście nic nie rozumiesz – Stella kontynuowała swoim wielogłosem. -Pokażemy ci...

… I tu skończyła się wolna wola Christophera. Długaśny język Stelli wylądował w ustach Torga i zaczął penetrować jego wnętrze. Gwałciciel zupełnie przestał czuć, co się z nim dzieje. Wydawało mu się, że uleciał gdzieś z ciała i rozpoczął morderczą wędrówkę po muzeum własnych zbrodni. Nie zdawał sobie z tego sprawy. Odzyskiwał świadomość w różnych miejscach: raz w hotelu, raz w znajomo wyglądającej piwnicy. Za każdym razem widział nad sobą twarz mężczyzny ze ściśniętymi ustami, który go penetrował. Tak mocno, że czuł, jak żołądek podchodzi mu coraz bardziej do gardła z każdym uderzeniem miednicy mężczyzny o pośladki Torga. Czuł zmasowany atak bólu dosłownie w każdym zakamarku ciała Każdy pierdolony milimetr był rozcinany jakimś cholernie ostrym ostrzem. Czuł, jak coś wbija mu się w plecy, coś niewygodnego uwierało go pod łopatką, zaczynało przebijać się przez skórę i dalej, głębiej drążyć, żeby wyjść na zewnątrz gdzieś w okolicach brzucha. Ból rozsadzał go na strzępy. Miotał się na wszystkie strony. Cały był lepki, wymazany jakimś płynem, który szybko zasychał na jego skórze. Dopiero po chwili zorientował się, że cały jest we krwi, która spływa jego porami na podłogę. Na łóżko. Na piach. Na chodnik. Wszędzie, bo nie wiedział, gdzie znajduje się w tej chwili. Znajdował się wszędzie na raz. I wszędzie na raz ten sam facet zadawał mu cierpienie: nożem, nożyczkami, skalpelem, rozżarzonym ostrzem. Czuł chyba wszystkie rodzaje bólu naraz. Nie wierzył, że jakikolwiek człowiek jest w stanie to przetrzymać. Twarz człowieka, który coraz mocniej i głębiej wchodził mu do tyłka, zaczynała opadać z cienia i powoli dostrzegł, że to jest... Christopher Torg... Nie! Kurwa! Nie mogę! Ale krzyki na nic się tu zdawały. Cały czas trwał w swojej katordze. 63 kobiety zniszczone przez niego, to daje 63 kaźnie w jednym miejscu na raz. 63 razy spotęgowany ból każdego cięcia, 63 gwałty naraz. I wszystko nabierało coraz większego tempa, co dawało się odczuć nie tylko przez narastające odczucie bólu, totalnego zawirowania w głowie, ale przede wszystkim poprzez coraz szybsze ruchy w jego tyłku, które w końcu zlały się w jedno ciągłe ruszanie. Skóra zdarta aż do samego mięsa... Kurwy!!!!!!!!!!!!!! Zasłużyły na to!!!!!!!!!!!!!!!!! -Teraz będę je zapierdalał jeszcze mocniej!!!!!!!!!! Zobaczysz, Lechner!!!!!!!!!!!!!!! - wydobył z siebie wrzask, bo jakiś przebłysk, jakaś plama wolna od krwi, jakiś jeden pierdolony mikrob, który nie został jeszcze pocięty na kawałki, zaśpiewał mu, że musi się postawić, żeby ten skurwysyn odpuścił z tymi swoimi pierdolonymi seansami.......................................... ........................

***

…............................................... ..................nie wiadomo, czy poskutkowało to, czy coś innego. I czy w ogóle coś poskutkowało. Bo to, że Torg znowu widział ściany korytarzy, pomieszczenia, które już znał z wycieczek z Jill i z Joshem, o niczym nie świadczyło. Oczy otwierał delikatnie. Przygotowany na to, że każde nowe mrugnięcie sprowadzi na niego z powrotem faceta, który... Dreszcze przeszły przez całe jego ciało, podniósł się na łokciu z pozycji leżącej i zwymiotował obok siebie. Rzygowiny miały kolor... czerwony. Kurwa, nie! Tylko nie znowu! Gwałtownie odwrócił się w drugą stronę i położył na zimną posadzkę. Zamknął powieki. Chciał spać. Oczy ściskał, aż bolały, ale w głowie wciąż słyszał:

-Nie mamy wpływu, czy to co zobaczyłeś zmieniło cię, czy nie. Odejdź i pamiętaj, że będziemy tutaj na ciebie czekać.

Niby zasnął, niby dalej był po prostu nieprzytomny. Miotał się z boku na bok. Nawet nie zauważył, jak przeturlał się po własnych wymiocinach. Ktoś, kto by nad nim kleknął i przytknął ucho do jego ust, usłyszałby ciche: - ...ku...rwa......nie....
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline