Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2010, 20:52   #18
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Samo lądowanie na stacji przebiegło zadziwiająco dobrze, i choć widok zakrwawionych szyb i trupów za nimi nie wróżył nic dobrego to po lądowaniu mogli ich od razu zaatakować, a to się nie stało. Z powodzeniem wykonali pierwszą część planu, to jest, instalację ciężkich karabinów, i zabezpieczenie drogi ewakuacji, następnie po tym jak kapłan maszyny odczytał plany statku, a przynajmniej drogę na mostek wydawało się, że i druga część pójdzie dobrze. Nic bardziej mylnego, zaczęło się od agresji wśród żołnierzy, Max uznał, że pora na inkwizycyjne metody budowania posłuszeństwa. Ogarnęła go przemożna chęć sięgnięcia po pistolet i strzelenia agresywnemu, żołnierzowi w głowę, jako znakomity przykład dla reszty, po chwili barbarzyńca rzucił się na żołnierza, pomyślał, czemu by nie zabić wszystkich. Przecież to amatorzy i tylko przeszkadzają.
Powstrzymał jednak to pragnienie i ruszył w ich kierunku aby ich rozdzielić. Wiedział, że lekkie wyładowanie z jego wszczepów powinno ich uspokoić, ale nagle usłyszał wystrzał. Odwrócił się i zobaczył jak jeden z żołnierzy pada ranny, a za nim stoi barbarzyńca z wyciągniętym pistoletem.


W tym momencie uruchomił się konstrukt Vladyka, i rozstrzelał jednego z zwiadowców, co zaowocowało piekłem, bo każdy rozpoczął strzelanie do każdego. O dziwo podziało to na Max ożywczo, jakby przywracając mu jasność umysłu. Co prawda nadal chciał zabijać, ale pomyślał, że przecież może to zrobić skutecznie.
de'Vireas błyskawicznie sięgnął do zwykłego laspistola umieszczonego na lewym boku, wydobył go i trafił precyzyjnie w czaszkę dzikiego człowieka.
Pół życia spędził na trenowaniu i tworzeniu nowoczesnego stylu walki w oparciu o dwa pistolety, można powiedzieć, że była to nowoczesna odmiana vostroyańskiej ossbohk-vyar. Max przystosował ją tylko do nowszych technologi, i broni. Jak to zwykle bywa w takich momentach przypomniał sobie zajęcia, jakie przygotował dla oddziału do zadań specjalnych na jego rodzinnej planecie.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=BHJAuLmJgvA&feature=related[/media]

Zasadniczo, całą walkę dało się sprowadzić do równań matematycznych, znając pozycję wroga, i przeszkód, określić kolejność eliminacji wroga, należało przyjmować takie postawy i tak strzelać, aby zawsze eliminować wroga najbliższego oddaniu strzał, schodząc z celu temu, którzy był temu bliski. Cała sztuka polegała, na wyuczeniu postaw, i odruchów, aby o tym nie myśleć, tylko wykonywać poszczególne figury tańca naturalnie. Oczywiście dobry pancerz także pomagał, inaczej Max już dawno byłby trupem, wszak nie można liczyć tylko na to, że wróg będzie cierpliwie czekał.
Ukląkł i strzelił w stopę i łydkę najbliższym, żołnierzowi, potem zwiadowcy. Odrzucił pistolety i przeturlał się w stronę swoich ludzi, którzy jako, że nie uporali się z nikim obcym, siłowali się ze sobą, zamierzając chyba skręcić sobie nawzajem karki. Złapał ich za łydki, szarpnął tak że upadli, a następnie uruchomił ukryty w nadgarstkach mechanizm, zasilający jego hellpistole, co zaowocowało wyładowaniem elektrycznym i wstrząsem ciał które trzymał.
Obejrzał się za siebie, kładąc ręce na pistoletach na udach, wychodząc z założenia, że jeśli będzie musiał walczyć z oficerami, to potrzebna mu lepsza broń niż standardowy laspistol, ale już nikt nie walczył. Wyprostował się i ruszył do miejsca gdzie zostawił swoją broń. Przechodząc obok, żołnierzy, których postrzelił przykląkł, i uderzył każdego z nich silnym ciosem w czoło.
- Przeżyją – powiedział na głos, wolał mieć czystą drogę odwrotu, a ci mimo ran postrzałowych mogli by nadal być zagrożeniem.Zabrał laspistole i ruszył zresztą w kierunku mostka, a jako iż nie było teraz nikogo z zwiadowców uruchomił w oku termowizję i ruszył na czele, trzymając w każdej dłoni hellpistol.



Zbliżając się do mostku był pewny, że to tu jest przyczyna tego pragnienia mordu, po pierwsze już doszedł to tego, że to nie jest naturalne, bo zobaczył oczy i twarze reszty, widział ich zmaganie. Po drugie astropata, mówił coś o źródle na mostku, ale wtedy Max był zajęty skupianiem się nad tym, aby go nie zabić. Po trzecie i tak musieli by się teraz dostać na mostek, aby wezwać transport.

Kiedy byli już bardzo blisko, Max był pewny, że zaraz ktoś się złamie, i nie był wcale pewny, czy to nie będzie on. W głowie telepało mu się ciągła myśl, że jeśli ich nie zabije, to zaraz, któryś wpakuje mu pocisk w tył głowy.
Dotarł jednak do drzwi prowadzących na mostek i żył. Poczuł ulgę, bo był u celu, otworzył drzwi i zobaczył ogrom trupów, a kiedy tylko weszli poczuł, że atak na jego psychikę wzrósł, o ile wcześniej myślał, że tego nie zniesie, to wydawało mu się, iż tamto było tylko zabawą, wstępem, preludium do tej męki.

Na szczęście jego towarzyszy, pojawiło się z bocznego wejścia trzech postaci, które zdawały się wydzielać dziwne światło. Max natychmiast podniósł broń, po części był to odruch szkolenia, i wiedzy, że martwy psyker, nie miesza w głowie, a po części, tego, że musiał coś zabić i tylko resztki człowieczeństwa kazały mu zabić obcych, a nie towarzyszy.
Nie zdążył jednak strzelić, bo potężne uderzenie rzuciło nim na ścianę, z drzwiami, którymi weszli. Uderzył plecami o coś twardego i mimowolnie zamknął oczy, na szczęście jego termowizyjne wszczep działa nadal przekazując obraz do mózgu. Zmusił się aby podnieść, rękę, i strzelić na na oślep, byle w kierunku wroga. Świetlny pocisk, odbył się od podłogi i przeszedł przez jeden z pulpitów, przelatując tuż obok jednego z psykerów.
Po tym, że siła trzymając go na ścianie ustąpiła poznał, że wytrącił go z równowagi, de'Vireas wiedział, że nie ma teraz dużo czasu, psyker mógł wznowić atak w każdej chwili.
Przeturlał się za pulpit, wymierzył za pomocą sztucznego oka, i strzelił trzy razy poprzez podstawę pulpitu. Jego broń była wystarczająco potężna aby to zrobić, a to, że potrafił widzieć przez przeszkody a nie tylko się przez nie przebijać, było zaskoczeniem dla jego ofiary, bo zobaczył jak upada na kolana, a następnie na twarz. Już brał na cel następnego, jednak dobiegł do niego Jaghatai, który okazał się być wyjątkowo zręczny jak na człowieka w tak dużej zbroi. Chyba znalazł partnera do ćwiczeń, ta myśl jakby go przebudziła, zdał sobie sprawę, że żąda mordu odchodzi, a to co teraz czuł, to jedynie adrenalina wywołana walką.
Wychylił się zza pulpitu i zobaczył, że i trzeci psyker pada, to koniec, są wolni.






Po zabezpieczeniu mostka, powrócił razem z resztą oficerów do hangaru, gdzie czekała na nich Yandra. Okazało się iż zniszczenia są większe niż się wydawało, wszyscy ludzie zabrani byli martwi, napad szału przetrwali tylko oni, akolita Vladyka i dwóch jego ludzi, których ogłuszył, a którzy nadal spoczywali w korytarzu, żołnierze, których Max ogłuszył, byli martwi. Czy to za sprawą jego ciosu, czy też umarli od ran postrzałowych, nieistotne, byli martwi i tego się nie zmieni. Obecnie zaprzątała mu głowę inna rzecz. Podsumowanie kosztów do strat.
Stracili prom i prawie trzydziestu ludzi, zyskali prom szturmowy, oczyścili stację, zyskali nieznany artefakt, zapewne wiele wart, jeśli nie w złocie to w kłopotach, których odpowiednio umieszczony może przysporzyć ich wrogom. O tak, święta inkwizycja nie śpi, ale czasem pozwala niczym ślepiec prowadzić się tam, gdzie powinna dojść. Wysłuchał informacji seneszyla o tym krysztale, i o prawach do stacji, a następnie powiedział.
- Uważam, że nie powinniśmy zabierać tego kryształu na Czarną Gwiazdę, dopóki nie dowiemy się jak działa, i czym dokładnie jest. Nie warto ryzykować jego aktywacji na naszym statku, dodatkowo nie powinniśmy chyba na razie o nim wspominać lordowi kapitanowi. Jego umiłowanie sztuki mogło by sprawić iż zechciałby natychmiast sprowadzić kryształ do siebie, a to mogło by doprowadzić do sytuacji, w której nasz kapitan znalazłby się w niebezpieczeństwie. Wręczymy mu kryształ jako można by powiedzieć premię, kiedy już zakończymy działania na stacji i będziemy mieli pewność, że nie zagraża bezpieczeństwu kapitana i załogi. - Spojrzał na korytarz, którym niepewnie wchodzili jego ludzie, a przez jego twarz przebiegł uśmiech. - Mam idealnych kandydatów, którzy zgodzą się pozostać tu i pilnować tego przedmiotu, a że nie zostawimy im promu, możemy być pewni, że nie znikną -


- Co zaś się tyczy kopalni, to zgadzam się z planem szlachetnego Darletha, aby wysłać serwitory i serwoczaszki, oraz aby czekać na nad celem z grupa uderzeniową, jeśli jest tak jak pani mówi – zwrócił się do Yandry – to powinna pani z nami wyruszyć, aby ochronić nasze umysły. Z jednej strony najrozsądniej było by zbombardować całą ta kopalnie, aby mieć pewność, że cokolwiek z tamtąd emanuje taką mocą zostanie unicestwione, to nie przyniesie nam to zysku, a to przecież nasz cel. Nasz i rodu Krard, więc nie ma tu co pytać nawet o zasadność naszych działań kapitana. Jeśli macie tu coś do zrobienia, to proponuję, następujące działanie. Udam się jednym promem na Czarną gwiazdę, i przygotuję ludzi, oraz serwitory, i wrócę, tu po resztę, abyśmy mogli polecieć na planetę. -
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 12-12-2010 o 21:37.
deMaus jest offline