Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2010, 19:41   #127
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Schmidt okazał się być "łebskim gościem", musiał tylko ochłonąć po tym, czego był uczestnikiem jeszcze zanim ich grupa dostała się do czujki. Przedstawiony przez niego plan dawał szansę wydostania się z tego przeklętego pomieszczenia oraz dostania się na poziom B wszystkim obecnym, nie było więc głosów sprzeciwu. Pozostawała tylko sprawa Vinnmarka, który nie był dla Dhiraja obojętny. Pomógł grupie i zapłacił za to ugryzieniem, teraz zaś zamknął się w łazience dla ich dobra. Zrobił tak wiele, a teraz nie wiadomo, czy będą mogli zabrać go ze sobą. Co prawda, Golas dał prawo decyzji Nicole, pewnie więc górnik pójdzie z nimi, jednak to smutne, że ktokolwiek choćby rozważa zostawienie go samego. Doktor nie chciał jednak dodatkowo wpływać na kobietę, po części nie widział potrzeby, ale też nie chciał nią manipulować. To ona będzie odpowiedzialna za wszystko, co Vinnmark zrobi później, to jej ktoś zarzuci, że można było nie zabierać ze sobą zakażonego, kiedy ten wpadnie w szał i kogoś poturbuje. Musi podjąć tę decyzję sama.

Ostatnie minuty w sali konferencyjnej Mahariszi spędzili w ciszy, obserwując, jak pozostałe "pary" udają się na najwyższy poziom. Gdy przyszła kolej na nich, zerknęli na siebie. Chwila intymności była im bardzo na rękę. Mimo iż "w kupie raźniej i bezpieczniej", mimo iż musieli działaś zespołowo, mimo iż byli za starzy na "szybki numerek w windzie", chcieli zostać na chwilę sami. Wtedy cały świat przestaje mieć znaczenie, można choć na chwilę zapomnieć o wszelkich troskach, a skupić się tylko na sobie nawzajem.
Lecz, niestety, nie było im to dane. Po uwadze Petera, Kamini nie mogła nie zaprosić Charlesa do środka. Niestety, to, że nie przekroczyli maksymalnej dopuszczalnej wagi nie zmieniało wcale faktu, że ledwie się tam mieścili.

Cała trójka całkiem dobrze znosiła brak komfortu jazdy, aż do momentu, kiedy to niespodziewanie zatrzymali się, nie dochodząc nawet do połowy trasy. Światła zgasły, a miły głos poinformował ich o wyłączeniu zasilania. Jedynym sposobem na uporanie się z problemem miało być włączenie awaryjnego zasilania.
Kobieta wtuliła się w męża, szukając otuchy. Nie trzeba mieć klaustrofobii, żeby denerwować się w tak ekstremalnej sytuacji. Chuck, dysponujący małą latarką, podniósł właz znajdujący się w suficie i otworzył go. Chwilę potem był już na górze. Trwało to jednak tylko chwilę, najwidoczniej nie było szans na wydostanie się tą drogą, nawet gdyby starsze małżeństwo dało radę dostać się na dach windy.

Barman zachował jednak przytomny umysł i sięgnął do swojego WKP. Jak się okazało, słusznie, zasięg był, i to dosyć dobry. Pozwoliło mu to połączyć się z Golasem. Co jednak dziwne, prawie w tej samej chwili odezwał się komunikator Dhiraja, jeszcze dziwniejszy zaś był adresat, którym okazał się być młodzieniec nazywany Szczotą.

- Ej, konowały! Możecie z łaski swojej skończyć się gzić w tej windzie i wbijać na górę? Ferajna w gestapowni czeka! Haalooo!!

Przez moment hindusi oswajali się z wiadomością, jednak zanim zdołali cokolwiek odpowiedzieć, usłyszeli głos ochroniarza, który uciszał młodzieńca. Jako że nie chcieli zakłócać rozmowy Golasa z Chuckiem, milczeli i czekali w napięciu na wyniki współpracy obu mężczyzn. Gdy pierwszy wpisany kod okazał się błędny, tętno Mahariszich przyspieszyło znacznie. Czyżby i pomoc Golasa miała być niewystarczająca? Jeśli tak, to jak się stąd wydostaną, kto jeszcze może być w stanie im pomóc?

Na szczęście, drugi wpisany kod okazał się być poprawny i światła jarzeniówki ponownie rozświetliły wnętrze windy, która po chwili sunęła już do góry, z nieco mniejszą prędkością. Kamini odetchnęła głośno, doktor zaś uśmiechnął się z aprobatą do barmana.

Gdy tylko dojechali na górę, wskoczyli wręcz w przyszykowane dla nich kombinezony. Spojrzeli współczująco na kulącego się z zimna Charlesa, pomyśleli o tych, którzy zaraz tu zjadą i postanowili, że pójdą do Gallaghera i Lindgrena pomóc im szukać kombinezonów. W końcu trochę ruchu dobrze im zrobi, nawet jeśli tamci znaleźli już kombinezony. Spytali Schmidta o drogę i ruszyli wolnym krokiem.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline