Krasnolud wyspał się i nażarł porządnie. Na szczęście miał niezwykle pojemny żołądek, toteż nic nie stawało na przeszkodzie by ruszyć równo z innymi. Ubolewał na wisiorkiem, ale jednak musiał go nosić. Niestety nie wyglądał w nim stylowo. Jego uroda została przez niego umniejszona.
Ujrzawszy wierzchowce niemal się zaczerwienił. Próbował się na konika wspiąć, ale bez skutecznie. Dopiero gdy wziął rozbieg i na niego wskoczył dzielnie zasiadł na wierzchowcu. Nikogo nie poprosił o podsiadkę. Był z siebie dumny.
Gdy elfka wspomniała o tym by nie rozpowiadać o ataku czartów Robhun zaśmiał się w środku. Sianie paniki w końcu należało do jego obowiązków, ale chyba tym razem musiał zrezygnować. Zaległości nadrobi w swoim czasie.
Samo miasto było w zasadzie ładne. Nie licząc tego całego elfiego syfu. Po chwili Hordyanki stwierdził, że to najbrzydsze miejsce na świecie. Tak to właśnie jest, pierwsze wrażenie jest błędne.
- Wieży czego? A tak... tam. Wieża Wschodu, jasneee. Chyżo więc do niej zmierzajmy! - Robhun powtórzył ostatnie dwa słowa elfki by udać, że coś zrozumiał. Całkiem zapomniał po co tu przybyli i gdzie mają iść. Całe szczęście miał ze sobą tęgie głowy pięknych, a zarazem odrażających, inteligentnych elfów. CUDNIE!
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies
^(`(oo)`)^ |