Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2010, 10:33   #108
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Strata czasu, strata czasu i jeszcze raz strata czasu.
Tyle tylko, że Bared zdążył podczas oczekiwania na ostateczną decyzję przetrząsnąć sakwy Cristin. I chociaż przekonał się, że eks-kapłanka wiezie ze sobą złoto, to jednak żadnej przydatnej mikstury nie znalazł.

Niech demony porwą wszystkie uparte baby!
Z tym optymistycznym życzeniem myślach Bared wyjechał z nader gościnnego sioła. Baba nawet nie chciała słuchać o dodatkowym wynagrodzeniu, podobnie jak i o leczeniu Cristin. Jeśli szukała idiotów, gotowych podjąć się niebezpiecznego zadania bez zapłaty, to się grubo pomyliła.
Niech się sama rozprawi ze swoim wielo-łakiem, zabójcą chłopów i gwałcicielem owiec. A może na odwrót?
Chyba, że w rzeczywistości nie był to żaden 'łak', tylko banda worgów.
Nieważne. Teraz to już nie był jego kłopot, tylko Baby.
I bardzo dobrze, bo ten, który miał pod ręką, był dostatecznie poważny. Cristin wyglądała coraz gorzej. Można by powiedzieć, że niknęła w oczach.
Z pewną, może nieco nieuzasadnioną, pretensją Bared spojrzał na Turiona. W końcu, co by o nim nie powiedzieć, był druidem. Znał się na roślinach. Przynajmniej powinien. Dlaczego nie potrafił sporządzić jakiejś odtrutki?
Dupa nie druid...

Uderzył piętami wierzchowca i przyspieszył nieco. Chora była w takim stanie, że pewnie parę wstrząsów więcej w niczym nie mogło jej już zaszkodzić. A im prędzej znajdą się w mieście... znajdą jakiegoś porządnego uzdrowiciela - maga, kapłana, czy wszystko jedno kogo... A może choćby sklepikarza z maleńką chociażby buteleczką z odpowiednią zawartością...


Mimo starań nie wyglądało na to, by zbliżali się do jakiegokolwiek miasta. Za to trafili na kogoś, kto mógłby im pokazać drogę...
Potencjalni przewodnicy okazali się dość małomówni, a w dodatku wieści, jakie mieli do przekazania były... średnio optymistyczne.
Do miasta za daleko i nie zdążycie przed zmrokiem. To była ta zła.
W obozowisku, teoretycznie tymczasowym, może znajdzie się uzdrowiciel. To była ta mniej więcej dobra.
A to, że mieli zatrzymać się w obozie pełnym Tormitów należało do informacji, co do której nie było wiadomo, do jakiej kategorii ją zapisać.

Objęci 'patronatem' towarzyszących im żołnierzy na teren obozu wjechali bez najmniejszych problemów.- Jak się należy zwracać do komendanta obozu? - Bared zwrócił się do wojaka, który jako jedyny z nimi rozmawiał.
- Według rangi to on jest majorem, więc najlepiej tak do niego najlepiej się zwracać.
- A do pana?
- Jestem sierżantem. - Wojak wyprostował się dumnie.
- Dziękuję zatem, panie sierżancie, za informacje. - Bared zatrzymał się i pozwolił, by reszta kompanii go dogoniła. Zsunął się z siodła i rzucił wodze Turionowi. - Zajmij się, proszę, końmi, a ja pójdę porozmawiać z komendantem.
Druid skinął głową.
- Czemu nie - powiedział.
Bared ruszył w stronę namiotu zajmowanego przez majora.

Przy wejściu, sztywno jak dwa kołki w płocie, stali dwaj wojacy. "Kołki" były znudzone, które to uczucie malowało się na ich obliczach) i dalekie od zachwytu z powodu zaszczytu, jaki ich spotkał. Zresztą, trudno było im się dziwić. Bared potrafił to zrozumieć aż za dobrze. Któż chciałby sterczeć nieruchomo przez kilka godzin, zamiast pograć w kości z kompanami, pogwarzyć czy choćby się wyciągnąć na w miarę miękkim posłaniu.
- Jest pan major? - spytał Bared.
Prawy kołek skinął głową, a z jego ust wydobyło się tylko krótkie (i chyba nieregulaminowe)
- Wlazł.
Bared skorzystał z zaproszenia.
Namiot zbyt wielki nie był. A może sprawiał tylko takie wrażenie, bowiem na przeciągniętej w poprzek linie wisiała płachta, nie do końca rozciągnięta, oddzielająca część urzędową od mieszkalnej.
Przy niezbyt dużym, dębowym na oko stole, siedział człowiek w sile wieku. Kasztanowe włosy miał ścięte "na jeża", na ogorzałej twarzy o srogim wyrazie można było zauważyć kilka zmarszczek. Ubrany był w zbroję półpłytową z oznaczeniem rangi na naramiennikach i symbolem Torma na piersi. U pasa miał rapier.
Oderwawszy wzrok od jakichś papierów leżących przed nim spojrzał na Bareda pytającym spojrzeniem.
- Bared Selawar - przedstawił się. - Dobry wieczór. Panie majorze, poszukuję uzdrowiciela. Naszą towarzyszkę elfy postrzeliły zatrutą strzałą.
- Och, to bardzo niefortunne - odparł obojętnym tonem. Widać niezbyt się przejął cudzym losem, podobnie jak i obecnością elfów, zbrojnych w zatrute strzały. - Szczęśliwym trafem mamy tu w obozie kapłana, jak na sługi Torma przystało. Jednakże jego usługi w zakresie leczenia trucizn kosztują, a z powodu wojsk które mobilizujemy, jest to pokaźna suma. Czterysta sztuk złota.
Zdzierstwo, pomyślał Bared. Tyle złota za parę słów i gestów... Ale to i tak płaci Cristin, pocieszył się.
- Oczywiście, panie majorze. Na tyle jeszcze nas stać.
- Ważniejsze życie, niż złoto - dodał.
Żołnierz nie odpowiedział. Potarł czoło, po czym napisał na kartce kilka słów.
- Trzymaj. - podał ją Baredowi. - Zaniesiesz to wraz ze swoją towarzyszką w niedoli do fioletowego namiotu, tuż obok budowanej wieży. Tam też złożysz należność.
- Dziękuję, panie majorze - odparł Bared. Wziął kartkę i ruszył w stronę wyjścia. - Dobranoc.
Major nie odpowiedział. Nim Bared zdążył wyjść ponownie zatopił wzrok w papierach.

Fioletowy namiot uzdrowiciela widać było z daleka i nie trzeba było wypytywać o drogę. Jako że Turion nie zdążył zbyt daleko odjechać, przywołanie go nie zajęło ani czasu, ani wysiłku.
- Tam jedziemy - Bared wskazał głową kierunek. - Mają uzdrowiciela.

Przed namiotem nie było wartowników. Za to ktoś wbił kilka palików i przymocował poprzeczkę, do której można było przywiązać wierzchowce.
Nim minęły dwie minuty Bared, z pomocą Turiona, wniósł Cristin do środka. Nie zapominając oczywiście o zawierającym złoto bagażu dziewczyny.

Uzdrowiciel, ku zaskoczeniu Bareda, okazał się młodą kobietą o łagodnej twarzy i długich, czarnych, rozpuszczonych włosach. Przyodziana w białe szaty przypominała młodą adeptkę wysłaną z klasztoru jako pomoc dla wojska.
 
Kerm jest offline