Zarówno ze względu na kunsztowne wykonanie jak i śmiercionośne właściwości była to doprawdy imponująca broń. Ważąc ją w dłoniach doskonale zdawał sobie sprawę że żył tylko dzięki nieudolności strzelca i błogosławieństwu Imperatora. Fakt że ładunek wystarczał na oddanie tylko jednego strzału zwiększał jej wartość w oczach wojownika. To była broń dla perfekcjonistów którym wystarczał jeden strzał, a on uważał się za więcej niż kompetentnego strzelca. Z namaszczeniem odłożył pistolet na pobliski blat i przeniósł spojrzenie na krzątających się wokół technomantów. Wkrótce ukończą oni naprawę jego pancerza i dodatkową kaburę na nową broń. Z ulgą przyjął reakcję kapitana na widok artefaktu - byłoby prawdziwym marnotrawstwem gdyby postanowił on zachować broń dla siebie. Pewnie przez stulecia zbierała by kurz, zapomniana w jakimś skarbcu. pomyślał z prawdziwym smutkiem. Postawa ich dowódcy zdecydowanie nie napawała go radością. No cóż, nie sztuką jest służyć wiernie dobremu władcy zacytował z pamięci i aby zająć umysł czymś innym, sięgnął po jeden z odnalezionych dzienników.
Cóż za fascynujące miejsce opisywał autor, nieżyjący od kilkudziesięciu lat oficer Gwiazdy... albo przynajmniej od kilku godzin – poprawił się w myślach i wzruszył ramionami, nie miało to już znaczenia. Znaczenie za to miał fakt iż najwyraźniej nie uznawano tam szlacheckich przywilejów, w przeciwieństwie do większości Imperialnych światów, a na szacunek i uznanie trzeba było sobie zapracować. Ventidius jasno zdawał sobie sprawę że może to spowodować pewne trudności, jeżeli Krard ze swoim dworem postanowi wybrać się tam osobiście. Koniecznie muszę porozmawiać z Seneszalem - zadecydował – może on będzie w stanie przekonać tego pompatycznego głupca aby nie mieszał się z motłochem stacji... Jeżeli w ogóle wróci on z tego przeklętego księżyca.
Wstał i zaczął przemierzać salę w tę i z powrotem, czuł się jak zwierze w klatce, uwięziony na pokładzie, gdy tam na dole ważyły się losy ekspedycji.
Pozostawała jeszcze sprawa dwóch szlachcianek, które z jakiegoś powodu nie mogły powstrzymać się przed nękaniem go przy każdej okazji. Uwolnił się od nich dopiero w kaplicy gdzie, zgodnie z oczekiwaniami zresztą, nie wytrzymały nawet kwadransa i kapłani musieli grzecznie, acz stanowczo wyprosić gadatliwe panienki. Jeśli to nie poskutkuje to, na Imperatora, rozkażę Guarre wcielić je do straży i do diabła z ich szlachectwem! pomyślał z irytacją Trochę sędziowskiej musztry dobrze by im zrobiło
- Panie? - metaliczny głos technika przywołał go do rzeczywistości – skończyliśmy – oznajmił wskazując na odnowiony napierśnik. Marine z prawdziwą ulgą zaczął nakładać kolejne elementy pancerza. Tak bardzo już się do niego przyzwyczaił że trudno mu było sobie wyobrazić życie bez tych warstw stali, odgradzających go od świata.
– Czy na pewno nie powinien obejrzeć tego najpierw lekarz? - spytał niepewnie akolita Omnisjasza wskazując na paskudne poparzenie – pamiątkę po niedawnym postrzale.
- Z pewnością ma ważniejsze rzeczy na głowie - wojownik pokręcił tylko głową – zresztą zagoi się pewnie zanim bym do niego dotarł.
Mechanik skłonił się i mamrocząc modlitwy podał mu kolejny fragment rynsztunku.
Ventidius prosto z warsztatu udał się na mostek, z pewnym wstydem przyznając że ma szczerą nadzieję nie zastać tam kapitana. Tak czy inaczej to właśnie tam mógł najszybciej dowiedzieć się o losach wyprawy zwiadowczej i koordynować ewentualną akcję ratunkową... lub orbitalne bombardowanie. |