Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-12-2010, 23:39   #121
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

Sven "Szczota" Lindgren

„Golas” zaprowadził was do pokoju odpraw, gdzie wcześniej dyskutował Jakowlew z Gallagherem. Winda okazała się być sprytnie ukryta za jedną ze ścian. Zamaskowany panel kontrolny odpalany kartą ochroniarza i sześciocyfrowy kod, który ten wklepał kilkoma szybkimi stuknięciami.

Kabina była faktycznie mała, ciasna i owalna. Przypominała sarkofag nie windę. Golas dał ci znać, byś wszedł pierwszy, a potem wyjął kartę i wszedł do środka wkładając ją w szczelinę w panelu. Ledwie obaj mieściliście się w środku.

- Kartę zostawię w czytniku. Tylko tak winda będzie się poruszała.

WITAM OFICERZE SCHMIDT.


Kobiecy głos dobiegł z ukrytych pod sufitem głośników.

TEMPERATURA NA POZIOMIE D MINUS DWADZIEŚCIA PIĘĆ STOPNI CELSJUSZA. TEMPERATURA NA ZEWNĄTRZ BAZY MINUS SIEDEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ STOPNI CELSJUSZA. PROSIMY NIE ZAPOMNIEĆ O STROJU OCHRONNYM.

- Pierdol się, laluniu – mruknął Golas i drzwi zasunęły się. Winda ruszyła w górę. Poczułeś to jako lekkie szarpnięcie.

Sama podróż nie trwała długo, lecz stałeś niezwykle blisko Golasa.

- Załóż maskę – polecił strażnik. – Atmosfera jest rozrzedzona. Nawet w poczekalni.

Sam założył swoją.

Winda zatrzymała się i drzwi rozsunęły się cicho.

Pierwsze co zobaczyłeś to pomieszczenie jakieś pięć metrów na trzy. Metal lśnił od szronu.

- Uważaj, jest ślisko. – ostrzegł Golas niewyraźnie przez maskę.

Na przeciw windy zobaczyliście wyświetlacz, który wskazywał -10 C.

Golas wyszedł pierwszy. Wskazał ręką jedną ze ścian, gdzie na wieszakach ustawiono ciężkie skafandry z wielkim hełmem i przezroczystą szybą.

- Zakładaj go. Ja zsyłam windę w dół.

Założenie kombinezonu zajmie ci troszkę czasu. To cholernie żmudna czynność.


Seamus Gallagher

Ty i Łysy mieliście jechać jako drudzy. To też wydawało się być rozsądne. Przez chwilę czekaliście z niepokojem, czy winda zjedzie, ale nie było niespodzianek. „Golas” dotrzymał słowa.

Usłyszeliście kolejny raz powitanie, które wcześniej usłyszeli zapewne Golas i Szczota.

Chwilę później byliście już na górze.

Drzwi rozsunęły się i zobaczyliście swoich poprzedników ubierających z trudem ciężkie skafandry ochronne.

Golas spojrzał na was i wskazał ręką stojak, na którym stały jeszcze cztery takie same stroje.

- Ześlij windę na dół – polecił Golas głosem stłumionym przez maskę. – Tylko nie zabieraj karty.

Posłuchałeś polecania i widna ruszyła w dół.

Jak na razie wszystko szło sprawnie. Czemu zatem miałeś złe przeczucia?





Dhiraj Mahariszi i Charles „Chuck” Fish

Winda zjechała na dół i wszedłeś do niej z małżonką wysłuchując powitania przeznaczonego dla właściciela karty – czyli „Golasa”.

Kamini miała nieco niepewną minę. Spoglądała na resztą zgromadzonych w sali odpraw ludzi. Byli tam wszyscy, poza Vinnmarkiem, który nadal był przykuty.

- Poczekajcie – powiedział Jakowlew przytomnie.- Jesteście szczupli. Zmieści się jeszcze jedna osoba. W poczekalni wytrzyma dłuższą chwilę i bez skafandra.

- Panie Fish. Zapraszam – powiedziała Kamini i barman wszedł do środka.

Faktycznie, było ciasno i troszkę niezręcznie, lecz z tego co zważyliście przejazd windy w tę i z powrotem zajmował troszkę ponad trzy minuty. Nie było to zbyt męczące.

Ruszyliście.

Niestety. Gdzieś po minucie nagle światło w windzie zgasło gwałtownie i wagonik stanął w miejscu.

UWAGA. NASTĄPIŁO NIESPODZIEWANE ODCIĘCIE GŁÓWNEGO ŹRÓDŁA ZASILANIA. PROSZĘ O RĘCZNE PRZEŁĄCZENIE NA ZASILANIE AWARYJNE.


Byliście w potrzasku!




Nicole Sanders i Peter Jakowlew


Zostaliście we dwójkę, jeśli nie liczyć nadal przykutego w innym pomieszczeniu Vinnmarka.

Spojrzeliście po sobie.

Teraz musieliście podjąć ważną decyzję. Co zrobicie z operatorem skafandra górniczego. Zostawicie, czy też pójdziecie go uwolnić.

Za dwie minuty wagonik znajdzie się na dole. Może nieco później, jak poszukiwanie skafandrów zajmie troszkę więcej czasu.

I wtedy niespodziewanie zgasło światło!

Jeśli nie liczyć poświaty fosforowych oznaczeń na ścianach i małej czerwonej lampki nad wąskimi drzwiami widny zatonęliście w prawdziwie gęstych ciemnościach. Lecz to nie brak światła stał się waszym największym problemem.

Oboje, aż za wyraźnie, usłyszeliście szczęk magnetycznej zasuwy drzwi do Czujki i podniesione, agresywne głosy „Cieeeepłe! Cieeepłe! Ciiiiepłłłe!” słyszalne teraz o wiele bardziej wyraźnie.

Szaleńcy właśnie wdzierali się do pierwszego pomieszczenia kompleksu – do Biura! Ich pełne bestialskiej nienawiści głosy spowodowały, że przez ułamki sekund wasze serca przestały bić.

Potem w spanikowanych myślach pojawiła się jedna refleksja. Jeśli zaraz czegoś nie zrobicie, będzie po was!
 
Armiel jest offline  
Stary 13-12-2010, 22:22   #122
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Dopiero w windzie zaczął dochodzić jako tako do siebie. Nic go nie bolało, o dziwo, a raczej w sumie bez zdziwienia, bo medpaki działały znakomicie. Co prawda Fish był lekko otumaniony, ale dzięki wszystkiemu przez co przeszedł w ostatnim kwadransie a zwłaszcza przez działanie chemii przynajmniej wytrzeźwiał. Cały czarny kombinezon na klatce piersiowej błyszczał od krwi. Jego krwi. Winda ruszyła do góry. Szybkość z jaką jechała zatykała ciśnieniem uszy a wraz ze wznoszeniem, spadała temperatura. Po jakimś czasie puszka wioząca małżeństwo Machariszich i Chucka zatrzymała się raptownie sprawiając, że barman aż przykucnął z przeciążenia po tym jak zgasło światło pogrążając windę w ciemnościach.

Fish zaświecił latarkę. Wspaniały czas na awarie, pomyślał, świecąc po twarzach doktorstwa i wnętrzu wagonika. W suficie windy dostrzegł klapę, do której bez problemu dzięki wysokiemu wzrostowi sięgnął. Naciśnięty guzik z sykiem otworzył małą grodzie. Z latarką w zębach podskoczył do góry chwytając się otworu. Chudymi nogami machał w wagoniku mając nadzieję, że nie kopnie niecący starszego małżeństwa. Zaparł się łokciami i zawisł w otworze rozglądając się na boki i do góry. Uderzyło go prosto w twarz mroźne powietrze brutalnie wkłuwając się w skronie. Spojrzał zadzierając głowę. Niestety nie byli wcale blisko przeznaczenia. Szyb windy z jego perspektywy w nieskończoność biegł kominem wzwyż, a światło halogenowej latarki zdawało się niknąć w ciemnościach odległej przestrzeni pionowego tunelu windowego. Na metalowej ścianie szybu wiły się ku górze oblodzone i pokryte szronem szczebelki awaryjnej drabinki. Nie musiał być geniuszem, żeby zdawać sobie sprawę jak niebezpieczna będzie próba wędrowniki na górę, podczas której jeden nierozważny ruch oznaczać będzie fatalny upadek z pionowej ściany wprost na dach windy lub jeszcze niżej, gdyż według Fisha Bóg jeden wiedział jak głęboko było dno szybu.

Zeskoczył do środka windy i zamknął grodzie. Spojrzał na wystraszone państwo starszych i obawiał, że nawet i bez oblodzonej mrozem drabinki, staruszkowie pewnie mieliby większe od niego problemy z wyjściem na dach windy. Zaświecił na panel windy, przy którym stał psychiatra.

- Golas, winda stanęła. Co robić? – zapytał z nadzieją do WKP.
- Wpisz kod dostepu, ten..! – po chwili z ulgą usłyszeli zniekształconyi przerwany krzyk ochroniarza.
- Jaki kod? Jaki kod? – dopytywał się gorączkowo Chuck drapiąc się w głowę.
- Ten.... czujki.... ...bój.... aję... ój 3..5...

Chuck z rezygnają wpisał 3 i 5. Nic sie nie stało. Zastanowił się chwilę i wpisał 4748.
Światło nieoczekiwanie rozświetliło windę ukazując rozpromienioną szczęściem i umorusaną krwią twarz barmana.

- Ok Golas, co dalej? – krzyknął do wukapa.

Później potoczyło się bardzo szybko i sprawnie, bo wraz z przywróceniem zasilania awaryjnego musiał widocznie wzmocnić się sygnał w wagoniku i Golas krok po kroku instruując Fisha doprowadził windę do użytku. Po pół minucie jazdy blaszana puszka zatrzymała się znowu tym razem otwierając ze świstem wejściową gróź. Uderzyła ich mroźna rzeczywistość. Chuck przepuścił przodem panią Kamini i pana Machariszi po czym naciągając na głowę maskę miał nadzieję, że może wtedy nie zamarzną mu oczy, bo takie miał właśnie wrażenie. Dzięki temu oddychając w masce jego twarz cierpiała nieco mniejsze zimno, bo ciepłe wydechy odbijając się od szybek ogrzewały nieco zmarznięte policzki. Dygocąc z zimna jak galareta ściskał i rozciskał ręce uderzając się po bokach i rozcierając ramiona. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w ktorym czekalo kilku uciekinierów. Na górze została Wiki i Jakowlew.

- Wyślij windę na dół Golas! – krzyknął stłumionym przez pochłaniacze głosem Chuck.

- A ten niech trzymaj sie ode mnie z daleka... – powiedział ze zrezygnowanym zawodem, rozglądając się za nieobecnym Seamusem, po czym wyciągnął z plecaka koc i otulił się nim szczelnie jak opończa przeskakując z nogi na nogę.

Był wtedy pijany, ale dokładnie pamiętał zdradziecki cios górnika, który z partyzanta połamał mu nos. Poczekaj, myślał sobie barman, niech no nadarzy się sposobność, a odpłacę ci z nawiązką... Z wiekiem Chuck nauczył się nie walczyć z wiatrakami jak to zwykł czynić w high school, kiedy rzucał się w nierównej walce na osiłków z drużyny sportowej, którzy zwykli robić sobie z niego publiczne pośmiewisko szkoły, dokuczając i bijąc go bez powodu. Zawsze dostawał wciry, tym bardziej, że zawsze nie dawał za wygraną i szedł pod prąd walcząc w wojnie z mięśniakami przegrywając sromotnie każdą bitwę. Z wiekiem nauczył się bardziej ukrywać emocje, choć w sercu tlił mu się oszalały jak niegdyś gniew i chęć wyrównania rachunku. Jeszcze będzie okazja, mówił sobie, wierząc, że wydostanie się z bazy jest teraz priorytetem, jeszcze pożałuje.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-12-2010 o 23:37. Powód: pokićkane kierunki porusznia sie windy :)
Campo Viejo jest offline  
Stary 14-12-2010, 00:26   #123
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Ucz się młody hierarchii pracowniczej – rzekł do Łysego spoglądając w górę w ziejący ciemnością prześwit między elewatorem, a jego szybem – Myślisz, że w sekcjach mieszkalnych zainstalowali podobne cudeńka? Takiego wała.
Łysy zarechotał „perliście”.
- Nooo... niezła pindo-winda...
- Dobra. Wsiadamy...

Metalowy podest zazgrzytał nieprzyjemnie gdy wkroczyli do środka. Seamus zdążył się jeszcze obejrzeć na gramolącego się powoli na nogi Chucka. Wglądało na to, że barmanowi rzeczywiście nic nie będzie. I całe szczęście. Zamykające się automatyczne drzwi urwały jednak ten obraz zostawiając górnika z dziwnie złym przeczuciem.
Magnesy przesyłowe po chwili zawyły cicho i szarpnęły kapsułkę ku górze.
- Łoooo... - Łysy pobladł na twarzy, a grdyka zadrgała mu niebezpiecznie gdy trawiony alkohol powędrował do jego przełyku.
- No, no... Chlałeś, to teraz trzymaj gamoniu – w głosie brygadzisty była nie tyle reprymenda co ostrzeżenie.
Łysy zatkał usta dłonią, odwracając się tyłem do współpasażera.
- Uaaa – rzekł w końcu odetchnąwszy – Gites majonez... fałszywy alarm.
Seamus też odetchnął.

***

Na górze piździło naprawdę zdrowo. Wentylacja na tym poziomie w ogóle nie była instalowana, a i lodowate przeciągi z zewnętrznych obwodów stacji dawały dziś wyjątkowo mocno. Pewnie przez tą kurewską burzę. Aż kuźwa para z wydychanego powietrza w nosie jeszcze zamarzała. Mroźny ciężar na płucach był wymownym ostrzeżeniem. Obaj z Łysym szybko założyli swoje maski i przyjrzeli się ochroniarskiej poczekalni.
Golas i Szczota byli już w kombinezonach. Jak młody to przeżył, tego Seamus nie wiedział, ale jego fryzura chyba poważnie ucierpiała pod ciężkim, hermetycznym hełmofonem.
Zanim się ubrali w milczeniu i pośpiechu, zrobił jeszcze tak jak Golas chciał. Winda ponownie zawyła zjeżdżając szybko na dół.

Nie obeszło się też bez usterki technicznej. Magnesy stanęły, a winda nie przyjechała. Seamus jakimś znalezionym w pakamerze poczekalni drągiem zdołał rozewrzeć drzwi windy, ale zejście na dół wyglądało na co najmniej niezachęcające. A wiało w plecy. Do środka. Jakby ymirski wiatr chciał strącić w tą czarną otchłań każdego kto spróbuje tam zejść.
- To samobójstwo – rzekł Golas – Drabinka techniczna jest oblodzona. Bez chwytaków magnetycznych każdy spieprzy się na dół. Krzyżyk jak nic.
- No ale musimy ich stamtąd jakoś wyciągnąć...

W tej samej chwili rozwiązanie samo się odezwało głosem Chucka dochodzącym z głośnika technicznego windy.
- Dobra... Może się uda obejść główny obwód – Ochroniarz jak już się uspokoił i wylazł z gniazda czujki, wydawał się naprawdę zaradny gościem. Nawiązawszy kontakt z uwięzionymi w windzie zaczął tłumaczyć Chuckowi jak odpalić awaryjne zasilanie.
- Dasz radę?
Ochroniarz kiwnął głową.
- Dobra. To ja pójdę rozejrzeć się za kombinezonami dla reszty. Sven? Łysy? Któryś z was by się przydał...
Golas wsłuchując się w trzeszczący głos barmana pokazał lewe grodzie poczekalni i niemal bezgłośnym ruchem ust wymówił D-30.
Brygadzista kiwnął głową po czym obaj z młodym tupiąc w tych pancernych pudłach, wyszli wskazaną grodzią na korytarz. Najwyżej pomijając lądowiska, ulokowany poziom D, był poniekąd warstwą izolacyjną Ymiru. Ściany i sufit były więc w wielu przypadkach, a zwłaszcza w niższych jego warstwach tak jak tu, zwyczajną litą skałą planety. Pokryte szadzią ściany z cynkominium służyły głównie jako wsporniki, lub węzły kabli energetycznych pokazujące kod korytarza, oraz dostępne kierunki. Z najbliższego wynikało, że do D30 jest zaledwie kilkadziesiąt metrów, zaraz przed wielką halą do składowania trudniejszej do oczyszczania rudy. Pomysł, który zaświtał Seamusowi szybko został zdławiony przez jego rozsądek. Transmisyjne taśmy górnicze, którymi kruszec wędrował na górę były prawdopodobnie niemożliwe do przejścia przez człowieka, nie mówiąc o ryzyku jakie się z tym wiązało.
Ruszyli tupiąc ciężko. Seamus w myślach modlił się, by nie musieli zaraz biegiem wracać do poczekalni. Żadnych ciepłych jednak w okolicy chyba nie było, bo mimo hałasu jaki towarzyszył ich przejściu, poza gwizdaniem wiatru nie dało się niczego wychwycić ze zmrożonego korytarza. Może ciepłym nie w smak była temperatura i w ogóle ich tu nie było? Naścienne fluoresceniówki rzucały bardzo źle teraz kojarzące się trupie światło na nierówny, wymarły korytarz.
- Jak w grobie – mruknął ni to do siebie ni to do idącego obok chłopaka.

Do D30 dotarli nie odnotowując po drodze niczego niebezpiecznego. Po drodze. Drzwi były po prawej stronie korytarza. Zamknięte zważywszy na migającą pod cienką warstwą lodu kontrolkę. Karminowa, zamarznięta kałuża jaka jednak znajdowała się zaledwie dwa metry dalej sprawiła, że obaj mężczyźnie zatrzymali się rozglądając dookoła nerwowo. Mimo mizernego oświetlenia, wyposażone w reflektory kombinezony nie zostawiały niczego w ukryciu. Strop nad kałużą na tym odcinku był stalowy. I również był cały czerwony. Uwieszony u naderwanej kratki w suficie niewielki krwisty stalaktyt odbijał rzucane na niego światło halogenów.
- O Boże... Tu kuźwa też?
Przyjrzeli się uważnie naderwanej kratce odprowadzając snopem światła coś co przypominało czerwone ślady czegoś co przesuwało się prosto w stronę magazynu... po suficie?
Seamus przełknął ślinę.
Cyfrowy panel kontrolny drzwi również nosił znamiona zamarzniętej w formie odcisków palców krwi. Po kilku jednak próbach wprowadzenia czegokolwiek nie reagował i nadal wyświetlał tylko:

88888888

- Jeśli nie masz lepszego pomysłu – rzekł do młodego sięgając do przewieszonej na nowy kombinezon pałki ochroniarskiej - to proponuję podsmażyć panel paralizatorem. Może zwarcie otworzy drzwi...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 15-12-2010, 14:51   #124
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Z deszczu pod rynnę. Tak można było nazwać ich sytuację.
- Do jasnej cholery – pomyślała – czy nic nie może pójść gładko?

Dopiero co udało się Szczocie i doktorkowi uspokoić Golasa i wspólnie zorganizować jakoś ewakuację, a tu nowe kłopoty. I to śmiertelnie poważne. Mało tego, że część ocaleńców utknęła w windzie, do tego jeszcze do Czujki wdarły się Cieplaki.
Jakiś gnojek z poziomu B wyłączył zasilanie i otworzył śluzy. Obiecała sobie, że jeśli przeżyje znajdzie tego kogoś i odpowiednio podziękuje.
Panel windy świecił na czerwono.


Nie było chwili do stracenia. Nicole krzyknęła do Jakowlewa, żeby zabrał się za panel sterowania windy i postarał się przywrócić zasilanie, a sama skoczyła do drzwi, zamknęła je i zaczęła zsuwać meble i budować barykadę. Na szczęście w sali konferencyjnej znalazły się stół, krzesła i jakieś szafki. Zablokowała klamkę krzesłem, zapierając je pod kątem, przysunęła stół, a potem po kolei wzmacniała zaporę. Zza drzwi słychać było dzikie wrzaski. Cieplaki rozproszyły się w poszukiwaniu ofiar.
Nicole pomyślała o biednym Jurgenie, ale nie sposób było teraz do niego dotrzeć. Nie miała amunicji, a zarażonych było za wielu, nie przedarłaby się. Popatrzyła na kanały wentylacyjne. Były umieszczone dość wysoko i trzeba by było zerwać z nich najpierw kratkę.

- Kurwa mać! – zaklęła głośno. – Spiesz się Peter

Nie chciała nawet myśleć o tym co stanie się z tym człowiekiem. Po raz kolejny w życiu uświadomiła sobie swoja bezsilność. Dlaczego? Dlaczego ją zawsze to spotyka? Ktoś zginie za chwilę, bo nie jest w stanie mu pomóc, ochronić go. Tak jak kiedyś Viki.
W głowie śmigały Nicole myśli jak błyskawice. Była w trakcie kończenia ustawiania barykady, a Jakowlew zdążył już rozebrać obudowę, kiedy nagle panel zamigotał i winda ruszyła w górę. Czyżby Golas odblokował windę?
Pierwsze ciosy Cieplaków spadły na drzwi. Wściekłe ręce waliły z całych sił chcąc przedrzeć się do sali konferencyjnej.
CIEEEEEEPŁEEEEEE, CIEEEEEEEPŁEEEEEEE – znienawidzone słowa stłumionym dźwiękiem docierały do jej uszu.

Wiedziała, że zapora nie wytrzyma długo. Krzyknęła do WKP do Golasa
- Zsyłajcie jak najprędzej windę na dół. Mamy kłopoty!



Teraz nie liczyła się szczepionka, nie liczyła się zemsta. Trzeba było przeżyć.
Czekając z nadzieją na windę Nicole przyjęła pozycję obronną, wspierając sobą barykadę i wyciągnęła pałkę szykując się na ewentualne odparcie pierwszego ataku.

CIEEEEEPŁE CIEEEEEPŁE CIIIIIIEEEEEEEEEEPŁEEEEE!!!!!!!!!!
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 15-12-2010, 18:40   #125
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Do pustego łba Golasa najwyraźniej coś dotarło. Poluzował gdzie go cisnęło i zaczęliśmy ewakuację całej brygady. Wielka migracja kapsułką trwała, a ja wychodziłem z siebie usiłując wcisnąć hełm tak, żeby nie zjebać sobie fryzu.

I było git, aż się nie zjebało.

Jak tylko skończyłem podpinać wukap pod skafander, zobaczyłem jak Golas z Seamusem sterczą przy półotwartych drzwiach do windy i gapią się w dół, coś tam do siebie nawijając.

- Co z tymi Marychami?! - Pytam elokwentnie i nie czekając na odpowiedź odpalam glaswukap na szybie hełmu, łącząc z Dihajem - Ej, konowały! możecie z łaski swojej skończyć się gzić w tej windzie i wbijać na górę? Ferajna w gestapowni czeka! Haalooo!!

- Przycisz się młody, prąd im siadł, mam Chucka na linii! - Golas bezceremonialnie stuknął mnie z liścia w tył kasku i zaczął nawijać przez branzoletkę z Fiszem o jakimś kodzie. Zdezorientowana twarz Maharishiego zniknęła mi z wyświetlacza sekundę po tym, jak się na nim pojawiła. Zanim zdążyłem przełknąć potwarz i ponowić konekta, do akcji włączył się Łysy.

- Zara, zara, zara, ja już czaję. Trza odpalić awaryjne, jak tylko zdejmę obudowę z tego boxa...

- Ty kurwa nawet o tym nie myśl! Mało się, tłuku, nie usmażyłeś jak majstrowałeś przy wyjściu z mojego kwadrata. Tym tutaj wyjebiesz w kosmos cały poziom C.

- Nie bój dupy, dam se rade!

- Czuj, że ci dam do tego chociaż podejść, mondziole!

- Kod!!! Ten który wpisywałeś, jak wbiegaliście do czujki!! - Golas prawie krzyczał do mikrofonu. Widać coś przerywało połączenie - Kurwa mać, wy dwaj! Spróbujcie na pół minuty zamknąć japy! szlag mnie zaraz trafi, słowo daję! Fisz, jesteś tam jeszcze? Spróbuj wpisać... Do cholery! Po ile wy macie lat? 3? 5?

Przerwalimy bójkę i smatrimy na niego z minami niewiniątek. Najlepsze jest to, że cokolwiek udupiony w windzie Czak skumał z golasowego monologu najwyraźniej zadziałało. Przynajmniej częściowo. W szybie odpaliły się światła i zaczęła wyć wentylacja. Seamus i Golas spojrzeli po sobie.

- Dasz radę?

Golas westchnął i skinął głową.

- Dobra. To ja pójdę rozejrzeć się za kombinezonami dla reszty. Sven? Łysy? Któryś z was by się przydał...


***

Minutę później odstawieni jak Gagarin z Armstrongiem wychodzimy z Seamusem na zonę. W życiu tu nie byłem, po kolapsie wybudzili mnie już na Ceśkach. Niewielka strata, widoki mniej więcej te same, a zimno jak w psiarni - piździło nawet przez te wieśniackie radzieckie spejskafandry. Zombiaków nigdzie ni chuja, pewnie wszystkie zlazły na dół przegryźć coś ciepłego.

Hehe. Dobre, nie?

Drzwi na D30 oczywiście też były zjebane.

- Jeśli nie masz lepszego pomysłu - Seamus sięgnął po elektropastucha. - to proponuję podsmażyć panel paralizatorem. Może zwarcie otworzy drzwi.

- Normalnie drugi Łysy! Zwarcie jak zwarcie, chuj jeden wie: Otworzy drzwi, wyjebie całą elektrykę na zonie, zapoda reczital Lady Gagi na radiowęzeł, albo tak ci pierdolnie w ryj łukiem, że się nogami... - coś w spojrzeniu prola, do kupy z trzymanym przez niego paralizatorem i wspomnieniem o rozbitym ryju Chucka kazało mi przyhaltować - nie boi żaby, zaraz to rozkminię.

Pięć minut pieprzyłem się z cyferboxem przy pomocy zajumanego z czujki noża. W końcu udało mi się zedrzeć obudowę i dorwałem się do czarodziejskiego zielonego kabelka. Odczepić, przerwać pomarańczowy, przełożyć fazę, odciąć, krótkie zwarcie i gotowe. Jakby się chwilę zastanowić, dobre pierdolnięcie elektropałką mogłoby zadziałać podobnie, ale tego Seamusowi nie powtarzajcie.

Coś zabuczało, magnesy puściły, gródź zaczęła się odmykać. Na wszelki wypadek złapaliśmy za paralizatory, gotowi zdzielić po łbie cokolwiek stamtąd wyskoczy.

Cisza, spokój.

D-30stka wyglądała kubeł w kubeł jak klitka, z której właśnie przyszliśmy. Ze dwie blaszane ławki, wejście do windy, parę kombinezonów...

- Ta-daaaa! - z dumą przekroczyłem próg kanciapy - To mały krok dla Szczoty, ale wielki... o kurwa, obczaj to coś na suficie!
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 15-12-2010 o 19:04.
Gryf jest offline  
Stary 15-12-2010, 19:17   #126
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Wyszli z korytarza mieszkalnego bez żadnych problemów. Cieplak, jak go w myślach zaczęła nazywać Selena gdzieś poszedł, zapewne szukał innej ofiary. Ruszyli dalej korytarzem w stronę kantyn.

Nie uszli zbyt daleko, kiedy za zakrętem ich oczom ukazała się kolejna odwrócona do nich plecami postać. Nie mieli zbyt dużo czasu na zastanawianie się. Z tyłu usłyszeli ponownie stukot butów bezokiego, zmierzające wyraźnie w ich stronę. TO zwróciło uwagę postaci przed nimi. Odwróciła się. W tym momencie Selena o mało nie krzyknęła z przerażenia. Rozpoznała swoją współlokatorkę Beth. Całą we krwi, bełkoczącą i zmierzającą w ich stronę.

Wtedy zgasły wszystkie światła.

W ciemnościach Selena lekko schwyciła dłoń Raya i pociągnęła go w prawo do ściany. Wyjęła dwie świetlne pałeczki, jedną po omacku włożyła w rękę Raya, drugą złamała i energicznie rzuciła w prawo, żeby poleciała jak najdalej. W ten sposób miała nadzieję odwrócić uwagę napastników, światłem i hałasem upadającej pałki. Jednocześnie lecąca pałeczka oświetliła sytuację po prawej stronie. Zobaczyła zbliżającą się do nich Beth, z wyciągniętymi rękami i obnażonymi zębami wyglądała jak dzikie zwierze. Selena chwyciła mocniej paralizator. Przygotowała się do obrony. W tym czasie Ray podobnie jak Selena złamał swoją pałeczkę i rzucił w przeciwną stronę, oświetlając korytarz z lewej.

Beth była prawie przy nich, z korytarza przy którym stała wyszła jeszcze jedna postać i zaczęła zmierzać w ich stronę, sytuacja stawała się coraz groźniejsza.
Ciemność najwyraźniej im nie przeszkadzała w zlokalizowaniu swoich ofiar, którymi mieli się stać Ray i Selena.

W zielonej poświacie żarzącej się pałeczki. Beth rzuciła się do ataku z rozcapierzonymi rękoma.
Selena wycelowała pałkę paralizatora w jej pierś i naciska przycisk wyładowania w momencie, kiedy koniec ją dotknął.
Selena była zbyt słaba w starciu z furią Beth, zmęczone mięśnie ramion po wspinaczce, brak jedzenia i strach zrobiły swoje. Beth przebiegła prawie koło niej, w ostatniej chwili zaciskając zęby na wyciągniętej ręce Seleny. Początkowo tego nie zauważyła, adrenalina wygrała nad bólem, Selena jeszcze raz nacisnęła przycisk paralizatora, odsuwając warczącą Beth od niej. Wtedy do akcji wkroczył Ray.

Jego cios trafił Beth w czaszkę. Nim jednak zdołał wydobyć siekierę drugi napastnik już był tuż, tuż. Beth padła i Ray musiał pochylić się by wydobyć broń z ciała. Wróg rzucił się mu na plecy przyciskając mechanika do ściany. Zęby maniaka próbowały sięgnąć twarzy Raya. Pięść uderza szaleńczo w brzuch.

Selena przerażona przystawiła paralizator do pleców napastnika i ponownie nacisnęła przycisk uwalniając wiązkę elektryczną. Miała nadzieję, że to coś uwolni Raya z uścisku. Udało mu się odwrócić i zacisnąć palce na szyi napastnika. W tym samym momencie Selena uwolniła ładunek. Nie wyrządziło mu to żadnej krzywdy. Nadal próbował ugryźć Raya.

- Siekiera! – usłyszała prawie szept mechanika.

Selena wypuściła paralizator i chwyciła trzonek siekiery chcąc wyciągnąć go z głowy Beth.
Nie było to takie proste, siekiera zaklinowała się, a Selena poczuła paraliżujący ból w ręce, dopiero wtedy zauważyła stróżkę krwi spływającą z jej dłoni na podłogę, Beth ja ugryzła.

Ostrze wyszło.

Selena zamachnęła się celując w plecy napastnika.

Cios nie był silny, ale ostrze wbiło się w ciało. Napastnik wygiął się i zajęczał, jednocześnie odsunął od Raya.
Wyrwała ostrze i zamachnęła się ponownie.
Cios trafił zarażonego w plecy. Tym razem z większą siłą. Ciało poleciało do przodu, na szczepionego z nim Raya. Krwawiący, lecz nadal żywy przeciwnik przygniótł technika. Napastnik był cięższy i większy, przez co Ray znalazł się w znacznie gorszym położeniu. Zęby wroga znalazły się tuż przy jego policzku.

Selena z determinacja ponowiła cios celując w plecy szaleńca, który zawył przeciągle i znieruchomiał.
Ray zaczął się gramolić spod trupa.

Odgłosy walki nie uszły uwadze innych maniaków chodzących po korytarzu C, ze wszystkich stron dobiegały odgłosy biegnących.

Selena chwyciła paralizator i zaczęła biec w stronę otwartego korytarza przed którym jeszcze chwile temu stała Beth, był najbliżej i nic więcej nie próbowało na razie z niego wyjść. Dopadła do śluzy, włączyła latarkę i zaczęła otwierać panel sterowania, tylko zwarcie instalacji mogło zamknąć drzwi. W myślach zaczęła się modlić.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline  
Stary 16-12-2010, 19:41   #127
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Schmidt okazał się być "łebskim gościem", musiał tylko ochłonąć po tym, czego był uczestnikiem jeszcze zanim ich grupa dostała się do czujki. Przedstawiony przez niego plan dawał szansę wydostania się z tego przeklętego pomieszczenia oraz dostania się na poziom B wszystkim obecnym, nie było więc głosów sprzeciwu. Pozostawała tylko sprawa Vinnmarka, który nie był dla Dhiraja obojętny. Pomógł grupie i zapłacił za to ugryzieniem, teraz zaś zamknął się w łazience dla ich dobra. Zrobił tak wiele, a teraz nie wiadomo, czy będą mogli zabrać go ze sobą. Co prawda, Golas dał prawo decyzji Nicole, pewnie więc górnik pójdzie z nimi, jednak to smutne, że ktokolwiek choćby rozważa zostawienie go samego. Doktor nie chciał jednak dodatkowo wpływać na kobietę, po części nie widział potrzeby, ale też nie chciał nią manipulować. To ona będzie odpowiedzialna za wszystko, co Vinnmark zrobi później, to jej ktoś zarzuci, że można było nie zabierać ze sobą zakażonego, kiedy ten wpadnie w szał i kogoś poturbuje. Musi podjąć tę decyzję sama.

Ostatnie minuty w sali konferencyjnej Mahariszi spędzili w ciszy, obserwując, jak pozostałe "pary" udają się na najwyższy poziom. Gdy przyszła kolej na nich, zerknęli na siebie. Chwila intymności była im bardzo na rękę. Mimo iż "w kupie raźniej i bezpieczniej", mimo iż musieli działaś zespołowo, mimo iż byli za starzy na "szybki numerek w windzie", chcieli zostać na chwilę sami. Wtedy cały świat przestaje mieć znaczenie, można choć na chwilę zapomnieć o wszelkich troskach, a skupić się tylko na sobie nawzajem.
Lecz, niestety, nie było im to dane. Po uwadze Petera, Kamini nie mogła nie zaprosić Charlesa do środka. Niestety, to, że nie przekroczyli maksymalnej dopuszczalnej wagi nie zmieniało wcale faktu, że ledwie się tam mieścili.

Cała trójka całkiem dobrze znosiła brak komfortu jazdy, aż do momentu, kiedy to niespodziewanie zatrzymali się, nie dochodząc nawet do połowy trasy. Światła zgasły, a miły głos poinformował ich o wyłączeniu zasilania. Jedynym sposobem na uporanie się z problemem miało być włączenie awaryjnego zasilania.
Kobieta wtuliła się w męża, szukając otuchy. Nie trzeba mieć klaustrofobii, żeby denerwować się w tak ekstremalnej sytuacji. Chuck, dysponujący małą latarką, podniósł właz znajdujący się w suficie i otworzył go. Chwilę potem był już na górze. Trwało to jednak tylko chwilę, najwidoczniej nie było szans na wydostanie się tą drogą, nawet gdyby starsze małżeństwo dało radę dostać się na dach windy.

Barman zachował jednak przytomny umysł i sięgnął do swojego WKP. Jak się okazało, słusznie, zasięg był, i to dosyć dobry. Pozwoliło mu to połączyć się z Golasem. Co jednak dziwne, prawie w tej samej chwili odezwał się komunikator Dhiraja, jeszcze dziwniejszy zaś był adresat, którym okazał się być młodzieniec nazywany Szczotą.

- Ej, konowały! Możecie z łaski swojej skończyć się gzić w tej windzie i wbijać na górę? Ferajna w gestapowni czeka! Haalooo!!

Przez moment hindusi oswajali się z wiadomością, jednak zanim zdołali cokolwiek odpowiedzieć, usłyszeli głos ochroniarza, który uciszał młodzieńca. Jako że nie chcieli zakłócać rozmowy Golasa z Chuckiem, milczeli i czekali w napięciu na wyniki współpracy obu mężczyzn. Gdy pierwszy wpisany kod okazał się błędny, tętno Mahariszich przyspieszyło znacznie. Czyżby i pomoc Golasa miała być niewystarczająca? Jeśli tak, to jak się stąd wydostaną, kto jeszcze może być w stanie im pomóc?

Na szczęście, drugi wpisany kod okazał się być poprawny i światła jarzeniówki ponownie rozświetliły wnętrze windy, która po chwili sunęła już do góry, z nieco mniejszą prędkością. Kamini odetchnęła głośno, doktor zaś uśmiechnął się z aprobatą do barmana.

Gdy tylko dojechali na górę, wskoczyli wręcz w przyszykowane dla nich kombinezony. Spojrzeli współczująco na kulącego się z zimna Charlesa, pomyśleli o tych, którzy zaraz tu zjadą i postanowili, że pójdą do Gallaghera i Lindgrena pomóc im szukać kombinezonów. W końcu trochę ruchu dobrze im zrobi, nawet jeśli tamci znaleźli już kombinezony. Spytali Schmidta o drogę i ruszyli wolnym krokiem.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 16-12-2010, 19:58   #128
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Ray czuł ulgę, fakt, iż zaraz po otwarciu przejścia nie zaatakował ich żaden popapraniec, był na prawdę pocieszający. Postanowili trzymać się planu i kierować się do centralnej części poziomu. Krótko trwało ich szczęście, bowiem chwilę później natchnęli się na innego przemienionego mieszkańca, była to jakaś kobieta, stała akurat na ich drodze i jeżeli nie chcieli kluczyć po nieprzyjaznych korytarzach musieli się z nią jakoś uporać. Nieco dalej ujrzeli również niewyraźną sylwetkę, wyglądało jakby przykucnęła tam jakaś postać, lecz z całą pewnością nie mogli tego stwierdzić. To nie był jeszcze koniec wrażeń, usłyszeli kolejne odgłosy, Selena chyba szybciej zorientowała się w sytuacji niż Ray, w każdym razie oboje zdali sobie sprawę z tego co się szykuje. Dźwięku, którego usłyszeli, nie dało się pomylić z niczym innym, ciężkie buciory raz po raz uderzały o podłoże, technik coraz lepiej rozumiał pojęcia deja vu.

Brak odpoczynku, dawki jakiejkolwiek energii oraz złe rozłożenie sił - wszystkie te czynniki sprawiły, że koncentracja Raya była zbyt mocno zachwiana by zdążył coś zrobić. Kiedy zgasły światła stanął jak wryty, gdyby nie dłoń Seleny pewnie pozostałby w tym stanie i zginął na miejscu. Stars wepchnęła mu do ręki jedną z pałeczek, Ray gdzieś miał latarkę, którą zabrał ze schowka, lecz wrzucił ją chyba do narzędzi i przeklinał teraz swoją własną głupotę. Oboje rzucili świecące pałeczki w przeciwne strony, tak, iż przynajmniej częściowo mogli zorientować się co dzieje się wokół.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=CPs_zt4wiP4[/MEDIA]

Potem nastąpił atak, kobieta zaszarżowała i pomimo ogromnej dawki prądu jaką poczęstowała ją Selena nie ustąpiła. Dopiero wtedy Blackadder rozbudził się na dobre i przystąpił do opóźnionej pomocy, wyminął swoją towarzyszkę, zamachnął się i uderzył prosto w czaszkę przeciwniczki, ostrze wbiło się z dziwną łatwością, a na twarzy technika pojawił się mały, szalony uśmieszek. Krótko jednak zdobił jego twarz, gdyż nim zdążył wyszarpać z trupa swą broń natarł na niego kolejny stwór. Siłą rozpędu pchnął Raya na ścianę, jego szczęka raz po raz otwierała się i zaciskała tuż przy policzku Blackaddera, ten co prawda zdołał zacisnąć swe palce na szyi rywala, jednak to co powinno działać na zwyczajnego człowieka, nie sprawdzało się jak powinno. Kilka sekund później poczuł nieprzyjemne mrowienie w palcach, a jego mięśnie lekko się napięły, najwyraźniej Selena użyła znów paralizatora. Tyle się domyślał, bowiem cały widok zasłaniał mu przeciwnik.

- Siekiera! - wycharczał z trudem.

Ray starał się odnaleźć jakiś słaby punkt, jednak ani duszenie ani coraz słabsze kopniaki nie pomagały. Jakby tego było mało bijący z ust stwora odór sprawiał, że miał ochotę zwymiotować, powoli zaczynało mu się kręcić w głowie. Wszędzie wciąż panowała ciemność, lekko jedynie rozświetlana przez pałeczki, mimo tego technik doskonale widział twarz napastnika, zdał sobie sprawę, że nie ma szans z siłą szaleństwa, która kierowała teraz tym czymś. Zbyt wiele wysiłku wkładał we wszystkie czynności jakie wykonywali od ucieczki, jego organizm jechał już tylko na rezerwach, a te zdaje się, iż właśnie się kończyły.

Wreszcie potwór wygiął się dziwnie kiedy spadł na niego cios z tyłu, na moment odsunął się od Blackaddera pozwalając mu złapać oddech. W następnej chwili pozbawił go jednak znowu kiedy niesiony siłą kolejnego uderzenia wpadł ponownie na technika tym razem jeszcze mocniej go przygniatając. Tym razem już jedynie centymetry dzieliły jego zakrwawione zęby od policzka Raya, resztki sił poświęcał więc utrzymaniu szczęki przeciwnika w pewnej odległości. Po którymś uderzeniu stwór jednak kompletnie znieruchomiał, jego krew zalała twarz technika. Pozycja nie była zbyt wygodna, a w dodatku coś wbijało mu się w plecy. Widział jak Stars ucieka.

Przez kilka sekund próbował złapać oddech, a gdy wreszcie mu się to udało spróbował zepchnąć z siebie ciało szaleńca. Pierwsza próba wyszła mu dość nieporadnie i dopiero druga sprawiła, że bezwładne zwłoki przesunęły się lekko, by wreszcie opaść tuż obok. Blackadder złapał kolejny oddech i pomagając sobie rękoma podniósł się, w nikłym świetle pałeczek dostrzegł przedmiot, który tak dawał mu się we znaki jeszcze kilka sekund temu - latarka. Złapał ją szybko, włączył i rozejrzał się, być może zaczęła go powoli atakować panika. Właściwie z każdej strony słyszał przerażające odgłosy zbliżających się przeciwników, a jeśli tak było w rzeczywistości to nie miał po co uciekać. Wiedział mniej więcej, w którą stronę pobiegła Selena, ale nie był pewien czy powinien podążyć jej śladem. Mógł przecież spróbować przedrzeć się do windy, a raczej do technicznego korytarza, tam byłby bezpieczny. Nie miał jednak czasu na myślenia, na kalkulowanie co jest mniej ryzykowne, gdzie ma większe szanse. Uzbrojony w elektryczny pistolet z trzema ładunkami oraz latarkę, mocno poobijany i zmęczony walką o życie Ray ruszył w ślad za Seleną.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 16-12-2010, 22:22   #129
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

Selena Stars

To co działo się na korytarzu, kiedy zgasło światło, można było nazwać tylko ... krwawym koszmarem. Beth, ta sama Beth, z którą od dwóch i pół roku dzieliłaś korytarz waszej kwatery, z którą umawiałaś się na piwo, na pogaduszki, z którą śmiałaś się i bawiłaś w wolnych chwilach, i która przed chwilą rzuciła się na ciebie z bezrozumną, zwierzęcą furią. Beth, której czaszkę rozbił na miazgę cios strażackiej siekiery zadany przez Raya.

Tak po prostu. Bez wahania. Z determinacją i okrucieństwem, jakie wychodzi z ludzi, kiedy zmuszeni są walczyć o własne życie. Już nigdy nie będziesz miała okazji pośmiać się razem z Beth z żarcików na tematy, które bawiły jedynie was.

Leży tam, na zimnej kratownicy okrywającej litą skałę planety. Leży i już nigdy nie wstanie.

* * *


Walczysz z kablami w panelu sterowania drzwiami. W panice, rozsmarowując po wszystkim krew ze zranionej ręki. Wyszkolone odruchy biorą górę, lecz umysł zaczyna szaleć. Słyszysz coraz głośniejsze krzyk. Bełkotliwe wrzaski, jakby pół poziomu C biegło sprawdzić źródło hałasów.

W końcu kable są odkryte. Wystarczy jeden szybki cios by zwolnic hamulce i zawrzeć drzwi. Na zawsze. Bez naprawienia mechanizmu, który masz zamiar zniszczyć, nie uda się wam wydostać z potrzasku.

Ale liczy się każda sekunda. Każda sekunda życia. Każdy kolejny oddech i każde kolejne uderzenie serca pompującego krew.

- Zabij! – niewypowiedziana myśl w twojej głowie. – Jest tak zimno! A ty potrzebujesz ciepłego, by przeżyć. Zabij! Krew jest ciepła! Napij się je! Kto ze mnie pije, żyć będzie. Kto mnie odrzuci, zginie! Ciepło jest dobre. Zimno jest złe.

Szalone myśli, nad którymi nie jesteś w stanie zapanować, przebiegają ci przez głowę w błyskawicznym tempie. Złość na Raya wzbiera w tobie, niczym niepowstrzymany potok nienawiści. Nienawiści za to, że ponaglał cię do opuszczenia kwatery, ze przeciął Polaczka na pół, że zabił Beth siekierą, że ...

Zasłużył sobie!

Walczysz sama ze sobą jeszcze chwilę, a potem uderzasz siekierą nie panując nad swoją wolą!



Ray Blackadder

Walka wysysa z ciebie resztki sił. Wypłukane przez skoki adrenaliny i zmęczone nieustannym wysiłkiem ciało nie działa tak sprawnie, jak wcześniej. Udaje ci się zarąbać atakującą was szaloną kobietę, a potem Selen – porzuconą przez ciebie siekierą – eliminuje typka, który usiłował odgryźć ci pół twarzy. Potem rzuca się do ucieczki w stronę najbliższego korytarza nawołując cię chrapliwie.

Z trudem zrzucasz z siebie bezwładne ciało zarąbanego przez Selen górnika, Ciemna krew spływa po tobie, niczym po jakimś starożytnym wojowniku z holowizji. Ruszasz chwiejne, ciężko łapiąc oddech w stronę Stars, która stoi z siekierą gotową do uderzenia.

Wiesz, co ma zamiar zrobić! Chce przeciąć mocowanie systemu zamykania drzwi, które opadną zamykając korytarz na amen.

I wtedy dostrzegasz twarz Selen. Bladą i .. pustą. Podobną do twarzy atakujących was maniaków. A może to jedynie twoja wyobraźnia. Bo w końcu jest tak ciemno, że ledwie widzisz zarys sylwetki Selen, a co dopiero jej twarz.

Ostrze siekiery zatacza łuk. Uderza w mechanizm zamykający. Drzwi opadają! Nie masz szansy dobiec.

Zostajesz na korytarzu. Otoczony. Odgłosy biegnących napastników przybliżają się. To chyba koniec – uświadamiasz sobie boleśnie.




Selena Stars


Jasne światło zapala się tak nagle, że twoje oczy przyzwyczajone do ciemności, reagują nagłym bólem. Czerwone i jaskrawożółte kręgi wirują pod zamkniętymi odruchowo powiekami.

Kiedy już odzyskujesz wzrok możesz obejrzeć korytarz w którym się odcięłaś od biegnących w twoją stronę szaleńców. Sama! Pozostawiając Raya po drugiej stronie!

Świadomość tego czynu uderza w ciebie z opóźnieniem. Nasłuchujesz, lecz stalowa grodź skutecznie tłumi jakiekolwiek odgłosy. Rozrąbany przez ciebie siekierą panel iskrzy i dymi. Nie ma raczej szans byś naprawiła go na tyle szybko, by móc wpuścić Raya. Nawet nie wiesz, czy w ogóle jesteś w stanie go zreperować.

Znalazłaś się w sekcji oznaczonej kodem C-440. Dziesięć kwater mieszkalnych. OD C-440 do C-449. Rozmieszczonych, jak zawsze po pięć z każdej strony.

Większość pozamykana – ze świecącymi się na czerwono lampkami sygnalizującymi ten fakt.

Na korytarzu widzisz plamy krwi, porozrzucane przedmioty codziennego użytku, nawet jeden mały medpak. Nieco dalej leży ciało. Trudne do rozpoznania, pokryte krwią, pogryzione do gołej kości. Ze zgrozą dostrzegasz wyprute wnętrzności wywleczone z wyszarpanej w jamie brzusznej dziury. Teraz jednak, kiedy widziałaś już rozbryzgujące się czaszki, kiedy słyszałaś odgłos, jaki wydają pękające kości, widok wybebeszonego trupa nie robi na tobie, aż takiego wrażenia.

Jesteś niebezpiecznie blisko załamania nerwowego. Przed oczami nadal masz widok czaszki Beth rozpadającej się pod naporem ostrza siekiery. Aż dziwne, że kiedy twoja współlokatorka ginęła, ani jedna współczująca myśl na jej temat nie przebiegła ci przez głowę. Ani odrobina współczucia, czy zawahania. Walczyłaś, by ją zgładzić. Jakby była wściekłym potworem, którym wszak w twojej ocenie była.
Ugryzienie na twojej ręce pulsowało bólem. Ale to przecież nie ono powinno boleć najbardziej. Lecz coś innego. Coś co niby odróżnia takich ludzi jak ty, od takich ludzi jak Ray czy też tych ... cieplaków na korytarzach. Czyżbyś zbliżyła się niebezpiecznie do jakiejś granicy, w której przestaje się być człowiekiem, a staje bezduszną, bezlitosną „maszyną” której celem jest przeżyć za wszelką cenę? Na to wyglądało.

- Cieeeepłeeee – czy ten głos w twojej głowie, która zaczyna cię dziwnie boleć, czy też wydają go z siebie stwory po drugiej stronie drzwi.

Zmęczona osunęłaś się plecami po ścianie. Dlaczego na tym korytarzu jest tak zimno? Spojrzałaś na wyświetlacz WKP. Siedemnaście stopni na plusie. To dlaczego wydaje ci się, że w żyłach płynie ci zamiast krwi lodowata woda. Ciepłe. Miałaś ochotę napić się czegoś ciepłego. Kropla krwi, która skapnęła z twojej zranionej dłoni na podłogę wyrwała cię z odrętwienia.


Ray Blackadder

Nagłe zapalenie światła w całym korytarzu powoduje, że zataczasz się oszołomiony na zatrzaśnięte przez Selen drzwi. Przez chwilę jesteś jeszcze ślepy. Latarka wypada ci z dłoni i toczy się gdzieś. Robisz krok, by ją podnieść ale trafiasz w nią czubkiem buta i ta odtacza się gdzieś dalej.

Wokół słyszysz wycia. Zmienione. Pełne bólu i szoku.

Czyżby przywrócenie zasilania oszołomiło także twoich prześladowców?! Możliwe! Więc jeszcze masz szansę! Tylko musisz działać szybko!

Przywrócenie zasilania oznacza, że możesz powtórzyć sprawdzony numer z ewakuacją na boczny korytarz i zamknięciem za sobą grodzi. To da ci szansę na chwilę odpoczynku. Na zastanowienie się, co robić dalej. Na ułożenie jakiegoś planu.

Tylko musisz się śpieszyć. Nie tracić ani jednej cennej sekundy więcej!
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 17-12-2010 o 14:14. Powód: literówki
Armiel jest offline  
Stary 16-12-2010, 22:24   #130
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację

Sven Szczota Lindgren i Seamus Gallagher

Pomieszczenie D-30 to poczekalnia podobna do tej, którą opuściliście przed chwilą. Metalowe, zaszronione ściany, elektroniczny wyświetlacz pokazujący temperaturę -22 stopnie Celsjusza, stojak z pięcioma identycznie wyglądającymi kombinezonami.

Są jednak różnice. Jedną z nich jest zamarznięta plama krwi na podłodze, ścianach i suficie. Karminowy rozbryzg i różowawy sopel zwisający nad waszymi głowami. Drugą jest wystający koło przeciwległej ściany panel – zapewne do przywoływania windy, bowiem bystre oko może dostrzec zarys magnetycznych drzwi do kabiny obok niego. Trzecią z różnic, jest fakt, że z pomieszczenia jest jeszcze jedno wyjście. Małe drzwi techniczne ulokowane na lewej ścianie, na tyle szerokie by zmieścił się w nich człowiek w skafandrze ochronnym. Drzwi są rozwarte na całą szerokość a tuż przy nich leży szósty kombinezon. Poszarpany, okrwawiony i zdecydowanie nie nadający się do użytku.

Wasz przerażony wzrok prześlizguje się po kolejnych fragmentach kombinezonu i po kilku sekundach wiecie już, że nie jest on pusty. W środku są rozszarpane na kawałki szczątki. I widzicie coś jeszcze.

Karabin szturmowy SPECTRA M-50 leżący obok trupa.



Szybka wyświetlacza amunicji skierowana jest w waszą stronę i nieco zaszroniona, lecz widzicie bez trudu dwie cyfry migoczące zielonym blaskiem. 45! Prawie pełen magazynek!

Z pomieszczenia, w wejściu do którego leży uzbrojony trup, unosi się para. Wygląda tak, jakby ktoś w nim siedział i oddychał. Przez umieszczone na zewnątrz skafandrów mikrofony słyszycie jedynie monotonny dźwięk pracujących wentylatorów. Czyżby w tamtym pomieszczeniu zaczynała się jakaś nitka wentylacyjna? Bardzo możliwe.

Głośny dźwięk, jakby metalu spadającego na metal brzmi w waszych słuchawkach niczym huk wystrzału.

Ktoś jest w tamtym pomieszczeniu.

Ktoś lub ... coś.

Mieliście wrażenia, że wasze serca przestały bić. Jak oszołomieni wpatrujecie się w wejście do drugiego pomieszczenia.



Dhiraj Mahariszi

Na szczęście przygoda w kabinie windy nie była taka straszna, jak wydawało się to z początku. Po krótkiej i nerwowej wymianie zdań pomiędzy Golasem i Fishem udało się wam dostać na gorę.

Wprost w objęcia lodowatej atmosfery. Wyświetlacz pokazywał -12 stopni Celsjusza. Nie mogliście wiedzieć, ze jeszcze przed chwilą było tutaj o 2 stopnie więcej, lecz wyjście Seamusa i Szczoty na korytarz zewnętrzny wymroziło pomieszczenie.

W sali oznaczonej kodem D-10, w której się znaleźliście nadal przebywała dwójka waszych ubranych już w ciężkie skafandry ochronne. Golas i Łysy.

Golas wskazał wam ręką dwa ostatnie stroje ochronne. Spojrzeliście na Chucka, który wjechał windą wraz z wami i najwyraźniej pogodził się z faktem, że będzie musiał odczuwać zimno, nim ktoś przyniesie mu skafander.

- Dobra – powiedział do was poprzez zewnętrzne głośniki „Golas”. – Nakładajcie wdzianka.

Kamini wsparła się na twoim ramieniu. Spojrzała na ciebie, ciężko wciągając powietrze przez ogrzewaną maskę.

Spojrzałeś na nią z troską, proponując, że pomożecie reszcie w szukaniu skafandrów ochronnych. Ruszyłeś w stronę drzwi wyjściowych, przyzwyczajając się do ciężaru nowego uniformu (pełen kombinezon ochronny waży ponad dwanaście kilogramów) lecz nagle poczułeś, ze ktoś kładzie ci ręka na ramieniu.. Kamini.

- Mam lepszy pomysł, Dhiraj – powiedziała zmienionym nieco głosem twoja żona. – Przypomniałem sobie coś. Na poziomie D, w sekcji D-65 znajduje się pomieszczenie ambulatoryjne. Jest tam niewielki sarkofag – chodziło jej zapewne o stabilizator funkcji życiowych. – To blisko Wrót Zewnętrznych D-2. Jest tam po to, by w razie nagłego wypadku na zewnątrz szybko przewieźć tam ofiarę. Znajduje się tam troszkę ciekawego sprzętu medycznego oraz – westchnęła głośno – oraz winda medyczna. Służyła do zwożenia pacjentów w SFZ jak najszybciej do sekcji medycznej na poziomie B. Moja karta dostępu powinna umożliwić nam użycie tej windy. Jest większa niż kapsułka. Dużo pojemniejsza.

„Golas” spojrzał na nią z uśmiechem.

- Pani doktor – zabrzęczał przez głośniki. – To doskonały plan, ale .... Ale w ten sposób znajdziemy się daleko od „Gniazda”. Musimy wyeliminować cwela, który nam bruździ. Odzyskać kontrolę nad monitoringiem i łącznością! Pani badania schodzą na dalszy plan!

- Może dla ciebie – powiedziała hardo doktorka. – Ja zamierzam najpierw zbadać pobrane próbki. A w tym celu muszę się dostać do sekcji medycznej. Najkrótsza droga do niej wiedzie przez D-65. Jeśli chcecie, wy bawcie się w marines odbijając bazę z rąk ewentualnych szaleńców. Ja idę do sekcji medycznej. Dhiraj? Idziesz ze mną?

- Nie powinniśmy się rozdzielać – zauważył Golas.

- I mówi to facet, który zamknął się przed nami w odizolowanym pomieszczeniu – zasmiała się lekarka.

- Dhiraj – spojrzała na ciebie wyczekująco. – Co o tym sądzisz?



Charles „Chuck” Fish

Dzięki srebrzystemu kombinezonowi termoizolacyjnemu, który nałożyłeś jeszcze w swojej kwaterze i kocowi jakoś znosisz zimno panujące w pomieszczeniu, w którym wyjeżdża winda.
Wyświetlacz pokazuje temperaturze -12, ale z komunikatu, który znów włączył się w „kapsułce” wiesz, że po drugiej stronie oszronionych drzwi temperatura będzie dwukrotnie niższa, nie wspominając o tym, co dzieje się na zewnątrz bazy.

Łysy podszedł bliżej ciebie, jakby sprawdzając, jak sobie radzisz z chłodem. Jakże zazdrościłeś mu w tym momencie tego, że siedzi w środku tego nieporęcznego skafandra ochronnego.

O szczękania zębami oderwał cię nagle dźwięk połączenia w WKPie. Nazwisko użytkownika – wybrane z wewnętrznej pamięci urządzenia spośród wszystkich mieszkańców Ymira A – wyświetliło się na ekraniku. Yurgen Vinnmark.

- Słuchaj Chuck – szepczący głos Vinnmarka przebija się z trudem przez trzaski i szumy. Obraz jest niewyraźny – w zasadzie sama czerń i niekiedy błysk czegoś jaśniejszego – oczy, skóra? – ciężko powiedzieć.

- Słuchaj Chuck. Są tutaj. Wlazły do środka. Mam nadzieję, że udało się wam wjechać na górę, ale jeśli tak, to lepiej kurwa ruszcie swoje dupy na dół. Bo jak mnie znajdą, to będzie ze mną kiepsko. Słyszysz, kurwa, człowieku. Musicie mi pomóc! Nie zostawiajcie mnie tak. Nie pozwólcie mi tutaj zdechnąć. Napisz mi coś.

Miałeś też wrażenie, że poza szeptem Vinmarka słyszysz okrzyki, wrzaski i inne odgłosy., w tym chyba również dosadne „kurwa” wykrzyczane głosem Niki.



Nicole Sanders

Peter doskoczył do panelu i zaczął coś majstrować przy obudowie podłączając jednocześnie swój WKP pod panel. Najwyraźniej wiedział co robi i to dodało ci nieco otuchy.

Zajęłaś się swoją działką, czyli próbą utrzymania pozycji. Nie musiałaś długo czekać na pojawienie się napastników. Z ciemności wyłoniła się bełkocząca sylwetka i naparła na prowizoryczną barykadę.
Nie łudziłaś się. Ty nie układałaś jej zbyt długo, więc też raczej jej sforsowanie nie zajmie szaleńcom zbyt wiele czasu.

Na przeszkodę momentalnie naparli wrogowie - odziani w cuchnące krwią i wydzielinami ludzkiego ciała uniformy. Wykrzywione w szpony ręce próbowały cię schwycić, przyciągnąć jak najbliżej żądnych krwi zębów.

Musiałaś użyć broni.

Wyładowanie elektryczne raziły szaleńców z rożnym skutkiem. Niektórzy z nich padali na ziemię. Skóra innych czerniała od zwiększonych ładunków, które wpakowywałaś w nich z zimną myślą, że albo to, albo zaraz ich zęby dobiorą się do twojej skóry.

Wiedziałaś, że nie wytrzymasz długo, tym bardziej, że bateria w broni wyczerpała się błyskawicznie.

I wtedy wydarzyły się trzy rzeczy na raz.

Z cichym sykiem otworzyły się drzwi windy i ... nagle rozbłysło światło. Ale miało to też złą stronę. Wyładowanie elektryczne uderzyło w twarz klęczącego przy panelu sterowania Jakowlewa. Łuk odrzucił go z dużą siłą w bok. Widziałaś, że skóra na jego twarzy poczerniała, ale urzędnik żył jeszcze.

Nagła zmiana oświetlenia nie podziałała na ciebie tak źle, jak mogło być, ponieważ już wcześniej źrenice podawane były gwałtownym rozbłyskom światła, kiedy trzymałaś „cieplaki” za barykadą za pomocą broni elektrycznej. Na szarżującą gromadkę zmiana oświetlenia zadziałała dużo lepiej.
Zarażeni zawyli jak na komendę. Ich napór nieco osłabł. Ale też zobaczyłaś, że za barykadą jest ich ponad dziesięciu.

Nie czekałaś dłużej.

Rzuciłaś się do ucieczki po drodze chwytając jeszcze Jakowlewa pod pachy. Poparzony urzędnik jęczał z bólu, ale żył i przy pomocy zaawansowanego medpaka doktor Kamini powinna uratować mu życie.

Kiedy wciągałaś go do windy, prowizoryczna barykada runęła i stwory wdarły się do środka pokoju odpraw.

Udało ci się wejść do windy i wtedy jej drzwi gwałtownie się zamknęły.

Nie wiesz, co było tego powodem. Czy ingerencja tajemniczego „kontrolera” z poziomu B o którym opowiadał „Golas”, czy też może usterka wynikła z powodów dłubaniny Jakowlewa.

W każdym bądź razie neostalowe drzwi „kapsułki” zamknęły się gwałtownie.

Jakowlew zawył z bólu, kiedy tracił nogi, bowiem drzwi zamknęły się, kiedy jego kolana dopiero znikały w windzie.

Zawył raz jeszcze, kiedy „kapsułka” ruszył w górę urywając mu nogi w kolanach.

Krew trysnęła wokół, zachlapując ściany i drzwi, a Peter przestał wrzeszczeć.

Byłaś zbyt oszołomiona, by dobrze zrozumieć, co się stało.

W szoku patrzyłaś na krew buchającą z obrzydliwych kikutów, w które zmieniły się nogi tego pomocnego i opanowanego do tej pory człowieka.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 16-12-2010 o 23:07.
Ravanesh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172