Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2010, 20:40   #21
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Plany zmieniały się dość szybko. Rankiem zaczął się przygotowywać do wyjazdu po zapasy, a południem przyjechały krasnoludy.
- Witajcie. – łotrzyk uścisnął ich prawice – Istotnie umawiałem się z Zoltanem, na małą wycieczkę w góry. Siadajcie, zaraz przyniosę mapy okolicy i pogadamy o szczegółach.
Usiedli, Alto poprosił w kuchni o przygotowanie ciepłego posiłku dla khazadów, a sam poszedł do komnaty Białej Damy. Była chwila czasu zanim krasnoludy zaspokoją głód. Zapukał, po czym wszedł do środka.
- Shannon, pożyczę mapy gór na zachodzie. Te z zaznaczonymi kopalniami. Wybieram się tam z przybyłymi krasnoludami… - zawahał się chwilę – Może zabrałbym też Twój kamień, co? W końcu najlepiej z nas wszystkich wiesz gdzie one się znajdowały. Wiem że to ryzykowna pora na górskie wędrówki, ale tak uda nam się przyspieszyć uruchomienie wydobycia. Pójdziesz ze mną?

Usiadł przy stole, razem z brodaczami i pokazał im mapy. Opisał dokładnie wszystko co wiedział o położeniu kopalni, zwracając uczciwie uwagę na to, że ostatni raz były czynne 150 lat temu. Starł się przypomnieć wszystkie szczegóły o jakich słyszał od Petera i Shannon.
- Skoro terminy was gonią, nie będziemy zwlekać. Możemy ruszać do dnia, prawie zdążymy się przygotować. Odpoczniecie po podróży, a jutro w drogę. – łotrzyk popatrzył na krasnoludy, a potem na kompanów. – Jeśli ktoś jest chętny na wyprawę w góry, to zapraszamy do kompanii.

Cały dzień zszedł na przygotowaniach. Alto pakował się dokładając coraz to nowe rzeczy do plecaka, które podpowiadała mu Nelli i Ragnar. Rakiety śnieżne, spory zapas liny, prócz tej z kotwiczką którą miał już wcześniej, jedzenie, ciepłe ubranie, mały namiot z potrójnego płótna. Beczułkę ze spirytem i zapas oliwy do lampy ułożył na samym dnie plecaka. Przeglądał właśnie jego zawartość wieczorem, dokładając dodatkowe krzesiwo i hubkę kiedy weszła Marie.

- Na prawdę chcesz w te góry jechać? To chyba niebezpieczne. A jak was lawina przysypie, albo na śmierć zamarzniecie, albo pobłądzicie, albo was hobgobliny napadną, albo zwierz dziki, albo...- to zadziwiające ile potrafiła wymyślić złych rzeczy jakie mogły się im przytrafić. Alto byłby nawet pełen podziwu dla Myszy wyobraźni gdyby nie fakt, że takie kasandryczne wizje rozpatrywała z jego osobą w roli głównej.
- Ano jadę. Kopalnie trzeba oglądnąć, bo nam wszystkim przez tych najemników, robotników i cała tę cholerną hałastrę wkrótce głód tu zaświeci. Skarbiec fajna rzecz, do momentu kiedy coś w nim schowane. – Alto pakował swoje bety do plecaka, zastanawiając się czego zapomniał. – Jedziesz do Lavinquer po zapasy?
- Jadę chyba... - zsunęła pierścień z palca i założyła go łotrzykowi. - Masz. Przed zimnem cię obroni. Tak samo jak szal... - jej nieodłączna część garderoby w której paradowała czy to do gaci i obszernej bluzy, czy sukni balowej lub nocnej koszuli. Zarzuciła srebrzystą materię na szyję Alta. - Wiem, babski trochę. Ale upchaj pod koszulą a grzał cię będzie magicznie.

Dobrze że w góry nie chciała z nim jechać. Układał sobie przemowę, argumenta i kontrargumenta, gdyby jednak się uparła. Miał złe przeczucia odnośnie tej wyprawy.
- Zaczekaj… - złapał ją za rękę kiedy zbliżyła się z szalem i zarzuciła mu go na szyję. – Ty też po zimnicy będziesz jeździć. Szal ci się przyda.
- Ale ja będę po gospodach nocować. Bierz po prostu -
usiadła na łóżku i posłała mu groźne spojrzenie. - A nie mogą te krasnoludy same leźć?
- No nie mogą, bo kopalnie zasypane, że ni chu chu same nie znajdą. Po prawdzie ja tylko je na mapie widziałem, no ale ktoś z nimi iść musi.
– łotrzyk spojrzał na nią i usiadł przerywając pakowanie. – Gospód po drodze nie będziesz miała, chyba dopiero na trakcie i w samym mieście. Podzielmy się, co? Wezmę pierścień, a ty zostaw sobie szal.
- Mowy nie ma -
potrząsnęła energicznie główką. - Bierz szal i mi ciśnienia nie podnoś. W górach i tak będzie o niebo mroźniej niż na nizinie. Boczysz się na mnie, co?
- Boczę. Fochy stroję. Nie odzywam się. –
łotrzyk uśmiechnął się krzywo. – Co mi innego pozostało. Fergus mówił ci coś co będzie robił przez te kilka miesięcy?
- Robotę jakąś ma - niewinnie wzruszyła ramionami i ściszyła głos. - Znaczy... włam jakiś. Ale o co ty się boczysz w zasadzie? Boś chyba nie jest zazdrosny? To głupie potwornie.
- Zazdrosny? Pewnie że głupie. Ty byś nie była, jakbym w jednej komnacie dwie noce z jakąś dziewuchą spędził i wyjeżdżać w cholerę z nią chciał?

- No... - łotrzyk instynktownie uniknął ciosu z łokcia. - Fakt, to mogło podejrzanie wyglądać. Ale przecież wiesz, że nasza relacja... moja z Fergusem... - zaczęła się plątać. - Nie jest taka.
- Nie wiem. Tyle wiem co wyczytałem… coś mi po obuchu powiedziała. –
poprawił się po uniku przed kuksańcem – I on za tobą tak przez morza, góry i bezdroża… A i obiecał że mi łeb urwie. – uśmiechnął się znowu.
- Jak to łeb urwie? - zesztywniała nagle jak struna i spojrzała mu w oczy. - Gadaliście w ogóle?
- No, normalnie. Trach i Alto bez głowy, jak tylko cię dalej będę bałamucił i do grzechu przywodził. – zerknął na nią z ukosa – Może powinienem posłuchać tego twojego Fergusa, co?
Teraz on spróbował połaskotać ją łokciem w żebra.
- Nic mi nie gadał... - była tak zdziwiona, że nawet nie zauważyła kuksańca i zebrała cios w bok. Delikatny. Zaczepny. Nie taki jakie jej Fergus serwował. On jej nie pobłażał nigdy. Spojrzała na niego po chwili i lekko wykrzywiła usta. - To skoro się na mnie gniewasz to już koniec z nami? Nigdy nie byłam z nikim związana. Pojęcia nie mam jak to działa.
- Tak, koniec z nami. Wynocha z mojego pokoju, nie chcę cię znać. –
łotrzyk wywrócił oczami i spojrzał na nią. – Ty tak na serio? Niczego w tych swoich romansach, kanconach i eposach rycerskich nie wyczytałaś? Tam życie lordów i ich dam serca wyłożone jak na dłoni.
- Oj, w tych moich pamfletach to za drobniejsze sprawy do tragedii dochodzi. Powinieneś nie tyle mnie porzucić co pchnąć sztyletem, a później sam fiolkę trucizny zażyć -
wyszczerzyła się radośnie i przysunęła bliżej do łotrzyka. - Mogę ci użyczyć jednej jeśli chcesz. Takiej co byś długo cierpiał i wolno odchodził. I jeszcze zdążysz szesnastozgłoskowcem dramata opisać.
- Pamiętaj, z rymowanek to ja tylko weselne przyśpiewki w stylu „kapela grać, waszażesz mać!”
– Alto parsknął w końcu śmiechem.
– No racja - klepnął się w czoło jakby popełnił gafę. - Sztyletem pchnąć… wiedziałem że jest prostsze wyjście. A tak w ogóle, to gdzieś ty się nauczyła trucizny warzyć?
- Fergus mnie nauczył.
- Ściszyła głos - Czas grzechy wyznać. Jestem zła i zepsuta. Dla igraszki zło sieję. Wszystkich tych ludzi cośmy po drodze spotkali... - przybrała dramatyczną minę. - Już po wygonach nie pohasają. Wytrułam ich hurtem sromotnie.
- Fergus uczył? Niewinną jak łza bardkę? Ej, a mówią że do dziewic zło, biesy i demony siarczyste przystępu nie mają. –
pokręcił głową z dezaprobatą – A tu trucicielka pod bokiem. Hmm… Hmm… a może byśmy się zielskiem dziś potruli trochę, na odjezne?
- Chętnie. Skręcaj waćpan – usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę. - Aleś mi na pytanie najważniejsze nie odpowiedział. Chcesz mnie jeszcze? Mątwę i trucicielkę? A dziewice źli biorą. Ty wziąłeś.
- A jaki ja tam zły! Rycerz w lśniącej zbroi, psiakrew ze mnie. Przyjrzyj ty mi się dobrze, nie wyglądam na księcia z bajki? –
zębami rozplątywał troki woreczka ze zwidką – Czy chcę cię? Miłuję waćpannę jako duszę własną, rano i wieczorem, na czczo i po jedzeniu, na koniu i pieszo… Cholera. No, wreszcie… - Skończył cytat z eposu niezupełnie zgodnie z oryginałem, po czym wysupłał liście i zaczął zwijać w tutkę. Przypalił, zaciągnął się głęboko i wetknął skręta Myszy do ust.
Ułożyła się wygodniej w pozycji półleżącej i oparła głowę na jego kolanach. Zaciągnęła się kilka razy z rzędu.
- No to o co się boczysz? Miłość ponoć najważniejsza... Mamy siebie. To starczy.
Patrzyła w milczeniu jak dym wypływa z jej ust gęstą chmurą.
- Tylko wróć z tych gór. I jakiś ładny prezent mi przywieź. – oczy jej zrobiły się szkliste. Kolejny buch i jeszcze jeden i chyba zapomniała żeby się z nim w ogóle ziołem podzielić. - Jak to z nami będzie? Meg i Wulf wspólne komnaty sobie urządzają. Jak nic weselicho rychło będzie. A my? My też na poważnie? Bo wiesz, ustatkować się... pierścionek na palcu, gromadka dzieci... Ja się w tym nie widzę. Rety... Przyciężkie tematy poruszyłam. Ale może trzeba, bo skoro... - usta rozruszały się na dobre.
- Jak to z nami będzie? A kto to wie… Dekadnia nie możemy wytrzymać bez skakania sobie do oczu, to co tu planować na zapas. Dobrze mówisz, mamy siebie. To i tak sporo, nie?
Skończyła się zwidka, w głowie zaczęło się kręcić lekko, a ona dalej mówiła jak nakręcona.
- No ja też się w tym nie widzę. Choć wspólną komnatę można by obmyśleć, na początek. Hmm?
- Może i by można...
- skończyła sennym głosem. Ziewnęła. Po chwili jej oddech stał się miarowy jakby miała za moment zasnąć. Alto siedział bez ruchu aż zasnęła, odgarnął kosmyk włosów z jej czoła, po czym ułożył ją w łóżku delikatnie i położył się obok. Trzeba się wyspać porządnie. Myślał jeszcze chwilę nad tym co mówiła. Zobaczymy czy starczy...
Jeszcze przed świtaniem Alto wyślizgnął się z łóżka i zszedł do głównej sali gotowy do drogi.
 
Harard jest offline