Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2010, 19:15   #107
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Właściwie nie było nawet co się zastanawiać – oferta „Dobrodziejki” była godna pożałowania, więc drużyna postanowiła zabrać Cristin i wyjechać z wioski nie zwlekając ani chwili.
Ich „pacjentka” najwyraźniej czuła się coraz gorzej – gorączka i pot zostały zastąpione przez bladość, zimno bijące od ciała, drgawki i majaczenie przez sen. Przy tym ostatnim wymawiała co chwila imię swojego wybranka – Kaldora. Widać było, że rudowłosa opada z sił i bez stosownej pomocy w niedługim czasie umrze.

Ledwie zdążyli pożegnać się ze swoim gospodarzem, a znalazł się również Turion. Druid był jednak cały zalany krwią, a jego szata w okolicach prawej ręki przebarwiona na szkarłat.
- Próbowałem znaleźć okoliczny gaj druidów. Zamiast tego znalazłem, uwaga, worgi. – wskazał zdrową ręką na swoje prawe ramię. – I tak miałem sporo szczęścia… A uleczyć się mogę tylko przy pomocy zwojów, które zakupiłem w Dybach, a które zostawiłem przy swoim wierzchowcu.

Niedługo później, z w pełni sprawnym już druidem i ubożsi o dwa zwoje lecznicze, drużyna wyruszyła w odgórnie ustalonym kierunku północno-wschodnim, gdzie miały znajdować się Gistrzyce.
I wcześniej spotkany rycerzyk ze swoimi towarzyszami.

Konie były wypoczęte, dzięki czemu podróż przebiegała w miarę sprawnie. Gdyby nie nieprzytomna Cristin, być może dotarliby do celu przed zmrokiem.
A zamiast tego trafili na zbrojny patrol złożony z czterech konnych jeźdźców. Jechali w tą samą stronę co drużyna, jednak wolniej.

Nikt z nich nie miał ochoty na konfrontację z wojskowymi, więc również zwolnili i trzymali dystans. Jednakże na niewiele to się zdało, bowiem jeden z patrolujących odwrócił się nagle w nieznanym celu i, zdumiony, poinformował swoich towarzyszy że ktoś za nimi jedzie.

Nie było wyboru, musieli do nich podjechać.
- Witajcie podróżni. Skąd i dokąd jedziecie? – spytał jeden z nich, o odmiennych oznaczeniach na pancerzu.
- Do Gistrzyc – odparł krótko Turion. – Nasza towarzyszka zasłabła w drodze i pilno nam znaleźć uzdrowiciela.
- A to macie szczęście w nieszczęściu. – powiedział tajemniczo żołnierz. – Bo do Gastrzyc przed zachodem słońca nie dotrzecie, a co za tym idzie, nie wpuszczą was. Jednakże jest tu niedaleko obóz wojskowy, gdzie ma stanąć nowa strażnica i do którego właśnie zmierzamy. Zabierzcie się z nami, przeczekajcie do rana. A i może uzdrowiciel się tam znajdzie.
- Nie mamy czasu… – wymamrotał druid, jednak jasne było, że za dużego wyboru nie mieli. Słońce już zachodziło, a miasta nie było jeszcze widać na horyzoncie.

Widać za to było w niedalekiej odległości pewną „nienaturalność” w terenie, która okazała się być rzeczonym obozem wojskowym i miejscem budowy jednocześnie. Czy raczej końcówki budowy, bo wieża wyglądała na gotową do użytku.


- Możemy wam zapewnić miejsce na nocleg, trochę drewna i oczywiście bezpieczeństwo. – wycedził żołnierz. – A jutro zrobicie co chcecie. Zaś w sprawie jakiegoś medyka, trzeba wam się udać do pana komendanta. – wskazał palcem na odległy namiot, który wyróżniał się wielkością, oraz flagą powiewającą na wietrze, która przedstawiała nic innego jak metalową rękawicę.
Jeszcze do miasta nie dotarli, a już natrafili na Tormistów.

Tymczasem w Gistrzycach dwójka zupełnie innych podróżników czekała w Heraldycznej Piątce, aż zrobi się ciemno.
Jak na złość, wieczór zapadał wyjątkowo powoli. W sali biesiadnej, gdzie postanowili przeczekać, z wolna napływali goście lokalu.

Był między nimi jeden nietypowy człowiek, który sprawiał wrażenie jakby dopiero co wrócił ze szlaku. Wyglądał na tropiciela.


Dodatkową uwagę Davida i Amaretty zwrócił na siebie tym, że pytał o „rudowłosą kobietę w towarzystwie kilku dziwnych osób”. Czyżby mówił o tej samej, z którą mieli się wkrótce spotkać?

W taki czy inny sposób, zmrok w końcu zapadł i mogli wyjść na poszukiwania samotnych wartowników, żeby któregoś z nich przepytać.
Jednakże… jak na złość wszyscy strażnicy chodzili dwójkami, trójkami lub nawet czwórkami. Nie do pomyślenia! Zupełnie jakby „ktoś” wiedział, że wysyłanie na ulicę samotnego zbrojnego to zły pomysł…
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 14-12-2010 o 21:13.
Gettor jest offline