Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2010, 19:57   #181
Idylla
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Widok za oknem, jaki zastała tuż po przebudzeniu nie napawał radością. Można rzecz, że było wprost przeciwnie. Deszcz, który obserwowała, był niewzruszony na wszelkie wyzwiska. Miał w sobie taką ciekawą właściwość, że padał, mimo przeklinania go i złorzeczenia. Potem zwyczajnie znikał i pozostawiał po sobie urzekający widok, który nierzadko miał swoje romantyczne i naukowe wyjaśnienie. Helen osobiście skłaniała się ku tej bardziej bajecznej formie wytłumaczenia zjawiska tęczy. Przynajmniej tej, którą jej zdarzyło się słyszeć. Była to niespotykana kombinacja legend i baśni, której jej mama sprawnie i niemal niezauważalnie splotła z dowodami i teoriami naukowymi o świetle, które nie za dobrze kojarzyła. Wiedza całkowicie zbędę dla kogoś, kto na co dzień obcował z duchami, zombie i innymi tworami zza światów.

Nie mniej pogoda pozostawała niewzruszona. Obserwowała ludzi, którzy zasłaniali się płaszczami, parasolkami, gazetami i innymi przedmiotami, które okazały się być pod ręką. Było ich niewielu prawie nikt i miała nawet wrażenie, że człowiek, którego właśnie obserowowała krzątał się w tę i z powrotem wokół domu. Może zbierał się na odwiedzenie sąsiadów. A może jej się tylko tak wydawało, w końcu sąsiedzi tutaj...?

Nie pora była jednak na wspominki i kolejne bezsensowne, poranne podsumowanie wczorajszego dnia. Należało wreszcie zwlec swoje cztery litery, który doczekały się tak wielu określeń, że próżno szukać lepszego miejsca związanego z ludzkim ciałem, które słownik opatrzyłby pięknymi i mniej subtelnymi nazwami. Chociaż...

To w pewien sposób zabawne. Może mniej jeżeli wziąć pod uwagę, że teraz bolały ją o zbyt długiego siedzenia. Uświadomiła sobie, że było jakoś koło południa. Jednak musiała być bardzo zmęczona, skoro pozwoliła sobie na tak długi sen. Nie mniej zmobilizowała całe swoje ciało i podniosła się w wygodnego siedzenia. Była w obcym domu i oczekiwała na śniadaniem. Daisy, która pokazała jej, gdzie jest łazienka, która zaprosiła ją na śniadanie, która okazała się bardzo gościnna nadal czekała w kuchni.

W sumie nie musiała już nic więcej robić poza zwleczeniem się ze swojego miejsca, odłożeniem kubka z gorącą herbatą i wymknięcia się z parasolem na zewnątrz. Przewietrzenie się było dla niej teraz naprawdę dobrym wyjściem. Na samą myśl o zmaganiu się z ulewą miała ochotę ponownie zaszyć się w ciepłej posłaniu. Czekała na nią jednak praca. Obowiązki nade wszystko. Oczywiście. Zapalenie płuc i inne choróbska związane z przemoczeniem do suchej nitki również. Nigdy nie przywykła do deszczu, chociaż, zważając na kraj, w jakim się wychowała byłoby to raczej na miejscu.

Helen wreszcie otworzyła parasol. Uprzedziła panią domu, że wychodzi się przewietrzyć. Zachowywała się jak nałogowy palacz, ale co jej szkodziło? Może kiedyś spróbuje? Prychnęła kiedy uświadomiła sobie, że otworzyła parasol w domu, ale co z tego, że to przynosiło pecha? Przecież już większego mieć w życiu nie można niż unikanie, użeranie, unicestwianie, uśmiercanie czy uwalnianie duchów, zjaw i podobnych. Tak, to zdecydowanie wpływało na poglądy człowieka. Zatrzasnęła za sobą drzwi i schowała natychmiast pod parasolem. Uderzyła ją nagła wilgoć i przeszyły ciarki. Wspaniała, angielska pogoda. Jeszcze tylko zamku jakiegoś ładnego brakuje i fosy. Odrobina mgiełki i staromodny powóz i sceneria do klasycznego filmu gotowa. Najważniejsza dekoracja przecież wesoło lała się z nieba i znaczyła niemal wszystko na swojej drodze. Helen instynktownie spojrzała na parasol, kiedy usłyszała kapanie.

Mimo, że przyrzekała sobie nie wracać wspomnieniami do wczorajszego nie udanego dnia, zrobiła to już podświadomie. Ułożenie sobie wszystkiego w głowie okazało się zbyt silnym przyzwyczajeniem.

Wizyta u jednej z bliźniaczek, Daisy Waith. Okazała się poniekąd fiaskiem, przynajmniej jeżeli spojrzeć na rozmowę z mężem kobiety. Teraz czekała ją następna rozmowa. Może z zainteresowaną pójdzie jej lepiej. Ruszyła na spacer po chodniku w tę i z powrotem. Dobry sposób na znaczenie sobie ścieżki. I skupienie się na czymś konkretnym.

Miała za zadanie dowiedzieć się czegoś przydatnego. Konkretnego, miała odnaleźć jakiś ślad, cokolwiek, gdziekolwiek, ale oczywiście okazało się, że z niej taki wspaniały śledczy. Nadawała się nie do tej pracy. Powiedziała chyba mniej niż największy milczek podczas ślubów milczenia, które sam sobie składał. Okazja była idealna, sytuacja znakomita, chociaż przesłuchiwany niezbyt pomocny, atmosfera sprzyjała jak nigdy. Po prostu idealnie, ale oczywiście jej instynkt zawiódł. Nie dowiedziała się za wiele, a informacje miały niewielką wartość, a może to ona zwyczajnie nie wiedziała do począć z takimi danymi.

Wsunęła rękę do kieszeni i pomacała kartkę, na której znajdowały się jej koślawe notatki. Niewiele tego było, ale zawsze to coś. Porozmawia jeszcze z resztą i opowie, do co się wydarzyło. Oczywiście wspomni o najważniejszych rzeczach dla sprawy, a nie dla niej. Helen wydawało się nie odpowiednie zasypianie i obcych. Zajadanie się śniadaniem.

Co innego czytanie ich książek i nawiedzanie domu, który łagodnie mówiąc był dobrze zabezpieczony przed włamaniami. Potem jeszcze to wszystko. Znowu jakieś idealne miejsce, sielankowe, prawie nieużywane. To stawało się coraz dziwniejsze. Ludzie nie mieszkający w swoich domach, mający mały składzik domowego szamana czy innego czarownika, malujący wzroki na ściana o kształtach mnie mniej nie więcej przypominających znaki zabezpieczające dom. Po prostu wyśmienicie.

Wróciła do ciepłego wnętrza wiedząc już, co powie i jakie pytania zada. To jakoś ją natchnęła pozytywnie.
 
Idylla jest offline