Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2010, 02:25   #208
Rhaina
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
W kominku ogień. Przed kominkiem - fotel. W fotelu otulona w ciepłe szale ciemnowłosa, krucha kobieta. W dłoni trzyma nieduży, oprawny w tłoczoną skórę tomik. Czyta powoli, leniwie; niekiedy na długie minuty odrywa wzrok od kartek i wpatruje się w ogień, zamyślona.
Kątem oka widzi lustro. Widoczna w nim niewiasta nie otula się ciepło, doskonale widać wymyślne hafty jej sukni. Kominek pozostaje poza ramą, jednak zdaje się, że nie tak mocno huczy w nim ogień. Różnice między komnatą a jej odbiciem zdają się jednak nie peszyć żadnej z dam.

Nagle jednak - tracą wątek w lekturze, kręcą się niespokojnie w fotelu niby ptak, nie mogący się umościć w gnieździe; przygryzają koniuszek serdecznego palca. Podchodzą do okna, tracąc się wzajem z oczu. Ta na chłód nieodporna stoi bez ruchu, wpatrując się w śnieżycę.

I pada na kolana, przyciska pięści do skroni, gdy eksploduje lodowaty gniew Pani Zamku. Intruzi! Wrogowie!
Mogliby być sprzymierzeńcami, gdyby inaczej spleciono nici tej historii; lecz stało się, jak się stało. Dziś Pani Zamku widzi ich wrogami, wdzierającymi się do jej siedziby, do jej domeny; wrogami śmiertelnymi, grożącymi dwóm ośrodkom jej istnienia. Liselotte, oporne naczynie mocy Damy Kier, podnosi się z kolan, ociera czoło i wymyka się z komnaty.
Chwilę później na dziedzińcu rozlega się krzyk.




Szła przez pogrążone w ciemności korytarze zamku. Kapryśna akustyka niosła do jej uszu tupot n-óg, trzaskanie drzwi... krzyki, stłumione do przeraźliwego szeptu. Nagle jednak przystanęła, nie dowierzając słuchowi.
- Uparła się moja tęsknota, uparł się dziki mój żal że muszę ciebie zobaczyć... a była słota jesienna... Litość miej! Wyjdź!
Powinna iść. Odszukać, ostrzec innych artystów, nim napastnicy wyłuskają ich z ciepłych komnat niby ptaszęta ślepe z ich gniazd. A stała, oparta o zimny kamień, rozpaczliwie pragnąc uwierzyć w te słowa, w śpiewny elfi głos.
Dama Kier nie miała wątpliwości. Rozpoznała moc pokrewną, chłód pustki. Nagłym impulsem zmyliła rozwidlenie korytarzy, oddalając śpiewaka od Liselotte.
- Ja też o lecie śniłam, znam tęsknoty smak... Wiem, podobny kolor włosów, oczu kształt... Lecz nie mnie wyśniłeś wtedy. To nie ja! - zaszeptała zduszonym głosem pieśniarka.
- Pod oknami twoimi chodziłem... rozpaczy kamienna! I z żalu wyłem, jak pies!
- Pomyliłeś, pomyliłeś z jawą sen... - odpowiedziała głosowi, zmuszając stopy do ruchu. - Tamta, której szukasz - nie ma jej... Już niech lepiej nas rozdzieli mróz i śnieg!
Uciekała. W mijanym lustrze dostrzegła bielutkie jak śnieg włosy, wystające spomiędzy nich spiczaste ucho. Elf krążył po dalekich korytarzach, schwytany w błędne koło. Pani Zamku kupowała jej czas - na przełamanie uroku, na dotarcie do reszty artystów. Wciąż słyszała słowa wzywające, i gniew rozpaczliwy, i tęsknotę w nich - nieudawaną.
- Iść tam do ciebie - prosić!! Co?... Na klęczkach cię błagać, wstyd najstraszniejszy znosić! Tego chcesz?
- Tak mi ciebie, tak mi ciebie strasznie żal. Lecz tęsknotę twą ukoić - nie w mej mocy! Już niech lepiej lód zasnuje usta, oczy - niż ten błąd. Nie za mną snami gonisz!... To nie ja! - krzyknęła w labirynt zamku słowa-odmowę, łamiąc czar wezwania.
Za jedną ścianą, pięcioma załomami korytarzy, elf rozwścieczony rozbił kryształowe lustro. Z największego odłamka zalśniły doń szyderczo kocie oczy Pani w twarzy Liselotte. Dziewczyna chwilowo była bezpieczna. Maleńkie jak kurz odłamki lustra na skórze elfa... niewiele trzeba, by go zatrzymać w zapętlonych korytarzach...
Wokół celi kapłana, wokół oblegającej go trójki, wokół parzącego gorąca jego bariery moc zgęstniała w kamieniach.




- Gdzie dalej...? - wydyszała Liselotte, holując wraz z Lutfrydem wciąż zesztywniałego Daree. - Chyba... chyba do skryptorium... - myślała głośno... - naszą bronią słowo, nic innego, a tam - tam mamy największe szanse...
Uśmiechnęła się, przez ułamek sekundy jednomyślna z Damą Kier. Poczuła, jak walą się sklepienia wokół i nad Elvirą van Hoff i Tomaszem Torquemadą.
- Stamtąd przeprowadzimy kontratak. Zamek jest przeciw nim.
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.

Ostatnio edytowane przez Rhaina : 20-12-2010 o 23:22.
Rhaina jest offline