| Horst Keller - Wybiją nas do nogi! Musimy stąd uciekać! -
Stary krasnalud uchylił się przed kolejną salwą szczuroludzi w ostatniej chwili. Lewe ramię zwisało mu bezwładnie, po tym jak szczurze pociski przebiły się przez jego tarcze, jak przez papier. - Jeszcze nie! Mamy czekać na znak! –
Między jednym zdaniem a drugim, Akara posłała kolejna strzałę. Każąc nieostrożność kolejnego szczura. - Nadchodzą kolejni! -
Padło zza pleców przekrzykującej się dwójki i stało się jasne, że o odwrocie nie ma już mowy. - Horst, na Sigmara, gdzie jesteś... –
Głos egzotycznej wojowniczki znikł w huku kolejnej skaveńskiej salwy.
***
Umazany smołą, czarny cień przesunął się zza jednego pnia, do drugiego. Przed sobą miał linie szczurzych strzelców z ich piekielną machiną na środku. Artylerzyści właśnie wystrzelili kolejną morderczą salwę i ładowali następną. Czarna postać na powrót skryła się z pniem i wyciągnęła za pazuchy niewielką flaszkę. Z szyjki wystał krotki lont, nasączony łatwopalną substancją. Po chwili namysłu postać skróciła go czarnym sztyletem o połowę, także ledwo wystawał za szkło. Z kieszeni czarnego płaszcza mężczyzna wyciągnął mały przedmiot i przyłożył go do flaszki. Ciche pstryknięcie wykrzesało parę iskier, które natychmiast zapaliły zatykająca butelkę szmatę. Czarna jak noc postać wychyliła się zza pni i cisnęła flaszką prosto w ustawione właśnie na pozycji działo. Dokładnie tam, gdzie szczury składowały swój zapas prochu.
Eksplozja był tak wielka, ze rozerwała na strzępy załogę machiny i najbliżej niej stojących strzelców. Burza ołowiu z rozerwanej lufy poraził następnych. Ci którzy mieli szczęście stać najdalej, zaledwie się przewrócili i zachwiali. Nie licząc ogłuszenia i chwilowego szoku. Wystarczyło, aby mająca zmasakrować atakujących ludzi salwa, w większej części poszła w niebo lub ziemię pod ich stopami. Wpadający między futrzaste sylwetki ludzie i krasnoludy mordowali szybko, brutalnie i bez litości. W jednak chwili linia obronna pokracznych stworzeń, zamieniła się w kipiąca juchą i odrąbywanymi końcami lub głowami rzeźnie.
Widząc co spotkało ich braci, drugi oddział szczurów wycofał się w kierunku miasta. Świadomi, że wkrótce szczury sprowadzą posiłki, członkowie Ruchu Oporu ruszyli ku kopalni i składom prochu. Na pobojowisku został tylko stary krsanalud, Akara i kilku Szczurołapów. Metodycznie przerzucali szczurze zwłoki, szukając czegoś pod trupami. - Znaleźliście go? -
- Nie Pani. -
- Musiał podejść bardzo blisko a to cholerstwo zdrowo huknęło... -
- Milcz Yarpen. On żyje i gdzieś tu jest. Musimy go znaleźć! -
- Proch załadowany, możemy ruszać! -
- Pani, musimy ruszać. Szczury zaraz wrócą większą siłą. Z wozem się nie przebijemy i wszystko pójdzie na marne... -
- Milcz! Zamiast gadać bieżcie się wszyscy za... -
- Panie znaleźlim go! Ledwo dycha, ale żyw jeszcze! -
- Szybko! Na wóz i wracamy do swoich. -
*****
Horst obudził się kilka godzin później i od razu tego pożałował. Nie było chyba ani jednego kawałka ciała, który w tej chwili nie promieniował by bólem. Najgorsza była głowa. Łupało go w czaszce potwornie, jakby co najmniej pił przez miesiąc i to słynny krasnoludzki spirytus a teraz jeden z przedstawicieli tej szacownej rasy w akcie zemsty stał nad nim i uderzał metodycznie swym młotem o jego czaszkę. Dojście do ładu z samym sobą zajęło mu trochę czasu, jeszcze więcej otworzeni oczu i nie wymiotowanie jednocześnie. W końcu jednak udała mu się ta sztuka i zdołał nawet usiąść na posłaniu. - Całkiem nieźle, łuczniku, całkiem nieźle. –
Akara stała w drzwiach przyglądając się jego wysiłkom. Horst zdołał odpowiedzieć jej jedynie krzywym uśmiechem. - Tylko następnym razem nie przebieraj się w te fikuśne, czarne ciuszki, bo ciężko Cię dostrzec w wśród stosów zwęglonego mięsa, którymi ozdabiasz okolice. – - Kobiety! Stroisz się dla nich a one.... Szkoda słów –
Horst w końcu zdołał usiąść i od razu humor mu wrócił. - Nadeszła oczekiwana odsiecz i atak na miasto zaraz wyrusza. Gotowy do ostatniej bitwy? –
Keller od razu spróbował się podnieść, ale skończyło się to tylko na tym, ze z powrotem wrócił do pozycji leżącej. - Tak, widzę. Trzymaj, to błyskawicznie postawi cię na nogi. –
Horst spojrzał ogłupiałym wzrokiem na mały flakonik, który wręczyła mu wojowniczka a potem na nią samą. - Wiesz, przyzwyczaiłam się już, że musza na ciebie uważać w bitwie, tak żebyś się o własny łuk nie potknął i gdyby teraz tego zabrakło, to mogłabym się zanadto rozproszyć... –
*****
Keller czuł się jak nowo narodzony, choć Akara ostrzegła go, że jak mikstura przestawnie działać, to pożałuje, ze wtedy nie umarł. Teraz jednak to nie miało znaczenia. Kołczan był pełen a i zdołał sprawić sobie kilka bomb ze zdobycznego prochu. Czas skończyć z tym szczurzym interesem. - Ty! –
Horst przywołał do siebie potężnego wojownika posługującego się ogromnym berdyszem. Bycie w radzi czyniło go oficerem, do czego coraz bardziej przywykał. Teraz też miał własny oddział. W przeważającej części złożony z łuczników i strzelców, ale kilku uzbrojonych w topory i inną bezpośrednią broń wojaków też się w nim znalazło. - Szczurzy lord padł! Odetniecie mu głowę i nabijcie na największa pikę jaką znajdziecie. Niech maszeruje na czele naszej armii i pokaże szczura czyje to miasto! –
Zew bojowy ludzi był ogłuszający. Powalenie Stalowookiego i pojawcie się posiłku wlało nadzieje w serca i każdy czuł, że zwycięstwo jest blisko. Horst wiedział, że trzeba to wykorzystać i zaatakować a przy okazję głowa ich przywódcy nabita na pikę, załamię morale przeciwnika. - Reszta za mną! Trzeba wybić załogi reszty katapult, albo zniszczyć je prochowymi bombami. Zajmiemy co wyższe budynki w ich pobliżu i stamtąd wybijemy obsługę. Naprzód! – |