Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2010, 16:37   #12
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Pogoda zdecydowanie nie zachęcała do marszu. Wiał silny i mroźny wiatr. Wszędzie było mokro, a z nieba podróżni atakowani byli ciężkimi kroplami deszczu. Ightok nie miał jednak wyboru. Od kiedy tylko usłyszał na szlaku, że w pobliskiej mieścinie poszukują ludzi gotowych do niebezpiecznej pracy szedł niemal bez przerwy. Zatrzymał się tylko raz, w nocy, by trochę odpocząć i zdrzemnąć się chociaż na chwilę. Teraz przychodził już kolejny wieczór. Barbarzyńca wiedział jednak, że jeżeli ma zdążyć na organizowane przez wieśniaków spotkanie w karczmie, musi dotrzeć do wioski jeszcze dzisiaj. Oferowana przez nich praca była dla niego ostatnią deską ratunku. Nie miał przy sobie ani grosza, a zapasy jedzenia, które dostał od ostatniego pracodawcy już dawno się wyczerpały.

Droga, którą szedł mężczyzna, w końcu wyprowadziła go z lasu. Znalazł się teraz na sporej polanie. Wiatr teraz o wiele bardziej dawał się we znaki. Ightok na szczęście był przyzwyczajony do ciężkich warunków. Teraz przynajmniej widział przed sobą jakieś niewielkie budynki. Musiał być już niedaleko celu. Poprawił skórzany pas, którym do pleców przymocowany był ogromnych rozmiarów miecz i kontynuował marsz.Z każdym krokiem droga coraz bardziej przypominała bagno. Barbarzyńca spojrzał na ubłocone i całkowicie przemoczone buty.
-Jeszcze tego mi, cholera, brakowało - powiedział, po czym splunął na ziemię.

Ightok w końcu dotarł do celu swojej podróży. Karczma nie wyróżniała się specjalnie od innych budowli w wiosce, za to odgłosy z niej dochodzące nie pozostawiały wątpliwości czym była. Nie wahając się ani przez chwilę, chwycił za metalową klamkę i otworzył ciężkie drzwi. Miał wrażenie, że w tym momencie wszelkie rozmowy w środku ucichły, a wszystkie oczy skierowały się w jego stronę. Nie było się czemu dziwić. W mieścinie takiej jak ta nieczęsto spotyka się ludzi takich jak Ightok. Wysoki i bardzo dobrze zbudowany mężczyzna z długimi, pozlepianymi przez pot i błoto włosami, którego twarz zdobił kilkudniowy, gruby zarost. Od razu widać było, że nie jest tutejszy. Jednym ruchem ściągnął z siebie luźny płaszcz i zwinął go w kulkę, wyciskając z niego przy okazji sporą ilość wody. Odsłonił przy tym swój ubiór, na który składały się strasznie ubłocone buty, przemoczone deszczówką spodnie, oraz skórzana, nabijana ćwiekami zbroja pod którą przebijała się zwykła koszula. Na zgromadzonych największe wrażenie zrobił jednak wielki miecz, który spoczywał na plecach mężczyzny.

Barbarzyńca odchrząknął, splunął na i tak brudną podłogę, po czym rozejrzał się dokładnie po izbie, w której się znajdował. Jego uwagę zwrócił jeden ze stolików przy którym siedziała spora grupa osób, podobnie jak on, odróżniających się od typowych wieśniaków.
-Kurwa - pomyślał Ightok. -Jednak się spóźniłem.
Nie chcąc tracić więcej czasu podszedł w stronę wspomnianego stolika. Po drodze chwycił jedno z wolnych krzeseł i postawił je między obecnymi. Rzucił przemoczony płaszcz na stół, obdarował każdego z obecnych silnym uściskiem dłoni, po czym usiadł ciężko na swoim krześle. Wielki miecz, który miał przy sobie oparł o umięśnione udo.
-Wybaczcie moje spóźnienie - powiedział tak, aby każdy dobrze go usłyszał. -Możecie mówić mi Ightok. To jak, co to za robota?
Nie wiedział ile informacji zdążył przekazać poszukiwaczom przygód karczmarz. Nie miał też pojęcia czy ktokolwiek zechce powtórzyć mu te dane. Miał jednak nadzieję, że wszyscy zgodnie uznają kolejną parę rąk, zdolną dzierżyć miecz, za przydatną.
 
Ozo jest offline