WÄ…tek: Autexion
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2010, 17:38   #2
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Czy to było kiedykolwiek sprawdzone w praktyce? Inaczej - czy Ty kiedykolwiek sprawdziłeś to w praktyce?
Pomysł ja osobiście znam od kilkunastu lat. Założenia były trochę inne (raz na kampanię) i nazwa mniej pokręcona (one player centered play), ale z grubsza szło o to samo. Pomysł jednak jak wiele pomysłów miał swoje znaczne wady, wydaje mi się, że w tym co proponujesz są one jeszcze bardziej widoczne...



Po pierwsze - ludzie.
Nie każdy gracz chce być prowadzącym, nawet jeżeli ma to być "na chwilę". Naprawdę. Większość graczy jest graczami - prowadzi swoją postać i podejmuje decyzje za jedną postać. Do tego są przyzwyczajeni i nawet prowadzenie postaci zależnej (np. chowańca) starają się ograniczyć - z wielu powodów. Nie robiłbym więc jakiegokolwiek założenia w tej materii. Gdyby każdy gracz chciał być prowadzącym - nie byłoby problemów ze znalezieniem mistrza.
Zupełnie osobną kwestią jest fakt, że naprawdę wielu graczy podczas sesji wspiera prowadzącego wypełniając jego opisy, przejmując kontrolę nad NPCami...
Ludzie również są różni i tworzą różne postacie, na różnych konstruktach moralnych. Jedni, będą chcieli aby ich postać zginęła, inni - aby była uratowana, jeszcze inni - aby nigdy do spotkania nie doszło, albo - przeciwnie - aby stchórzyła w finalnym momencie. Rolą GMa jest dowiedzenie się czego gracz chce i dokładnie to mu umożliwić. Nic więcej i nic mniej.

Po drugie - zdarzenia.
Zdarzenia epickie z natury swojej są... końcowe. Niezależnie czy postać przetrwa starcie, czy go nie przetrwa - kończy się znaczący okres. Postać zabiła odwiecznego wroga, wypełniła swoje przeznaczenie i... co dalej? Na siłę ma szukać kolejnego? Raz na sesję znajdować i zabijać odwiecznego wroga, ratować świat przed katastrofą? Tutaj naprawdę zastosowanie ma powiedzenie o tym, że cała frajda polega na gonieniu króliczka, a nie jego złapaniu.
Zresztą - ja nie znam - MG, który epicką walkę postaci przeprowadza w trzech prostych ciosach! Bądźmy poważni. Nie znam też MG, który co sesję wstawiałby kilka scen epickich... bo to po prostu męczy; wszystkich.

Po trzecie - czas.
Załóżmy, że na sesji jest 4 graczy. Każdy z nich ma mieć raz na sesję możliwość zagrania swoich "epickich chwil". OK. Ma być krew, pot i łzy i cała masa innych rzeczy. OK. Godzina czasu na epicką scenę? To wcale nie długo; około 40 ciosów... Pół godziny jak się pospieszy i nie będzie epickich opisów ciosów tylko "turlu turlu". Skoro nikt inny się nie miesza to... każdy z obecnych na sesji graczy przez conajmniej półtorej godziny siedzi i się nudzi (albo komentuje epickość). Na cały ten zestaw epickich scen schodzą minimum dwie godziny. Sesja zwykle ma 3-4 godziny. Wiec na sesji poza tymi epickimi obrazkami i jakimiś krótkimi scenami pomiędzy nimi - nic się nie zmieści. Albo niewiele. Gdzie więc czas na scenariusz?

Po czwarte - sprawiedliwość.
Co w przypadku, kiedy gracz nie wykorzystuje swoje momentu chwały? A drugi - wykorzystuje co sesję? Jak przezwyciężyć zniechęcenie sesją pierwszego gracza (bo ten zaś przez godzinę będzie ględził jak to rozpiżdża przeciwników swoim toporem +5 przeciwko wściekłym królikom, a mnie to w zasadzie wisi)? Jak balansować rozwój tych postaci (nie liczyć PD za te epickie momenty)? Jak zapewnić równe szanse i dać równe możliwości graczom, których postacie są z założenia "mniej epickie"? Ba! Jak zapewnić epickość sceny, kiedy nie mam ku temu wiedzy? Ktoś gra dyplomatą - ok, pozwolę mu wynegocjować "bardzo ważny traktat" - tylko - jak do diaska mam rozegrać scenę długich, napiętych negocjacji; skoro nie ma o tym pojęcia? Jak mam być epickim przeciwnikiem karateki, skoro nie mam bladego pojęcia o karate? Jak mam przedstawić epickość naprawy generatora podprzestrzennej struny energetycznej, skoro nawet nie wiem czy dobrze zapamiętałem linię dialogowa z SG?
I tak można by jeszcze długo. RPG jest umową, odgrywamy postacie, które są (mogą być) całkowicie od nas różne. Od tego są statystyki, aby nie mając bladego pojęcia o medycynie grać lekarza kardiochirurga przeprowadzającego skomplikowaną operację (samą w sobie epicką).

Po piÄ…te - wszystko razem.
GM, który nie słucha graczy to zły GM. Prowadzący prowadzi dla graczy, nie dla siebie. Tak naprawdę to gracze prowadzą przygodę, to oni decydują gdzie pójdą i co zrobią. Gracz nie musi prosić o możliwość wykazania się. To mu się należy jak psu zupa. Nie raz na sesję, cały czas. Niezależnie czy to zdobywanie informacji, śpiewanie w karczmie, czy walka z orkami, czy spotkanie z koboldami. W każdej sytuacji gracz musi czuć, że los jego postaci zależy od tego co zrobi i jak dobrze to zrobi. Jeżeli chce wyzwać świat - proszę; umożliwię mu to. Jestem w stanie rozegrać każdą sytuację tak, aby postawić postać, a nawet gracza na krawędzi; nawet jeżeli to będzie spotkanie dziesięcioosobowej drużyny z jednym zbójcą na szlaku. Bez mówienia komukolwiek o tym, że stosuję cokolwiek spoza podręcznikowej mechaniki.


A, słowo też nie jest nowe, ale to inne story.

-----
...Black Berry...
 
Aschaar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem