Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2010, 21:13   #81
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Wioska przerosła jego oczekiwania zarówno wielkością jak i swoim rozmachem. Królestwo Pięciu Miast po raz kolejny go zadziwiło. Jeszcze nie wiedział czy na plus czy na minus. Ot taka sobie elfia wioseczka. Całe szczęście Helfdan nie należał do tych mężczyzn co to się podniecali fasadą czy gzymsem tak samo jak nie depilował sobie klaty. Oczywiście płacił za to znikomym talentem artystycznym i niewielkim zainteresowaniem ładnych chłopców jednak coś za coś. Nad sztukę przedkładał funkcjonalność. Magia też nigdy do końca go nie przekonywała... dlatego sam tak niechętnie używał zaklęć. Jednak oprócz budzących szacunek konstrukcji i zgrabnych elfich laseczek osada dawała też możliwości jakiegoś małego handelku. A to w jego sytuacji nie pozostawało tak zupełnie bez znaczenia. Niezależnie jak pójdą rozmowy będzie mógł skompletować sprzęt bardziej adekwatny do jego aktualnych potrzeb.

Półelf miał sporo czasu na przemyślenie tego czego oczekiwał po tym spotkaniu i jak to miał zamiar osiągnąć. Przynajmniej tak sądził. Całą dzisiejszą podróż bił się z myślami czy rzeczywiście chce poznać skrywaną dotychczas prawdę. Gdyby nie siły i czas jaki poświęcił na dotarcie do tego miejsca być może by się wycofał. Teraz jednak odwrót byłby już bezsensowną rejteradą dlatego czekał cierpliwie na sędziwych elfów znających odpowiedzi na nurtujące go pytania. Coś czuł w kościach, że gadka nie będzie należała do tych łatwych i przyjemnych. Jednakże jak to w życiu Helfdana bywało wszystko było kwestią motywacji… ze zdobywaniem wiedzy było tak samo. Tropiciel jak chciał to znał różne metody na pozyskiwanie informacji, a kukri na jajkach był tylko jednym z wielu na to sposobów. Niestety podobnie jak przekupstwo czy szeptanie czułych słówek do niewieściego uszka mogło się tu najzwyczajniej w świecie nie sprawdzić. Cóż nie zawsze można było chodzić na łatwiznę. Całe więc szczęście, że to nie było jedyne czym dysponował brodacz.

Po sytym posiłku zakropionym grzańcem wyszedł z kolejnym pucharem na ganek i tam się rozlokował. Nabił fajeczkę, przykrył się wilczą skórą i tak z przymrużonymi oczyma delektował się wiśniowym tytoniem w zadumie.. Jedynie od czasu do czasu zwracając uwagę na jakiś szczegół w osadzie lub ruch w niej panujący. Miał czas, nigdzie mu się teraz nie spieszyło. Mógł tutaj poczekać godzinę lub dwie, a nawet dzień albo i tydzień. No chyba, że go w końcu szlag trafi. Oczywiście była taka możliwość jednak aktualnie był zdecydowany usłyszeć odpowiedzi na mnożące się od lat pytania. A po ich wysłuchaniu zastanowić się co dalej.

Fajka dopaliła się akurat, gdy jeden ze strażników przywołał Helfdana i poprowadził drogą na lewo, potem przez most i znów w lewo, aż doszli do wysokiego budynku, który - ku rozczarowaniu tropiciela - jednak okazał się biblioteką. Na szczęście zamiast stosu ksiąg Helfdanowi zaprezentowano odzianego w biel i błękit elfa. Po kolejnej nużącej serii pytań i powitań tropiciel mógł wreszcie przejść do rzeczy. Elf, który przedstawił się jako Velie’l Frose’, zaplótł dłonie i uważnie spojrzał na półelfa.
- Ród Elten’vel to stary, praktycznie wymarły ród; bardzo szanowany iceniony zarówno za swe liczne przymioty, jak i zwyczaje, które pielęgnował przez wieki. Nie chcę cię obrazić, drogi gościu, skąd mam jednak wiedzieć, iż mówisz prawdę? Z całym szacunkiem dla twego pochodzenia - Elten’velczycy nie mieli skłonności do łączenia się z innymi rasami.
Helfdan nie był zaskoczony takim obrotem spraw. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że pytanie o jego szczerość padło na samym początku. – Nie obrażasz mnie. Skoro nie łączyli się z ludźmi to może ja zostałem wprowadzony w błąd. Być może jesteś wstanie zweryfikować mą szczerość w magiczny sposób, jak kapłan z którym podróżowałem. Myślę, że to by mogło dowieść mojej prawdomówności. Wzruszył spokojnie ramionami, być może takie rozwiązanie byłby dla niego znacznie prostsze. Zwykła pomyłka. Żadna stara krew, żadne przepowiednie, żadne zobowiązania. Zwykłe zrządzenie losu i przypadek. Jednak ta jego chutliwość sugerowała, że jakaś czarna owieczka z dużymi apetytami mogłaby się skusić na ludzką niewiastę. – Kiedyś otrzymałem pierścień pochodzący rzekomo od mojego ojca. Ojca, którego nigdy nie poznałem. Nie wiem jednak jak on wszedł w jego posiadanie. Ja też zresztą go straciłem. Na nim był symbol tego rodu i jak twierdzono zaklęta została potężna magia.
Mówił spokojnie, krótkimi zdaniami w elfim języku. Dawno go nie używał stąd raczej posługiwał się prostymi konstrukcjami. – Jednak, niektórzy twierdzili, iż przypominam im ojca lub że moja krew jest starsza i szlachetniejsza niż powłoka w której teraz krąży.
- Doceniam twój gest, lecz nie musisz się męczyć - wspólnym władam biegle, a i łatwiej nam będzie w ten sposób uniknąć nieporozumień - machnął ręką Velie’l. - Magia zaś nic nie da, skoro ty sam w swą prawdomówność wierzysz. Od każdej zasady zaś są wyjątki... zazwyczaj... - zamyslił się na dłużej, po czym rzekł. - Pierścień powiadasz; opisz go proszę - kiedy go otrzymałeś, czy korzystałeś z jego mocy, oraz jak go straciłeś.
Pokrótce opowiedział o tym jak go miał zawsze przy sobie, że ostatnio dopiero zdecydował się na jego identyfikację. O korzystaniu z jego mocy raczej nie było mowy... a Alehandra była dość świeżym wspomnieniem więc mu je przybliżył. Oszczędzając jednak okazywania blizn.
- Samo to, że na twym palcu bezpiecznie siedział dobrze wróży... - powoli rzekł elf, po czym sięgnął ku jednej z ksiąg i pokazał tropicielowi kilkanaście herbów, z których półelf bezbłędnie wyłowił swój. - Owa Alehandra najwyraźniej śmierci ci nie życzyła, za to jedynie klejnotu chciała, najwyraźniej znając zbyt dobrze jego wartość. Czemu go nie oddałeś od razu, skoro przez tyle lat nie przywiązywałeś do niego większej wagi? Skąd teraz akurat zainteresowanie swym rodem i jego mocą?
Wbrew wszelkim pozorom stwierdzenie, że “dobrze wróży” nie napawało półelfa optymizmem. - Chyba można to tłumaczyć wrodzoną niechęcią do gwałtu. A jeżeli ktoś zadaje go wiąże się to z moją reakcją. Raczej nie leżącą po myśli tej osoby. - Uśmiechnął się i wzruszył ramionami już po raz kolejny. Jakby to co powiedział było oczywiste jak to, że po nocy przychodzi dzień. – Tym bardziej jeżeli gwałtu dopuszcza się zdrajca próbujący ograbić mnie z cennej rzeczy. Inną sprawą było to, iż czarownica sprawiała wrażenie jakby nie za bardzo mogła mnie skrzywdzić. A to, że przez te wszystkie lata go nie sprzedałem chyba jednak o czymś świadczy. Może jego waga nie leżała dla mnie w jego mocy, lub wadze w złocie.
W oczach Veile’la pojawił się lekki błysk, jak gdyby odpowiedź półelfa go usatysfakcjonowała, po czym rzekł. Elten’vel jest... a raczej był jednym z pięciu najstarszych rodów Levelionu. Dumny i okrutny w sposób typowy dla słonecznych elfów. Specjalizował się - o ile pamiętam - w wyrobie inteligentnej broni. Cóż... mógłbym opowiadać przez dekadzień, lecz wewnętrzne intrygi, koligacje, sojusze i animozne z innymi rodami zapewne niezbyt cię interesują. A może jednak? - zawiesił głos, po czym kontynuował. - Każdy z rodów, włączając Elten’vel, miał w swoim skarbcu specjalne przedmioty. Były to miecze, pierścienie, płaszcze, naszyjniki... wedle uznania. Przekazywano je z pokolenia na pokolenie, a każdy ze spadkobierców dodawał do owego przedmiotu kolejną właściwość - a w zasadzie przedmiot sam wchłaniał jakąś jego cechę. Równocześnie jednak przedmiot musiał zaakceptować nowego właściciela by być użytym. Inaczej... - elf zawiesił głos, po czym wzruszył ramionami - …zależy od przedmiotu. Naszyjnik mógł udusić, a miecz odciąć rękę, jeśli mu się nie spodobał. Albo zapaść w sen i żaden z niego był pożytek. Tym dziwniejsza kradzież twojego pierścienia; w rękach postronnej osoby jest praktycznie bezużyteczny, a obejście wiążącej go magii - prawie niemożliwe. Chyba że znajdzie dla niego inne zastosowanie...
W każdym razie większość rodu zginęła w wojnie z Urgulem, a reszta rozpierzchła się po Królestwie. Nie mam pojęcia kto mógłby być twoim ojcem - zakończył. - Musiał być kimś znaczniejszym, skoro go posiadał... lub wręcz przeciwnie - złodziejskim wyrzutkiem. Niezależnie od tego dziwnym jest, że zostawił swe dziedzictwo synowi, którego powinien przeżyć o wiele setek lat.
Helfdan z uwagą przysłuchał się tego co mu powiedziano. Dumni i okrutni… może to nie to samo co uparty i jurny, ale już coś. - W sumie to sporo czasu zajęło mi dostanie się tutaj, a i trochę już krwi straciłem tytułem tego nazwiska. Dlatego te intrygi i animozje są dla mnie dość istotne. Więc jeżeli nie byłby to dla ciebie kłopot, to chętnie wysłucham co wiesz…
- Cóż... Nie wiem jak biegły jesteś w elfiej historii, pozwolisz więc, że zacznę od początku. Słoneczne elfy są wyniosłą rasą, nawet w stosunku do innych elfów, uważając je za pośledniejsze, toteż z większością rodów ich stosunku były... delikatne. Nie wiem co trzymało ich w Królestwie, skoro tak gardzili większością swoich tu pobratymców. - do tej pory elf zdawał się ostrożnie dobierać słowa, jednak złote elfy wyraźnie nie cieszyły się uznaniem ksieżycowych i vice versa. - Niechętnie dzieliły się zarówno wiedzą jak i władzą, i to był główny powód animozji z większą częścią rodów innych ras, którym marzyło się demokratyczne miasto na miarę Evermeet. Osobną kwestią były sprawy dziedziczenia i zawierania małżeństw, zwłaszcza że młodsze pokolenia znacznie chętniej mieszały krew, co doprowadzało starszych do... drastycznych kroków. Rodowe klejnoty były w tym wypadku narzędziem wymierzania kary - niezwykle rzadko przedmiot akceptował mieszańca czy nawet jego rodziciela, a “próby” przekazania dziedzictwa kończyły się śmiercią potomka. - Velie’l zamilkł na dłużej, po czym uniósł spojrzał półelfowi w oczy. - Nie zdziwiłbym się, gdyby część klejnotów przejęła “w darze” moc eliminowania “niegodnych” członków rodu, choć takie okrucieństwo jest dla mnie niepojęte. Od tamtych czasów wiele się jednak zmieniło, nawet podród elfów.

Słuchając o magicznych przedmiotach przypomniało mu się, że elf stracił też coś na rzecz Alehandry. – Pierścień był jednym z dwóch przedmiotów był jeszcze miecz, ale nosił znak innego rodu. Elf, z którym podróżowałem chyba zakupił go na Jarmarku w Uran. Czyli raczej komuś chodzi o to by zbierać przedmioty tych rodów. Do czego mogą być razem wykorzystane i kto mógłby być na tyle potężny by je wykorzystać? Bo ta lodowa wiedźma na moje oko była dość biegła w tym co robiła.
- Zakupił? To niemożliwe! - zdumiał się Velie’l. - Chyba że na czarnym rynku. Takie skarby nie są przedmiotem handlu; najwyżej kradzieży. Co do twego drugiego pytania - przyznam, że nie wiem. Nie jestem magiem i takie sprawy są mi obce, a jedyny wystarczająco potężny czarodziej w Królestwie to Elethiena. Ona jednak nigdy nie podjęłaby się tak perfidnego czynu. Z drugiej strony nikt nie powiedział, że wróg należy do naszych rodaków - zaczął głośno myśleć elf. - Mimo że żyjemy na dalekiej północy, mocą i tradycją nie ustępujemy elfom z Evermeet. - zamyślił się na dłużej. - Mogą służyć otwarciu przejść do rodowych tajemnic, lub same je zawierać. Niemniej jednak równoczesne uwolnienie mocy wszystkich rodowych broni... skutki takiego czynu mogły by być nieobliczalne!

Nie roztrząsał tego skąd elf miał miecz, nie było to jego sprawą. Raczej nie podejrzewał Złotego Flecika o kradzież. On przecież gardził każdym występkiem, co okazywał dobitnie w kontaktach z rzezimieszkami, więc raczej by się nie posunął do takiego czynu. Nie zniżyłby się do ich poziomu. Miał swoje ideały, a cel nie uświęcał środków... chociaż już pokazał, że podwójna moralność nie jest mu zupełnie obca. Jednak żarł go tam pies. Moralność to nie problem tropiciela. Elfa, paladyna czy tropiciela. Moralność zostawiał kapłanom. Uwolnienie mocy! To było istotne i to bardziej pasowałoby mu do drowów bo to chyba właśnie im by zależało na chaosie na powierzchni. Jednak Alehandra na usługach mrocznych elfów hmmmm raczej nie. Chyba przeplatało się tutaj kilka wątków nie związanych ze sobą. Po chwili milczenia półelf dodał, a właściwie zapytał. To go znacznie bardziej interesowało… Alehandra mogła by być też źródłem informacji gdziekolwiek była. Na gust Helfdana Pyły były ostatnim miejscem gdzie by się jej spodziewał. Jednak teraz musiał się dowiedzieć ile się tylko da od elfów z tej osady. Na jego twarzy zaczynały rysować się emocje. Widać było, iż to czego się dowiaduje nie spływa po nim jak to było w zwyczaju. – Znając moją matkę, to jurność odziedziczyłem po ojcu. Do ułomków nie należał, podobnie jak ja. Być może jakieś pogłoski o jakimś wojowniku z tego rodu do was docierały po zagładzie miasta. Jeżeli zostawił mi ten pierścień to jak mniemam nie miał innego potomka. Być może jest ktoś w osadzie, który znał ich osobiście i mógłby coś więcej w tym temacie powiedzieć. Czy słyszeliście o jakimś Elten’vel żyjącym w Królestwach?

- Problemem słonecznych elfów jest ich pycha - pokręcił głową Velie’l. - Po przejęciu Levelionu przez Urgula niedobitki mieszkańców ukryły dziatwę i połączyły się z wojskami Królestwa, by walczyć dalej. Po wojnie zaś... Część z nich rozpoczęła własne życie, głównie w Marathiel. Część zaś, zwłaszcza słoneczne, odcięła się od świata, nie mogąc znieść hańby porażki. W końcu klejnot Królestwa, Levelion - Gwiezdne Miasto Corellona, zostało zamienione w gniazdo nekromanty - elf niemal wypluł ostatnie słowo. - Wielu szlachetnych elfów zginęło również z rąk zamachowców, przez te wszystkie dekady nie udało nam się odkryć nie tylko zbrodniarza, ani nawet jego motywów. Może jakiś szaleniec mścił się za śmierć jego bliskich na tych, którzy powinni ich byli chronić? Któż wie...

- Zamachowców? Ktoś eliminował elfy? Te które ocalały po klęsce Pyłów? Dopytywał zdziwiony. Trochę to wszystko schodziło na tor inny niż się spodziewał. Chyba jednak nie obeszłoby się bez tej całej otoczki. Do tej pory Helfdan miał w głębokim poważaniu historię pobratymców jego ojca... powoli dochodził do wniosku, że nie bez powodu. Wyglądało na to, niezłe z nich pojebusy. A niby to drowy są tymi złymi. - Kto kogo miał chronić?

- Jak rzekłem - nie udało się tego ustalić. Może pretendentów do głowy rodu? Zwykle szło to w parze z posiadaniem głównego klejnotu; choć nie zawsze. Pragnienie mocy i wladzy nierzadko zniekształca nawet najszlachetniejsze umysły. Jako że większośc klejnotów zaginęła w czasie wojny, ciężko sprawdzić tę tezę.

No tak trochę to się układało w całość. Półelf obnosił się z pierścieniem próbując dojść do zamachowców a informacja o jego obecności w Uran dotarła do tych co szukali klejnotów. No to ma już dwóch wrogów... i jeszcze ten pędrak od Urgula za którym trochę Królestwa już zjeździł. Robiło się coraz milej jednak do niczego go to nie przybliżało. - A kto z mojego rodu mógł pretendować do przywództwa w rodzinie? Są jakieś zapiski na ten temat, a może jakieś opisy tych przyjemniaczków? Bo jeżeli miałem pierścień to albo ta krew jest bardzo dobra albo złodziejska. Sam nie wiem co bym wolał.
- Musiałbym poszukać w zachowanych tu księgach, a to może trochę zająć - odparł elf, wskazując na wypełnione wolumianmi półki.- Niemniej jednak nie nam sądzić cię za czyny twoich przodków, a w tym akurat wypadku niewiedza może być błogosławieństwem - mężczyzna uśmiechnął sie blado. W zamierzeniu miał to być chyba pocieszający uśmiech.

- Mam czas. - Odparł spokojnie tropiciel. Nie wiedział czy miała to być jakaś ukryta groźba cz coś, jednak zignorował ją. Nie raz i nie dwa poddawano go już jakimś sądom więc i tego się nie bał. - Jeżeli się przelewa moją krew to lubię wiedzieć dlaczego. A póki co nie mam lepszego pomysłu żeby się dowiedzieć jak znaleźć poprzedniego właściciela pierścienia jak zaglądnąć do tych ksiąg. No chyba, że znajdę tutaj jakiś sędziwych elfów, którzy to naocznie mogą pamiętać.

- Niestety - mężczyzna pokręcił głową. - Większość elfów w moim wieku i starszych zginęła w czasie wojny, a ocaleni z pogromu nigdy nie chcieli zamieszkać w pobliżu miejsca swej klęski; nie po tym, jak magia nekromanty skaziła je na zawsze. Część słonecznych elfów wysłano na Evermeet, jednak głównie dzieci, więc na nic ci one. Zrobię jednak co w mej mocy, by znaleźć potrzebne ci informacje - przyznam, że mnie samego zaciekawiła twa historia.

- Dziękuję. Helfdan skłonił się na znak podziękowania. - Czy jest ktoś w waszej osadzie kto mógłby mi pomóc w tych poszukiwaniach? Albo gdzie poza tą osadą mogę poszukać informacji. Pomimo tygodni spędzonych w Królestwie nie jest łatwo znaleźć cokolwiek w tej kwestii.

- Hm... - zamyślił się Velie’l. - Tu na pewno nie; a Atmeeil nie mieszka nikt spokrewniony z tamtejszymi rodami. W teorii w Marathiel, ale - szczerze mówiąc - nawet jeśli cię tam wpuszczą, to bardzo wątpię by chcieli rozmawiac. Akceptacja faktu, że ktoś z rodu Elten’vel połączył się z człowiekiem i zostawił mu swe dziedzictwo będzie dla nich jedynie kolejnym powodem do hańby.
W każdym razie przejrzę księgi i wieczorem dam ci znać, czy coś znalazłem. Mam pewne podejrzenia... - dalsze słowa elfa przeszły w mamrotanie, gdy odwrócił się w stronę regału, poszukując właściwych tomów.

- Jeżeli coś znajdziesz to mnie wezwij. Będę w waszej karczmie. Rzucił mu na odchodne... do pleców elfa. Przynajmniej w teorii tam się będzie znajdował. Wcześniej czy później tam jednak wróci więc zostawiona informacja na pewno do niego dotrze. Stary gdzieś przepadł. Tropiciel dany mu czas wykorzystał na przeglądnięcie tutejszych map. Parę godzin zajęło mu przestudiowanie drogi do Pyłów oraz w drugą. Dorwał też jakiegoś elfa kręcącego się po bibliotece i pogłębił wiedzę odnośnie flory i fauny jak również kolejnych osad. Czas wlekł się jak krew z nosa a Velie’l Frose’ jak nie było tak nie ma.

Kurz, zwoje, książki i ta cisza działała na niego usypiająco. Takie miejsca pasowały do niego jak żoneczka i gromada dzieci. Zwinął mapę oddał ją komu trzeba i polazł w osadę. Naoglądać się figlarnych panien co to nie mają do czynienia z takimi poszukiwaczami jakim był Helf. Poprzyglądał się kramom i sklepikom. Czas mijał na nic nie robieniu, aż wreszcie tropiciel odnalazł przybytek w którym mógł nieco nabrać sił. Niestety elfia cywilizacja była na tyle zacofana, iż na płatną miłość nie miał raczej co tutaj liczyć… a na darmową czasu brak. Była jednak łaźnia. Tak Helfdan wymoczył się, wyszorował aż mu się skóra pomarszczyła a na twarz wrócił uśmiech. Przy pralni jakieś praczki się znalazły to i posłał po swoje ubrania aby wykorzystać do końca sytuację w jakiej się znalazł. To, że był dziki i nieokrzesany nie znaczy że musiał śmierdzieć i być pożywieniem dla wszy.

Gdy wracał do gospody informacja o nowych, starych podróżnych dotarła do jego uszu.
 
baltazar jest offline