Myvern zdał sobie sprawę, że wpadli z deszczu pod rynnę. Nagle stwierdził, że trzeba było zrobić w karczmie krwawą jatkę, narobić zamieszania i spierdalać gdzie nogi poniosą. Sytuacja była co najmniej kiepska – znowu się rozdzielili, co najgorsze siedzieli w jakichś podziemiach, zamknięci razem z szalonym ojcem Joachimem i jego gorylami. ~ Nie dam się kurwa zabić jakiemuś świrowi i jego bandzie półmózgich małpiszonów! ~
Karty przeskakiwały w zwinnych palcach krupiera, chociaż jeszcze ich nie rozdano, gra właśnie się rozpoczęła. Myvern znał klechę dość dobrze, jak
każdy jebnięty stary tetryk miał swoje słabe strony. – Kopę lat padre Joachimie. Znów los skrzyżował nasze drogi w tak nieprzychylnych okolicznościach. Jednak chyba o czymś zapomniałeś, my stawiamy nasze życie, ale jako wytrawny hazardzista wiesz przecież, że każdy musi dorzucić do puli.
Starzec spojrzał mu w oczy i zastygł w oczekiwaniu na propozycję zakapiora. – Znamy się nie od dziś. Chociaż zmieniłeś swoją siedzibę, założę się, że dalej masz najlepszą sieć informatorów w całym mieście. Jeżeli wygramy, odpowiesz na kilka naszych pytań. To przecież nic cię nie kosztuje, a nawet jeśli, to dla ciebie znikomy wydatek, bo przecież wiesz wszystko... Znasz z imienia wszystkie dziwki w tym mieście i bezbłędnie potrafisz powiedzieć ile razy w ciągu nocy każda z nich rozstawia nogi. Tak padre, wiesz wszystko... -
Starzec wykrzywił się w uśmiechu ukazując kilka złotych zębów, jedynych zębów.
– Albo prawie wszystko... –
Na te słowa Joachim zareagował kręcąc się niespokojnie.
Trafił w najczulszy punkt starca – obsesję na punkcie wiedzy. Myvern i jego towarzysz wiedzieli coś, co nawet wywiad Joachima mógł przeoczyć, bo w końcu z placu św. Cuthberta nikt nie wrócił. Dwójka osaczonych przez los skazańców miała w rękawie naprawdę mocnego asa, którego w krytycznym momencie mogli wykorzystać i drwiąc sobie z bóstw, bezczelnie wykupić sobie u kapłana przynajmniej jeszcze kilka godzin życia.
Szanse na przeżycie poszybowały w górę – bo właśnie o życie gra się toczyła. Wszystko inne było tylko nagrodami dodatkowymi. Ojciec Joachim dał się chyba złapać w swoją własną sieć. Myvern dopiero teraz szepnął do swojego rudowłosego towarzysza. – W razie draki mam plan, nie pękaj. Nie zawadzi nam pokonać tego szajbusa, Ojciec Joachim może nam jeszcze pomóc.
Myvern swoim zwyczajem splunął na ziemię, wyjął sztylet i wbił go w blat stołu. Na dźwięk ostrza ochrona duchownego poruszyła się niespokojnie, ale znający przeciwnika Joachim, uspokoił ich ruchem ręki. – Więc jak to będzie padre? Wchodzisz w to?
Ostatnio edytowane przez Rychter : 13-12-2010 o 23:15.
|