Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2010, 14:26   #14
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Ciało dygotało w gorączce. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Była tylko dziewczynką. Małą przestraszoną dziewczynką.
- Ma.. mo? Ma... mat... tu... lu! - wołała szczękając ząbkami. Małe piąstki zaciskały się z bólu na okrywających ją futrach. Bała się, tak strasznie się bała, a mama wciąż nie przychodziła. Gdzieś zza ściany dobiegał tylko jej podniesiony, lecz stłumiony barierą głos. I głos ojca.
- Pięć lat! Mają dopiero pięć lat! - krzyczała matka drżącym od płaczu głosem.
- To moja wina - spokojny ton ojca tak bardzo kontrastował ze strachem brzmiącym w głosie mamy. - Mogłem przewidzieć czym to się skończy. Przepraszam cię. Przepraszam, że wplątałem cię w to wszystko.
- To nie twoja wina. I ja wiedziałam, co nas czeka - płakała. - Wiedzieć, a przeżyć coś takiego naprawdę, to jednak dwie różne sprawy. Boję się.
- Wiem kochana, wiem. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby nauczyły się z tym żyć.
- Och bogowie! Kim się staną?! Kim będą?!
- Nauczę ich. Nauczę, jak panować nad tym co mieszka w ich wnętrzu - żarliwie zapewniał ojciec.
- Obiecujesz, że nie stracę ich? Że nie staną się...
- Nie! - zdecydowany głos ojca wszedł w słowo matce. - Spójrz na mnie -złagodniał po chwili. - Proszę spójrz. Czy jestem zwierzęciem? Potworem? Takim, o jakich opowiadają w twoich stronach?
- Nie miły, nie. Wiesz, że tak nie myślę. Nigdy nie myślałam. Więcej w tobie człowieczeństwa, niż w większości ludzi, których znałam.
- Tak bardzo was kocham Derreno. Tak bardzo...

~ * ~

Ciężkie powieki sprzeciwiają się woli. Uchylają się opornie.
Płomienie...
Drżąc, ukazują na krótkie mgnienia rozmazane, pozbawione głębi obrazy.
Plama pochylonej sylwetki w cynobrowym rozkołysanym tle.
Płomienie w ciele.
Żrące gorączką...
Pić...
Proszę... pić...
Niech ktoś zgasi ten ogień...
W ciele...
W duszy....
Tak boli...
Spuchnięty, wyschnięty język nie chce odkleić się od podniebienia...
Łatwiej byłoby znieść ból, krzycząc.
Zgaście ogień...
Każdy nerw, jak otwarta rana...
Roghu, panie płomieni oddal ode mnie swój gniew...

~ * ~

Mała na pozór kulka rudego futra przycupnięta w kącie, wystrzeliła spod ściany i wyciągnięta w skoku niczym struna wpadła na Many’ego. Wgryzła się w zabezpieczone grubą warstwą niewyprawionych skór przedramię, które błyskawicznie zasłoniło jej dostęp do gardła mężczyzny. Wściekle warcząc i fukając szukała na oślep punktu oparcia. Odepchnął ją, próbując wyrwać się ze szczęk o ostrych jak igły zębach. Nie puściła. Zamroczyła ją furia.
- Lili przestań! - huknął na nią nie odnosząc zamierzonego celu.
Nie zwracała uwagi, zapamiętale szarpiąc rękę i starając się przysunąć bliżej mężczyzny. Trzymał ją z dala od siebie uważając, by ciskający się mały stwór nie zahaczył go pazurami przy łapach, które na szczęście nie miały jeszcze odpowiednio dużego zasięgu.
- Dajesz radę Many? - zapytał głos spod ściany. Jego właściciel stał w cieniu, pilnie przyglądając się niecodziennej scenie. - Uważaj, zaraz cię drapnie!
- Spokojna głowa przyjacielu - odpowiedział nieco zasapany obiekt ataków. - Przetrzymamy to z god... - Nie skończył. Dwa komplety pazurów niespodziewanie wbiły się w ochraniacz, a tylne łapy wykonały gwałtowny wykop poniżej brzucha mężczyzny. Many’emu, który zareagował zbyt późno, zaparło dech. Stęknął tylko, tracąc na chwilę przewagę nad niewielkim, acz nieprzejednanym przeciwnikiem.

Przeciwnik natomiast nie tracił zapału. Mała, wyszczerzona mordka nie tracąc czasu puściła skóry, zmierzając wprost ku pierwotnie obranemu celowi.
- Many uważaj! - zawołał zaniepokojony głos z mroku, a cień wysokiej postaci oderwał się od ściany chcąc pospieszyć mężczyźnie z pomocą.
- Stój - wycharczał człowiek zmagający się z drapieżną istotą, wciąż usiłującą dostać się mu do gardła.
- Zrobi ci krzywdę Many! - Głos obserwatora brzmiał coraz wyraźniej wyczuwalną obawą.
- Jestem doprawdy wzruszony twoją troską młody... ał!... człowieku. Wiem co robię! O żesz ty!
- Czyżby! - zakipiało ironią.
- Poradziłem sobie z tobą, ...poradzę sobie i z nimi - wysyczał Many szarpiąc się z małą furią.
- Bez urazy. Byłeś wtedy trochę... młodszy - prychnął cień wzruszając ramionami.
- Coś sugerujesz?
- Może ja bym to zrobił? - Głos podsunął dość w tej chwili kuszącą dla Many’ego myśl.
- Nie ma mowy.
- Stary, uparty osioł z ciebie, przyjacielu. Nie miej zatem pretensji do mnie, jeśli mała cię przypadkiem zagryzie - fuknął trochę jakby zniecierpliwiony głos.
- No ba! Nieodrodna córeczka tatusia. - Sapanie mężczyzny próbującego okiełznać uzbrojone w ostre pazury łapy, stawało się coraz cięższe i chrapliwsze, a syczenie i piski stwora bardziej zażarte. - Jak myślisz, po kim to odziedziczyła?
- Many! Zamiast uspokoić, jeszcze bardziej ją rozjuszysz.
- No... Nie jest... łatwo, jeśli... byłbyś łaskaw... zauważyć.
- Ostrzegałem cię. Jest szybka i silna - głos zabrzmiał dumą.
- Przyjąłem do wiadomości... A teraz uważaj!
Ramiona mężczyzny zdołały wreszcie uchwycić w niedźwiedzim uścisku miotające się stworzenie. Odwrócił je do siebie plecami i docisnął do własnej piersi. Przytrzymał oba jej nadgarstki w jednej dłoni, drugą zaś zacisnął rozwarte szczęki młodej were, lekko skręcając jej głowę w bok.
- No już maleńka - wyszeptał zasapany prosto w jej położone po sobie uszy. - Uspokój się proszę.
Niespełna czterostopowej wysokości szczupłe, futrzaste ciało kotki wiło się i szarpało w jego objęciach, młócąc go zapamiętale nogami.
- Lili, spokojnie. Nikt nie zrobi ci krzywdy - przemawiał do niej uspokajającym tonem. - To ja kochanie, Many. Poznajesz mnie? - Nie zrażał się jej wściekłym sykiem i warczeniem. - Słyszysz mnie malutka? Nie bój się. Wszystko będzie dobrze, tylko spróbuj to opanować.
Ze zduszonego pyszczka wydobyło się ciche skomlenie.
- Bolało, prawda moja malutka? Wiem, że bolało, ale już trochę przeszło tak? Bardzo zła była moja dziewczynka. Nie wiedziałaś co się dzieje, tak? - szeptał, kołysząc się z niewielkim futrzastym ciałkiem w ramionach. - No już, już. - Odprężała się z wolna, aż w końcu przestała wyrywać się i podygiwać.
- Spójrz na mnie Lili. - Po chwili zdecydował się rozluźnić uścisk. Drżała leciutko, spazmatycznie połykając hausty powietrza. - No proszę, popatrz na mnie. - Puścił ją i odwrócił ją tak, by spojrzała mu w twarz. W pomarańczowych jak zachodzące słońca, przestraszonych oczach z wolna pojawiał się wyraz zrozumienia. - Wiesz kim jesteś? Pamiętasz?
Pokiwała głową.
- Możesz mówić? - spytał z niepokojem.
- T... t... tak - wyjąkała.
- Jak masz na imię?
- L... li...lili - odpowiedziała z wahaniem. - Żapomniałesz wujku?
- Nie, nie zapomniałem, dziecko drogie - odpowiedział z ulgą, przytulając ją na powrót. Tym razem o wiele delikatniej. - Jak mógłbym zapomnieć? - zapewnił ją, głaszcząc rudy łepek, ozdobiony paroma czarnymi pręgami. - Zawołaj ją - zwrócił się do jej ukrytego w cieniu ojca. - Zawołaj Derrenę.

Przywołana kobieta stanęła w drzwiach, blada jak płótno. Przyciskała do ust zaciśnięte pięści, jak gdyby chciała stłumić krzyk. Objął ją i leciutko pchnął naprzód. Zaparła się i odwróciła twarz.
- Nie mogę Leth. Nie potrafię.
- To tylko dziecko. Nasze dziecko. - Spojrzał jej błagalnie w twarz. - Boi się. O wiele mocniej, niż ty. Potrzebuje cię. Spróbuj. Dotknij jej. To twoja córka. Nasza. - Pociągnął ją za sobą. Przestała się opierać. Przyklęknęła przy Many’m, który siedział pod ścianą tuląc skuloną, pokrytą sierścią istotę.
- Lilith? - Spojrzała w dwoje wystraszonych oczu i chwyciła w dłonie wyciągające się do niej łapki. - Chodź do mnie maleńka. Chodź do mamy...

Pamiętała to ciepło. Kojące, przepełnione spokojem. Nie chciała myśleć kim byłaby dzisiaj, gdyby nie ich miłość. Gdyby nie oni, nie uwolniłaby się od nienawiści. Gdyby nie matka, zemsta stałaby się sensem jej życia. Dałaby się zniewolić bestii. A może to nieprawda? Może jednak nią była? Było wielu takich, którzy by to mogli potwierdzić. Nie było nikogo, kto chciałby temu zaprzeczyć...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 16-12-2010 o 14:33.
Lilith jest offline