Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2010, 22:19   #184
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
CG zmierzała do wskazanego przez Kopacz pokoju. Z jego wnętrza wychodziła właśnie blondynka, którą kojarzyła z sali odpraw.
- Lawrence. Egzorcysta. - wyciągnęła dłoń w kierunku nieznajomej. - Czy mogę ci zająć chwilę? Jesteś w grupie operacyjnej "Trojaczki", prawda?

- Cześć... - Audrey zatrzymała się nerwowo ściskając dłoń kobiety - Taaak, chwilkę... - dodała szybko usprawiedliwiając swój pośpiech - jadę do szpitala... o co chodzi?
- O wiedźmę. Ponoć postrzeliłaś jakąś ostatnio. Niestety nie znam nazwiska. Tylko adres. Ashon Street 17C. Kopacz twierdziła, że może chodzić o tą samą.
- Wiedźma zamieszana w morderstwo trojaczek, Nasturcja - Masters zmarszczyła czoło. - Babka jest nieźle umaczana w tej sprawie. Na miejscu zbrodni nadzialiśmy się na zjawę stworzoną z duchów zamordowanych, którymi ona sterowała. Niestety nie udało nam się jej przesłuchać... - dziewczyna skrzywiła się w klasycznym grymasie winowajcy. "Ciężko rozmawiać z kimś kto leży na intensywnej terapii"
- Przejdę się do niej. Może jest szansa aby odzyskała przytomność - Lawrence pokiwała ze zrozumieniem głową. - Myślę, że ta kobieta jest powiązana ze śledztwem, które prowadzimy. Mogę zapytać w jaki sposób trafiliście na jej trop?
- Każdy rytuał jaki odprawia wiedźma lub czarownik zostawia po sobie charakterystyczny ślad... coś jak odcisk palców na miejscu zbrodni... Nasza egzorcystka walcząc ze zjawą starła się z kontrolującą ją wiedźmą i zobaczyła ją... - dziewczyna przygryzła wargę zaczerpując tchu - Rytuał spętania zjawy miał charakterystyczne ludyczne cechy... W ten sposób trafiliśmy do Kotła Moiry, ukochanej spelunki takich typów... no i to był strzał w dziesiątkę.. nadzialiśmy się na babkę, ta zaczęła uciekać, no i... resztę historii znasz...
CG się zamyśliła.
- Czy mogłabym zrobić ksero raportów waszej grupy? Możliwe, że istnieje więcej podobieństw, że nasze sprawy się jakoś zazębiają. Przejrzę je i odezwę się jeśli coś rzuci mi się w oczy.

- Jasne, są na biurku - Audrey wskazała drzwi do pokoju - Aha, jeszcze jedno ... - wiedźma zatrzymała się w pół kroku - ta Nasturcja utrzymuje bezcielesnego... ducha swojego dziecka. Ponoć... - zawahała się – Możliwe, że kombinuje aby zdobyć w jakiś sposób ciało dla dzieciaka... Może to jest motywem...
- Dziękuję. Przejrzę akta i dam znać czy dowiedziałam się czegoś od wiedźmy. Prawdopodobnie będę wieczorem w MRze. A teraz już cię dłużej nie zatrzymuję.

CG miała już wejść do biura aby zgarnąć raporty „Trojaczek”. Odwróciła się jednak jeszcze i dodała:
- Ostatnia rzecz. Czy w toku waszego śledztwa nie wypłynęło imię... Mythos?
Audrey cofnęła się słysząc następne pytanie Lawrence - "Mythos.. o taaak" - Sięgnęła do torby i po chwili gmerania wyciągnęła z niej zdjęcie - Taaak. Zamordowane trojaczki z naszej sprawy. Na miejscu zbrodni znaleźliśmy to zdjęcie - podała kobiecie fotografię trojaczek z wypisanym na odwrocie krwistym „Mythos”, obok widniał dopisek - „znajdźcie je”.
- Znajdźcie je? Czyli to nie jest zdjęcie ofiar? - Lawrence przyjrzała się fotografi i oddała ją Audrey.
- Nie, to kolejna para trojaczek powiązana w jakiś sposób z Mythosem. Właśnie jadę na spotkanie z jedną z tych dziewczyn - dodała po chwili wahania - chcesz zabrać się ze mną?
- Nie. Na razie zajrzę do Nasturcji i skontaktuje z resztą mojej grupy. Ale... Może spotkamy się wieczorem w MR? Wymienimy informacje?
- Byłoby dobrze... chyba wszyscy depczemy sobie po piętach badając fragmenty tej samej sprawy - Masters uśmiechnęła się niepewnie. - Aha... mam jeszcze jedno pytanie.. słyszałaś może o gościu o nazwisku Finch O'Hara?
- Nie. Jest jakoś połączony z Mythosem?
- Wydaje mi się że tak.. On również interesował się tymi dziewczynami i chyba sporo wie o naszej sprawie... Dobra, muszę lecieć - wykrzywiła się usprawiedliwiająco - do zobaczenia wieczorem.

Brasi snuł się po MRze jak śnięta ryba. Kiedy wreszcie na siebie wpadli niemal jednocześnie wykrzyczeli, że muszą jechać do szpitala. Garou zasiadł za kierownicą a CG mogła komfortowo zająć się papierami na miejscu pasażera.
Przejrzała pobieżnie raporty sprawy „Trojaczek”. Dwie różne sprawy, jeden mianownik. Mythos. To nie mógł być zbieg okoliczności. Wszystko wskazywało na to, że Stary Ludek miesza mocno w Mieście Mgieł. Jakkolwiek nadal nie było jasności co do jego motywów. Lawrence nie mogła się jednak pozbyć wrażenia, że chodziło o coś poważnego. I łączyło się z tym cholernym deszczem, który usilnie nie chciał przystopować. To była zapowiedź. Zwiastun czegoś cholernie złego.
Strugi wody lały się z nieba i spowijały je ciemnym popielatoszarym całunem. Było ciemno jakby już zaczęło zmierzchać. Ciemność sprzyja zdechlakom. Nienaturalny mrok w samym środku dnia... Jakby ktoś maczał w tym palce.


Brasi był nabuzowany adrenaliną. Pobiegł gdzieś entuzjastycznie ale poprosił aby poczekała z przesłuchaniem. „Przesłuchaniem”... To słowo wydało się przerysowane i sarkastyczne zważając na stan podejrzanej.

- Pani Nasturcja?
CG szarpnęła ją lekko za rękaw szpitalnej koszuli.
Wiedźma rozwarła nieznacznie powieki. Wyglądała mizernie. Podłączona do labiryntu rurek i kabli, wpleciona w skomplikowany system podtrzymywania życia.
Z jej karty lekarskiej wynikało, że graniczy z cudem iż w ogóle przeżyła. Kula dosłownie roztrzaskała jej staw biodrowy. Stan nadal ciężki.
CG wolała nie uganiać się za siostrą dyżurną i prosić ją o zgodę na rozmowę z pacjentką. Bo i najpewniej by takowej nie dostała a Lawrence była przecież upartym typem. Jeśli sobie już coś wpisała w grafik to musiało to dojść do skutku.
- Pani Nasturcjo, słyszy mnie pani?
Spojrzenie wiedźmy zogniskowało się gdzieś pomiędzy CG a Brasim. Rozmazane, otępiałe od środków przeciwbólowych oczy błyszczały w półmroku.
- Może pani mówić?
- T..k – słowa wypowiadała z trudem. Wysuszone gardło odmawiało posłuszeństwa, głos drżał.
- Jesteśmy z Ministerstwa Regulacji. Chcieliśmy panią zapytać o niejakiego Mythosa. Co panią z nim łączy?
-N.c.
Wysiłek. Każde słowo kosztowało ją zbyt dużo energii. Tylko patrzeć a straci przytomność. Szlag. A miała szantażować, przypierać do muru. Cud jeśli kobieta w ogóle ma pojęcie co się wokół niej dzieje.
- Mam odmienne informacje - głos Lawrence był chłodny ale nie natarczywy. - Dlaczego uciekała pani z Kotła Moiry? Dlaczego manipulowała duchem, który znalazł się na miejscu zabójstwa trzech sióstr?
- Zle..c.nie.
- Od Mythosa? W zamian miał pani pomóc sprowadzić ducha córki z powrotem na naszą stronę?
- N..e zn..m zlec..ee..daw...cy.
- Jak się kontaktujecie?
- Spot..ka..nie. Sztol..nia... dem..on..aaa.
- Co dokładnie kazał ci zrobić?
- Za..kląć zjjj...ę
- Czyjego ducha kazał ci zakląć?
- Jaaa go wezwałam...to był...mord..dr..ca
- Nazwisko?
- Lly..nch.
- Co miała zrobić zjawa?
- Chrr...ooni..ć.
- Chronić kogo?
- Mm..iiejsce...znak.
- Jaki znak?

Wiedźma zamrugała konwulsyjnie po czym jej głowa opadła bezwładnie na poduszkę. To by było na tyle.
- Szlag!
CG wstała energicznie i trzepnęła pięścią w szpitalną szafkę. Znowu ślepy zaułek! Kiedy myślała, że już coś się wyjaśni. Że wyciągnie od niej jakieś konkrety znowu otrzymała ochłapy informacji.
Dłoń zabolała po zetknięciu z metalowym blatem. Roztarła palce i spojrzała na Brasiego. Na jej twarzy malowała się mieszanka złości i bezsilności.
- Gówno mamy.
Huk pięści zwabił siostrzyczki, które zaraz dopadły do pacjentki posyłając im przy okazji niezbyt pochlebną wiązankę.

Zjawa miała chronić... Miejsce. Znak? W domu zamordowanych dziewczynek był jakiś znak. CG otworzyła ksero akt i przyjrzała się malunkowi.
Okultystyczny symbol przyzwania upiora. Ale to nie mogło o niego chodzić. Zjawa nie mogła mieć za zadanie pilnować znaku własnego przyzwania. Co więc miała chronić? Miejsce? Zapewne same trojaczki. Co niestety jej się nie udało ponieważ ktoś je zaszlachtował. Ale po co sprawca zostawił zdjęcie? Trop. Wskazówkę. Swoisty namiar na Mythosa. Czyli zabójca trojaczek był oponentem Mythosa? Mythos zlecił Nasturcji przyzwanie upiora, który miał zbać o bezpieczeństwo dzieci. Po co? Czemu cholernemu Antychrystowi z piekła rodem miało zależeć na jakiś dzieciakach?
I dlaczego morderca trojaczek był do niego antagonistycznie nastawiony? Może powinni go odnaleźć? W myśl zasady wróg mojego wroga...
Szlag, ale tamten zabił trzy dziewczynki. Był takim samym sukinsynem co pieprzony domniemany elf.
Nie ma dobra. Jest tylko mniejsze i większe zło.

CG wyszła na korytarz, osunęła się na najbliższe krzesło. Czuła jak uchodzą z niej siły. Ból głowy znów się nasilał, przytępiał zmysły, spowalniał umysł. Była ciągle słaba po nocnej utracie krwi. Powinna wybrać najbliższą salę i, korzystając z faktu, że są już w szpitalu, położyć się na wolnym łóżku i poprosić o uzupełnienie RH.

Zaraz jednak porzuciła tą desperacką myśl. Odpocznie po pieprzonej śmierci. Czyli niestety dość niebawem...

Wrzuciła kilka monet do szpitalnego telefonu w korytarzu. Wybrała numer Larrego i wypytała go o Lyncha. Zastanawiała się czy był w jakiś sposób wybrany przez Mythosa, czy się liczył, był nicią po której da się dotrzeć do samego mrocznego Przybysza? Larry nawijał dłuższą chwilę i kiedy CG odwiesiła słuchawkę na dobre wykluczyła tą hipotezę. Zapewne Nasturcja wybrała go przypadkowo. Lynch. Zwyrodniały morderca. Zabójca dzieci. Nie spełnił swojego zadania i tutaj jego rola się kończyła.

Brasi przyglądał się jej chaotycznemu zachowaniu w cierpliwym milczeniu. CG tymczasem przełknęła dwie pigułki i odnotowała z przerażeniem, że buteleczka niebawem zaświeci pustką. Niedobrze.
- Dobra Brasi, wracamy do MRu? Pogadamy z Ruiz i Triskettem. Niech połączą się moce. Czas wezwać pipeprzonego Kapitana Planetę i uratować ten niewdzięczny świat.
 
liliel jest offline