Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2010, 09:43   #82
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- As-Salāmu `malaykum -

Słowa, które astrolog z niejakim trudem wywołał ze swojej pamięci, popłynęły z jego ust ku temu, który stał pomiędzy nim a Mewą. Z trudem, bo wiele lat już minęło od kiedy używał ich po raz ostatni. Wraz ze słowami przyszło wspomnienie jednego z dawnych nauczycieli, który otwierał mu oczy na to, jaka była wartość nauki i pism tworzonych w dalekich krainach o których wtedy nawet jeszcze nie słyszał. Z trudem, bo wciąż pamiętał krzyk tego człowieka, gdy płonął pod nim stos. Z trudem, po tym wszystkim w czym sam brał udział dla chwały swojego klanu i siebie samego - a z pokojem nie miało wiele wspólnego. Była to jednak noc rozliczeń. Noc zmian i próba sił ze samym sobą właśnie. To nie była noc dla słabych, a on nie był już tym kim był u jej zarania. Morze widziało. Morze wie...

- Opuść broń, Mewo. Proszę.- powiedział, tonem w którym wcale nie było słychać prośby, wykonując dłonią płynny i spokojny gest, podobny do ruchu artysty przeciągającego smyczkiem po instrumencie. Widział, jak oczy tamtego, mimo że nawet nie drgnął, czujnie wychwyciły ten ruch. - Cofnij się. Chcę stanąć naprzeciw.

Naprzeciw śmierci. Twarzą w twarz. Po raz kolejny tej nocy, zmieniała tylko maski. Raz była tonią czarnych wód, innym razem cerberem o kłach, na których wisiało jeszcze czyjeś mięso. W tej chwili miała poważne oblicze wschodniego męża i szablę szybką jak tchnienie. Astrolog patrzył Jej w oczy, czarne i aksamitne. Jak morze. W tej czy innej masce, potrafił ją rozpoznać. Tej nocy czuł też w sobie moc, by stanąć Jej naprzeciw i nie odwracać wzroku.
Od kiedy założył obrączkę, nie mógł już się cofać. Ona woła duchy. Przyciąga śmierć. Świetnie zatem. Niech Ją przyciągnie ku mnie, chcę w Nią wejrzeć i wyemanować w Nią moją Moc, której czuję dziś w sobie więcej niż kiedykolwiek w mym życiu. Niech od Jej oblicza, jak od lustra, odbiją się promienie mojej magii buchającej z mej martwej piersi i wrócą do mnie.

Manuel odłożył ostrożnie księgi i pergaminy, wyprostował się i odstawił świecę. Mógł cofnąć się jeszcze, by zlać się z cieniem w jedno. Nie cofnę się. Gwiazdy nie przywiodły mnie dziś aż tu, bym właśnie teraz raz jeszcze skrył się w cieniu. Przeciwnie, patrz, wychodzę z niego. Niechaj się stanie.

Astrolog dał krok do przodu, uniósł wysoko głowę. Była jakaś nieopisanie dziwna sprzeczność między dumną postawą jego dość wysokiego, choć pozbawionego potężnej postury czy imponującej muskulatury ciała - a tym, w jaki sposób ciało to było ozdobione. Nie licząc przepaski biodrowej był nagi, za pasem na długich rzemieniach przetykanych małymi paciorkami kołysał się rytualny długi nóż. Wysmarowana zwierzęcymi wnętrznościami i posoką skóra była niestała, ukazywała się i znikała jak mgła - na przestrzał widma czarownika widać było wciąż oprawy starych ksiąg i fragment odrapanego muru. Tajemne malunki dokonane krwią na twarzy i w paru innych miejscach dopełniały niecodziennego wrażenia, którego wymowa zaiste bliższa była jakiemuś myśliwemu dzikich plemion lub żyjącemu wśród puszcz szamanowi niźli szacownemu uczonemu, którego podpis widniał u zwieńczenia wielu ksiąg czy rozpraw.

Niech od Jej oblicza, jak od lustra, odbiją się promienie mojej magii buchającej z mej martwej piersi i wrócą do mnie. Niech wejdą we mnie, wleją się i wypełnią mnie od środka. Rozsadzą, eksplodują wewnątrz mej woli - a ta niech stawi temu czoła i okiełzna ten wybuch czyniąc jego potęgę mi odtąd podległą, albo nie zdzierży i unicestwi mnie, wysyłając na powrót w postać kosmicznego pyłu dla którego czerń i mrok po wieczność przeznaczone będą.

- Moje imię jest Gaudimedeus. - przemówił wreszcie tonem, który był niczym lustrzane odbicie - Usłyszałeś je więc już, stąd bowiem możesz znać postać mą i klan mój, którego jednym z określeń raczysz mnie częstować miast powitania. Wiem ja, nie takie to słowa powitań ma się dla złodzieja. Nim to przecież, po trzykroć jestem w twych oczach - po pierwsze w twoim słowie, bo już mnie tak nazwałeś. Po drugie, w tym co czynię - co ciążyło na mych dłoniach gdyś mnie tu naszedł. Po trzecie zaś, i najważniejsze, jestem nim z ramienia mego klanu, bo każdy z nas unosi ze sobą łup błogosławieństwa które się nam nie należy. Rozumiem to.

Zatrzymał się, znieruchomiał. W trakcie, gdy echo jego słów jeszcze grało, ciało stało się odrobinę bardziej widzialne - jakby z każdym wyrzucanym z siebie wyrazem astrolog stawał się na nowo, zupełnie jakby cząstki mowy były fragmentami widma a wyzbycie się ich przez usta nadawało materialności.

- Zanim wydasz jednak o nas sąd...- kontynuował Manuel - ...rozejrzyj się i posłuchaj, płatnerzu, krótkiej opowieści. Wasza religia nakazuje szacunek dla wiedzy. W Bagdadzie, za panowania kalifa Haruna ar-Raszida, stworzono Dom Mądrości. Bajt al-Hikma. Ludzie Wschodu gromadzili tam dzieła naukowe zdobyte w czasie podbojów. Za następcy Haruna - Al-Mamuna w Domu Mądrości pracowały zastępy uczonych, rozwijali tę wiedzę - dzięki nim powstawały choćby obserwatoria gwiazd i szpitale...

Astrolog powiódł powoli dłonią, wiodąc za nią spojrzeniem tęsknym a zarazem pełnym troski, ku zalegającym na półkach i posadzce woluminom.
- Niektóre z tych skarbów tutaj...- w głosie astrologa wybrzmiewało coś w rodzaju gniewu - ...powstały właśnie w Bajt al-Hikma. Odpowiedz mi - czyż takiej przyszłości, takiej ochrony i opieki pragnęli dla nich dzieł tych ojcowie?

Popatrzył jeszcze raz w czarne aksamitne przestrzenie, niezgłębione przez cały ten czas. W jego własnych buzowała magma, wielkim wysiłkiem woli kiełznana wewnątrz.
- Ale zbrukane łajnem klatki dla ptaków więżące perły byłyby jeszcze niczym. - powiedział Gaudimedeus zimno, ale spomiędzy jego słów i tak wyzierała pasja- Gdybyś tak jak ja zobaczył w gwiazdach przyszłość tego domostwa, imiona jej to pazury niepiśmiennych obracające w jedną noc wysiłek setek lat myśli w trociny...A pierwsze imię jej ogień, te ściany znów je usłyszą wyraźnie a co nie zczezło wtedy zginie na wieki już dziś. Gdybyś mógł to zobaczyć, nazwiesz mnie dalej złodziejem? Jeśli tak trzeba, nazywaj mnie nim. Pytasz czego szukam w tym domu? Przyszłości dla tych myśli uczonych, przyszłości innej niż ta tylko, która beze mnie idzie na ich spotkanie.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 22-12-2010 o 16:52.
arm1tage jest offline