Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2010, 14:27   #16
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cisza zimowej nocy była miłą odmianą po podróży w licznym towarzystwie i nie mniej gwarnym Elandone. Mimo że po wielodniowej podróży tyłek dawał się tropicielowi we znaki, czerpał on z jazdy dużą przyjemność. Wszystko działo się tak szybko, iż zdawało mi się, że jest w Damarze od zawsze. Niemal zapomniał jak to było, gdy mógł samotnie przemierzać swój las, czy też przebywać w ciszy w swojej pracowni, gdzie nikt mu nie zawracał głowy bezproduktywnym ględzeniem, a praca robiła się niemal sama. Teraz zaś delektował się powiewami czystego, mroźnego powietrza, światłem księżyca rozbitym na miliony gwiazd w leżących na lodzie płatkach śniegu i cichym szumem ciemnego lasu przed jego oczami. Jednak mimo kojącego duszę otoczenia, jego myśli nieubłaganie wracały do przyziemnych problemów, od nieoczekiwanych gości poczynając.

***

Po przyjeździe dzień był tak pełny zajęć, że dopiero wieczorem Robert oddzielił goszczącego w Elandone kapłana Valkura od kilku tuzinów innych kręcących się po zamku mężczyzn. Jasne spojrzenie Ragnara połączyło się z jego wzrokiem, nim jednak zdołał rzec słowo, Wulf już skoczył wypytywać gościa o interesujące go szczegóły. Dopiero po chwili zmitygował się, przedstawił resztę i zaprosił go do stołu. Robert westchnął w duchu, wyciągnął do gościa prawicę i rzekł:
- Pani Jeziora jest i naszą panią, i nic, co od niej pochodzi nie zda nam się dziwne czy szalone. Spocznij przy ogniu i podziel się z nami szczegółami swej misji.
Gdy Ragnar przyjął zaproszenie do stołu, Robert podał mu kubek grzańca.
- Skoro mamy spędzić razem zimę rzeknij nam coś o sobie, Ragnarze. Wulfa już zainteresowała twa misja, jednak póki śniegi leżą będziesz musiał czas spędzać w okolicy i nic na to nie zaradzimy. Miło więc wiedzieć kogo się gości pod swym dachem

Ragnar skinął poważnie głową
- Jasne, panie Valstorm, wasza sprawa pytać, mnie odpowiadać. W końcu dobrze wiedzieć kogo się do ognia zaprasza – grzał chwilę ręce od glinianego kubka z aromatycznym napojem.
- Jestem kapłanem Valkura, co pewnie dziwi w krainie gdzie do najbliższego morza setki mil. Wędrowałem z grupą… przyjaciół, szukając mrzonki, złotej rybki spełniającej życzenia. O dziwo znaleźliśmy to czego szukaliśmy, każdy z nas. Tylko nie każdy wyciągnął wnioski z tego co nam dane było nauczyć się podczas podróży. Szukaliśmy Ifryta, schowanego za labiryntem przepowiedni, magicznych sztuczek, intryg Auril. Wyruszyłem by go odnaleźć bo potrzebowałem pomocy w mej prywatnej sprawie. Sprawie ważnej dla mnie i mojego zakonu. A gdy miałem szansę, by ją rozwiązać uznałem, że pewne sprawy są ważniejsze. – Ragnar uśmiechnął się i zapatrzył w kubek. – A potem pojawiła się Pani Białego Jeziora i jej oferta.
Ragnar rozsiadł się wygodniej i popatrzył na seniora rodu.
- Widziałeś ją kiedyś? Rozmawiałeś z nią
- Taaak... - z wahaniem odparł Robert, przypominając sobie swoje sny. Czy to było można nazwać spotkaniem? - Pani wyraźnie lubuje się we wskazywaniu nam drogi; czy też - można by rzec - zadań do wykonania. Póki co nigdy źle na tym nie wyszliśmy - wręcz przeciwnie. Jej motywy są jednak mi nieznane; któż zresztą wyrozumie magiczne istoty? - westchnął, po czym pociągnął ze swojego kubka. - Póki co jednak mamy w bród przyziemnych problemów, toteż zgłębianie woli bogów zostawiam młodszym od siebie i bardziej do tego predystynowanym - skinął w stronę Wulfa.

- Zgłębianie woli bogów?
- Ragnar parsknął wesołym śmiechem. – Wybaczcie, ale dla mnie to brzmi jak zatrzymywanie przypływu siłą woli. Wolę bogów się wykonuje lub odrzuca. Dumanie nad tym do czego im nasze działania potrzebne, jest bezcelowe i bywa niebezpieczne.
Kapłan pokręcił głową. - Ale dobrze słyszeć, że nie wyszliście na paktach z boginką źle. Może i ja na tym skorzystam. Powiedzmy, że zrobiła na mnie… mocne wrażenie. – Ragnar zamyślił się chwilę - A te przyziemne problemy? Jest coś w czym mógłbym wam pomóc?
- Toteż tego nie robię
- uśmiechnął się również Robert. - Co do pomocy zaś... łowienie ryb czy polowanie jest jak najbardziej wskazane, przy tej ilości gąb do wyżywienia. Lecznicze zdolności zapewne również się przydadzą. A co do innych spraw - chętnie cię wykorzystam gdziekolwiek siła mięśni potrzebna będzie; ot, choćby przy sprowadzeniu zaopatrzenia z brzegu rzeki. Jeśli jednak wolisz z drużyną Wulfa patrolować okolicę, oponował nie będę, choć uważam, że zbrojnych mamy dość.

- Tak po prawdzie polowanie nie jest moją najmocniejszą stroną. Nelli wykorzystywała mnie bardziej właśnie z uwagi na to że dużo mogę udźwignąć –
skrzywił się z przekąsem – Więc zamiast jeleni mogę dźwigać wasze zaopatrzenie. Ale na klenie spod lodu to się połakomię chętnie. Widzisz, panie Valstorm, są przyjemności którym nie można się długo opierać. A ja czuję się jakbym od lat nie jadł dobrego klenika z żaru. Okolica u was odludna, zdaje się że niewielu ryby trzebi w jeziorku. Kiedy po zaopatrzenie myślicie się udać? Potrafię akię sklecić, w pół dnia myślę się uwinę. – zerknął na Roberta i pospieszył z wyjaśnieniami – to takie nasze sanie, lekkie ale wytrzymałe. Dwójkę koni można zaprząc, rzeka i jezioro równe jak stół, powinno pójść całkiem sprawnie.
- Po zaopatrzenie z samego rana, jak tylko się rozwidni. Nocleg na lodzie i tak was czeka; cieśli dam ci do pomocy, to nie jedną, a dwie owe akie zrobicie i dobytek przywieziecie. Choć pełno tam będzie ciężkich bali i desek, to do nich same płozy starczy umocować. Nelli zaś przyda się męskie towarzystwo, bo nie tylko ryb, ale i hobgoblinów ci u nas dostatek. Po zaopatrzenie do sąsiednich wsi możesz jeździć, okolicę poznasz i ludzi...
- Robert zamyślił się na chwilę, po czym rzekł. - Skąd przybyłeś w te strony? Imię twego bóstwa jest mi obce, podobnie jak sprawy o których opowiadasz.

- Pochodzę z dalekiej północy, z niewielkiej wioski nad Morzem Pływającego Lodu. Daleko na północ za Luskan, wiele miesięcy drogi stąd. Dlatego tak wasza zima mi się bardzo podoba – dopił grzańca i odstawił kubek – lekki mrozik przypomina mi rodzinne strony. Ale tu u was cieplej i tak niż w Hafnafjorduur. A Valkur? Dość popularne bóstwo, ale nie wśród gór. To bóg morza, odwieczny adwersarz Umberlee i Auril. – ton Ragnar się zmienił, duma i wiara biłą z jego szczerych słów. – Kapitan Fal, Pan Wiatru, różnie ludzie go nazywają. Dobre bóstwo, wierzaj mi panie Robercie. Nigdy nie zawodzi swoich oddanych wyznawców. Służymy mu jednak czynami, nie gadaniem, więc wybacz, że me słowa nie oddają jego potęgi i mocy. Widzisz, Kapitan Fal uwielbia stawiać przez swoimi kapłanami wyzwania i patrzeć jak przeciwności losu rozbijają się o nich jak o skały, gdy uparcie prą do przodu. Coś mi się wydaje, że wyzwań tu wam nie brakuje – uśmiechnął się po czym wstał i wyciągnął dłoń wielką jak bochen do Roberta. – Zatem pora się brać do roboty. Cieśle i ręce do pracy to więcej niż potrzeba. Wyrychtujemy się na świt do drogi
- Skoro z zimowej krainy pochodzisz, to twa wiedza niezmiernie nam się przyda - wszyscyśmy niemal z cieplejszych krain, to i tutejsza zima niejednym nas może zaskoczyć
- wyszczerzył się Robert, odwzajemniając uścisk. Bóg Ragnara wyglądał na praktyczne bóstwo, a to mu się podobało. - Pogońmy więc cieśli i parobków; niech się dowiedzą, iż państwo wrócili a czas lenistwa w ciepłym wyrku się skończył.

***

Ronwyn w wilczej postaci była niemal tak piękna, jak w ludzkiej. Po przejściach na statku nie pozostał na niej żaden ślad, było jednak coś innego. Jednak nawet gdy udało im się porozumieć druidka nie traciła czasu na czczą gadkę, a obraz jaki mu pokazała sprawił, że zupełnie stracił na nią ochotę. Drowy. Każdy w Faerunie o nich słyszał, choć dla Roberta były one mniej więcej tak realne jak smoki - wiadomo, że gdzieś są, ale nikt ich nie widział. Te jednak były tu - w ich lesie. I niszczyły go jak srebrnoczarna szarańcza.
- Kiedy... to się zaczęło? - wyszeptał przez ściśnięte gradło, mimo że mówił w myślach.
- Jakiś miesiąc temu... mniej więcej. Na początku degradacja była bardzo silna; teraz wszytko zwolniło ale i tak postępuje. W tym tempie - jeśli nic się nie zmieniło - za około półtora roku skażenie dotrze do Elandone. Stare, tysiącletnie dęby przy Aomidth skazane są na zagładę już za dwa, trzy miesiące! - z rozpaczą odparła Ronwyn. - W kręgu Ziemnego Lasu żyje tylko dwóch druidów. Są bardzo starzy i teraz całą swoją moc poświęcają na spowolnienie degradacji. Nie wiem jednak na jak długo starczy im sił. Dlatego musimy to powstrzymać!
Przyjęłam postać wilka bo tak łatwiej i szybciej było przedrzeć się przez duszne opary.
- uprzedziła kolejne pytanie drwala. - Druidzi posłali po pomoc do Szarego Lasu, a mnie na zwiad. Najpierw przyszłam po pomoc do was, lecz gdy was nie było i nie było ruszyłam w stronę skażenia. Przez ten krótki czas, kiedy mogłam się rozejrzeć, widziałam tylko drowy na zewnątrz. Kilkunastu, ale podejrzewam, ze wewnątrz jest ich znacznie więcej i czy tylko one? Trudno powiedzieć... Nie mogłam się zbliżyć do krawędzi, była zbyt dobrze . I mnie też zauważyli - ten... ichni chyba kapłan rzucił na mnie jakieś zaklęcie. Nie mogę powrócić do ludzkiej postaci i nie mogę wydobyć z siebie głosu.

- Wróć ze mną do zamku - może Wulf, lub ktoś inny zdoła ci pomóc - zaproponował Robert. Druidka ponuro skinęła głową, choć mężczyzna domyślał się, że przebywanie między ludźmi w wilczej postaci może być dla niej trudne. - A co z Szarym Lasem? Przysłali pomoc?
- Pomoc
- prychnęła Ronwyn. - "Jeśli znajdziecie sposób jak to powstrzymać i okaże się że będzie potrzebna nasza pomoc, pomożemy". Póki co Szary Las jest bezpieczny, a tutejsze zwierzęta uciekły w inne rejony.

Robert zasępił się na taki obrót sprawy.
- Skoro tak, to sami nic nie uradzimy. Wracajmy do zamku. Elandone ma teraz ludzi zdolnych do walki więcej niż potrzeba, toteż i z drowami sobie poradzimy, a rycerze lepiej ode mnie zorganizują taką wyprawę. Ocalimy Ziemny Las - rzekł twardo, mocno ściskając drżące dłonie Ronwyn, zanim oboje rozpłynęli się we mgle, wracając do rzeczywistości.


***

Robert był wdzięczny Marie, że zajęła się swarami między Peterem a nową kucharką. Zupełnie nie miał do tego głowy, a mała lady z pomocą niemal tych samych argumentów uzyskała o niebo lepszy efekt. Znać nawet Peter miał słabość do jej zgrabnych nóżek. Zorganizowane przez Wulfa spotkanie było jak znalazł, toteż Robert szybko i treściwie przedstawił to, czego dowiedział się od Ronwyn. Spalone Aomith korespondowało z drowimi wspomnieniami druidki... Drwal wolał nie myśleć o rozpaczy Ronwyn, gdy ta odkryje zniszczenie kręgu - jeśli miejsce, które znalazł Bran faktycznie nim było. Potwór z opowieści lady Wilborrow nieprzyjemnie kojarzył się z opowiedzianą im przez Petera legendą o genezie trzech kamieni i zamków. Robert nie lubił takich "zbiegów okoliczności", a jeszcze mniej podobało mu się ponowne chwytanie za miecz miast za hebel. Nie miał zamiaru pozwolić jednak, by jego nowa dziedzina zmieniła się w jałową pustynię, co też jasno zaznaczył.
- Nawet jeśli Pani i jej towarzysz bawią się naszym losem, ignorowanie informacji od nich jest równie niebezpieczne co ślepe podążanie za nimi - rzekł w opozycji do Wulfa. - Póki co informacje Pani Jeziora kierowały nas zawsze na właściwe tory; ot choćby w wypadku odzyskania kamienia. Może nasze losy są jej obojętne, dba jednak o Elendone a to i tak więcej, niż moglibyśmy od bóstwa wymagać. Lady Shannon, potrafisz nam w tej materii doradzić? Wiesz coś o towarzyszu Pani? - Robert rozejrzał się oo sali w poszukiwaniu ducha dziedziczki. - Choć z drugiej strony... cóż znaczy kilka setek lat wobec zamysłów bóstwa...

- Osobną kwestią jest stan Ronwyn. Czy ty, Wulfie, lub którykolwiek z zatrudnionych przez ciebie ludzi jest w stanie zdjąć z niej czar? Póki co zakazałem ludziom strzelać do wilków, jednak chciałbym byś powtórzył ten rozkaz. Możliwe, że innych druidów i nie tylko mógł - lub może - spotkać podobny los, toteż powinniśmy unikać starć z drapieżnikami, póki nie będą stanowić wyraźnego zagrożenia.

- Co do wspólnych spotkań, pomysł jest przedni - wrócił do zamkowych kwestii. - Sądzę, iż pierwszy i piąty dzień każdego dekadnia będzie jak znalazł. Co ponownie zawraca nas do sprawy podziału obowiązków - potarł czoło. - Póki co kazałem odśnieżyć i przygotować dachy pod remont, jednak dokładny plan przebudowy stropów zajmie nieco czasu. Ludzie pod naszą nieobecność przygotowali sobie komnaty mieszkalne i miejsca pracy, jednak wyżywienie ich jest osobną kwestią. Prócz mnie i Nelli przydałoby się kilku chłopa do polowań i zastawiania sideł, zwłaszcza że zwierzęta niedługo poznają się na nas i wejdą głębiej w bór. Nasz gość zobowiązał się dopilnować połowów, a i swoim doświadczeniem w zimowym klimacie może nas wspomóc.


Gdy narada już się zakończyła, poprosił Megarę na stronę i z niejakim zakłopotaniem rzekł.
- Czy mogłabyś i moją komnatę w wolnej chwili przebudować? Nie śpieszy się z tym, na wiosnę również może być. Chciałbym, prócz małej sypialni, wydzielić tam warsztat, w którym mógłbym pracować w spokoju. - komuś pracownia na piętrze mogła zdać się niedorzeczna, jednak Robert miał swój plan. - Gdy zaś przybędzie do zamku Pola, chciałbym żeby miała jakąś... no, kobiecą komnatę. Garderoba, bawialenka, wychodek, pokój dla opiekunki... tuszę, że wiesz o co chodzi lepiej ode mnie. To oczywiście gdy nie będziesz miała pilniejszych zajęć.
- Póki co i tak nie mam wiele do roboty, poza takimi właśnie pracami - uśmiechnęła się Megara. - Nie jest to więc problem.

Robert uśmiechnął się z podzięką i poszedł dotrzymać towarzystwa Ronwyn, która obecnie rezydowała w stajni, przedkładając towarzystwo zwierząt nad ludzi. Póki co był jedynym, który mógł się z nią porozumieć, chciał więc choć spróbować dodać jej otuchy.
 
Sayane jest offline