Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2010, 19:39   #189
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Na randkę z Crusherem wystroili się jak nie przymierzając para obeschniętych po sezonie bożonarodzeniowych drzewek typu jednorazowego – wypieprzonych na śmietnik razem z ozdobami. Obiecała sobie, że tym razem nie dadzą dupy. Wszystko będzie jak być powinno. O niczym nie zapomną. Nie stracą koncentracji. A wraz z nią cennego życia. Przygoda w aucie przypomniała jej o śmiertelności. Ona, w przeciwieństwie do sporej części MRowców, nie będzie mogła zmienić orientacji w chwilę po tym, jak jej serce przestanie rytmicznie się kurczyć. Nie będzie dla niej takiej opcji i powinna o tym pamiętać. Mniej skupiać się na kutasie Trisketta, bardziej na własnym tyłku, bo jak przyjdzie co do czego, to tym razem Papa Legba powie swojemy dziecięciu „No pasaran, carinha”.
Pobrane z magazynu w MRze kevlary własnoręcznie pomalowała od środka we wszystkie święte szlaczki, jakie mogła sobie przypomnieć. Po raz setny upewniła się, że magazynek ma pełny. Nie mogła przygotować miejsca, do którego zmierzali, ale mogła przygotować siebie. Uzdrowienie Trisketta nadal odzywało się kłującym bólem w boku, ale od ciała ważniejszy był duch. Odprawiony w domu zombiaka rytuał znacznie jej pomógł.

Jechali i jechali. Mojsze szybciej chyba przeprowadził przez Morze Czerwone swoja karawanę nieudaczników. Ściany wody naokoło przywołały skojarzenie bezbłędnie. Przez chwilę gapiła się za okno, wyglądając wielkiego drewnianego statku z szaleńcem na dziobie. Nic z tych rzeczy. Wróciła do lektury co lepszych kawałków pamiętnika ghulicy. W miarę możliwości, kontrolując położenie żołądka, odczytywała na głos co tłustsze kawałki. Uprawiali zdaje się z Triskettem, coś w rodzaju samoumartwienia. W odciętym od świata strugami deszczu aucie odtwarzali w głowach sceny z cudzego życia erotycznego. Ciągle przy tym trzymając się postanowienia o niemacaniu. CG byłaby dumna.

Knajpa jak knajpa. O wiele ważniejsi byli bywalcy leniwie sączący wygazowane piwo. Szczególnie jeden zwrócił uwagę Loli. Strzelający oczyma na boki typek przyglądał im się trochę zbyt intensywnie. Spod przemoczonych płaszczy nie widać było kamizelek, ani tym bardziej legitymacji. Oparła się o stolik, przy którym Gary wykładał swoje argumenty zombiakowi plecami – zarazem zasłaniając argumenty egzekutora przed postronnymi oraz odwracając się frontem do ciekawskiego. Znieruchomiała wpatrując się w niego wyczekująco. Uniesiona brew pytała „Jakiś, kurrrwa, prrroblem?”. Przyjemna obecność Walthera dodawała kurażu. W skupieniu, nie spuszczając oczu z typka, omiotła pomieszczenie swoim radarem. Jeśli zaiste było z nim coś nie tak, warto wiedzieć, co trafi do niego lepiej. Pocisk czy palec boży
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline