Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2010, 09:03   #183
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

GRUPA „RZEŹNIA”


EMMA HARCOURT i XARAF FIREBRIDGE


Urzędy mają w sobie coś z cmentarzy. Z pozoru spokojnie i nic się na nich nie dzieje, ale jak pojawi się Łowca, wtedy ...
Może to twoja determinacja, może mina Xarafa, może wczorajsze zamachy na pracowników Ministerstwa, a może wszystko po trochu zadziałało, niczym kij wsadzony w mrowisku.

Urzędasy nadskakiwały wam, częstowały kawą ciasteczkami i biegały jak szalone pośród katalogów, pokoi, departamentów i skrzyń z danymi. Zapewne niezbyt często mieli tutaj taką ganianinę, jaką im zafundowałaś. Cóż. W końcu zarobili uczciwie na chleb.

Po drugiej udało ci się również dowiedzieć, że osoba ze zdjęcia nazywa się Daisy Waith. Przynajmniej nazywa się tak niezwykle podobna do niej młoda lekarka, która niedawno odnawiała licencję kierowcy. Dwóch pozostałych trojaczek nie ma już w obrębie Londynu. Niestety.

Informacje, które cię interesowały otrzymałaś nieco po trzeciej, co było naprawdę niezłym osiągnięciem, zważywszy na ich złożoność.

Trzy trójki trojaczek. Szesnastolatek zamieszkujących obszar aglomeracji Londyn. Urzędnik, który przynosił kserokopie dokumentów uśmiechał się szeroko, przynajmniej tak, jakby wspiął się na ośmiotysięcznik. Powiększone przez okulary oczy spoglądały na ciebie z mieszaniną niechęci i radości. Zapewne cieszył się nie z sukcesu, lecz z faktu, ze zaraz się ciebie pozbędzie.

Dziewięć imion, trzy nazwiska i trzy adresy zapisane na papierze firmowym Urzędu Rejestracji.

Abigail, Esme, Peral Watkins – adres – 44 Sandal Road 21, Upper Edmonton
Buffy, Caitlin, Mia Ashwood – adres – Scarle Road 18, Brent,
Michelle, Jene, Anna – adres – Eliot Park 12 , Greenwich


Jeśli twoja teoria była słuszna, miałaś asa w rękawie. Do zachodu słońca pozostało sporo czasu, jednak deszczowa aura mogła przyspieszyć działania „tych złych”.



RUSSEL CAINE
Do granic Rewiru dotarliście w niespełna pół godziny. Jasnowidz był niezwykle cichy. Nie reagował na strugi wody lejące się na samochód i chodzące na maksymalnych obrotach wycieraczki. Coś mamrotał pod nosem, lecz bębnienie deszczu o karoserię i hałas wycieraczek zagłuszały skutecznie jego słowa.

To, że na Rewirze coś się dzieje, widać już przed mostem. Trzy opancerzone wozy piechoty, dwa czołgi i wycelowane w stronę mostu granicznego karabiny nie nastawiają zbyt optymistycznie co do tego, czy uda się wam tak po prostu wjechać na Rewir.

Słusznie się domyślałeś.

Zostaliście zatrzymani przez GSR-y, wylegitymowani i wypytani o cel wizyty na Rewirze. Potem musieliście wyjść z samochodu i „pogawędzić” z dowódcą posterunku. – z niejakim Andrewem Brewerem. Problem z Egzekutorami, a tym właśnie był Brewer, polega na tym, że najczęściej ktoś musi za nich myśleć. Problem z żołnierzami polega na tym, że najczęściej myślą za nich rozkazy. A Siepacz Brewer był irytującym połączeniem służbisty z twardogłowym żołnierzem. Myślenie zerojedynkowe. Rozkaz i tyle.

Straciłeś długi kwadrans na próbie kontaktu z MR-em i w końcu Kopacz przekonała dowódcę posterunku, że możecie wjechać pod „Krew i Pot” , bo wszak to w zasadzie peryferia Rewiru i nic nie powinno się stać.

Dostaliście uzbrojoną eskortę i wjechaliście na jeszcze bardziej opustoszały Rewir niż dotychczas. Lejący deszcz ograniczał widoczność do kilkunastu metrów i GSR-y były mocno spięte, ale do zaułka w którym zginęły dziewczyny dotarliście bez kłopotu.

Harry wyszedł z samochodu, nie zważając na deszcz i wszedł pomiędzy domy. Zrobił kilkanaście kroków w kółko – momentalnie przemoczony do suchej nitki, po czym rozłożył szeroko ramiona na boki, zakręcił się wokół swojej osi i rymnął na ziemię, jak ścięte drzewo. GSR-y natychmiast unieśli broń do obrony, karabin maszynowy na wozie bojowym mierzył w wylot ulicy.

Czekali.

Harry nie ruszał się. Leżał w kałuży wody, przypominając ciśnięty tam prochowiec.




GRUPA „RYTUAŁ”


CG LAWRENCE i MICHAEL HARTMAN

Skierowaliście się do najbliższego peronu metra. Na szczęście GSRy byli na tyle mili, że podrzucili was na miejsce.
Podziemny przystanek śmierdział moczem i innymi nieczystościami, a przy wejściu do niego zebrała się spora kałuża wody, w której pływały resztki fast-foodów sprzedawanych z wózka podgrzewanego butla gazową.

Sprawdziliście sieć połączeń i ... niespodzianka. Żadne z nich nie prowadziło was w okolice „Kotła Mojry”. Za półtora funta kupiliście w kiosku przy peronie mapę turystyczną Londynu by bardziej uściślić podaną lokację.

No pięknie.

Szukaliście jej z dobry kwadrans, nim w końcu udało się wam znaleźć cienką kreskę oznaczającą szukaną ulicę. Leżała na samej krawędzi mapy, na totalnym zadupiu do którego nawet dojazd samochodem stanowiłby niezgorszy kłopot. To już nawet nie był teren aglomeracji. Najbliższy autobus komunikacji miejskiej dojeżdżał do miejsca oddalonego od waszego celu o ponad dwie mile, a żeby dostać się do niego musielibyście dokonać z dwóch, może nawet trzech przesiadek.

Pozostawało tylko jedno rozwiązanie. Samochód służbowy z Ministerstwa.

Metro pozwoliło wam dotrzeć na miejsce dość szybko.

Znaleźliście Kopacz, by podpisała świstek dotyczący przydzielenia auta. Kiedy to robiła jej brwi zbiegły się w wąską kreskę.

- Zaraz – mruknęła głośno. – Łowcy z Trojaczek postrzelili jakąś wiedźmę koło „Kotła Mojry”. Z tego co wspominała Audrey Masters, jedna z ich ekipy, ta wiedźma miała jakieś bezcielesne dziecko i była wmieszana w sprawę, którą prowadzą. Idźcie, pogadajcie z Audrey. Powinna być w pokoju 126 lub 134. Może ona coś więcej wam powie. Tak czy siak – dodała kończąc podpisywanie dokumentu – samochód się wam przyda. Nie będziecie w taką pogodę zapierniczać na piechotę.


GARY TRISKETT i DOLOREZ ESPERANZA RUIZ

Deszcz lał jak z cebra. Prowadzenie auta w takich warunkach przypominało bardziej prowadzenie amfibii. Ulice Londynu opustoszały z przechodniów, jednak pojawiło się na nich więcej aut. Niektóre naprawdę zjawiskowe. Minęliście nawet klasycznego Forda T z lat dwudziestych poprzedniego wieku, który majestatycznie sunął rozchlapując wodę wokół kół. Cóż. Nie było w nim elektroniki, która najbardziej dostała po dupie wraz z pojawieniem się emanacji.

Lokal wybrany przez Crushera był mało eleganckim miejscem. Zwykła pijalnia piwa połączona z możliwością zeżarcia czegoś niezbyt wykwintnego i szybkiego.

Brudne tapety, zapach piwa, potu i tłuszczu. Półmrok i wesoła muzyka odgrywana z zabytkowego magnetofonu.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XNQpMCxh-ww&feature=related]YouTube - Dark Streets of London - The Pogues[/MEDIA]


Crusher już tam był. Czekał przy jednym ze stolików pochylając swą ogromną sylwetkę nad blatem i wąchając szklaneczkę z whiskey.

Poza nim, stojącym za barem człowiekiem o wyglądzie obitego pudla i kilku gości raczących się piwkiem w ten ponury dzień, w knajpie nie było nikogo.

Na wasz widok Crusher wyprostował się spoglądając na was tym twardym, ponurym spojrzeniem.

- Tego mi najbardziej brak w nie-życiu. Możliwości chlapnięcia sobie paru głębszych. A teraz, państwo pismakowie, wyjaśnię zasady. Chcecie pogadać. Nie ma ,kurwa, sprawy. Ale każda moja odpowiedź na zadane pytanie to pięćdziesiąt funtów. Nazwijmy to wywiadem, kurwa, sponsorowanym. Zabiegi upiększające kosztują naprawdę sporo.

Coś było nie tak w jego zachowaniu. Garry czułeś niepokój. Nie był to jeszcze zmysł zagrożenia, lecz coś, co niebezpiecznie zbliżało się do tego pola.
Dolores – ty z niepokojem zauważyłaś, ze zainteresowanie jednego z wczesnych klientów lokalu odbiega nieco od tego, co można nazwać standardowym zachowaniem przy piwie. Facet rzucał ci za bardzo ukradkowe spojrzenia. I może w innym przypadku mile połechtałoby twoją kobiecą dumę, jednak teraz ... coś w tym zachowaniu było nie tak.




GRUPA „TROJACZKI”

HELEN BUTLER

Deszcz i chłodne powietrze nieco poprawiły ci samopoczucie. Mieszkanie Daisy Waith pachniało teraz kawą. Mocny, aromatyczny zapach spowodował, że poczułaś lekkie zawroty głowy.
Z początku niegroźne, by za chwilę przerodzić się w bolesne pulsowanie pod czaszką.

Z trudem dobrnęłaś do jakiegoś siedzenia, podtrzymując się ścian i mebli. Opadłaś na nie słysząc w uszach jakieś, coraz głośniejsze szumy i szepty.

Twoje oczy atakowały wizje. Jakaś męska twarz. Kogoś ci przypominała, lecz nie bardzo potrafiłaś powiedzieć, jak się nazywa jej właściciel. Zielone oczy. Zielone, jak trawa wiosną. Jakieś ściany, pokryte dziwacznymi symbolami.

Kiedy zrozumiałaś, co spotkało „Ka Mate” i co teraz spotyka ciebie, było zbyt późno, by podjąć stosowane środki obrony.

Klątwa. Zły urok.

Zapadłaś w śpiączkę.



Audrey Masters

Praca przy dokumentach jest chyba bardziej męcząca, niż bieganina za oszalałymi wiedźmami i ucieczka przed czcicielami demonów – podpalaczami.

W porównaniu do poprzedniego dnia, ten można uznać za zaczęty bardzo spokojnie. Wręcz ... nudno.

Kartoteki. Nie wiedzieć czemu sądziłaś, że MR ma w swoich przepastnych archiwach teczki na każdego mieszkańca Londynu. Ale tak nie było. Dokumentacja gromadzona w Ministerstwie dotyczy tylko Martwych – wiedzy na ich temat, sposobu zerowania, próbę zrozumienia Fenomenu Noworocznego. Nic więcej. To nie jest nieskończony bank danych na temat nielegalnych łowców, przestępców pospolitych czy zwykłych ludzi. A wyszukanie czegoś z archiwum to czasami robota zajmująca długie dni.

Ty miałaś szczęście, bo udało ci się dokopać do interesujących cię informacji w kilka godzin. A raczej do ich braku.

Posiliłaś się i wróciłaś do biura.

Zdążyłaś odsunąć od siebie przestudiowane zapiski, kiedy telefon na twoim biurku rozdzwonił się gwałtownie. Podskoczyłaś, jak oparzona. Poza tobą w biurze nie było nikogo, więc odebrałaś.

- Dzień dobry – znajomy, kobiecy głos – szukam pani Masters.

- To ja.

- Jestem Daisy Waith. Rozmawiałyśmy jakiś czas temu. Pani przyjaciółka, ta z białymi włosami, znów zasnęła. Obawiam się, że to coś ... nienaturalnego. Jestem lekarką, a zwykłe środki zaradcze nie pomagają. Wezwałam już ambulans i jedziemy do szpitala, w którym pracuję. Jeśli pani chce, możemy spotkać się na miejscu. Pani koleżanka miała mi zadać jakieś pytania, ale nie udało nam się nawet zamienić jednego słowa.
 
Armiel jest offline