Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2010, 18:05   #114
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Urizjel dyszał ciężko. Cieszył się, że generał nie posłuchał maga pieczęci. Nie wolno zmuszać upadłych do życia. Coś takiego jest okrutne. Taki byt to katorga, z resztą nawet sam Elvyn prosił o śmierć tuż przed zmianą. Warknął chwytając szeroko miecz, wzniósł go w górę i wbił w ziemię.
-Precz!- warknął starając się nie upaść na kolana
-Precz mówię!- wrzasnął groźnie jakby się kłócił ze swoim mieczem, po chwili jednak się uspokoił, staną na prostych nogach wyprostował się
-Milcz- powiedział już spokojnie, a miecz wtedy się skruszył, kawałki powpadały w ziemię, a z okruchów pozostała sama no-dachi. Podszedł, wziął ją i włożył do pochwy. Walka skończona.
Podszedł do Elvyna. Ułożył jego ciało na plecach i skrzyżował dłonie na piersi, zamknął mu oczy i rozmasował twarz by nabrała ludzkiego, spokojnego wyrazu.
-Spoczywaj w pokoju bracie, niech Mars przyjmie cię do siebie, przepraszam, że to tak się skończyło.
Wyszeptał i wzniósł ręce do góry. Ziemia pod upadłym kapłanem zadrżała i powoli zaczął się on zapadać w niej. Stał tak jeszcze długi czas po tym jak ciało zniknęło. Nie chciał by jakieś zwierze go wykopało i zjadło. Na koniec jeszcze postarał się otoczyć ciało kapłana kamienną trumną, choć tu już nie był pewny efektu.

Jeszcze przed tym jak wypłynęli Urizjel się umył, zerwał z siebie resztki ubrania, zdrapał to co pozostało w włosów. Był poparzony niemal na całym ciele, będą potworne pęcherze, dobrze, że płomienie nie objęły aż tak bardzo dłoni. Palce by je zniosły znacznie gorzej. Blackhearth miał poparzone nawet powieki! Skoro nie ma już kapłana będzie musiał znaleźć jakiegoś lekarza na miejscu. Jeśli będzie mógł się ruszać, bo podejrzewa, że do tego czasu pęcherze napęcznieją i część popęka. Będzie boleć. Potencjalnie wda się zakażenie. Tak, bez opieki medycznej będzie bezużyteczny podczas kolejnej walki. Przed odpłynięciem przeszedł się jeszcze i pozbierał oręż wężoludzi. Na pewno da się to sprzedać. A teraz będzie potrzeba pieniędzy. Nie wiadomo ile sobie policzą za wyleczenie go. Ten różowy pewnie ma swoje pieniądze i cała reszta też, ale jeśli nie to trzeba będzie się z nimi podzielić łupem. Tak będzie uczciwie. Związał całość skórzanym pasem, jedynym elementem ubrania które przetrwało w niezgorszym stanie.
Wsiadł na łódź przepraszając, że musieli na niego czekać...





Płynął milcząco gdy
- Urizjelu. - Yue Springwater miał nadzieję, że dobrze zapamiętał imię Nieskończonego.- Byłeś pokutnikiem? - zapytał.- Wyczuć można było moce Upadłego, podczas Uwolnienia.
Urizjel uśmiechnął się
-Ja jestem pokutnikiem i będę pokutował do końca życia
- Tak myślałem. Mógłbyś opowiedzieć mi o sobie? Nie wiem wiele o Pokutnikach. Chciałbym się dowiedzieć, jeżeli to nie jest problemem...
-Nie, nie ma problemu. Pokutnikami zostają ci którzy popełnili potworne zbrodnie i szczerze żałują. Właściwie to nie jest nasza decyzja. My po prostu żałujemy i staramy się spłacić dług, ale to co czyni nas pokutnikami od bitewnej strony to duchy opiekuńcze które nam towarzyszą. Pridon Flamehowk, wielki strażnik światyni który mnie trenował mawiał, że duchy z jakiegoś powodu lgnął do tych co prawie upadli ale się powstrzymali, w ostatniej chwili znaleźli w sobie siłę by tego uniknąć. Ja się łapię pod tę definicję. Nawet bardzo. Jestem półupadłym, nie pytaj czemu. Może kiedyś ci powiem.
- Rozumiem. Czemu, skoro nie jesteś Upadłym, Twoje Uwolnienie... - chwile się zatrzymał. Znał odpowiedź. Jednak chciał sie upewnić. - Czemu one jest Upadłe?
-Ono trzyma mnie w upadku. Gdyby nie mój Gniew już dawno bym się oddalił od tej granicy po której stąpam, a w którą się rzucam podczas uwolnienia.
- A jednak nie przestajesz go używać? - było to bardziej pytanie
Urizjel uśmiechnął się smutno i spuścił wzrok
-Większość oręży duszy milczy, niewiele się odzywają jeśli w ogóle. Są ciche, dają żyć szermierzom swoim życiem. Gniew taki nie jest. On jest bardzo realnym bytem. Często z nim rozmawiam, choć to bardziej kolejne wojny, zalewa mnie swoimi emocjami, swoją złością. Przez to wybucham i wpadam w szał z byle powodu. Jakiś czas temu, jeszcze w Minas’Drill jakieś kobiety na mnie spojrzały, tak po prostu. Gniew to wykorzystał, użył jako katalizatora. Wmówił mi, że się ze mnie śmiały, że pogardzały mną za mój upadek. Całą noc zajęło mi przejęcie pełnej kontroli nad sobą. Nie zawsze jestem w stanie. To nie zawsze jest moja decyzja, nie zawsze jestem poczytalny. Gniew potrafi przejąć nade mną kontrolę. Gdyby nie ta pieczęć- mówiąc to wskazał na pentakl ojca wyrżnięty na piersi-sytuacja byłaby odwrotna, to on byłby panem, a mi czasami udawałoby się przejąć kontrolę. Ale to jednak mój miecz. Jestem żołnierzem, nie mogę się nad sobą rozczulać. Podczas tej walki to byłą moja decyzja, że uwolniłem mój miecz. Nieskończony który właśnie upadły jest potwornie potężnym przeciwnikiem, potrzebowałem siły.
Yue zrobił oczy.
- Czyli...Twój znak na piersi...Pozwala Ci kontrolować Uwolnienie? - Zdawał się być zdziwiony - Umiesz zrobić taki?
-Po kolei. Tak, on mi pozwala kontrolować uwolnienie, ale nie tylko. Mówiłem, gdyby nie on rozmawiałbyś teraz z moim mieczem, który pewnie chciałby z wami wszystkimi walczyć. Rzadko to ja bym kontrolował to ciało. Podczas uwolnienia i tak zwykle tracę kontrolę, ale dzięki niemu, tak jak pół godziny temu, to ja byłem panem. Nie wierzę bym był do czegoś takiego zdolny bez niego. I tak, potrafiłbym zrobić taką pieczęć, jak wiele innych. Jednak nie byłbym w stanie nadać mu takiej mocy. Ten pentakl został wyrżnięty głęboko w moim ciele poświęconym srebrnym rytualnym sztyletem przez samego Wielkiego Strażnika podczas długiej ceremonii i przy pomocy wielu magów którzy nasączyli go mocą. Mój byłby znacznie słabszy i znacznie mniej trwały.
Urizjel spojrzał w dół i przejechał palcem wzdłuż linii pieczęci.
-Cholera!- zaklął pod nosem i sięgnął do torby
- Co się stało? - zapytał mag pieczęci
-Ognień, uszkodził pentakl- głos Urizjela był cichy, ale zdawał się skrywać rosnącą panikę. Wyciągnął niewielki nóż i osełkę, Zaczął ostrzyć koniec niewielkiej klingi
- Pomóc Ci w tym jakoś? - Pieczęć. To było to, czego potrzebował. Patrzył na klingę. Patrzył na pierś.
- Może...chcesz jakieś spodnie? - spytał, gdy ogarnął sytuację.
-Jeśli potrafisz wyrżnąć w ciele pentakl ojca takim nożem i nasączyć go magią to byłbym Twoim dłużnikiem. Choć w zasadzie wystarczy uzupełnić, by jego moc nie wyciekała. Cholera, pieprzone pęcherze...
Wziął od niego sztylet. Gdy go dotknął, aż się wzdrygnął. Miał on magiczną moc. Wyczuwał ją teraz w każdym zakątku ciała. Nie czekając dłużej dotknął piersi Pokutnika i zaczął kreślić pentagram.
-Nie, te typu znaków ochronnych nie powinny się przeplatać- przerwał Urizjel gdy zorientował się, że Yue chce postawić coś nowego, odwrócił się tyłem do niego.
Mag pieczęci zauważył na lewej łopatce Krąg Kleopatry, kolejny potężny symbol ochronny.
-Wykorzystaj prawą. I tnij głęboko.
Yue zaczął. Widział, że sprawiało mu to ból, dlatego starał się zrobić to szybko. Gdy dokończył ostatnią linię, przystawił rękę do znaku. Zginając palce kreślił pieczęć. Nie machał ręką jak zawsze, tylko samą dłonią a raczej palcami wykreślił całą pieczęć. Była to wyższa forma pieczętowania. Wyszeptał zaklęcie. W łopatkę uderzyła runiczna pieczęć. Wyglądało to tak, jakby dostała się pod skórę, jak tatuaż.
- To powinno Ci pomóc w kontroli- Ile tego masz w sumie? - spytał
-Licząc tylko te najpotężniejsze czy pomniejsze też?
-Wszystkie - odparł
-Piętnaście
odpowiedział Urizjel, ale nie zaprezentował ich bo Yue pracował, choć jeśli spojrzał to na samych plecach posiadał ten Krąg Kleopatry, na krzyżu Pentagram Agryppy, poza tym dwa pentagramy na bokach i kilka których nie poznawał
- ILE?! - był to prawie krzyk. - Linia Astralna Nieskończonych wytrzymuje do czterech pieczęci. Strażnicy mogą mieć sześć, Upadli siedem do ośmiu. Nie ma wzmianki o nikim, kto miałby na sobie więcej niż dziesięć pieczęci. Za co...odpokutujesz? Zabiłeś najwyższą kapłankę? - w jego głosie był strach.
-To nie są zwykłe pieczęcie. Nie są przesiąknięte magią jak te które tworzysz na czas walki. Pentagram ma moc ochronną, choć nie ma w sobie krztyny magii. Pentagram wysypany solą morską potrafi oddzielić cię od najpotężniejszych demonów, bądź je uwięzić, a można go namalować bez żadnych przygotowań magicznych. Wystarczy to zrobić wyjątkowo dokładnie. Dla tego mogę znieść ich więcej. Na prawdę magiczny jest tylko pentakl ojca.
Odwrócił się by na niego spojrzeć
-I nie. Choć sądzę, że to nie byłoby wcale dużo gorsze.
- Tu nie chodzi tylko pieczęci. Tu chodzi o wszystkie symbole, pieczęci i inne wspomagacze czy zapobiegacze jakie masz na sobie. Piętnaście...plus to, co jeszcze mogłeś mieć. Nie wiem co zrobiłeś. Ale dostałeś moc. Moc, o jakiej nie ma żadnej wzmianki w żadnej legendzie czy opowieści. Korzystaj z niej właściwie. - przekazał mu sztylet
-Dziękuję- powiedział, ale jeszcze nie wziął ostrza, odwrócił się tylko przodem i wskazał pentakl ojca
-Mógłbyś jeszcze go uzupełnić?- pokazał palcem kilka miejsc które się zwęgliły przez co symbol zatracił pierwotny kształt- Tylko tu musisz ciąć na prawdę głęboko, aż do żeber.
- Tak, mogę. - powiedział i wbił sztylet tak, aż napotkał opór. - Dokończył miejsca, które zostały zwęglone - Jeszcze jakieś?
-I nie wiem, nie znam się na żadnej magii.- zaczął gdy Yue ciął udając, że to wcale nie boli, choć głos mu nieco drżał- Jeden z duchów które mi towarzyszą jest elementalistą, gdy mnie błogosławi zyskuję część jego wiedzy i mocy, ale teraz już nic z tego nie pamiętam. Może mieć to związek z tym, że prawie upadłem. Ciało było temu najbliższe, moje skrzydła kiedyś były brązowe jak żyzna ziemia- uśmiechnął się do swoich wspomnień- a teraz mają kolor skrzepłej krwi. Z resztą chyba widziałeś. Upadli cechują się niezwykłą odpornością. Braki w emocjach nadrabia ciało. Może mieć to z tym związek.
Gdy mag pieczęci skończył z pentaklem odebrał sztylet i podziękował. Na prawdę był mu wdzięczny, samemu coś takiego wycinać jest ciężko.
-Dziękuję, ten był najważniejszy, z resztą sobie poradzę.
- Jeszcze jedno. - płynęli, więc tylko wystawił rękę za burtę, a drugą wycelował w genitalia Pokutnika. Po chwili w jego pasie zaczął przeplatać się pas, który stał się niebieski, a potem ciemno granatowy.
- Lodowe majtki. Nie są zimne. Więc się nie obawiaj. Nie roztopią się, ale uważaj, by ich nie zbić. Chociaż kruche też nie są. Na wzór cegły. - wręczył mu sztylet po skończonych kręgach
-Ło co to jest?- Gdy Urizjel zrozumiał co Yue zrobił po prostu walną dłonią w twarz i zaczął się śmiać
-Stokrotne dzięki, serio- uśmiechnął się do Yego
-Cholernie przydatna sztuczka, ale czy ty nie jesteś magiem pieczęci? To chyba była sztuczka elementalistów
- To są majtki z lodu. Chyba nie chcesz paradować na golasa przez cały czas? - powiedział- Jestem magiem pieczęci. - złapał za naszyjnik i pokazał mu. - Jako mag Kasty Wody potrafię kontrolować wodę. Jako syn Władcy Kasty Wody, mam zwiększoną tą umiejętność parokrotnie. Dodatkowo nie wiem czemu, ale umiem kontrolować lód. Szczerze, to dużo lepiej idzie mi z lodem, niż z wodą. A to - Wskazał na medalion - To jest prezent od ojca na dzień ukończenia Akademii. Mogę pieczętować lód. Ten który stworzę. I robić z nim dosłownie, co zapragnę. Przydatne. Jednak fizyki nie oszukam. Nie mogę zrobić gibkiego lodu czy gorącego.
-Rozumiem, ale przecież nie są zimne, nie odmrażają mi przyrodzenia, więc chyba w jakiś sposób oszukałeś fizykę
- To jest mała sztuczka. Im więcej wody, tym grubszy lód. Tak jak powiedziałem, mogę pieczętować lód. Mają na sobie barierę ochronną. Dopóki jej nie zbijesz, nie będziesz odczuwał zimna. Odgradzają Twoje ciało od lodu. A że bariera jest niewidzialna, to jej nikt nie widzi.
-Dziękuję, uratowałeś moją godność, w zasadzie nieco pieluchopodobne, ale po stokroć lepsze niż nie mieć ich. Chwila- Urizjel zrobił minę jakby o czymś myślał, właśnie do niego coś dotarło, wskazał na Yuego palce- Jesteś synem Mizoira?!
- Jestem. Spodni nie mogłem zrobić, bo nie mógłbyś ruszać nogami. To wszystko na co mnie stać. Na nic lepszego nie wpadłem.
Druga część zdania chyba nie dotarła do pokutnika, zrobił minę z serii "teatralny strach i oszołomienie"
-To przypadkiem nie powinienem się do Ciebie zwracać per "wasza królewska wysokość"?
- Nie jestem królewską mością. Jednym z wyższych arystokratów. Nie jest to jednak fajne, uwierz mi. Cała rodzina, będzie walczyć o posadę ojca, gdy ten zaniemoże. Mój brat także odwrócił się od rodziny, porzucając ją w zamian za trening. Dużo wycierpiałem przez to, że jestem synem Mizoira. Akademia...była ciężka. - westchnął. - Po prostu Yue. Wystarczy.
-Rozumiem. Cóż, nie zazdroszczę. Nigdy nie chciałem należeć do wyższych klas. Zbyt skomplikowane. Życie wojownika jest proste, ciężkie ale proste. A duchy które chcą mi pomagać wystarczą mi za wszelkie zaszczyty. Takie życie mi wystarczy
- Taaa...niestety nie ma sie na to wpływu. - powiedział i usiadł obok niego. - Zastanawiam się czemu akurat kapłan stał się Upadłym...
-Słabo nawiązuję znajomości i nie mam zwyczaju obserwować relacji innych ludzi, ale Elvyn zdawał się bardzo przyjaźnić z Roderickiem. Patrzenie na śmierć przyjaciela...- głos Urizjela ścierpł. Mówił z trudem, jakby mówił czymś o czym nie chce mówić-...gdy umiera w boju twój przyjaciel część ciebie umiera razem z nim by się już nigdy nie odrodzić, towarzyszy temu rozpacza, gniew... to może popchnąć w upadek...
- Ale transformacja nastąpiła szybko. Za szybko. Coś mi tutaj nie pasuje.
-Nie wiem, nie byłem jeszcze świadkiem upadku. Znam towarzyszące uczucia, ale to tyle.
- Taa.... Jak znalazłeś się w drużynie? - spytał
-Zaproponowano mi. Wielki Strażnik Świątyni Pridon Flamehowk powiedział, że mam szansę wziąć udział w czymś ważnym dla Minas'Drill. To wielki zaszczyt i dowód wiary we mnie biorąc pod uwagę, że ledwo co ukończyłem szkolenie. Nie jestem weteranem, radzę sobie z mieczem, ale wciąż popełniam w walce kretyńskie błędy. Uznałem to za szansę. Mogłem zrobić coś dobrego. Uczynić pierwszy krok ku odkupieniu. Zgodziłem się bez wahania. Jeśli zginę podczas tej misji przynajmniej zginę walcząc po stronie światła.
A Ty czemu tu jesteś? Bez urazy, ale Twój ojciec nie ma nic przeciwko temu, że tu jesteś?
- Nic nie szkodzi. To on mnie tu wysłał. Jako delegat z Kasty Wody. Mój brat jest na ważnej misji, a siostra ma dużo pracy. Nie było kogo. Mam was pilnować. W sensie by nikomu nic się nie stało...I zawiodłem podwójnie. - dodał ciszej
-Heh, jeśli tak na to spojrzeć to po stokroć zawiodłeś, bo w poprzedniej bitwie zginęło nas znacznie więcej. Szło nas chyba z 50ciu, teraz jest zdziebko mniej. To jest wojna, wszyscy jesteśmy żołnierzami i doskonale wiemy, że możemy zginąć. Co prawda ani Roderick trafiony w plecy, ani Elvyn nie mieli pięknej śmierci, ale bywają gorsze. Jak na przykład zostać zeżarty żywcem przez robaka z Czarnych Bagien i trwić się w jego wnętrznościach, a na koniec wydostać się drugim końcem. Śmierć nie jest piękna, niemal nigdy. Na coś takiego trzeba bardzo zasłużyć. Wszyscy staramy się chronić resztę, ale nie zawsze dajemy radę. Taki nasz zasrany żywot.
- Dokładnie. Podoba mi się Twoje podejście. Powinieneś porozmawiać z moją siostrą. Jest najwyższą kapłanką w świątyni, której nazwy nie pamiętam. Może ona mogłaby Cię pobłogosławić, lub pomóc jakoś. Nie znam się na tym za dobrze. Ale na moje oko radzisz sobie. Mieć Upadłego w sobie ale potrafić nad nim zapanować. Jesteś kimś.
- To nie duchy. To sam Ty. Co najwyżej mogą Ci podpowiedzieć. Ale to Ty sam musisz to przezwyciężyć. - spojrzał przed siebie
- Dopływamy do miasta.
-Akurat w tym temacie ja jestem specjalistą- Urizjel uśmiechną się po swojemu, smutno- I wierz mi, że ich pomoc wykracza daleko ponad podpowiedź. I masz rację, dokończymy rozmowę później





Miał rację w mieście pęcherze miał już napuchnięte. Pełne płynów. Znajdowały się niemal na cały ciele. Nawet na powiece. Ten od razu sam nakłuł nożem, nie chciał tracić wzroku.
Nie podziwiał miasta, był zbyt obolały na to.
Gdy Thornhead zaproponował posiłek odpowiedział
-Z całym szacunkiem generale, ale ja najpierw znajdę medyka. Nie jestem w dobrym stanie, a otwarte rany i pęcherze z cieknącym osoczem też nie poprawią reszcie apetytu.
Ukłonił się w geście pożegnania i ruszył na miasto szukać lekarza, wziął tylko kawałek sera, kiełbasę i ćwiartkę chleba, bo był głodny. Jadł po drodze.
Elfy go unikały, robiły przejście gdy szedł. Nie chciały się zbliżać do kogoś kto w tak rażący sposób obraża ich poczucie piękna i estetyki. Prawda, wyglądał okropnie. Wiele pęcherzy popękało i teraz sączyła się z nich krew z osoczem wysychając i tworząc paskudne zacieki. Nie posiadał na ciele żadnych włosów, w wielu miejscach był opuchnięty. Tak, teraz robił za brzydala. Jeszcze niósł ten stos broni przerzucony przez bark. Nie poprawiało to efektu.
Po jakimś czasie szukania w końcu kupił silny eliksir leczniczy. Natychmiast go wypił i poczuł ognień rozchodzący się po ciele. Jak po co silniejszych trunkach. Po całym ciele rozeszło się nieprzyjemne mrowienie. Po chwili pęcherze zaczęły schnąć i odpadać na ulicę. Po kilku minutach czuł się wspaniale. Wciąż nie posiadał włosów i wciąż był nagi, ale teraz właśnie tym czas się zająć.

Zdobyczny oręż udało mu się sprzedać za 50 neveronów, eliksir kosztował go 35, czyli ma teraz... Sto... pięć neveronów. Tak, zgadza się, 105. Poszedł i kupił sobie koszulę i spodnie. Nic więcej nie potrzebował. Zostało mu 85. Postanowił nie oszczędzać. Już tego zdążył pożałować. Kupił drugi eliksir leczenia. Teraz 50.
Gdy wracał miał w sakiewce 10 neveronów, ale dokupił jeszcze eliksir bitewny.
Wrócił do karczmy.


* * *

-Wycofujemy się!- Wrzasnął Davel. Mieli przewagę. Mogli ich z łatwością znaleźć, upadli ich nie. Zaatakują drugi raz z zaskoczenia. Zabiją ich tak samo jak tą dwójkę. Bez problemu, bez strat.
Urizjel odwrócił się i zobaczył, sinoskrzydłego upadłego siedzącego na drzewie. W ręce miał długą włócznię
-Pożałujecie tego co zrobiliście...
-Są tutaj!- wrzasną Blackhearth odskakując w tył. Nie spodziewał się, że upadli będą tak szybcy. Ale to jest włócznia! beznadziejna w bezpośrednim starciu, jedynie w pierwszym momencie, Urizjel błyskawicznie doskoczył do upadłem jednak jeszcze nim zdążył ciąć sam oberwał drzewcem. Jakim cudem on ma taką siłę? Upadły zakręcił bronią nad głową i zdzielił go w twarz ostrzem zostawiając głęboką szramę na policzku.

-Są tutaj!- do grupy dotarł okrzyk Urizjela
-Wracamy po niego- wydał polecenie Davel i wszyscy się zatrzymali.
-E-e-e-e, przykro mi ale nie- odezwał się głos na drzewie, siedział tam kolejny upadły o skrzydłach w kolorze purpury- Ja jestem waszym przeciwnikiem Leberris chce się zabawić z waszym kolegą. Byłoby niegrzecznie mu przeszkadzać.
-Kaguriel zostaniesz ze mną, reszta niech leci do Blackheartha- wrzasnął szermierz i rzucił się do ataku

Jeszcze-nie-szary-strażnik był przerażony. Ten upadły walczył z niesłychaną wprawą, jakby od niechcenia, jakby się z nim bawił, a przyszły szary strażnik z ledwością unikał ataków. To nie tak miało wyglądać. Mieli ich zabić nim się spostrzegą co i jak, nie wdawać się w bezpośrednią walkę. Jak oni wydostali się z jaskini? Przecież Bastion ma tylko jedno wyjście które cały czas mieli na widoku? Cholera, kiedy oni przyjdą? Potrzebuje ich pomocy. Nie jest w stanie pokonać tego upadłego samemu.
-Przyznaję, bardzo pomysłowo zaczęliście- zagadał zimnym tonem, jakby pił herbatę, a nie walczył- nie mieliśmy czasu nic przemyśleć, trzeba było od razu działać, lub opuścić kryjówkę, a nie chcieliśmy tego robić. Dobrze wykorzystaliście elementy terenu i zdolności po szczególnych członków. Który z was to wymyślił?- Urizjel nie odpowiedział tylko spróbował zaatakować wypatrzywszy lukę w obronie. Kopnął upadłego w splot słoneczny, po czym machnął skrzydłami i zaatakował od góry. Upadły zablokował uderzenie przedramieniem, wykrzywił się gdy ostrze wbiło mu się w kość. Znów zakręcił włócznią nad głową zdzielając Urizjela w twarz.
-Co tak ostro?- zajęczał krytycznie obserwując ranę- Myślałem, że się tu dobrze bawimy a ty z takimi butami, tak się nie robi. No no no...

Sarhi posłała swoją marionetkę do boju, wielki stalowy wąż poleciał z wielką szybkością w upadłego walczącego z Urizjelem. W locie z węża wysunęły się ostrza i zaczął on wirować. Blackhearth zobaczył to i odskoczył w tył. Leberris obejrzał się i zobaczył pędzącą chmurę stali. Machnął skrzydłami wznosząc się w górę.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 19-12-2010 o 21:48.
Arvelus jest offline