Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2010, 15:58   #24
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Sytuacja, która wynikła w jej komnacie, zmartwiła Meg. Dawała do zrozumienia, że w Elandone nie wszystko będzie różowe, wręcz przeciwnie nawet - konflikty pojawiać się mogą często i nieprzewidywalnie. Nie przepadała za Branem, jakoś nie potrafiła wyrzucić z pamięci jego obleśnej propozycji, ale uważała, że to wszystko tutaj nie było potrzebne. Niewielu z nich potrafiło się ugiąć, co nawet dla pojedynczego władcy nie było zbyt dobre, a co mówić dopiero dla siódemki. Choć Shannon jeszcze chyba nie podjęła decyzji, czy chce uczestniczyć w życiu zamku, który zatrzymał jej duszę na tak wiele lat. Jedna osoba i tak nie zmieniała wiele.

Po wyjściu wszystkich postanowiła jeszcze zmienić wygląd pomieszczeń. Przestawiła kilka wejść, na których powiesiła kotary. Podzieliła także sypialnię Wulfa na dwie osobne komnaty, a pociągnięcie w murze otworu wentylacyjnego nie stanowiło większego problemu. Wkrótce ukształtowała także dwa nowe kominki. Teraz brakowało tylko elementów wystroju, w tym również mebli. O te przecież mogła poprosić! I to nie byle kogo. Gdy następnym razem spotkała Roberta, uśmiechnęła się sympatycznie.
- Pomyślałam sobie, że gdybyś miał chwilę czasu... to może mógłbyś zmajstrować dla mnie kilka mebli? Albo wyznaczyć do tego któregoś z ludzi, których zatrudniłeś. Ja się na tym nie znam kompletnie. A jeśli chodzi o twoją komnatę, najłatwiej będzie, jak narysujesz mi, jak chciałbyś, by wyglądała.
Przysługa za przysługę? To wydawało się nawet uczciwe, choć nie do końca. W końcu żaden stolarz nie stworzy mebli tak szybko, jak ona operowała kamieniem przy pomocy magii.

Musiała też przyznać, że odkąd wrócili, nie miała nawet chwili przerwy od pracy. Nawet, gdy nie miała już mocy starała się coś robić, choć tak na prawdę duże jej pokłady zużywała tylko na tak duże zmiany jak we własnych komnatach, czy pokojach służby, gdzie stworzyła kilka dodatkowych przytulnych pomieszczeń. I no udało się jej zakończyć prace nad prezentem dla Marie, dzięki czemu zostały jej do stworzenia tylko dla Brana i Shannon, ale o tym nie chciała myśleć w tych dniach.


***

Megara odnalazła Mysz na chwilę przed jej wyjazdem. Położyła przed nią małe zawiniątko, kryjące czarną granitową figurkę Marie. Siedziała na krześle, roześmiana, w długiej, dokładnie dopasowanej sukni, która podkreślała jej piękne kształty. W dłoniach trzymała lutnię, a usta same składały się do śpiewu. Przynajmniej takie miała nadzieje czarodziejka tworząc ten przedmiot poprzedniego dnia.
- Proszę, to dla ciebie. Zanuć do niej, gdy będziesz w niebezpieczeństwie, a otoczy cię swoją skalną opieką, nie spowalniając nawet odrobinę pełnych gracji ruchów.
Uśmiechnęła się do bardki.
- Łał! Prezent! - Mysz klasnęła w dłonie, objęła ciasno Meg i zaczęła skakać entuzjastycznie. - Bardzo ci dziękuję! Bardzo, bardzo, bardzo! Zawieszę ją na rzemyku i z szyi nie zdejmę!
Bardka skłoniła się zamaszyście.
- Ja też ci coś sprezentuje w rewanżu. Wiesz... - ściszyła głos. - Jak byście z Wulfem chcieli coś na poważnie... Zawsze mi się marzyło wesele zorganizować! Takie na dwieście osób! Z tabunem grajków, stołami uginającymi się od jadła, kuglarzami, fajerwerkami, karłami na linach i połykaczami ognia! Może ci już kupię materiał biały co by później suknię uszyć? - szeroki uśmiech skurczył się nagle. - Zagalopowałam się, co? Pewnie coś skromniejszego byście woleli... Ale wiesz, jakby coś... - puściła czarodziejce oko niby spiskowiec - Daj tylko znać. Mysz się wszystkim ochoczo zajmie! Mam dryg do wyprawiania imprez.
Pocałowała czarodziejkę w policzek i pognała w swoją stronę. Meg spłoniła się strasznie, odzyskując głos dopiero, gdy Mysz odbiegała, wołając za nią.
- Nie na rzemyku, to ciężki granit. Trzymaj lepiej w sakwie!

***

Położyła dłoń na torsie Wulfa, spodziewając się takiej rozmowy, prędzej czy później. Tak na prawdę jednak nie chciała rozmawiać. Decyzje przecież przychodziły od razu, zwłaszcza, gdy priorytety o ważności niektórych elementów życia miała już ustalone od jakiegoś czasu. Elandone było tylko zamkiem. Zbliżyła się do kapłana jeszcze bardziej, opierając głowę na jego piersi i obejmując ramieniem.
- Jeśli nie wyruszymy z Alto, będziemy musieli pamiętać, by przekazać mu pierścień wykrycia metali. Może mu się przydać.
Lekko zaskoczony Wulf spojrzał w dół, nie wiedząc do końca jak się zachować wobec takiej reakcji czarodziejki. Także objął ją ramieniem, w końcu jej przytulanie się zawsze było wyjątkowo przyjemne.
- Wszystko zależy od słów Roberta, ale jemu bardziej pomogą zwiadowca i Tarcza Kowadło. Albo tylko tak próbuję sobie wmawiać. Idąc w góry może mielibyśmy choć szansę potwierdzić słowa Ragnara.
- Mogę posłać Dragomira. To silne stworzenie, ożywione moją magią. Da sobie radę.
- Dziękuję, Meg. Ja...

Nie miał pojęcia co więcej powiedzieć. Ostatni dzień i tak był dla niego dziwny. Czarodziejka położyła mu palec na ustach.
- Kocham cię, olbrzymie.
Nie dodała, że tak na prawdę wolałaby zostać, ale wiedziała, że on nie zostanie. Może kiedyś, gdy coś się zmieni. Obecnie kapłan Tempusa potwierdzał opinię o ludziach jego pokroju. Nigdy nie potrafili usiedzieć w jednym miejscu. Niezależnie gdzie mieli się udać, musiała się przygotować. Ale na sercu i tak czuła się lekka, gdy przypominała sobie wyraz jego oczu. Wcześniej niewiele otrzymywała od życia, może dlatego i teraz niewiele jej było potrzeba.
 
Lady jest offline