Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2010, 13:13   #9
Cosm0
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Ledwie kilka dni temu rozpadła się jego pierwsza w życiu drużyna, z nieba od paru dni lała się woda strumieniami całymi, od kilku dni wicher dmuchał niemiłosiernie, a wszelkie znaki na niebie i ziemi od kilku dni wskazywały rychłe nadejście zimy. Było tak jakby Tymora postanowiła dręczyć go póki nie wróci skomląc do domu na zimę. Zima... do tej pory kojarzyła mu się bardzo przyjemnie - Bród na Ashabie wyglądał przepięknie o tej porze roku, jak i cała reszta Mglistej Doliny - sosnowe gaje przysypane grubą warstwą śniegu, skrzypiącego pod nogami przy każdym kroku, zaparowane szyby i trzaskający w gospodach wesoło ogień. Wszystkiemu temu rzecz jasna towarzyszyło dobre piwo i wyborowe towarzystwo w każdej tawernie. Myśli Tima błądziły wokół czasu kiedy siedział w karczmie ojca słuchając z zapartym tchem poszukiwaczy przygód opowiadających o wielkim świecie i popijających najlepsze niziołcze piwo w całych Dolinach... ale to był kiedyś, a teraz leżał na łóżku w jakiejś zapyziałej norze zwanej Cienistym Zakątkiem w karczmie której standardy były nawet niższe niż piwniczka w browarze, w którym się wychowywał. Życie... można by rzec, życie poszukiwacza przygód pełną gębą. Czyż nie po to opuścił rodzinne strony i porzucił rodzinną schedę? Po prawdzie to nie po to, ale w takich chwilach powtarzał sobie, że nawet Elminster od czegoś zaczynał i wszystko przyjdzie z czasem. Podszedł do okna i wspiął się na parapet wyglądając na zewnątrz. Zapowiadał się kolejny parszywy dzień... Niziołek ze zrezygnowaniem ubrał się w swój strój, na który składała się skórznia, niewielkie ponczo mające zapewnić ochronę od wiatru, pantalony, szeroki pas który ilością sakiewek i kieszonek mógłby bić światowy rekord oraz sandały, odprawił codzienną toaletę na tyle na ile to możliwe w takim miejscu i wyszedł z pokoju zabierając uprzednio swój niewielki dobytek. Karczmarz twierdził, że skoro potrzebna mu kiesa to dziś będzie mógł znaleźć zatrudnienie. W tym dniu bowiem, w tej samej karczmie w której zatrzymał się Tim miało odbyć się spotkanie z ludźmi skorymi do rozwiązania miejscowych problemów. Odpłatnie rzecz jasna, a jako że Tim od paru dni był był niemal bez grosza przy duszy to obowiązkowo musiał się na tym spotkaniu stawić. Tym bardziej, że jeśli nie zamierzał wracać do domu tak szybko to wypadałoby znaleźć jakiś nowych towarzyszy i nowe zlecenie.

Główna izba gospody była mówiąc krótko obskórna. Bród, nieskompletowane umeblowanie, niedomyte naczynia, nawet ogień w kominku był jakiś nietaki - zupełnie jakby nawet drewno z otaczających Cienisty Zakątek lasów było gorszej jakości... Gdyby porównać ten zajazd do gospody prowadzonej przez jego rodzinę to byłoby jakby porównywać muła do pegaza. Niziołek nie mógł uwierzyć, że wynajął pokój w takim miejscu. Z drugiej strony nikt nie mówił, że życie poszukiwacza przygód usłane jest różami, wręcz przeciwnie - mówili, że jest ciężkie i wymagające, ale przygody i możliwość zobaczenia świata rekompensują wszystkie niewygody. Tim tłumaczył sobie zatem, że wszystko jeszcze przed nim. Po zejściu do głównej sali w piewrszej chwili pomyślał, żeby dołączyć się do miejscowych gamblerów rozgrywających jakieś karciane partie jednak w tej samej chwili dostrzegł kompletnie niepasującego do tego całego obrazka młodzieńca siedzącego samotnie w kącie. Blond włoski, czyste acz praktyczne ubranie, lutnia przy boku... taaa to zdecydowanie nie pasowało do reszty.

- No tak... to zapewne jeden z moich przyszłych kompanów. Wypadałoby się przywitać, oj wypadałoby - powiedział sam do siebie pod nosem, a zamiary nie zwlekając wdrożył w czyn.

- Cześć. Tim Norton jestem - powiedział dziarskim tonem podchodząc do meżczyzny.
- Xander. Witam. Siadaj - Wodparł nieznajomy i wskazał wolne krzesło.
- Ależ pewnie, że siadaj. I tak bym się przysiadł bo pewnie w tej samej sprawie żeśmy się tu zjechali - powiedział Tim klepiąc siedzącego mężczyznę po ramieniu - A to co lutnia? - zapytał Tim spoglądając na instrument - Bardem jesteś? Ja żem myślał, że oni szukają takich co to rozprawią się z ich problemami. Ale w sumie... może harfiarz jesteś? Oni też bardy a problemy ponoć rozwiązują? No wiec? - szybkość z jakimi niziołek wypluwał z siebie słowa mogła wprawić w osłupienie nawet najlepszych słuchaczy.
- Ta lutnia bardziej dla ozdoby jest - odparł Xander - Zarobić za jej pomocą to bym mógł, jakbym zza węgla wyskakiwał i ludziom w łeb dawał, miast pałki ją używając. Czasem dla towarzystwa grywam, albo przy ognisku - odpowiedział mężczyzna. No i zaczęło się. Nieznajomy przestał być nieznajomym i zapowiadało się na to, że Xander skory jest do rozmowy, co oczywiście niezmiernie ucieszyło Tima, bo gaduła z niego już od małego była - A do tych, co z Harfą biegają, to mi dość daleko. I nie sądzę, by ktoś z nich zajął się konfliktem w takiej... mieścinie - dodał jeszcze Xander.
- Ha! Dobre. Trochę jako dziecko na harmonijce pogrywałem... zresztą kto nie pogrywał. Ale jedyne co potrafię z harmonijką zarobić to nieprzychylne spojrzenia to też chyba nie dla mnie bardowanie. No ale... dobrze ty potrafisz. Dziewki na bardów lecą. Harfiarze mówisz nie zajmą się takimi duperelami? Spotkałeś kiedyś jakiegoś, że wiesz? Eee tam to i dobrze pewnie bo by nam robotę zabrali, a grosiwo się przyda. Dopiero co mnie własny towarzysz skroił. Skubaniec... Wyglądasz na takiego co to już niejeden problem rozwiązywał. Długo się zajmujesz takim czymś? W ogóle to właśnie czym się zajmujesz? Aaa gdzie moje maniery... Może piwa się napijemy? Ostatnie grosze po prawdzie mam, ale przecież siedzieć o suchym gardle nie będziemy co? - nieskładny, chaotyczny styl mówienia Tima potrafił doprowadzić do szaleństwa, jednak Xander póki co wykazywał się cierpliwością, bądź co najmniej dobrym wychowaniem, by nie dać po sobie poznać zniecierpliwienia.
- Nie sądzę, by tu mieli coś lepszego niż piwo, a za tym nie przepadam - odparł Xander, pomijając milczeniem pytanie o swoją profesję i źródło utrzymania - Szczególnie gdy kiepskie.
- A jesli chodzi o doświadczenie, to już kilka dobrych lat minęło, jak z domu wyruszyłem.
- Piwa nie lubisz? No daj spokój. Musiałbyś spróbować te z mojej rodzinnej receptury! Każdy je lubi. Mamy swój browar. Ja ledwie parę miesięcy temu wyruszyłem... rodzinie się to nie podoba, ale nie można ciągle tyłka w jednym miejscu. Trzymać. Świat trza zobaczyć, co by później co dzieciakom mieć do opowiadania. Tylko żonę znaleźć trzeba najpierw... żonę... taaa.. - przerwał na chwilę Tim przypominając sobie o Lorze - Ale hola! Czym to się zajmujesz, bo chyba nie usłyszałem?
- Ano przygód szukam - odparł Xander, nie wzruszony powtórzeniem pytania - W żadnym wypadku żony, bo na to jeszcze za młody jestem. No i zarobku, bo wędrowanie po świecie gdy kieszeń pusta to kiepski pomysł. Nie zajmuję się wybawianiem ludzi z kłopotów dla przyjemności, mojej czy ich. Ale i nie grabię po gościńcach. Jeśli o to pytasz.
- A ja też przygód szukam. I też młody jak na niziołka jestem, ale to nie powód, żeby kobiety sobie nie znaleźć. Choć pewnie to by przeszkadzało w oglądaniu świata więc może to dobrze, że na razie nie mam... chyba, że ona też by ich szukała... Taa... znałem taką jedną. No ale mniejsza o to. Tu tych przygód pewnie znajdziemy trochę przez jakiś czas. Dopiero co mi się poprzednia drużyna rozpadła. To by rodziców ucieszyło. Oni to by mnie najchętniej w domu widzieli. A czarujesz coś czy raczej bitkę w cztery oczy wolisz? Ja magus jestem. Początkujący bądź co bądź, ale coś tam już się nauczyć zdążyłem - Tim nie dawał za wygraną i można się było zacząć zastanawiać czy on głupa rżnie czy on głupcem jest, iż nie dostrzega wyraźnej niechęci obcego względem zdradzania szczegółów.
- Magiem jesteś? A w jakiej dziedzinie? - spytał Xander, wyraźnie starając się zmienić temat - Bo ja magów zbyt wielu nie spotkałem dotychczas, ale czytałem trochę, jak w Waterdeep siedziałem ciut dłużej. Co do żony... powiadają, że żona to kotwica dla marynarza. Dla takiego, co po świecie biega i przygód szuka pewnie też. Bo i po co żonę sobie brać, by od niej uciekać? Głupota czysta. Kobiet wszędzie dużo, napatrzyć się trzeba. Spróbować życia. Wino, kobiety, śpiew.
- Aaa no to dlatego ta lutnia! Ha! Dobre, dobre. Może też powinienem się nauczyć na czymś grać. Za wyjątkiem nerwów rzecz jasna - powiedział niziołek szczerząc się od ucha do ucha - Czekaj no moment bo coś mi w gardle od tej paplaniny zasycha - dodał po czym wstał i podszedł do kontuaru zatrzymując się parę kroków od niego co by mieć wzrokowy kontakt z karczmarzem - Piwo jedno poproszę - karczmarz skinął głową i począł nalewać do trzymanej w dłoniach szklanicy mętny, żółtawy napój z beczki stojącej obok niego. Chwilę później znów siedział przy stole nawijając do nowo poznanego towarzysza.
- W jakiej dziedzinie pytasz? A moja ulubiona to sprowadzenia są. Ktoś musi za mnie robotę odwalać nie? Sam przecież nie będę robić - powiedział i się wyszczerzył, po czym upił łyk z przyniesionej przed chwilą szklanicy - Pfff!! - wypluł zawatość z powrotem - Całkiem jakbyś wykrakał z tym piwem! Jest paskudne - dodał ciszej żeby nie obrazić karczmarza - Czytałeś o magach tak? To samemu nic nie czarujesz tak? Szkoda, szkoda... zawsze to się coś nowego nauczyć można. To znaczy ty od siepania żelastwem jesteś raczej tak?
- To też umiem - Xander skinął głową - Znaczy, żelastwem machać - dotknął rapiera - Chociaż kuszę wolę, choć niektórzy uważają, że to broń... niezbyt rycerska. Ale nie o to chodzi, by rycerskością damę zauroczyć, tylko by wroga się pozbyć. A to sprowadzanie... Parę gestów i pojawia się wielka bestia? O to chodzi? Przykładowo oczywiście.
- A no jak trzeba to musi ktoś robotę odwalać to mniej więcej sens zachowałeś. Chyba nie sądzisz, że ja bym dał radę coś dźwigać prawda? Chyba, że swoją fajkę z zielem hehe to mogę. Także to też, ale sprowadzenia wbrew powszechnej opinii to znacznie bardziej złożona dziedzina niźli przywoływanie wielkiego zwierza. Ale to wykład znaczny, ale mogę ci kiedyś opowiedzieć jak będziesz chętny. A to co jeszcze robisz jeśli mieczem TEŻ potrafisz machać - zapytał niziołek akcentując przy tym wyraźnie słowo 'też' - Tajemniczy z ciebie gość, tak... dobra chcesz to sobie trzymaj tajemnicę, ale ponoć mamy razem pracować - Tim może i mówił chaotycznie, a czasem nawet nieskładnie, ale bity w ciemień nie był, a i spostrzegawczość nie była jego najsłabszą stroną - Ahaaa... wygląda na to, że ktoś się jeszcze do nas przysiądzie - dodał, gdy w drzwiach gospody stanął kolejny niepasujący do tej wioski jegomość wpuszczając przy tym do wnętrza kolejny podmuch wiatru... i porcję świeżego powietrza.

Niziołek popatrzył po milczącym kapturniku, który ni słowa powitania nie rzekł, jeno skrobać coś na jakiejś kartce zaczął. Nie zraziło to jednak Tima, który bez wahania zagaił od razu do rozmowy:
- Cześć. Tim Norton jestem - powiedział wyciągając rękę ponad stołem, na który musiał się rzecz jasna trochę wspiąć by dosięgnąć.
Ian nie przestając pisać zerknął wyciągniętą ku niemu rękę niziołka, po czym wrócił na zapisaną w połowie kartkę - Rosehood - mruknął jedynie.
- Po prostu Rosehood? Długie do wymawiania. Mój ojciec zawsze mawiał, że dobre imiona to krótkie imiona. Jak cię wołać? Rosie? Może być? - wyszczerzył się, lecz nie czekając na odpowiedź wlepił gały w kartkę i dodał pospiesznie - A co tam tak skrzętnie zapisujesz? Pamiętnik piszesz? Niedługo pewnie nie będziesz miał czasu na pisanie takich bzdetów jak się zacznie gonitwa za zbirami. W ogóle to czym to się zajmujesz? Ja to magus jestem, a ten tutaj, Xander tak? Dobrze pamiętam? - zapytał spoglądając na chwilę na poznanego wcześniej towarzysza - A tak Xander. No to ten tutaj to raczej mieczem machać woli. A Ty to mi wyglądasz hmm... - niziołek ściszył głos, tak żeby goście karczmy nie podsuchiwali - ...na takiego co to nie byłby mile widziany, a karczmie pełnej sakiewek. Dobrze mniemam?
- Możliwe - odpowiedział skupiając większość swojej uwagi na zapisywanych zawijasach.
- Możliwe, że co? Możliwe, żeby wołać Rosie?
- Jeśli tak ci wygodnie - rzucił spokojnym głosem Rosie.
- Poszukiwacz przygód jesteś? Czy raczej łowca nagród? Czym się zajmujesz? Bo chyba nie pamiętam, żebyś się pochwalił. Dużoś po świecie zjeździł? Ja to ledwo parę miesięcy temu zacząłem karierę. Na razie kiepsko idzie, ale to się chyba odmieni... z taką brygadą co to nam się tu szykuje... ho ho... będzie się działo - niziołek nie dawał za wygraną mając na celu rozgadać nowo poznanego, przyszłego towarzysza broni i przygód. Wszak przyjdzie im niejedną noc przy ognisku pewnie spędzić...
- Ta - odpowiedział Ian spoglądając ukradkiem na rozmówcę.
- A ty tak o suchym gardle siedzieć będziesz? Fakt, że za wiele to widzę, że się nie nagadasz, ale i tak... ale właściwie... szczerze mówiąc to nie polecam - niziołek ponownie ściszył głos, żeby karczmarza nie obrazić po czym dodał - Popłuczyny okropne... A co ty tak notujesz pilnie hmm? Znałem kiedyś jednego księgowego co też tak ciągle z nosem w kartce siedział. A wybacz ale na księgowego to mi nie wyglądasz raczej
- Nic co powinno cię interesować - półelf zamoczył pióro w kałamarzu i kontynuował notowanie.
- Oj tam. Nie trzeba być nie miłym od razu. W końcu przyjdzie nam trochę czasu spędzić razem. Ooo patrz. Kolejny widać się do nas przyłączy zaraz, bo na miejscowego chłopa to on mi nie wygląda - rzucił niziołek, gdy w drzwiach stanął ubrany na czarno człowiek, który obrzuciwszy wszystkich ponurym spojrzeniem, zaraz potem wyhodował na facjacie szeroki uśmiech, na co rzecz jasna niziołek odpowiedział swoim równie szerokim, a gdy nieznajomy począł znajomość od gromkiego przywitania to Tim był już w niebowzięty.
- Cześć. Tim Norton jestem - zaczął zwyczajowo niziołek wstając od stołu i wyciągając w górę rękę - Z Mglistej Doliny. Przyjdzie mi najwyraźniej trochę poczarować w tej drużynie. Świeżak jestem, co prawda, ale z takim wsparcie.... ten tutaj to Xander, a ten skryba po drugiej stronie stołu to Ian Rosehood. Tak, tak wiem... długie imię, dlatego zgodził się żeby mu Rosie mówić. A ciebie jak zwą? Hmm wyglądasz mi na takiego, co tak jak Xander mieczem pomachać lubi. Tak?
- Łukiem raczej. Choć jeśli potrzeba zajdzie to i na szermierce się znam. Nazywam się Kaldor Darett - uścisnął dłoń niziołka - Więc... jesteś magiem, tak? Słyszałem raczej, że to gnomy zajmują się sztuczkami, a ty mi bardziej na niziołka wyglądasz. Jak to więc jest?
- Gnomy! A w życiu. Niziołkiem jestem, a jak. Niziołek waleczniak, dla ścisłości. I tak... nie jest to raczej typowe zajęcie dla mnie podobnym. Ale to licha. Po to stereotypy przeca są żeby je rujnować! Choć rodzina to zadowolona raczej nie jest. Oni to by woleli, żebym się biznesem rodzinnym zajmował, ale hej! Przecież trzeba świat zobaczyć co nie? A jak... no to se podróżuję. Z mizernym skutkiem póki, co ale teraz na pewno lepiej będzie.
- Z powodu tej roboty, którą tu mamy mieć? - Kaldor uniósł brew - Naprawdę wierzysz, że wieśniacy zdołają uzbierać jakąś "rozsądną" sumę? Czy w ogóle jakąkolwiek? - zaśmiał się. - Będziemy mieli kurewskie szczęście, jeśli nie spróbują nam zapłacić kapustą.
- Ooo to lepiej nie. Bo ja w zasadzie bez grosza jestem. To też przyda się mamona i to bardzo. Nie wyobrazisz sobie, ale poprzedni mój towarzysz skroił całą moją drużynę i zwiał. Pokłociliśmy się to fakt... ale żeby tak od razu nogę dawać. Choć to pewnie dla niego dobrze, bo Jon i Daryl to by go pewnie ze skóry obdarli. Zresztą jak go spotkam to też mu tam popalić za to... - Tim, który z usposobienia nie należał do milczków był zadowolony z nowego, rozmownego towarzysza i gadał sobie w najlepsze - Aaa i jeszcze mam radę - niziołek po raz kolejny ściszył głos i kontynuował, gdy człowiek odrobinę się nachylił by go usłyszeć - Nie kupuj tutaj piwa. Straszne popłuczyny. Magią się interesujesz może?
- Ja? Magią? Niezbyt. Chyba, że taką, którą to w przedmioty się wplata... A więc jaką dziedziną magii się zajmujesz? Może iluzjami, co by podobieństwo do gnomów spotęgować? - Kaldor uśmiechnął się kątem ust.
- Do gnomów się przypodobnić? O w życiu! Nie żebym jakąś urazę do nich żywił, ale to tak jakby tobie powiedziano, że się do orków przypodobnić chcesz - Tim nie wiedział, rzecz jasna czym się meżczyzna zajmował, jednak przypadkowo uwaga o orkach trafiła w sedno - Nie, nie. Nie chcę się do gnomów przypodobnić. Po prostu popatrz no... czy ja bym się nadawał na machanie mieczem? Raczej nie sądzę, chyba że szpikulcem jakimś, ale w głowie zawsze miałem więcej niż w ręce to i magia mi nieźle w czerep wchodziła i tak się jakoś samo nasunęło. Iluzji nie lubię. Po co robić iluzje jeśli coś prawdziwego wyczarować można? Ja to raczej wolę sprowadzenia. Ciekawa szkoła i to bardziej skomplikowana niźli się wszystkim wydaje - niziołek popatrzył na mężczyznę i wskazał mu siedzenia, a sam także powrócił na swoje wystając nieznacznie ponad blat stołu - Bo pewnie też ci się sprowadzenia z wzywaniem wielkiego zwierza kojarzyły. To też prawda, ale nie tylko. Jakbyś chciał posłuchać to mogę o tym gadać w nieskończoność. Ha! Może cię jeszcze na maga wyszkolę? Wtedy będzie z kim dysputy o charakterze magii prowadzić. To by dopiero było.
- Szczerze mówiąc, pomyślałem pierw o piwie... - zaśmiał się tropiciel. - Ale nie ma co mnie nawracać na czarodziejstwo. Jestem bardziej zżyty z lasem i naturą, niż niejeden elf - bardziej bym się na druida nadawał, niż czarodzieja. Zdziwiłbyś się, jak ci strażnicy natury są różni od bzdurnych stereotypów. No, dalej, śmiało - zachęcił niziołka - Co sobie pomyślałeś, jak powiedziałem "druid"?

Niziołek wyszczerzył się szeroko na tę uwagę mężczyzny - A zdziwisz się nieziemsko! Bo sporo z nich spotkałem w życiu. Z Mglistej Doliny jestem. To głęboko w leśnych ostępach Cormanthoru. Pełno tam tropicieli i druidów. Ale po prawdzie większość z nich milczki straszne, a i wyglądają niemal jak te rośliny i zwierzyna, którą tak ukochali. Nawet niektórzy pachną podobnie. Ale dobrzy to jegomoście, co to drowy z dala od Brodu na Ashabie trzymali. A wyczarowywać piwa to się nie godzi. Oj nie, nie. Za to zrobić mógłbym. Pochwalę się, że moja rodzina browar swój ma. Receptura rodem z Lurien, z dalekiego południa. Ja też tą recepturę znam. Ojczulek najlepszą niziołczą knajpę w całych Dolinach prowadzi. Nie wiem czy to aby nie jest dlatego, że to jedyna - wyszczerzył się Tim - Ale ludzie, elfy i półelfy też zaglądają to musi być dobra. Nawet półorka raz tam widziałem. Inni nie byli aż tak zachwyceni na jego widok, ale zapłacił i burdy nie wszczął to jako normalny klient potraktowany był.
Kaldor zamyślił się na chwilę, po tym jak mały czarodziej wspomniał o półorku.
- Więc, umiesz przywoływać. Zwierzęta i nie tylko. Słyszałem, że to niebezpieczna sztuka, że wielu magów w ten sposób woli sprowadzać sobie demony niźli cokolwiek innego.
- Co to, to nie. Ja to się uczę dopiero. Co nieco umiem co prawda, ale do sprowadzania demonów to mi nie prędko. Spokojna twoja głowa!

Wtedy też drzwi tawerny ponownie się otworzyły i wszedł do nich kolejny nie wyglądający na miejscowego typ. Drzwi otwierały się od tej pory raz za razem wpuszczając do środka chłód i kolejnych śmiałków poszukujących przygód lub łatwego zarobku, bądź jak w przypadku niektórych - jednego i drugiego. Tim z kolei za każdym razem witał wszystkich z równie wielkim entuzjazmem rozpoczynając znajomość od standardowego 'cześć! Tim Norton jestem'. Gdy wszyscy siedzieli już na swoich miejscach to przyszła w końcu kolej na wyjaśnienia. Wąsaty, podstarzały już właściciel przybytku z gigantycznymi zakolami, jak i pewnie jednocześnie burmistrz tej wiochy przestał z uporem maniaka pucować niemożliwych to wyczyszczenia szklanic, rzucił brudną, mokrą ścierę na kontuar i podszedł do nich by przedstawić im charakter pracy. Wszyscy po kolei zarzucali go pytaniami, wszystkie wedle rachuby Tima należały do tych z gatunku sensownych i stosownych w zaistniałej sytuacji. Kaldor był jednak najwyraźniej przeciwnego zdania, co wyraził w dość dosadnych słowach:
- [i]Przestaniecie, kurwa? Jeszcze się go wypytajcie o kolor gaci, bo może od tego zależy gdzie zielarkę zabrali? Mówił przecież, sprawa jest prosta, że ja pierdolę. Porwali kobietę. Pewnie są w klasztorze. Sprowadzimy kobietę, zadanie wykonane. Mamy iść z pierdolonego punktu A do punktu B! Powiedzcie nam tylko, dobrodzieju, gdzie dokładnie jest ten klasztor i możemy ruszać! Byle z życiem i nie tracić czasu na próżne gadanie, tylko wstać skoro świt i wyruszyć na polowanie.

Xander z kolei najwyraźniej również nie zgadzał się z Darettem i kłótnia wybuchła szybciej niźli Tim zdążył się odezwać, a to musiało świadczyć, że było to na prawdę w trymiga.

- Hola! Hola! - wtrącił się niziołek niemal wchodząc na stół żeby zostać zauważonym w tej słownej zawierusze - Kaldorze drogi. Przecież nie zawadzi się dowiedzieć co nieco, a później rzecz jasna ty wszystko potwierdzisz po drodze. W ten sposób będzie można skonfrontować to co tutaj na miejscu usłyszymy z tym co ty nam będziesz w stanie powiedzieć i będziemy mogli zaskoczyć skubanych porywaczy i ubawić się po pachy widząc ich miny jak im dupsko złoimy. Nie ma się co denerwować. A ja także pytanie mam. Dlaczego drogi gospodarzy się tym Purpurowe Smoki nie zajęły? Cormyr to podobno kraj prawa - tak mi ojczulek zawsze przedstawiał. Że oni tutaj zawsze prawa i porządku pilnują, i zbójów ścigają. A te porywacze to raczej na zbójów wyglądają.

Niziołek zwrócił się też do krasnoluda, który święcie oburzony bronić zamierzał tego, co w tym przybytku śmieli piwem zwać.

- Czekaj aż spróbujesz tego przez mojego ojczulka piwa robionego! To dopiero piwo będzie. Żadnego innego pić nie będziesz chciał ot co!
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 18-12-2010 o 13:15.
Cosm0 jest offline