Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2010, 22:22   #122
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Dopiero w windzie zaczął dochodzić jako tako do siebie. Nic go nie bolało, o dziwo, a raczej w sumie bez zdziwienia, bo medpaki działały znakomicie. Co prawda Fish był lekko otumaniony, ale dzięki wszystkiemu przez co przeszedł w ostatnim kwadransie a zwłaszcza przez działanie chemii przynajmniej wytrzeźwiał. Cały czarny kombinezon na klatce piersiowej błyszczał od krwi. Jego krwi. Winda ruszyła do góry. Szybkość z jaką jechała zatykała ciśnieniem uszy a wraz ze wznoszeniem, spadała temperatura. Po jakimś czasie puszka wioząca małżeństwo Machariszich i Chucka zatrzymała się raptownie sprawiając, że barman aż przykucnął z przeciążenia po tym jak zgasło światło pogrążając windę w ciemnościach.

Fish zaświecił latarkę. Wspaniały czas na awarie, pomyślał, świecąc po twarzach doktorstwa i wnętrzu wagonika. W suficie windy dostrzegł klapę, do której bez problemu dzięki wysokiemu wzrostowi sięgnął. Naciśnięty guzik z sykiem otworzył małą grodzie. Z latarką w zębach podskoczył do góry chwytając się otworu. Chudymi nogami machał w wagoniku mając nadzieję, że nie kopnie niecący starszego małżeństwa. Zaparł się łokciami i zawisł w otworze rozglądając się na boki i do góry. Uderzyło go prosto w twarz mroźne powietrze brutalnie wkłuwając się w skronie. Spojrzał zadzierając głowę. Niestety nie byli wcale blisko przeznaczenia. Szyb windy z jego perspektywy w nieskończoność biegł kominem wzwyż, a światło halogenowej latarki zdawało się niknąć w ciemnościach odległej przestrzeni pionowego tunelu windowego. Na metalowej ścianie szybu wiły się ku górze oblodzone i pokryte szronem szczebelki awaryjnej drabinki. Nie musiał być geniuszem, żeby zdawać sobie sprawę jak niebezpieczna będzie próba wędrowniki na górę, podczas której jeden nierozważny ruch oznaczać będzie fatalny upadek z pionowej ściany wprost na dach windy lub jeszcze niżej, gdyż według Fisha Bóg jeden wiedział jak głęboko było dno szybu.

Zeskoczył do środka windy i zamknął grodzie. Spojrzał na wystraszone państwo starszych i obawiał, że nawet i bez oblodzonej mrozem drabinki, staruszkowie pewnie mieliby większe od niego problemy z wyjściem na dach windy. Zaświecił na panel windy, przy którym stał psychiatra.

- Golas, winda stanęła. Co robić? – zapytał z nadzieją do WKP.
- Wpisz kod dostepu, ten..! – po chwili z ulgą usłyszeli zniekształconyi przerwany krzyk ochroniarza.
- Jaki kod? Jaki kod? – dopytywał się gorączkowo Chuck drapiąc się w głowę.
- Ten.... czujki.... ...bój.... aję... ój 3..5...

Chuck z rezygnają wpisał 3 i 5. Nic sie nie stało. Zastanowił się chwilę i wpisał 4748.
Światło nieoczekiwanie rozświetliło windę ukazując rozpromienioną szczęściem i umorusaną krwią twarz barmana.

- Ok Golas, co dalej? – krzyknął do wukapa.

Później potoczyło się bardzo szybko i sprawnie, bo wraz z przywróceniem zasilania awaryjnego musiał widocznie wzmocnić się sygnał w wagoniku i Golas krok po kroku instruując Fisha doprowadził windę do użytku. Po pół minucie jazdy blaszana puszka zatrzymała się znowu tym razem otwierając ze świstem wejściową gróź. Uderzyła ich mroźna rzeczywistość. Chuck przepuścił przodem panią Kamini i pana Machariszi po czym naciągając na głowę maskę miał nadzieję, że może wtedy nie zamarzną mu oczy, bo takie miał właśnie wrażenie. Dzięki temu oddychając w masce jego twarz cierpiała nieco mniejsze zimno, bo ciepłe wydechy odbijając się od szybek ogrzewały nieco zmarznięte policzki. Dygocąc z zimna jak galareta ściskał i rozciskał ręce uderzając się po bokach i rozcierając ramiona. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w ktorym czekalo kilku uciekinierów. Na górze została Wiki i Jakowlew.

- Wyślij windę na dół Golas! – krzyknął stłumionym przez pochłaniacze głosem Chuck.

- A ten niech trzymaj sie ode mnie z daleka... – powiedział ze zrezygnowanym zawodem, rozglądając się za nieobecnym Seamusem, po czym wyciągnął z plecaka koc i otulił się nim szczelnie jak opończa przeskakując z nogi na nogę.

Był wtedy pijany, ale dokładnie pamiętał zdradziecki cios górnika, który z partyzanta połamał mu nos. Poczekaj, myślał sobie barman, niech no nadarzy się sposobność, a odpłacę ci z nawiązką... Z wiekiem Chuck nauczył się nie walczyć z wiatrakami jak to zwykł czynić w high school, kiedy rzucał się w nierównej walce na osiłków z drużyny sportowej, którzy zwykli robić sobie z niego publiczne pośmiewisko szkoły, dokuczając i bijąc go bez powodu. Zawsze dostawał wciry, tym bardziej, że zawsze nie dawał za wygraną i szedł pod prąd walcząc w wojnie z mięśniakami przegrywając sromotnie każdą bitwę. Z wiekiem nauczył się bardziej ukrywać emocje, choć w sercu tlił mu się oszalały jak niegdyś gniew i chęć wyrównania rachunku. Jeszcze będzie okazja, mówił sobie, wierząc, że wydostanie się z bazy jest teraz priorytetem, jeszcze pożałuje.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-12-2010 o 23:37. Powód: pokićkane kierunki porusznia sie windy :)
Campo Viejo jest offline