Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2010, 20:11   #33
Eli
 
Reputacja: 1 Eli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znanyEli wkrótce będzie znany
Leila długa zastanawiała się, w jaki sposób dotrzeć do domu rodziny Bulcraftów. Najchętniej pogalopowałaby na koniu, zapytała, o co chciała zapytać i szybko udała się do królowej.
Jednakże taki plan absolutnie nie wchodził w grę. Niezwykle ucierpiałby na tym jej wizerunek pierworodnej następczyni tronu, władczyni Reilanu. Gdy statek podpływał do portu z ciężkim sercem postanowiła, że jedynym wyjściem jest.... dorożka... Przebrała się w jedną z podróżnych sukien i poprawiła upięte przez Beatriz włosy. Na widok fryzury uniosła lekko lewy kącik ust przypominając sobie ostatnią rozmowę z rzekomą wieśniaczką....

- Ale... dlaczego wasza wysokość chcesz obcinać tak piękne włosy? Przecież... - namyśliła się i podskoczyła po belę siana, sadzając na niej swoją klientkę - Zaraz zaradzimy im bez używania brutalnych metod. W Castilli wiele dam się tak czesze, to bardzo proste. Chłopki zwykle robią dwa warkocze, ale szlachcianki wolą coś wysmakowanego.
Dziewczyna wsadziła nożyczki za pasek, a jej palce zaczęły przesuwać się po brązowo rudawych włosach, przeplatając szybko pasma i ujmując coraz więcej z objętości pięknej grzywy.
Królewna popatrzyła na swoją koszulę przepasaną już tylko paskiem i nogawice... - Ale myślisz, że nie będzie pewnego dysonansu między strojem, który teraz mam na sobie...? Nie mam ze sobą żadnych służących...- westchnęła - chyba, żeby ich wynając...? - pomasowała się po podbródku i spojrzala znacząco, ale z sympatią na Beatriz.
- Niech się Wasza Wysokość strojem nie martwi, to rzecz nabyta. Ale włosów nie odzyskasz tak szybko, jak dasz je pod nożyce. Zaś wynająć służbę to nie problem. - Zapadła cisza i spojrzenie chłopki na karku królewskim było wręcz namacalne.
- Ostatecznie ja mogę pomóc - odezwała się po chwili dobitnie.
Królewna przygryzła wargę i zmrużyła oczy, po czym uśmiechnęła się intrygancko do siebie.
- To wspaniale. Naprawdę jestem wielce szczęśliwa, że zgodziłaś się kochana Beatriz na towarzyszenie mi w tej niedoli. - powiedziała to już całkiem szczerze, to wychodziło jej całkiem nieźle. Bardzo często robiła swoje służki i niewolnice w bambuko, po to by jej nie wydały przed matką.
- Powiedz mi Beatriz.. skoro już jesteśmy razem jakoś uziemione na tym statku... - wbiła w nią wzrok - z jakiegoż to powodu... - spojrzała w górę jakby się jeszcze namyślając - chcą za twoją głowę dużo większe pieniądze niż za głowę naszego szlacheckiego towarzysza Warda?
Czarnowłosa przez moment, zanim jej rozmówczyni nie skończyła pytania, miała kilka rozmaitych wyrazów twarzy. Z jednej strony, niezadowolony z jakiegoś powodu, wręcz sfrustrowany; z drugiej, w jakiś sposób imitujący usłużne miny służby. Było tam jeszcze jednakże coś czujnego. Jakby w czarnej główce obracały się trybiki myślenia i planowania. Uśmiechnęła się w końcu, zupełnie z nagła, niczym człowiek który podjął ważną decyzję.
- Sądzę, że powinnam być szczera z Waszą Wysokością, bo czuję w Was conajmniej kroplę Castilijskiej krwi. W naszym kraju się źle dzieje, jak wiesz zapewne, Moja Pani. Okupant na zachodnich ziemiach. Przeciwstawiałam się uciskowi z podobnymi mojej osobie ludźmi, zwącymi się El Vagos. To monteńczycy zapewne wystawili za mną listy gończe.
- Rozumiem. - popatrzyła uważnie na kobietę i dodała - Zaiste bardzo odważnych i patriotycznych chłopów rodzi castylijska ziemia.
Dziewczyna nie spuściła z niej czarnych oczu, biło z niej przekonanie i przeświadczenie, że słusznie czyniła. Wcale nie żałowała.
- Czasami patriotyzmu trzeba się uczyć i człowiek robi to w najbardziej zadziwiających zwrotach życiowych - podsumowała - Ale skłamałabym, twierdząc że kocham Castilie tak jak ty swój dom, Moja Pani.
- Zatem wierzę, że z pomocą bogów i moją uda nam się jakoś wybrnąć z tego całego bagna. Nie zwykłam poddawać się na początku. Zresztą zapewne nie mamy nic już do stracenia. - wstała i rzuciła na odchodne - Liczę, że obie nie zawiedziemy się na sobie. - zamrugała, tak jakby chciała w ten sposób przypieczętować cichą umowę, jaka w tej chwili zapadła zdaniem Leili.

***

Gdy statek stanął na redzie, całe okrętowe towarzystwo łodzią przedostało się na ląd. Kiedy królewna zorientowała się, że do Bulcraftów jedzie Ingrid, Felicjan i George, pstryknęła palcami, a już po chwili stała przed nimi dorożka. Jazda upływała sennie i po avalońsku. Horyzont otulała sławetna mgła tak, że trudno było dojrzeć cokolwiek interesującego. Leila przymknęła oczy i nawet nie zwróciła uwagi, gdy we śnie jej głowa wylądowała na ramieniu George’a. Rozmaite sceny przesuwały się przed jej oczami. Raz była w Reilanie, raz na okręcie, a raz w avalońskim porcie, na którym czyhał już na nią okrutny Azbur Han. Zatrwożona wtuliła się mocniej w mężczyznę, a gdy dorożka szarpnęła zobaczyła Kurta. Poczuła przypływ spokoju i dziwne ukojenie. Ten mężczyzna dawał niepojęte uczucie bezpieczeństwa. Zaraz zjawiła się jego kajuta i ona siedząca bez skrępowania jak podrzędny marynarz na podłodze z kubkiem pełnym alkoholu, w wyciągniętej koszuli i z rozpuszczonymi włosami. Ten wieczór należał do tych, które na długo pozostają w pamięci. Wtedy poczuła, że wszelkie troski i zmartwienia pozostały gdzieś daleko w tyle mimo, że przedmiotem rozmowy wciąż były męczące ją problemy....
***
Zlustrował ją spokojnym wzrokiem, pokiwał powoli głową, po czym otworzył drzwi i wskazał szerokim ruchem ramienia kajutę. To był chyba gest oznaczający "czuj się jak u siebie". Westchnął z rezygnacją. Swoim zwyczajem oparł się o ścianę i milczał chwilę, znów przyglądając się kobiecie.
- Próbowałam dowiedzieć się czegoś od pana Warda na temat tych listów gończych, ale niestety nie raczył się przede mną otworzyć, czemu się akurat specjalnie nie dziwię. - westchnęła - Choć przyznam szczerze, że liczyłam na to. Natomiast... nie udało mi się jeszcze porozmawiać z Beatriz. Nie uważa pan, że jej sprawa jest nieco podejrzana? To tylko wieśniaczka.
Podniósł się, kiedy tylko kobieta usiadła na ziemię. Podszedł do swojego bagażu, wyciągnął wino i miedziany kubek. Napełnił naczynie i podał kobiecie. Sam napił się jak żołnierz. Prosto z butelki. Zmrużył oczy spoglądając na królewnę.
- To proste, pani... Ona nie jest tym, za kogo się podaje. - znowu uniósł alkohol do ust. - Ale czy to jest podejrzane? Nie bardziej niż moja czy Twoja obecność na tym okręcie.
- Tak...to prawda.. mam wrażenie, że mimo, że jesteśmy na pokładzie...wszyscy na miano rozbitków zasługujemy... - wpatrzyła się w kubek w zamyśleniu - A czy ... - zawiesiła na chwilę głos namyślając się, czy właściwie taktownie jest zadać to pytanie - w związku ze swoimi poszukiwaniami ma pan jakiś plan? - spojrzała na mężczyznę przyjaźnie - gdyby mi pan opowiedział szczegółowiej, jak pana sytuacja wygląda, może łatwiej byłoby przyjść panu z pomocą... - nie oderwała od niego wzroku czekając na reakcję...reakcję, której nie było.
Długo zachowywał się jakby pytania nie usłyszał. Dopiero po chwili uśmiechnął się kącikiem ust spoglądając na królewnę.
- Zawsze jest jakiś plan, pani. Szukam kobiety. Mówiłem już o niej. Ponoć wie coś na temat moich dzieci. - potarł dłonią podbródek, zamyślił się na kilkanaście sekund. - Nie wiem czy będziesz w stanie pomóc, wasza wysokość. Z resztą... Masz swoje problemy. Nie będę Ci nastręczał nowych.
Wyjrzał przez bulaj. Odwrócił się do kobiety wtykając kciuk za pas.
- Późno już, pani. Ponoć jutro dopłyniemy do Avalonu. Nie wiemy co nas tam czeka... Powinniśmy odpocząć.

***

Rodzina Bulcarftów okazała się typową, flegamtyczną, avalońską rodziną. Leila wynudziła się tam jak przysłowiowy mops. Cieszyła się niezwykle, że znowu siedzi w dorożce i nareszcie zbliża się do upragnionej wizyty u królowej w Balluf u lorda Mainterr.
 

Ostatnio edytowane przez Eli : 20-12-2010 o 20:35.
Eli jest offline