Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2010, 13:01   #504
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
W jednej chwili zapomniała o sprawie Lionory. Teraz przed sobą miała taki kąsek, że okazałaby się kompletną kretynką, gdyby z tego nie skorzystała. Istna wisienka na torcie! Co tam tak strzegą? Co tak pilnują? Mury wyglądały na bardzo solidne, a położenie? Na uboczu, z dala od większych miast... Wielkie bogactwo? To byłoby za mało przy zastosowaniu takich środków ostrożności. Czas udowodnić im, że ich obrona wcale nie jest skuteczna, ja im się wydaje.
Francesca zagryzła wargę.
>>>Jednak opłacało się odwiedzić te odległe przestrzenie. <<<

Wioska była idealnym miejscem na spytki. Mieszkańcy na pewno będą doskonałym źródłem wiedzy. To oni żyli tutaj i na pewno z ciekawością obserwowali każdy krok wykonany przez osoby zamieszkujące warownie. Ba! Może i nawet wiedzieli, co takiego tam strzegą. Niezwłocznie ruszyła w stronę wioski.
Świtało. Ludzie powoli budzili się, otrząsając się z koszmarów, czy pięknych snów. Już z daleka dostrzegła babcię siedzącą przed domem. Ona też ją dostrzegła. Bystry wzrok jak widać z wiekiem nie zawodził, przynajmniej u niej. Wampirzyca stwierdziła, że nawet mógł jej się w pewien sposób polepszyć, bowiem staruszka, dzięki doświadczeniu, mogła zobaczyć jeszcze więcej.

- Dzień dobry... – powiedziała od razu i ukłoniła się lekko.
- Dobry... – powiedziała staruszka, ale zbytnio nie zwracała na nią uwagi, wyglądała tak jakby miała wiele ciekawszych zajęć niż z nią rozmawianie, chociaż siedziała i spoglądała w przestrzeń.
- Mam pytanie, to chyba pani jest oczami i uszami tej wioseczki jak dobrze domniemam...
- Może tak, może nie... nie lubię rozmawiać z obcymi, a szczególnie z obcymi ladacznicami – spojrzała krytycznie na skąpy strój nowoprzybyłej. Francesca uśmiechnęła się, była na to przygotowana.
- Tak się tylko chciałam wypytać, kto mieszka w tej warowni...
- My też chcielibyśmy wiedzieć... – powiedziała tajemniczo staruszka.
- Jak to? Mieszkacie obok, a nawet nie wiecie?
- A no nie wiemy, ot kilku wojaków się kręci od czasu do czasu, podatki zbierają za ochronę.. a my tu piersi byli... złodzieje...
- Co pani mówi! Przecież tak nie można – temat się rozwijał, widać było, że sprawa warowni bardzo absolwowała staruszkę.
- Mam pomysł, możemy wymienić się informacjami... – staruszka spojrzała na nią wrogo.
- Mnie tam informacje niepotrzebne – machnęła zmarszczoną dłonią.
- [i]Pani powie mi, co wie, a jak ja się dowiem wszystkiego, opowiem pani... tylko pani będzie wiedziała, co tam się dzieje[i]
- Phhiii – prychnęła- a po co mi tam wiedzieć, niedługo do ziemi czas mi będzie iść... a wiedza taka nieprzydatna wcale.
- Ale proszę pani, jak się okaże, że tam jakieś sprawki piekielne szykują, to pani się przyczyni do ich rozwiązania... z czystym sumieniem lżej będzie na pewno
- Sprawy piekielne? A co pani wiedźmin, że się chce plugastwem zajmować?
- Nie, ale nie lubię tajemnic...
- Ja również. Kim pani jest?
- Nie mogę tego powiedzieć, ale można założyć, że jestem strażnikiem...
- Tak? Z żołnierskim plugastwem tez nic nie chce mieć wspólnego, więcej płacić nie będę
- Nie jestem żołnierzem. Doszły mnie pewne wieści, abym sprawdziła te miejsce... chciałam się dowiedzieć, czy aby nie jest tutaj czynione coś niepokojącego, ale jeśli pani nic istotnego nie widziała...
- To było od razu tak. Tam się dziwne rzeczy dzieją. Kobiety znikały kiedyś, młode, piękne... teraz już się uspokoiło... w nocy wychodzą, obchód robić... nad ranem czasami...
- A ktoś tam z waszych pracuje?
- A no tak sprzątać chodzą baby, ale nic nie mówią. Tylko, że wszystko w porządku, że bać się nie ma czego. Ale ja im nie wierze, przekupione zostały pewno! W głowach im specjalnie pomieszano ino nie gadały!
- A jak strzeżona jest forteca? Da się wejść, niezauważonym?
- O nie... nawet pod murami przejść nie można. Dzieci kazali pilnować mam, żeby tam bawić się nawet nie chodziły.
- A kto w takim razie tym rządzi, wojak jakiś, czy może ze szlachty?
- A no wojskowych samych widziałam... nie kręcą się żadne wypindżone fircyki...
- Mogę się gdzieś zatrzymać, tak żeby się nikt nie dowiedział?
- Zbyt mała wioska nasza, ale w stodole możesz się ukryć na jakiś czas...
- Przespać się tylko muszę... i umyć


Wtedy nagle rozległ się krzyk dziecka.
- Babciu, babciu, a .... – mały chłopiec staną w drzwiach domu zamurowany, nie zdążył powiedzieć o co chodzi. Wielkimi oczami wpatrywał się w nieznajomą, nie często zdarzało mu się widywać kogoś obcego, a tak charakterystycznej osoby to prawdopodobnie nie widział nigdy w życiu.
- Już dobrze Krin, nie bój się pani – chłopiec jak zahipnotyzowany wciąż patrzył na wampirzyce. - Wejdź do środka... – staruszka rozejrzała się, po czym wstała. Francesca ruszyła za nią.
- Umyjesz się u nas, tylko wody sobie sama nagrzejesz, bo inne sprawy mają do roboty niż ci usługiwać... Menwel! – krzyknęła teraz staruszka, zaraz odezwał się kobiecy głos.
- Słucham mamo!
- Chodź no tu! – zza drzwi wychyliła się kobieta, która podejrzliwe spojrzała na nowoprzybyłą. Chłopczyk zaraz pobiegł w stronę kobiety i przytulił się do niej.
- Matko? – czekała na wyjaśnienia.
- Gościa mamy. Ważnego – podkreśliła ostatnie słowo staruszka.
- Idź się pobaw na dworze Krin... – pogłaskała chłopczyka po główce, jednak ten ani myślał o odstąpieniu choćby na krok swej matuli.
- Nasz gość musi się wykopać i odpocząć, a ty zajmij się swoimi sprawami – widać było kto w tym domu sprawuje piecze nad władzą. Kobieta o nic więcej nie pytając, zniknęła za drzwiami pokoju razem z synkiem.
- Tutaj masz balie, a na dworze jest studnia... więc wyślę kogoś, żeby przyniósł ci wodę. Możesz u nas zostać tylko ten jeden dzień, bez wychodzenia. Nie chcę, aby moja rodzina miała przez ciebie kłopoty. Jednak chciałabym, aby ktoś zrobił już porządek z warownią... – urwała, po czym zniżyła głos – po mojej śmierci chciałabym, żeby był tu spokój.
- Doceniam pani pomoc

Nie minęła chwila, kiedy w domu zjawił się mężczyzna, jak wampirzyca się domyśliła, ojciec dziecka. Mężczyzna był dobrze zbudowany, ubrany w coś na kształt serdaka ze skóry, który swoją prymitywnością powodował zniesmaczenie. Dodatkowo cuchną oborą, pewnie właśnie skończył poranne karmienie zwierzyny.
- Przynieś no wodę... gościa mamy, umyć się musi... tylko nie mów o nim nikomu...
- Gościa? – wszedł do kuchni spoglądając podejrzliwe spod krzaczastych brwi, widać to u nich rodzinne. – dzień dobry – powiedział kulturalnie i o nic nie pytając wyszedł z domu. Staruszka jak widać miała swoich prywatnych niewolników.
- Ten co włada zamkiem zwie się Angus Shewnington, ale ode mnie się tego nie dowiedziałaś...
- Jasne, ułatwi mi to bardzo sprawę

***

Świeża i wypoczęta wieczorem ruszyła w stronę twierdzy. Oczywiście tak, aby nikt jej nie widział, doceniała pomoc starszej kobiety, jakby teraz zdradziła, że ją ukrywała, na pewno ten cały Angus dowiedziałby się o jej przybyciu i zamiarach. Szła cicho przemykając między budynkami, gotowa w każdej chwili użyć którejś ze swojej mocy. Na szczęście mieszkańcy grzecznie zostali w swoich domostwach. Gdy znalazła się przed główną bramą, wcale nie zdziwiła się, że jest pilnowana. Strażnicy o dziwo nie spali, rozmawiali ze sobą, ale rozmowa im się zbytnio nie kleiła.
Francesca szła w ich stronę jak gdyby nigdy nic, oni natychmiast wlepili w nią wzrok.
- Proszę opuścić ten teren... – powiedział jeden z nich, jednak bez większego przekonania w głosie.
- Ja do Angusa Shewningtona, wpuście mnie złotka
- Eeee nasz pan, nic nie wspominał o gościach
- Nie wspominał, bo jestem dla niego prezentem... – powiedziała uśmiechając się lekko, podeszła do jednego ze strażników – dla ciebie też mogę być prezentem... jeśli dobrze zapłacisz... złociutki... – zbliżyła tak bliski, że strażnik musiał się trochę odsunąć. – Chyba nie odmówicie przyjemności swojemu władcy... – strażnicy spojrzeli na siebie.
- Dobra wchodź, ale ja już skończysz ... przyjdź do mnie... –powiedział trochę wygłodniałym wzrokiem. Francesca uśmiechnęła się figlarnie, podeszła do niego, po czym pocałowała go namiętnie.

- Do zobaczenia w takim razie...
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline