| Leila długa zastanawiała się, w jaki sposób dotrzeć do domu rodziny Bulcraftów. Najchętniej pogalopowałaby na koniu, zapytała, o co chciała zapytać i szybko udała się do królowej.
Jednakże taki plan absolutnie nie wchodził w grę. Niezwykle ucierpiałby na tym jej wizerunek pierworodnej następczyni tronu, władczyni Reilanu. Gdy statek podpływał do portu z ciężkim sercem postanowiła, że jedynym wyjściem jest.... dorożka... Przebrała się w jedną z podróżnych sukien i poprawiła upięte przez Beatriz włosy. Na widok fryzury uniosła lekko lewy kącik ust przypominając sobie ostatnią rozmowę z rzekomą wieśniaczką....
- Ale... dlaczego wasza wysokość chcesz obcinać tak piękne włosy? Przecież... - namyśliła się i podskoczyła po belę siana, sadzając na niej swoją klientkę - Zaraz zaradzimy im bez używania brutalnych metod. W Castilli wiele dam się tak czesze, to bardzo proste. Chłopki zwykle robią dwa warkocze, ale szlachcianki wolą coś wysmakowanego.
Dziewczyna wsadziła nożyczki za pasek, a jej palce zaczęły przesuwać się po brązowo rudawych włosach, przeplatając szybko pasma i ujmując coraz więcej z objętości pięknej grzywy.
Królewna popatrzyła na swoją koszulę przepasaną już tylko paskiem i nogawice... - Ale myślisz, że nie będzie pewnego dysonansu między strojem, który teraz mam na sobie...? Nie mam ze sobą żadnych służących...- westchnęła - chyba, żeby ich wynając...? - pomasowała się po podbródku i spojrzala znacząco, ale z sympatią na Beatriz.
- Niech się Wasza Wysokość strojem nie martwi, to rzecz nabyta. Ale włosów nie odzyskasz tak szybko, jak dasz je pod nożyce. Zaś wynająć służbę to nie problem. - Zapadła cisza i spojrzenie chłopki na karku królewskim było wręcz namacalne.
- Ostatecznie ja mogę pomóc - odezwała się po chwili dobitnie.
Królewna przygryzła wargę i zmrużyła oczy, po czym uśmiechnęła się intrygancko do siebie.
- To wspaniale. Naprawdę jestem wielce szczęśliwa, że zgodziłaś się kochana Beatriz na towarzyszenie mi w tej niedoli. - powiedziała to już całkiem szczerze, to wychodziło jej całkiem nieźle. Bardzo często robiła swoje służki i niewolnice w bambuko, po to by jej nie wydały przed matką.
- Powiedz mi Beatriz.. skoro już jesteśmy razem jakoś uziemione na tym statku... - wbiła w nią wzrok - z jakiegoż to powodu... - spojrzała w górę jakby się jeszcze namyślając - chcą za twoją głowę dużo większe pieniądze niż za głowę naszego szlacheckiego towarzysza Warda?
Czarnowłosa przez moment, zanim jej rozmówczyni nie skończyła pytania, miała kilka rozmaitych wyrazów twarzy. Z jednej strony, niezadowolony z jakiegoś powodu, wręcz sfrustrowany; z drugiej, w jakiś sposób imitujący usłużne miny służby. Było tam jeszcze jednakże coś czujnego. Jakby w czarnej główce obracały się trybiki myślenia i planowania. Uśmiechnęła się w końcu, zupełnie z nagła, niczym człowiek który podjął ważną decyzję.
- Sądzę, że powinnam być szczera z Waszą Wysokością, bo czuję w Was conajmniej kroplę Castilijskiej krwi. W naszym kraju się źle dzieje, jak wiesz zapewne, Moja Pani. Okupant na zachodnich ziemiach. Przeciwstawiałam się uciskowi z podobnymi mojej osobie ludźmi, zwącymi się El Vagos. To monteńczycy zapewne wystawili za mną listy gończe.
- Rozumiem. - popatrzyła uważnie na kobietę i dodała - Zaiste bardzo odważnych i patriotycznych chłopów rodzi castylijska ziemia.
Dziewczyna nie spuściła z niej czarnych oczu, biło z niej przekonanie i przeświadczenie, że słusznie czyniła. Wcale nie żałowała.
- Czasami patriotyzmu trzeba się uczyć i człowiek robi to w najbardziej zadziwiających zwrotach życiowych - podsumowała - Ale skłamałabym, twierdząc że kocham Castilie tak jak ty swój dom, Moja Pani.
- Zatem wierzę, że z pomocą bogów i moją uda nam się jakoś wybrnąć z tego całego bagna. Nie zwykłam poddawać się na początku. Zresztą zapewne nie mamy nic już do stracenia. - wstała i rzuciła na odchodne - Liczę, że obie nie zawiedziemy się na sobie. - zamrugała, tak jakby chciała w ten sposób przypieczętować cichą umowę, jaka w tej chwili zapadła zdaniem Leili.
***
Gdy statek stanął na redzie, całe okrętowe towarzystwo łodzią przedostało się na ląd. Kiedy królewna zorientowała się, że do Bulcraftów jedzie Ingrid, Felicjan i George, pstryknęła palcami, a już po chwili stała przed nimi dorożka. Jazda upływała sennie i po avalońsku. Horyzont otulała sławetna mgła tak, że trudno było dojrzeć cokolwiek interesującego. Leila przymknęła oczy i nawet nie zwróciła uwagi, gdy we śnie jej głowa wylądowała na ramieniu George’a. Rozmaite sceny przesuwały się przed jej oczami. Raz była w Reilanie, raz na okręcie, a raz w avalońskim porcie, na którym czyhał już na nią okrutny Azbur Han. Zatrwożona wtuliła się mocniej w mężczyznę, a gdy dorożka szarpnęła zobaczyła Kurta. Poczuła przypływ spokoju i dziwne ukojenie. Ten mężczyzna dawał niepojęte uczucie bezpieczeństwa. Zaraz zjawiła się jego kajuta i ona siedząca bez skrępowania jak podrzędny marynarz na podłodze z kubkiem pełnym alkoholu, w wyciągniętej koszuli i z rozpuszczonymi włosami. Ten wieczór należał do tych, które na długo pozostają w pamięci. Wtedy poczuła, że wszelkie troski i zmartwienia pozostały gdzieś daleko w tyle mimo, że przedmiotem rozmowy wciąż były męczące ją problemy....
***
Zlustrował ją spokojnym wzrokiem, pokiwał powoli głową, po czym otworzył drzwi i wskazał szerokim ruchem ramienia kajutę. To był chyba gest oznaczający "czuj się jak u siebie". Westchnął z rezygnacją. Swoim zwyczajem oparł się o ścianę i milczał chwilę, znów przyglądając się kobiecie.
- Próbowałam dowiedzieć się czegoś od pana Warda na temat tych listów gończych, ale niestety nie raczył się przede mną otworzyć, czemu się akurat specjalnie nie dziwię. - westchnęła - Choć przyznam szczerze, że liczyłam na to. Natomiast... nie udało mi się jeszcze porozmawiać z Beatriz. Nie uważa pan, że jej sprawa jest nieco podejrzana? To tylko wieśniaczka.
Podniósł się, kiedy tylko kobieta usiadła na ziemię. Podszedł do swojego bagażu, wyciągnął wino i miedziany kubek. Napełnił naczynie i podał kobiecie. Sam napił się jak żołnierz. Prosto z butelki. Zmrużył oczy spoglądając na królewnę.
- To proste, pani... Ona nie jest tym, za kogo się podaje. - znowu uniósł alkohol do ust. - Ale czy to jest podejrzane? Nie bardziej niż moja czy Twoja obecność na tym okręcie.
- Tak...to prawda.. mam wrażenie, że mimo, że jesteśmy na pokładzie...wszyscy na miano rozbitków zasługujemy... - wpatrzyła się w kubek w zamyśleniu - A czy ... - zawiesiła na chwilę głos namyślając się, czy właściwie taktownie jest zadać to pytanie - w związku ze swoimi poszukiwaniami ma pan jakiś plan? - spojrzała na mężczyznę przyjaźnie - gdyby mi pan opowiedział szczegółowiej, jak pana sytuacja wygląda, może łatwiej byłoby przyjść panu z pomocą... - nie oderwała od niego wzroku czekając na reakcję...reakcję, której nie było.
Długo zachowywał się jakby pytania nie usłyszał. Dopiero po chwili uśmiechnął się kącikiem ust spoglądając na królewnę.
- Zawsze jest jakiś plan, pani. Szukam kobiety. Mówiłem już o niej. Ponoć wie coś na temat moich dzieci. - potarł dłonią podbródek, zamyślił się na kilkanaście sekund. - Nie wiem czy będziesz w stanie pomóc, wasza wysokość. Z resztą... Masz swoje problemy. Nie będę Ci nastręczał nowych.
Wyjrzał przez bulaj. Odwrócił się do kobiety wtykając kciuk za pas.
- Późno już, pani. Ponoć jutro dopłyniemy do Avalonu. Nie wiemy co nas tam czeka... Powinniśmy odpocząć.
***
Rodzina Bulcarftów okazała się typową, flegamtyczną, avalońską rodziną. Leila wynudziła się tam jak przysłowiowy mops. Cieszyła się niezwykle, że znowu siedzi w dorożce i nareszcie zbliża się do upragnionej wizyty u królowej w Balluf u lorda Mainterr.
Ostatnio edytowane przez Eli : 20-12-2010 o 20:35.
|