Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2010, 12:47   #110
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Czekanie dłużyło się nieznośnie i z nudów Herbert zaczął krążyć po pokoju ze złożoną gazetą w polowaniu na muchy. Odetchnął z ulgą, gdy wreszcie zobaczył Garretta.
- No i ... - spytał z niepokojem w oczach.
Dwight rozsiadł się ciężko, niemalże osuwając się na siedzeniu. Długo nie odpowiadał, ale łapał oddech. Potem pierwszeństwo miał papieros, a na końcu, gdy cierpliwość Hiddinka była już naprawdę na wyczerpaniu, odezwał się zmęczonym głosem:
- Jeszcze pytasz... Rozmawiasz z Garrettem, facet. Znajdę poszukiwanego nawet u diabła w dupie.
Zaciągnął się i kontynuował, dość lakonicznie:
- Twój syn jest w porcie, na krypie nazwanej Blue Monkey. Zgodnie z rejestrami portowymi statek wychodzi w morze 14 lipca o 4 rano. Mamy mniej niż 5 dni. Moja propozycja...- powiedział Dwight - ...jak tylko Artur opuści statek, musimy go przechwycić, zastraszyć bronią i wywieźć do Bostonu. Jeśli jest omamiony przez tamtych, żadne negocjacje nie pomogą, nawet prowadzone z ojcem. Potrzebny będzie wynajęty wóz i Ty jako kierowca, ale najlepiej by syn rozpoznał cię dopiero na pokładzie samolotu.
- Może lepiej byłoby go ogłuszyć, albo podać mu środek usypiający? Boję się, że jego szaleństwo jest na tyle wielkie, że może nie wystraszyć się wycelowanej w niego broni. Może mu się pokażę na osobności i gdy stanie zaskoczony ogłuszysz go od tyłu, albo uśpimy go ... bo ja wiem? Chloroformem? -
spytał Hiddink niepewnie.
- Też brałem pod uwagę jego szaleństwo. Środek usypiający byłby najlepszy...- wzruszył ramionami detektyw - ...tyle że możemy mieć problemy, by dostać taki w obcym mieście w ciągu paru dni. Jeśli by się udało, byłoby idealnie.
Popatrzył poważnie na Hiddinka...
- Jeśli nie...Szczerze mówiąc myślałem o pistolecie, sądząc że nie będziesz zachwycony gdybym chciał po prostu zdzielić twojego syna w łeb. Takie uderzenia...Wiesz, ich skutku czasem do końca nie da się przewidzieć...
- Okej. Chloroform, jak i ciężarówkę biorę na siebie. Potrzebuję na to kilka godzin. Ty sprawdź, jak możemy się niepostrzeżenie zbliżyć do Artura. -
Hiddink wpakował sobie cygaro do ust by zając czymś drgające nerwowo ręce. - Podróż samolotem może nie być taka prosta. Co innego przewieźć na lewo dwóch pasażerów, a co innego porwanego, nieprzytomnego gościa. Chyba jesteśmy zdani na ciężarówkę.
Herbert odetchnął z ulgą teraz miał zajęcie. Mógł poświęcić myśli planowaniu, a nie zadręczaniu się o Artura. Zamknął oczy próbując ogarnąć nagle rozgonione myśli. Nie miał kompletnie wprawy w porywaniu ludzi, ale wiedział, ze musi wszystko dokładnie zaplanować. Był już wieczór i wiele nie dałoby się zdziałać, jedynie to co można.
Hiddink ciężko wstał z fotela i kiwnął głową Garrettowi.
- Najpierw chloroform. – rzucił wychodząc.
Zszedł do recepcji, by porozmawiać z portierem. Na szczęście na służbie był ten sympatyczniejszy.
Herbert nachylił się do niego i szepnął przesuwając po blacie zielony papierek.
- Zaciąłem się przy goleniu. Potrzebuję lekarza, ale takiego niezbyt ciekawskiego. Dasz mi adres.
Banknot szybko zmienił właściciela.
- Mat Goldberg 13 Powell Street. –
padła krótka, rzeczowa odpowiedź.
Dom pod wskazanym adresem okazał się być odrapaną starą kamienicą, a pan Goldberg wstawionym i ubranym w poplamiony garnitur jakimś na oko sześćdziesięcioletnim mężczyzną.
- Pan do mnie? – spytał próbując skupić wzrok – Komornik?
- Nie. Pacjent, a właściwie … klient. Dam panu to … -
Herbert wyciągnął kolejny banknot – za buteleczkę chloroformu.
- A po co … -
Golberg okazał się jednak ciekawski.
- Będę podlewać kwiatki. – pospieszył Herbert z odpowiedzią.
Lekarz podniósł dłoń na znak, ze aluzja do niego dotarła.
Wkrótce ściskając buteleczkę w dłoni Hiddink wrócił do pokoju. Nie bez satysfakcji kładąc ją na stole przez Garrettem. Cała operacja zajęła mu jakieś dwadzieścia minut.
Następnego dnia wstał wcześnie rano. O dziwo po raz pierwszy od dłuższego czasu przespał bez przerw całą noc.
Wpierw poszedł do miejscowego oddziału Citibanku, by podjąć trochę gotówki. Jego rezerwy bowiem zaczęły się wyczerpywać. Następnie kupił u gazeciarza przewodnik po San Francisco, by odszukać adres jakiegoś szpitala psychiatrycznego i gazetę z ogłoszeniami motoryzacyjnymi. Dotarł do szpitala uniwersyteckiego. W biurze zaś poprosił o dokumenty jakie trzeba wypełnić, by umieścić krewnego w szpitalu. Dziewczyna z którą rozmawiał była tak miła, że dała mu dodatkowo komplet druków sądowych z wnioskiem u ubezwłasnowolnienie, ba nawet mu pokazała jak wyglądają wypełnione i zatwierdzone wnioski. Hiddink podziękował i gdy tylko wyszedł natychmiast zanotował na gorąco dane sędziego i lekarzy z komisji. Narysował też odręcznie, na tyle na ile zapamiętał pieczątki. W drodze powrotnej do hotelu spytał taksówkarza o zakład zajmujący się wyrobem pieczątek i zamówił je kupując przy okazji czerwony tusz.
Potem … potem była przerwa na obiad. Długa przerwa. Miał więc czas zjeść i spokojnie przejrzeć ogłoszenia. Potrzebował ciężarówki i dobrego lakiernika.
Tu już nie było tak prosto. Dopiero za trzecim razem trafił na coś odpowiedniego.

Za to lakiernik trafił mu się od ręki. Przyjął zamówienie bez pytań, choć klient miał fanaberie, by mu przemalować ciężarówkę na szpitalny ambulans i to na następny dzień. Po prawdzie to wziął za to ekstra kilka bilecików z Citibanku.
Zmęczony Hiddink wrócił do hotelu po drodze odbierając pieczątki. Idąc korytarzem usłyszał stukot maszyny do pisania, która uświadomiła mu, że o czymś zapomniał. Zastukał więc do drzwi zza których wydobywał się hałas.



- Tak? – otworzył mu czarnowłosy mężczyzna.
- Herbert Hiddink. Mieszkam kawałek dalej. – powiedział wyciągnął dłoń.
- Barton Fink. – odpowiedział z pewną nieśmiałością.
- Słuchaj Bart mam prośbę. Pożyczyłbyś mi swoją maszynę na wieczór? Muszę napisać pismo do urzędu, a bazgrzę jak kura pazurem. Mógłbyś?
- Teraz?
- Nie no jasne, że nie. Wpadnę za godzinę. Okej? Byłbym wdzięczny. Jesteś pisarzem?
- Scenarzystą.
- Palisz?

Fink uśmiechnął się.
- Czasami.
Hiddink wręczył mu cygaro.
- Spróbuj tego. To za godzinę?
- Za godzinę.

Hebert wrócił w końcu do siebie i zaczął wypełniać druki, stawiać pieczątki i zamaszyste podpisy raz prawą, a raz dla niepoznaki, lewą ręką. Gdy już przyniósł od Finka maszynę mógł się zająć spokojnie pisaniem polecenia przewiezienia pacjenta Artura Hiddinka na prośbę rodziny ze szpitala uniwersyteckiego w San Francisco do Tauton State Hospital w Massachusetts.
W końcu przerwał przyglądając się rozłożonym na hotelowym stole papierom.
- Chyba wszystko. Teraz kolej na Garretta. Co mi przyszło na stare lata. Nie dość że fałszerz, to jeszcze kidnaper.
Zaburczało mu w brzuchu. Organizm domagał się nagrody za ciężką pracę.
 
Tom Atos jest offline